- 1 "Grillujemy" współczesne kino (49 opinii)
- 2 Co robić w długi weekend w mieście? (40 opinii)
- 3 "Kaskader": kciuk w górę, a nawet dwa (19 opinii)
- 4 Gdzie można grillować i zrobić ognisko? (34 opinie)
- 5 Planuj Tydzień: Fado, Rynkowski i majówka (7 opinii)
- 6 Nie wyobrażamy sobie majówki bez piwa? (110 opinii)
Z "The Rockiem" wśród zwierząt. Recenzja filmu "Rampage: Dzika furia"
Dwayne Johnson z pomocą rozwścieczonych bestii fabułę rozerwał na strzępy, logikę bezceremonialnie wręcz zmiażdżył, a wszelkiemu realizmowi spuścił porządne manto. "Rampage" kategorycznie należy do filmów, które trzeba śledzić nie z jednym, a z obojgiem przymrużonych oczu. Choć pole widzenia wówczas mocno się zawęża, to kluczowe atuty - "The Rocka" i bijatykę przerośniętych zwierząt - bez trudu da się dostrzec, a nawet zaczerpnąć z tego niemałą frajdę.
Niedorzeczne nie oznacza niemożliwe. Hollywood przerabiał już najbardziej absurdalne ekranizacje popularnych gier. Bob Hoskins z obfitym wąsem i w czerwonym wdzianku ratował księżniczkę Daisy ("Super Mario Bros."), Adam Sandler ścigał się z Pac-Manem i walczył z Donkey Kongiem ("Piksele"), a kreatywni scenarzyści na filmową taśmę potrafili przenieść nawet trywialną grę w statki ("Battleship: Bitwa o Ziemię"). Nakręcenie filmu na podstawie platformówki, w której przerośnięte zwierzęta demolują wieżowce, wydawało się więc błahostką. Szczególnie, gdy nową produkcję na potężne bary zarzucił Dwayne Johnson we własnej osobie.
Muskularny gwiazdor tym razem wciela się w postać Davisa Okoye, prymatologa, który w zamkniętym rezerwacie opiekuje się stadem goryli. Mężczyzna raczej stroni od ludzkiego towarzystwa, a najlepiej dogaduje się z przywódcą małpiej rodziny, srebrnogrzbietym gorylem o imieniu George. Ulubieniec Davisa pewnej nocy natrafia na tajemniczy przedmiot. Kontakt ze znaleziskiem sympatycznego i dowcipkującego albinosa przeobraża w gigantyczną bestię siejącą spustoszenie. Okazuje się, że podobnej mutacji uległo jeszcze dwóch drapieżników: wilk i aligator. Cała trójka rusza na zaludnione Chicago, a w ślad za olbrzymami podąża właśnie Okoye. Cel misji: ocalić świat i małpiego kumpla. Bułka z masłem.
Jakiekolwiek analizowanie fabuły zdaje się być bezużyteczne i bezsensowne. Wystarczy krótki opis dystrybutora czy migawka filmowego zwiastuna, by w sekundę pojąć, że w "Rampage" rozbudowanych dialogów, interesujących postaci i logicznego scenariusza nie odnajdziemy. Bohaterowie komunikują się ze sobą głównie za pomocą jednozdaniowych sloganów niczym z telewizyjnej reklamy. Teleportują się z miejsca na miejsce z prędkością światła. Szczęścia mają więcej niż rozumu, a poza zapracowanym Johnsonem w zasadzie to zamiatają nogą podłogę.
Zanim twórcy filmu na dobre rozkręcą ekranową jatkę, snują jeszcze nieporadnie w tle opowiastki o moralności genetycznych eksperymentów, grożą palcem kłusownikom i wyśmiewają głupotę wojskowych przywódców. Obiektywnie jednak patrząc, mądrością to tutaj jednak nikt nie grzeszy. W cenie są zaś kaskaderskie popisy, emocjonalne wrzaski i celny dowcip, z którym w "Rampage" jest jednak na bakier.
Wystarczy przeczekać kilkuminutowy prolog, by akcja pociągnęła nas niczym nurt rwącej rzeki, z której łatwo wydostać się nie będzie. Nieprzyzwoicie podkręcone tempo akcji sprawia, że nie ma zbytnio czasu na rozpamiętywanie fabularnych wpadek. Zaczynamy funkcjonować w rytmie samych bohaterów, którzy co prawda stronią od wszelkich refleksji, ale nadrabiają to zaangażowaniem. Reżyser Brad Peyton oszczędza nam nadmiernych przestojów, koncentruje kamerę na najważniejszych postaciach, a przede wszystkim w odpowiednim momencie wywołuje lawinę efektów specjalnych, która przynajmniej na krótki moment zmiecie wszelkie pozostałe niedociągnięcia.
Pod kątem wizualnym daremnie można oskarżać twórców o oszczędność środków i minimalizm. Luźną ręką filmowcy zrzucają na przerażone Chicago potrójny kataklizm pod postaciami goryla, aligatora i wilka. Co najmniej intrygująco wykreowane przez speców CGI potwory strzeliste wieżowce zgniatają jak puszki, a na ulicach amerykańskiego miasta urządzają sobie mini-igrzyska z oryginalnymi dyscyplinami jak rzut czołgiem, miotanie śmigłowcami, pchnięcie mostem czy siatkonoga, gdzie rolę piłki przejmują pojazdy różnych gabarytów i przeznaczenia. Niesamowicie intensywna półgodzinna demolka z powodzeniem rekompensuje stek fabularnych bzdur podsuwanych widzowi pod nos, choć i w tych kluczowych scenach nie brakuje abstrakcyjnych rozwiązań i absurdalnych pomysłów.
Pomimo panoszenia się na ekranie trzech gigantycznych bestii, to jednak największą gwiazdą "Rampage" niezaprzeczalnie jest Dwayne Johnson. Wbrew sloganowi reklamującemu film - duży spotyka większego - "The Rockowi" wcale nie przeszkadza rola Calineczki w świecie potworów w rozmiarze XXL. Aktor pełnymi garściami czerpie ze swojego dotychczasowego emploi - pręży bicepsy, złowrogo marszczy brwi, rzuca na lewo i prawo perłowym uśmiechem albo półstrawnym żartem. Znów jest gościem, z którym nie wypada nie zbić piątki po wypełnionej misji.
Johnson, nie tylko ze względu na warunki fizyczne, ale także z powodu niesamowitej ekranowej charyzmy i wyrazistości, zazwyczaj pozostawia skromną już przestrzeń dla pozostałych członków obsady. Podobny schemat można odnaleźć w "Dzikiej furii". Naomie Harris w towarzystwie "The Rocka" kurczy się do mikroskopijnych rozmiarów, zaś Malin Akerman w roli czarnego charakteru nie wychodzi poza absolutne minimum. Jedynie Jeffrey Dean Morgan, rządowy agent z duszą teksańskiego kowboja, wydaje się być godnym partnerem Johnsona. Zastanawiać może tylko zdolność odgrywanej przez niego postaci do pojawiania się w różnych scenach zupełnie znikąd.
"Dzika furia" z pewnością ma zadatki na solidne kino akcji z przygodową nutą i klimatem pierwowzoru, do którego zresztą w filmie jest sporo odwołań, lecz jednocześnie nie wybija się ponad przeciętność gatunku. Biorąc pod uwagę ostatnie tytuły, w które angażuje się Dwayne Johnson, jest ponadto filmem zaskakująco brutalnym, a nieraz krwawym, przez co należy dość ostrożnie dobierać sobie kinowego kompana w postaci młodego widza.
"Rampage" oferuje całą gamę pojedynków, nie tylko tych dosłownie zaprezentowanych w filmie. Logika walczy z widowiskowością, scenariusz z efektami specjalnymi, zdrowy rozsądek z absurdem, a pragmatyzm z eskapizmem. Jeżeli przed seansem wiemy, po której stronie się opowiedzieć, to raczej nie spotka nas rozczarowanie. Po końcowym kadrze emocje jednak spłyną z nas szybciej niż pot po naoliwionej łysinie "The Rocka".
OCENA: 5/10
Film
Opinie (13) 1 zablokowana
-
2018-05-12 17:52
Widać brak konsekwencji recenzenta (1)
"Rampage" zjechane za tandetne dialogi, niespójną fabułę i ciągłą, bezsensowną rąbankę, a niedawne "Avengers" wychwalane dokładnie za to samo.
- 17 7
-
2018-05-12 20:07
jeśli to prawda, to jedynie potwierdza, ze nie jest ważne co się pisze ale na jaką długość (wierszówka) ,,,, :)))
- 3 0
-
2018-05-12 21:05
(1)
jak widzę w obsadzie takich aktorów jak, Johnson, Lundgren, Seagal, Statham czy Neeson, to odpuszczam sobie oglądanie (o Karolakach i Szycach nie wspomnę)
- 9 8
-
2018-05-13 09:20
To dobrze bo Karolak i Szyc mogli by im co najwyzej buty pastowac:)
- 6 0
-
2018-05-12 22:10
Uderzające
podobieństwo(patrz zdjęcie).
- 4 0
-
2018-05-12 22:33
"Dzika furia"- a jest spokojna furia, czy kulturalna furia ?
Czasami wydaje mi się że tytuły filmów wymyślają, albo tłumaczą na polski półgłówki...
- 5 1
-
2018-05-12 23:49
Poważnie, nie ma już o czym pisać?
- 3 0
-
2018-05-12 23:52
Popcorn nie dziękuję (3)
Nie chodze na takie filmy bo zamiast filmu słysze mlaskanie i czuję smród popcornu i wysysanie do ostatniej kropli coli z pojemnika.
- 7 1
-
2018-05-13 09:26
To niema znaczenia na co idziesz bo popkorn i cola jest sprzedawana na miejscu w kasie (1)
To kina dodatkowy zarobek.
- 0 1
-
2018-05-13 10:34
Taa
Te żrące i mlaskajęce mordy zepsują chęci na kolejne filmy
- 2 0
-
2018-05-13 21:30
a domu nie mlaskasz?
pewnie i pierdzisz, wiec lepiej siedz w chacie
- 0 0
-
2018-05-13 02:33
Na huk ta recenzja?
Żeby redaktor film w kinie obejrzał? Czekam na recenzję innych wybitnych filmideł.
- 1 1
-
2018-05-13 09:29
Mieliśmy Rambo ,Terminatora.a teraz jest Dwayne Johnson namaszczony na wielkoluda bohatera.
Nie spodziewałem się ze to będzie on .
- 1 1
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.