• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Open'er: zmasowany atak muzyki na zakończenie

Jakub Knera
7 lipca 2008 (artykuł sprzed 15 lat) 
aktualizacja: godz. 12:34 (7 lipca 2008)
Najnowszy artykuł na ten temat Open'er w czołówce europejskich festiwali
Jak zwykle Massive Attack nie zawiódł swoich fanów. Jak zwykle Massive Attack nie zawiódł swoich fanów.

Ostatni dzień Festiwalu Open"er okazał się zdecydowanie najlepszym - przede wszystkim za sprawą wszystkich zespołów na Głównej Scenie, które dały rewelacyjne koncerty, doskonale wieńcząc trzydniowe święto muzyki w Gdyni.



Zobacz galerię z tegorocznego Open'era: zdjęcia Heineken Open'er 2008


Trzeci dzień nie zawiódł również pod względem pogody. Mimo tego, że wiele osób ubrało kolorowe kalosze, nie były one potrzebne - podczas tegorocznej imprezy na teren festiwalu nie spadła ani kropla deszczu.

Ostatni dzień Open'era oprócz gwiazd był także interesujący ze względu na polskie zespoły prezentujące się na mniejszych scenach. Już chwilę po godz. 17 w Tent Stage rozpoczął grać warszawski Hatifnats. Intrygujące wrażenie robił przede wszystkim głos ich wokalisty brzmiący bardzo... dziewczęco. Połączenie go z gitarową drapieżnością i rozpędzoną sekcją rytmiczną zachwyciło publiczność zgromadzoną w namiocie. W tym samym czasie warto było zajrzeć na Scenę Młodych Talentów, gdzie występował zespół Gasoline, w swojej twórczości łaczący elektronikę i instrumentalne gitarowe utwory, oparte głównie o linię basu.

Jednak największy aplauz wzbudził występujący po nich Bajzel -człowiek-orkiestra, który ze swoimi potężnymi riffami gitarowymi sprawdzał się lepiej niż na klubowych występach - jego niezwykle przestrzenne i dynamiczne zagrania rozciągały się wszerz po całym polu festiwalowym, przyciągając jeszcze więcej ludzi. Nie ma się co dziwić - rockowego czadu, jaki zaoferował Bajzel w pojedynkę może mu pozazdrościć mnóstwo wieloosobowych zespołów gitarowych.

Później w Tent Stage wystąpiła trójmiejska formacja Kobiety, która na tak wielkiej przestrzeni brzmiała doskonale. Nie kluby i ciasne pomieszczenia, ale właśnie tak ogromny obszar jak Scena Namiotowa - tam ten zespół sprawdza się wyśmienicie. Rockowa ekspresja, w połączeniu z wibrafonem i tekstami Grzegorza Nawrockiego zachwycała publikę wzbudzając aplauz.

Trzeci dzień festiwalu inaugurował oficjalnie na Głównej Scenie zespół Lao Che i to właśnie oni okazali się najlepsi z tria zespołów (obok Much i Cool Kids of Death), które każdego dnia rozpoczynały występy na Main Stage. Dlaczego? Przede wszystkim z powodu niezwykle rozbudowanego instrumentarium, uzupełnionego tym razem o trzyosobową sekcję dętą. Zachwycili publikę również za sprawą niezwykłego eklektyzmu łączącego punk-rock, folk z elementami kabaretowymi, a wszystko to podane pod postacią niezwykle przebojowych kawałków - muzycy Lao Che żonglują gatunkami jak mało kto nad Wisłą. Publiczność śpiewała z nimi teksty, tańczyła i skandowała, a płocka formacja po raz kolejny udowodniła, że ich muzyka cały czas nie traci na świeżości i ponadczasowości.

Po koncercie praktycznie należało już zostać przy Głównej Scenie do samego końca. Punktualnie o godz 21 pojawił się tam brytyjski zespół Goldfrapp, w niezwykle rozbudowanym składzie. Wokalistka, Alison już od pierwszych dźwięków urzekła publiczność swoją lekkością, delikatnością, ale także przebojowością i bez przesady można powiedzieć, że z kobiet, które wystąpiły na Main Stage podczas Open"era to właśnie ona spisała się najlepiej. W obszernej koszuli, jak na okładce swojej najnowszej płyty wyglądała iście anielsko, a jej subtelny głos doskonale współgrał z dźwiękami wygrywanymi na harfie, które razem z melodiami tworzonymi na klawiszach, skrzypcach i gitarze akustycznej tworzyły bajkowy klimat. Głos Alison przebijał przestrzeń przy mocnych trip-hopowych bitach, najpierw dość spokojnych, a potem rozwijających się w dynamiczne i wciągające utwory przy których publika z trudem mogła powstrzymać się od tańczenia. Mimo, że grupa jest kojarzona z muzyką trip-hopową, na końcu eksplodowali z taką ekspresją, jakiej nie powstydziłby się żaden rockowy zespół.

Najlepsze jednak miało dopiero nadejść. Ci, których występ bristolskiej formacji ominął cztery lata temu na Skwerze Kościuszki czekali na ten moment z ogromną niecierpliwością - punktualnie o godz. 23 na scenie pojawiła się grupa Massive Attack. Już od pierwszych dźwięków wzbudzili aplauz publiczności mimo, że rozpoczęli od utworów z nowej, nieznanej jeszcze płyty. Ale gdy tylko rozbrzmiały pierwsze nuty słynnego "Risingson" czy "Teardrop" z grającą na gitarze uroczą blond wokalistką Stephanie Dosen w zwiewnej spódniczce, publiczność była wniebowzięta.

Później zespół raczył słuchaczy na zmianę nowymi kompozycjami i tymi najbardziej znanymi - przy wszystkich odczuwało się doskonałą linię basu, która momentami aż dudniła, ale brzmiała znakomicie, a w połączeniu z dwoma perkusjami, gitarą elektryczną czy rozmaitymi elektronicznymi wstawkami zachwycała wszystkich. Całość była okraszona niezwykłymi wizualizacjami, komentującymi współczesny świat - migającymi napisami, wyświetlającymi odloty samolotów do stolic różnych krajów czy mapą świata obracaną na wszystkie strony. Jednak apogeum występu nastąpiło podczas wykonywania "Intertia Creeps", kiedy na ekranach zaczęły przesuwać się napisy z tytułami tekstów z... plotkarskich portali.

Doskonałą ideą było przeniesienie tego pomysłu na polskie realia oraz pokazania jak błahymi tematami komentującymi życie gwiazd show-biznesu interesują się codziennie ludzie. Potem od śmiechu z popkultury, muzycy - słynący z angażowania się w kwestie polityczne - przeszli do tematu ograniczania wolności w europejskich krajach i czasu przetrzymywania ludzi w aresztach bez podania przyczyny, wyświetlając liczby dni na telebimach. Przechodząc płynnie od śmiechu w refleksję udowodnili swoją klasę i ponadczasowość, a także że oprócz słuchania muzyki starają się skłonić publikę do zastanowienia nad problemami współczesnej cywilizacji.

Tą niezwykłą atmosferę uzupełnił występ duetu The Chemical Brothers, który porwał zgromadzony tłum do tańca przy elektronicznej muzyce. Po intro, którym była odmiana utworu "Tomorrow Never Knows" The Beatles, zespół eksplodował słynnym "Galvanize", co zachwyciło rozszalałych fanów ich muzyki. Całość występu pionerów big beatu (odmiany muzyki tanecznej) była uzupełniona imponującymi wizualizacjami - czy były to niebieskie koła z obracającymi się zębatkami, czy gama kolorowych kropek, czy też para tancerzy lub tajemnicza postać i klaun śpiewający teksty utworów. Wszystko to łączyło się z coraz szybszą muzyką, wśród której pojawiło się mnóstwo znanych utworów grupy ze słynnym "Hey Boy Hey Girl" na czele. The Chemical Brothers nie dali odpocząć ani na chwilę. Przy ich dźwiękach ludzie tańczyli do samego końca, chcąc wykorzystać ostatnie chwile festiwalu. Tym show potwierdzili jakość swoich występów na żywo i doskonale zwieńczyli nim imprezę zamykając najlepszy ze wszystkich dni festiwalowych.

Później tłumy wielbicieli muzyki udały się do namiotów i domów wracając powrotnymi autobusami do centrum Gdyni. A ci najbardziej zapaleni już zaczęli myśleć o następnej edycji imprezy i odliczać dni do kolejnego święta muzyki, które w Babich Dołach eksploduje fuzją różnorodnych zespołów już za rok.

Wydarzenia

Opinie (33) 5 zablokowanych

  • do Kriss, Krzychu

    Też byłem 4 lata temu na Skwerze i MA lepiej wtedy wypadło: efekty świetlne robiły wrażenie, i ogólnie dźwięk był mocniejszy, bas przenikał przez całe ciało.. I ogólny klimat koncertu był o niebo lepszy. A teraz wypadło to trochę blado. Może za daleko stałem? A może publiczność była inna?

    Inna sprawa, że ChB zmiażdżyli wszystko.. Dźwięk i światło docierały do granicy bólu percepcji, żeby na chwilę odpuścić, dać odpocząć i znowu nabierały tempa i intensywności. Momentami sprawiało to wrażenie jakby ktoś wbijał igły w gałki oczne i szorował drucianą szczotką mózg.. Jak już wydawało się, że dłużej nie można tego znieść, dźwięki łagodniały, światła przygasały, dawały przez chwilę odpocząć, a za moment napięcie znów narastało i narastało, i tak wielokrotnie..
    Może tylko brakowało średnicy. Np. w Galvanize jest dużo fajnych wibracji w środku pasma, a pomimo, że stałem w okolicach budki suflera ;) nie było ich słychać.

    Rzadko daję się zaskoczyć na koncertach, ale MA 4 lata temu i ChB w ostatnią niedzielę to były naprawdę wielkie wydarzenia.

    • 0 0

  • Niestety byłam tylko w sobotę, z przyczyn finansowych i nie tylko. bardzo żałuję, że nie dane mi było być w piątek, a najbardziej w niedzielę! Już szykuje się na za rok i bardzo bardzo marzę o Radiohead!!!

    • 0 0

  • Jak dla mnie najlepszy (pod wzgledem line-upu) byl dzien 2. Uwazam, ze ktorys z wykonawcow z tegoz dnia powinien grac dnia ostatniego, jako alternatywa dla tych, ktorzy brzmienia elektroniczne lubia nieco mniej. Zwlaszcza, ze 2 dnia trzeba bylo dokonywac zbyt wielu bolesnych wyborow.

    Ale i tak bylo super!! :)

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (2 opinie)

(2 opinie)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years!

159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Kuratorami 14. edycji festiwalu są: