- 1 Juwenalia: Bajm, LemON i strefy z nagrodami (54 opinie)
- 2 Trzydniowa kulinarna Feta na stoczni (54 opinie)
- 3 Momoa spotkał się z Michalczewskim (59 opinii)
- 4 Chowają pieniądze w miejscach publicznych (52 opinie)
- 5 Jason Momoa w gdańskiej restauracji (137 opinii)
- 6 Juwenalia Gdańskie: koncerty i atrakcje (12 opinii)
Robaki na talerzu i obiad po ciemku. Lokale, których w Trójmieście brakuje
W Trójmieście są setki restauracji przeróżnego typu. Znaleźliśmy jednak kilka rodzajów lokali, których tutaj nie znajdziesz. Czy powinny powstać?
Gorący kociołek
Restauracje i uliczne stragany z tzw. gorącymi kociołkami to najpopularniejszy sposób przyrządzania jedzenia w całej Azji - szczególnie w Chinach, skąd ta tradycja się wywodzi. U nas to wciąż egzotyczna nowość. W Polsce funkcjonuje tylko jedna restauracja typu hotpot - warszawskie Shabu Shabu. A szkoda, bo to proste i smaczne jedzenie, które przy odrobinie wysiłku restauratorów mogłoby stać się równie popularne, co sushi. Wszystko opiera się na idei samodzielnego przygotowania posiłku, najlepiej w gronie przyjaciół lub bliskich.
Klienci siadają przy specjalnych stołach z wbudowanymi podgrzewaczami. Każdy otrzymuje kociołek z wybranym rodzajem bulionu oraz dobiera surowe składniki: mięsa, orientalne warzywa czy owoce morza. Gdy wywar zaczyna bulgotać, zaczyna się zabawa. Każdy samodzielnie komponuje smak swojej zupy, wkładając składniki do garnka, po kilku minutach je wyławiając i zjadając z bulionem. Choć znajdą się tacy, którzy będą narzekać, że muszą niemało zapłacić za obiad i jeszcze go samemu przygotować, warto choć raz wybrać się na gorący kociołek. W żadnej innej restauracji tak aktywnie nie spędzimy czasu, nie zintegrujemy ze znajomymi lub - na randce - nie poznamy kulinarnych zdolności naszego partnera.
Pełzający talerz
Niektórzy naukowcy utrzymują, że za czterdzieści lat więcej osób na świecie będzie jadało owady, niż wołowinę. Inne dane pokazują, że latające i pełzające robaki spożywa blisko 80 proc. ludności świata. I nie ma się co temu dziwić - owady znajdują się w normalnej diecie wielu Azjatów czy mieszkańców Ameryki Południowej, gdzie w kinie zamiast popcornu można kupić pieczone mrówki. U nas wciąż jednak budzą odrazę. Czy słusznie?
Zwolennicy takiej diety utrzymują - i mają rację - że to bardzo bogate w białko, wapń, żelazo i minerały pożywienie. Co więcej, szaszłyki z szarańczą, koniki polne z grilla, prażone larwy i inne tego typu przysmaki niemal nie posiadają tłuszczu. Robactwo można podawać również w bardzo wyrafinowany sposób. Otwarta rok temu w Warszawie restauracja Co To To Je larwy mącznika serwowała z serem camembert, a szarańczę - w cieście tempura czy w gorzkiej czekoladzie. Niestety, jedyna tego typu restauracja w Polsce została po kilku miesiącach zamknięta. Pojawienie się kolejnej to zapewne tylko kwestia czasu - przecież do krewetek i sushi Polacy również przekonywali się kilka lat.
Jedzenie po ciemku
Czego nie widać, to łatwiej przełknąć? A może wręcz przeciwnie - żeby coś zjeść, musimy to najpierw zobaczyć? Każdy, kto ma takie dylematy, powinien wybrać się do restauracji serwującej dania w całkowitej ciemności. Pierwszym tego typu lokalem w Polsce jest poznańska Dark Restaurant. Bliżej z Trójmiasta znajdziemy jednak bydgoski Czarny Diament. Nieczynna jest już warszawska Dans Le Noir?, w której obsługiwali niewidomi kelnerzy.
Jak to wszystko wygląda? Każdy tego typu lokal wymaga wcześniejszej rezerwacji stolika. Przy drzwiach wita nas kelner w noktowizorze, który wypytuje o nasze preferencje kulinarne. Nie dowiadujemy się jednak, co zostanie podane, możemy jedynie wskazać, czego jeść sobie nie życzymy. Następnie prowadzeni jesteśmy do stolika i zaczynamy się ucztowanie w ciemnościach. Dostajemy kolejne potrawy i wyłącznie od naszego kulinarnego doświadczenia zależy to, czy rozpoznamy smaki. Po zakończonym seansie, który zazwyczaj trwa około półtorej godziny, możemy spotkać się z szefem kuchni i podzielić się wrażeniami. Ponoć jedzenie po ciemku niezwykle męczy, a to z powodu wzmożonej pracy zmysłów smaku, węchu i słuchu, którymi w ciemnościach zastępujemy wzrok.
Ten rodzaj pubu ucieszy piwoszy, którzy mają dość smakującego identycznie, niezależenie od marki, piwa z tzw. browarów przemysłowych. Mowa o multi-tapach, czyli barach piwnych wyposażonych w kilkanaście lub kilkadziesiąt nalewaków, z których serwowane są wybrane najciekawsze piwa z danego regionu świata lub konkretnego browaru rzemieślniczego. To obecnie najmodniejsze rodzaje pubów w Warszawie czy w Krakowie. W Trójmieście dopiero zaczynają nieśmiało powstawać.
Już istnieje kilka pubów, w których właściciele zrezygnowali z browarów przemysłowych i leją lepszej jakości piwo od małych dostawców. Prym wiedzie tutaj Lawendowa 8, gdzie czynnych jest do dziesięciu kranów. Niekiedy również w Degustatorniach czynnych jest dziesięć nalewaków. Żaden z trójmiejskich lokali nie zbliża się jednak do rekordu warszawskiego Piw Paw, gdzie piwo jest na co dzień lane z aż 57 kranów zajmujących całą ścianę, czy krakowskiej Omerty serwującej z 30 stanowisk. Warto dodać również, że prawdziwy multi-tap to nie jest wyłącznie piwiarnia - to również skarbnica wiedzy o złotym trunku, a prowadzić go powinni eksperci, którzy niczym najlepsi sommelierowie doradzą gatunek i smak piwa klientowi.
Opinie (77) 6 zablokowanych
-
2014-03-09 13:44
Robale w każdej okolicznej kępie krzaków można znaleźć. Smacznego.
- 9 0
-
2014-03-09 13:48
Nigdy nie zjem szarańczy czy innej larwy... Aż mi sie niedobrze zrobiło!
- 7 2
-
2014-03-09 13:51
jesteś tym co jesz
i tyle
- 4 1
-
2014-03-09 15:08
mie brakuje takiej knapy (4)
ze można by się upodlić, zarzygać, i spać pod stołem
- 22 4
-
2014-03-09 15:26
Odkąd zamknęli bar stoczniowy to faktycznie nie ma :P
- 13 2
-
2014-03-09 23:06
i zesrać w gacie...
smacznego !
- 3 1
-
2014-03-10 02:44
Wciąż są!
Takie lokale w Trójmieście wciąż są! Choćby w Gdyni na Jana z Kolna, na Grabówku czy w Gdańsku przy pętli w Oliwie. Zaletą tych miejsc jest także to, że tu piją prawdziwi ludzie z prawdziwymi problemami a nie hipsterzy, studenciki czy inteligenci za 2 dychy.
- 7 1
-
2014-03-11 10:41
Idź do Duszka:)
- 0 1
-
2014-03-09 15:23
a (5)
Jak mam jeść w jakiejkolwiek knajpie, to wolę suchą bułę.
- 7 7
-
2014-03-09 15:24
hahah (4)
biedak
- 4 4
-
2014-03-09 15:29
a (3)
Nie biedak tylko rozsądek!
- 4 8
-
2014-03-10 21:57
hahah (2)
pusto w portfelu = rozsądek..
biedaku co ci nie pasuje w restauracjach?- 1 1
-
2014-03-11 09:44
przejdź się kiedyś na zaplecze takiej restauracji (1)
pablitku
- 1 3
-
2014-03-11 18:43
jakiej?
chodze do dobrych restauracji. nie do jakiś zapyziałych barów
- 0 1
-
2014-03-09 16:13
otwierać lokalz niszowymi daniami dla pięciu osób?
dobry sposób na wtopienie kasy
- 4 1
-
2014-03-09 16:20
Raczej wole wiedziec co jem :) Ale za to brakuje randek po ciemku .
- 1 2
-
2014-03-09 16:27
Spokojnie . Są w Trójmieście i były taki lokale.
Zrazy z muchą w środku , befsztyk z zapieczonym pająkiem i inne dania z insektami. Im brudniej w kuchni tym większy wybór.....
- 9 0
-
2014-03-09 17:01
głupota ludzka nie ma granic, ot i wszystko!
- 3 2
-
2014-03-09 17:24
Restaurancja (7)
brakuje restaurancji gdzie mozna zamowic muche na dziko
- 13 1
-
2014-03-09 18:01
:) (3)
muchy , to można spotkac latem w wiekszosci kuchni restauracyjnych. ...zresztą domowych też. Najcześciej gdzies w okolicach śmietnika. Tylko, kurcze, nie wiem, czy one tak na zamówienie pszyfruwaja, czy zupełnie na dziko...hmmmm
- 6 0
-
2014-03-09 18:33
pRZyfruwają (1)
- 3 0
-
2014-03-09 18:51
oj, no byka strzeliłam pięknego ...fakt.......i się nawet edytowac juz tego nie da uuuuuuuuups:(
- 1 0
-
2014-03-10 01:38
muchy...
a lep na muchy to od czego jest...
- 0 0
-
2014-03-09 19:46
No
No - i Szum Lasu.
- 0 0
-
2014-03-09 22:18
albo dzika na dziko po bieszczadzku (1)
- 1 0
-
2014-03-09 22:20
Tytus rządzi :)
- 1 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.