- 1 Nie wyobrażamy sobie majówki bez piwa? (84 opinie)
- 2 Co robić w długi weekend w mieście? (39 opinii)
- 3 Zamknięto jedyną ukraińską dyskotekę (160 opinii)
- 4 Majaland: znamy termin otwarcia i cennik (578 opinii)
- 5 Majówka: pomysły na jednodniowe wycieczki (49 opinii)
- 6 Majówkowe świętowanie, ale bez parady (139 opinii)
Błogosławiony niedosyt po Dniach Muzyki Nowej
Tegoroczne Dni Muzyki Nowej można śmiało nazwać szermierczym pojedynkiem na smyczki. Jeśli festiwal można nazwać turniejem, to zwycięzcą, zgodnie z przewidywaniami został Kronos Quartet, którego występ okazał się niemal kompletnym podsumowaniem i zarazem kwintesencją tego, co mogliśmy zobaczyć w pozostałe dni. Trzymając się terminologii sportowej: cały festiwal zasłużył na bardzo wysokie noty, mimo potężnego rozczarowania, jakim okazał się występ Lucky Dragons.
Kwartet rozpoczął brawurowym wykonaniem I Kwartetu Smyczkowego Aleksandra Lasonia i Quantum Pawła Pietruszewskiego. Nie pozostawił żadnych wątpliwości, że nawet w zmienionym składzie prezentuje wyśrubowany poziom. Słuchacze mieli do czynienia z całą paletą brzmień, barw i technik wykonawczych. Zespół ze swobodą prowadził muzykę przez trudne i zgrzytliwe dysonanse do ciepłych, majestatycznych konsonansów. Aranżacje piosenek Grzegorza Ciechowskiego, które zaprezentowali po przerwie, wzbudziły już dużo mniej emocji. Kompozycje obdarte z charyzmy lidera Republiki i z jej charakterystycznego brzmienia i rockowego pazura okazały się dość płaskie i nudne.
Występujący drugiego dnia Johan Johansson z udziałem kwartetu smyczkowego zaprezentował typowo islandzkie reguły gry. Graniczący z autyzmem minimalizm sceniczny i oszczędne w formie, jednostajne kompozycje mogły odstraszyć miłośników mocnych wrażeń. Jednak ci, którzy dali się zaprosić do tej sennej krainy Johanssona mogli przeżyć naprawdę wspaniałą podróż. Kompozycje z pozoru słodkie, mogły dostarczyć głębokich duchowych doznań. Pod skórą miękkiego brzmienia kwintetu (lider grał na fortepianie i obsługiwał laptopa), dało się wyczuć jakiś niejasny niepokój potęgowany przez rozmyte wizualizacje przedstawiające przypadkowe obrazy jakby podejrzane przez okno.
Z tej zadumy wyrwał słuchaczy jeden z najbardziej oryginalnych polskich składów występujący pod wszystko mówiącą nazwą Małe Instrumenty. Kwintet wyposażony w całą baterię miniaturowych instrumentów zachwycał wszechstronnością, bogactwem brzmień, poczuciem humoru i wyobraźnią. Zespół zaprezentował kompozycje ze swoich dwóch wydanych albumów (Antonisza i Chopina) oraz najnowszego, czekającego na publikację. Gwoli ścisłości - Małe Instrumenty chętnie korzystają ze smyczków, używając ich do grania na instrumentach strunowych, dzwonkach, a także rzadkiego instrumentu o nazwie daksofon.
Zespół Lucky Dragons miał nomen omen szczęście, że występował po Małych Instrumentach. Gdyby nie to, część widzów z pewnością zażądałaby zwrotu pieniędzy za bilety. Ich półgodzinny koncert zapowiadany jako eksperyment socjologiczno-muzyczny okazał się potężnym rozczarowaniem. Dwoje Kalifornijczyków rozpoczęło od zbudowania monotonnej frazy elektronicznej, którą następnie zaczęło modulować, używając specjalnie spreparowanego urządzenia składającego się z dwóch nałożonych na siebie arkuszy z tworzywa sztucznego. Po kilku minutach aparaturę oddano w ręce trójki widzów i na tym szumnie zapowiadany "eksperyment interaktywny" się zakończył. Lucky Dragons stać z pewnością na znacznie więcej, wiedzą o tym ci, którzy widzieli ich występy w internecie lub na Off Festival w Katowicach. Po koncercie w Żaku wszyscy kręcili głowami z niedowierzaniem.
Uczucie rozczarowania wymazał z pamięci koncert Kronos Quartet. Amerykanie zaproponowali niezwykle szeroki wachlarz pomysłów wykonawczych i rozwiązań aranżacyjnych, w którym znalazło się miejsce na "twardą" współczesną kameralistykę, zabawy "małymi instrumentami", uduchowione piękno muzyki etnicznej (hinduskiej, arabskiej czy greckiej) i muzykę filmową (zagrali słynny motyw z "Requiem dla snu" Darrena Aronofsky'ego). Kwartet zasługiwał na nieco mocniejsze nagłośnienie (widzowie filharmonii siedzieli cichutko jak trusie, by nie przegapić żadnego dźwięku), niektórym partiom zabrakło mocy. Gorące owacje i potrójny bis nie pozostawiał jednak wątpliwości, że mamy do czynienia z fenomenem. Mało który zespół jest w stanie zgromadzić tak liczną publiczność, grając tak trudną muzykę.
Dni Muzyki Nowej to festiwal krótki, od czwartku do niedzieli zaprezentowano zaledwie pięciu artystów. Ma to swoje zalety - niemal każdy jest w stanie wybrać się na wszystkie koncerty, co w przypadku innych imprez jest w zasadzie niemożliwe. Niestety, tak jak w przypadku Jazz Jantaru, znów zabrakło karnetów, będących sporym udogodnieniem i ukłonem w stronę widza. I choć pozostawia pewien niedosyt, to mam przeczucie, że XXI wiek będzie epoką przesytu, w której niedosyt będzie, paradoksalnie, luksusem. Założę się, że większość uczestników Dni Muzyki Nowej już zastanawia się, co będziemy mogli zobaczyć za rok.
Małe Instrumenty w klubie Żaku podczas festiwalu Dni Muzyki Nowej.
Wydarzenia
Miejsca
Zobacz także
Opinie (20) 1 zablokowana
-
2012-01-16 15:16
Koncert Kronos Ouartet (1)
Nagłośnienie podczas koncertu Kronos Quartet było według mnie w sam raz, wymuszało na publiczności zachowanie ciszy, która niestety nie zawsze jest dla słuchaczy oczywistością.
- 5 0
-
2012-01-16 23:33
Kronos quartet totalne dno
Nie wiadomo bylo czy oni graja czy stroja intrumenty
- 0 5
-
2012-01-18 10:58
lucky dragons byli na offie w mysłowicach a nie katowicach
i dla mnie był to najlepszy występ tamtego offa. A teraz to było dno, nie wiem co sobie wyobrażali...
- 1 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.