• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Czy muzyka musi być idealna? Recenzje płyt

Borys Kossakowski
24 września 2013 (artykuł sprzed 10 lat) 

Czy muzyka musi być perfekcyjna, a wykonanie bezbłędne? Niekoniecznie - przekonuje Jerzy Mazzoll, dla którego najciekawsze pomysły są wynikiem... pomyłek. W tym zestawieniu jest jednak Jerzy w mniejszości, bo Janusz Mackiewicz i State Urge to przedstawiciele skrajnie odmiennej filozofii grania. Posłuchajcie sami.



Jerzy Mazzoll feat. Tomasz Sroczyński - "Arythmic Perfection Project, Volume One: Rite of spring variation". Jerzy Mazzoll feat. Tomasz Sroczyński - "Arythmic Perfection Project, Volume One: Rite of spring variation".
Jerzy Mazzoll - "Rite of spring variation", Requiem Records 2013.

Większość z nas żyje w przeświadczeniu, że muzyka powinna być wykonywana w sposób perfekcyjny. Że im lepiej wykonany jest dany utwór, tym wyżej jest oceniany. Tylko nieliczni są świadomi tego, że cała masa muzycznych (i nie tylko) wytworów powstała z przypadku, a nawet z pomyłek. Świat muzycznych brudów, niedoskonałości, wpadek i uchybień od lat eksplorują artyści na całym świecie. W Polsce jednym z czołowych tropicieli pomyłek jest Jerzy Mazzoll, który ostatnio mocno uaktywnił się na rynku wydawniczym. Tym razem ukazuje się nam w duecie ze skrzypkiem Tomaszem Sroczyńskim na płycie pt. "Rite of spring variation". Album jest wariacją na temat "Święta wiosny" Igora Strawińskiego, ale z samym baletem ma niewiele wspólnego. Dla Mazzolla ważniejsze jest to, jakby mógł zabrzmień ten utwór, gdyby muzycy mylili się, ale nie sporadycznie, ale seryjnie. Żeby pomyłki były ważniejsze, niż kompozycja. To świat niezwykle barwny i raczej niechciany. Bo któż w świecie obsesyjnej pogoni za perfekcją chciałby słuchać pomyłek? Mazzoll idzie tu pod prąd ogólnoświatowej filozofii, nagrywając mantrę na klarnet basowy i skrzypce (często sztucznie rozmnożone przez efekty elektroniczne). Na tej krótkiej, niewiele ponad 30-minutowej płycie znajdziemy abstrakcyjne utwory, które wywołują różne emocje, jak na przykład... i tu niespodzianka. Mazzoll, cytując Strawińskiego, publikuje bowiem na okładce "Rite..." mniej więcej taką odezwę: "Uważam muzykę za niezdolną do wyrażania czegokolwiek: uczucia, postawy, zjawiska... Wyrażanie nie było nigdy właściwością muzyki. Jeżeli wydaje się, że muzyka coś wyraża, jest to tylko złudzenie, nie rzeczywistość...". Mazzoll ukazuje się nam po raz kolejny nie tylko jako improwizator, ale także filozof muzyki, szukający (lub odzierający ze) znaczeń i kontekstów. Na najnowszej płycie ląduje bardzo blisko muzyki filmowej do filmu "Róża" Mikołaja Trzaski. Wielkim plusem tej płyty jest współbrzmienie klarnetu Mazzolla i skrzypiec Sroczyńskiego. Czuć tutaj jedność myśli, jakby to były kompozycje, a nie improwizacje. Jest wspólna zaduma i staranna narracja, niosąca przez kolejne utwory. Efekt intymnego kontaktu z muzykami psuje trochę efekt harmonizera używany przez obu muzyków. Nieludzkie harmonie wypływające z tych elektronicznych pudełek oddzielają nas od duszy tej muzyki. A to piękna dusza.

Mazzoll i Sroczyński przypominają nieco Trzaskę i Żuchowskiego z soundtracku do "Róży" Smarzowskiego.



State Urge - "White Rock Experience". State Urge - "White Rock Experience".
State Urge - "White Rock Experience", wydawnictwo własne 2013.

State Urge przedstawialiśmy już jakiś czas temu przy okazji ich koncertu pt. "Tribute To Pink Floyd". Jak sami wówczas relacjonowali, ich muzyka często była przyrównywana do dokonań twórców "Wish You Were Here", stąd pomysł na zagranie hołdu dla zespołu Rogera Watersa. Pod względem estetycznym State Urge to zupełnie przeciwległy biegun do opisywanego powyżej Mazzolla. Zespół tym albumem protestuje "przeciwko przygnębiającemu odejściu od ideałów muzyki, która może być piękna i przejmująca". Nie przez przypadek muzycy używają określenia "biały rock", gdzie "biały" oznacza dążenie do doskonałości. State Urge przez doskonałość rozumie długie, romantyczne kompozycje czerpiące garściami z Pink Floyd, U2 czy Muse (momentami pojawiają się odniesienia do Queen czy Black Sabbath). Zespół stawia na klasyczną teatralną narrację, hollywoodzki rozmach kompozycyjny, dużo "symfonicznych" brzmień generowanych przez syntezatory, pompatyczne refreny i bombastyczną perkusję. Nie będę ukrywał, że ta estetyka zupełnie do mnie nie przemawia. Wszystko jest tu zbyt dosłowne, podane kawa na ławę, z patosem momentami sięgającym kiczu (gitarowa solówka w "Time Rush" to już zdecydowanie za blisko Guns'n'Roses). Brakuje przymrużenia oka, chwili oddechu, momentu "odpompowania" tego podniosłego nastroju. State Urge należy zdecydowanie pochwalić jednak za przygotowanie warsztatowe, staranne aranżacje i profesjonalne wykonanie kompozycji. Czuć też u muzyków dużą świadomość - tu każda nuta jest przemyślana i dopracowana. Z pewnością "White Rock Experience" przypadnie do gustu wszystkim fanom rocka symfonicznego.



Janusz Mackiewicz - "Elec-Tri-City". Janusz Mackiewicz - "Elec-Tri-City".
Janusz Mackiewicz - "Elec-tri-city", Bittt 2013.

Pod względem brzmienia na tej płycie jest wszystko to, czego w jazzie nie lubię. W zasadzie to aż zabawne, Janusz Mackiewicz musiał mieć jakieś tajne połączenie z moim mózgiem. Ale do rzeczy. "Elec-tri-city" zanurzona jest w syntetycznym, wirtuozowskim funk-rocku przełomu lat 80. i 90. Mamy więc zimne syntezatory, ultraszybkie solówki przesterowanej gitary i dość twarde brzmienie basu (na szczęście Macek nie klanguje zbyt wiele). Założenie tej płyty jest zgodne z tytułem: ma być elektrycznie. Janusz Mackiewicz odstawił kontrabas i chwycił za gitarę basową, Dominik Bukowski stanął za syntetycznym wibrafonem (xylosynth), Marcin Wądołowski gra na gitarze elektrycznej. Całe szczęście, że lider nie kazał Grzegorzowi Syczowi grać na elektronicznych garach rodem z Kombi (sic!). Elektryczne założenia psuje nieco obecność Leszka Możdżera i jego (malowniczych zresztą) partii fortepianu. Jeśli weźmiemy jeszcze pod uwagę fakt, że na okładce na zdjęciu zespołowym jest Możdżer, a nie ma Dominika Bukowskiego, fakt zaproszenia pianisty zaczyna wyglądać na ruch... marketingowy, a nie artystyczny. Ale dajmy mówić muzyce. "Elec-tri-city" od pierwszego utworu atakuje feerią dźwięków - wszyscy muzycy to specjaliści w wypuszczaniu nutek z szybkością karabinów maszynowych. Jeśli ktoś gustuje w brzmieniach i patentach Marcusa Millera, Johna Scofielda, a z polskich kapel: String Connection czy Laboratorium, będzie najnowszym albumem Janusza Mackiewicza zachwycony. Perfekcja wykonawcza i żywiołowe sceniczne popisy Marcina Wądołowskiego każą wróżyć zespołowi dobre przyjęcie na niejednym festiwalu jazzowym. Zwłaszcza po premierowym koncercie na Jazz Jantar 2012, podczas którego Macek i spółka doprowadzili publiczność do szaleństwa, a występujący po nich Brytyjczycy z Get The Blessing wypadli bardzo blado. Trudno jednak ukryć, że elektryczne brzmienie tej płyty (zwłaszcza gdy przyrównamy je np. do Portico Quartet) wydaje się być nieco nieaktualne.

Teaser płyty "Elec-tri-city"

Opinie (26) 5 zablokowanych

  • Co to za zespoły? (2)

    Na siłe wkładanie niszowości na komercyjny potral.

    • 10 17

    • a Ty kto?? (1)

      • 9 5

      • boby x

        mow mi boby x
        to powiadam ci
        jestem tym czym chce
        i nie mowie nie

        • 0 0

  • (4)

    Mazol gra na dołączonym nagraniu dokładnie dwa dźwięki na zmianę. Czy to pomyłka?

    • 8 0

    • (3)

      Kiedy recenzent pisze, że czegoś nie lubi zawsze mam obawę, że lubi tylko to, co jest w stanie pojąć. Albo to, co sam potrafi zagrać. " Chciałem grać na gitarze, ale... zostałem muzycznym dziennikarzem."

      • 15 0

      • czyli recenzent idealny (pojętny) lubi wszystko i wszystko mu sie podoba (2)

        • 0 1

        • Recenzent powinien oceniać wartość muzyki dążąc do obiektywizmu, a nie przez pryzmat osobistego gustu. Niestety na gusta wielu recenzentów wpływa bardziej zawartość własnej płytoteki niż wykształcenie muzyczne i wiedza z zakresu historii muzyki.

          • 2 1

        • boby x

          jestem tym czym chce
          i nie mowie nie
          mow mi boby x
          to powiadam ci

          • 0 0

  • "długie, romantyczne kompozycje czerpiące garściami z Pink Floyd" - to NIE jest rock. (10)

    Rock'n'Roll to szybkie, krotkie, proste kawalki, a nie "piekne" melodyjne solowki.
    Rock to bunt.
    Rock to Elvis, Chuck Berry, Little Richard.
    Numery po 2-3 min, krotko i na temat.
    Taki byl prawdziwy rock.
    Kiedys ktos powiedzial ze rock umarł w '67 - zniszczyli go Bitelsi ta g..niana psychodeliczna plyta. Oni nigdy nie byli rockowi, to w rzeczywistosci byl pierwszy boysband. Piosenki pelne milosci, ciepla, lalusie w ulizanych fryzurkach i garniturkach.
    A po nich pojawily sie jak grzyby po deszczu szajsowate psychodeliczne, progresywne kapelki typu Led Zepplin, Pink Floyd i inne.
    Z glosnych, agresywnych, szybkich numerow, zrobiono 15 minutowe przymulanie i komercyjne granie dla romantykow.
    Na szczescie w tym samym czasie grali Rolling Stonesi, oni grali (jak na tamte czasy) prawdziwego chamskiego rocka. Spiewali o smierci, wojnie, a nie jakis krysznach, milosciach i innych bzdurach dla ktorych w rocku nie ma miejsca.
    Posluchajcie ACDC, Sex Pistols, Motorhead..... a potem Queen czy Pink Floyd.... i poczujcie roznice.

    • 12 12

    • Delikatnie rzecz ujmując - gadasz głupoty..... (8)

      Nic nie jest białe albo czarne. Spinasz się udając prawdziwego twardziela a porównujesz Sex Pistols do Pink Floyd, jedziesz po Zeppelinach i na dodatek twierdzisz przy tym że Rolling Stonesi grają chamskiego rocka. Zniżając się do poziomu twojej retoryki, mógłbym uciąc spekulację i napisac że przy Necrophagii - AC/DC czy Lemmy z Motorhead wygladają jak smutne Emo dzieciaki. Ale po co ??? Albo opisac jedną z historii zespołu Mayhem przy których rockandrollowe wybryki Rolling Stonesów to domowe przedszkole. Ale po co ??? Uwielbiam Motorhead, Pink Floyd, Led Zeppelin ale do jasnej idąc twoim tokiem myślenia - mam deprecjonować tak wspaniałą muzykę tylko dlatego że z kazdego centymetra muzyki danego wykonawcy nie tryskają hektolitry testosteronu ??? Mogę nie lubić dla przykładu Beyonce za jakość/stylistykę jej muzyki a nie za to że nie ma wąsow i nie pluje na ludzi ze sceny oblewając swój tyłek Whiskey ..... Myślę że próbując udawać twardziela i podając przy tym jako przykład Rolling Stones, ostatecznie się zbłaźniłeś....Przede wszystkim zacznij słuchac muzyki.....Mówię jak jest

      • 12 1

      • (5)

        Wybryki pozerów z Mayhem to żłobek.
        GG Allin....... i nic wiecej nie trzeba dodawac, sama ksywa mowi wszystko za siebie :D

        • 2 0

        • Myślę że historia (4)

          z byłym wokalistą Deadem który strzelił sobie w głowę a oni zrobili z tego zdjęcie i wrzucili na okładkę swojego demo to niekoniecznie żłobek :)

          • 2 0

          • (1)

            GG wyproznial sie na scenie, tarzal sie w tym, rzucal w publicznosc stolcem, wciagal fanow na scene i ich molestowal, gwalcil (i chlopakow i dziewczyny), cial sie, a nawet zgwalcil kurczaka :D
            Ze sceny zawsze schodzil caly zakrwawiony, zafajdany i osikany :D

            • 2 1

            • bo był ciulozą

              • 0 1

          • (1)

            mayhem i te wszystkie inne blackmetalowe kapele to dzieciaki, mroczny makijaż tylko na koncertach, sztuczna krew i groźne miny, by pokazać jacy są źli, a w rzeczywistości to dzieciaki z dobrych domów.
            a tacy np plasmatics byli prawdziwi w tym co robili, tak jak na scenie, ubierali sie na codzień, prawdziwe auta podpalali na koncertach, prawdziwe wybuchy, zero udawania.

            • 2 1

            • WOW

              Doprawdy czad :) Co prawda samochodów w Norwegii nie podpalano ale spłonęło kilka kosciołów, zdarzyło się też kilka morderstw/samobójstw.
              Zresztą, niekoniecznie chce mi się wchodzić w dysjusję kto był bardziej true, bo robił kupkę na scenie czy rytualnie popełnił samobója. Równie dobrze mozemy pozastanawiać się nad faktem wyższosci He-mana nad Batmanem i czy Punisher wygrałby ze Spidermanem, ale .....nie chce mi się......

              • 1 0

      • "podając przy tym jako przykład Rolling Stones"

        Jak na lata 60 to oni byli super mega ultra hardcore, wtedy nie bylo Arkhon Infaustus, Necrophagii czy Deathspell Omega.

        • 2 1

      • na kolanko to ci bita smietane dam

        • 0 0

    • bitelsi sie sprzedali

      ale wczesniej grali rocka zanim wyrzucili kolege ze skladu

      • 0 0

  • Pomyłkowe zestawienie (1)

    Można by powiedzieć....otworzyłem, przeczytałem, zapłakałem.
    Ale tak na prawdę pomyłkowe jest tutaj zestawienie dwóch zawodowych i kreacyjnych płyt jazzowych z ludźmi, których Autor nawet nie wymienia z nazwiska, bo odtwarzają czyjeś pomysły i grają 'tak jak inni już grali'.
    Jurek Mazzoll od lat ma swój styl i swój muzyczny świat i ma dla tego świata i własnych kreacji własnych 'fanów', Drugiego zespołu nie znam to nic nie powiem, zaś płyta Janusza Mackiewicza i jego przyjaciół to największa bomba muzyczna w tym roku. Panowie momentami kompletnie odeszli od tego co robią na co dzień sami lub w innych formacjach i stworzyli taki potencjał, który ciężko będzie komuś przebić i robią to zawodowo. A tę możliwość dały im właśnie poprzez konotacje ze 'starym' jazzr-ockiem, którego tak ostatnio mało. Ja osobiście bardzo lubię brzmienia acid jazzu i bopu ale nie wypisuję, że ktoś albo smuci albo dobiera zespół pod publiczkę... a jak kto się chce zapoznać z innymi nurtami to imprez i jammów jazzowych w trójmieście jest praktycznie codziennie jakaś - można iść, poznać, zapytać, kupić pytę posłuchać, wrócić i pogadać lub coś zapytać.

    • 6 2

    • Eh

      Dziennikarzyna zestawia brzmienie Mackiewicza z Portico Quartet - co ma piernik do wiatraka? Czemu nie porównano do najnowszej płyty McLaughlina albo Tribal Tech? Tak samo komentarz o archaiczności brzmienia - gdy przyjeżdżają do Polski lub nagrywają album stare fusionowe wygi z Zachodu to każdy robi wielkie halo, a gdy mamy (wreszcie) zespół grający taką muzykę na światowym poziomie, to jest to uznawane za archaiczne...

      Pewnie chwilę po napisaniu takiej recenzji nasz dziennikarzyna wraca słuchać polskich pseudoinnowatorów, których innowacje kończą się na ubraniu w eleganckie awangardowe ubranko i udzielaniu elokwentnych wywiadów, a muzyka pozostaje bladą kopią Coltrane'a, Colemana i Zappy...

      SU - zespół dany tutaj z czapy, garstka rozemocjonowanych chłopaków bez dystansu do własnej twórczości.

      Dlaczego dziennikarzami muzycznymi zawsze muszą być osoby, które nawet nie potrafiłyby rozróżnić trytonu od oktawy? Ot myśli taki, że lubi muzykę, przesłucha płytę i już może się o niej wypowiadać. Na takie recenzje nabiorą się tylko osoby nieobeznane w temacie (które i tak taką muzyką się pewnie nie interesują).

      • 1 0

  • Aż chce się sparafrazować tytuł: czy recenzja może być rzetelna?
    W tym wypadku absolutnie nie. Może trzeba było poprosić kogoś innego o napisanie tejże, bo wyszło żenująco.

    • 5 1

  • Mazoll - kocia muzyka

    Jeśli taka jest cała płyta to pogratulować kociej muzyki

    • 5 1

  • "Zrozumiałem, że ci ludzie to sataniści, którzy prowadzą młodzież całego świata na zatracenie, że ja jestem jednym z nich"

    Przed laty gitarzysta rockowy Jimi Hendrix tłumaczył: "Nastroje powstają właśnie dzięki muzyce, bo jest ona sprawą duchową. (...) Hipnotyzujemy ludzi i wprowadzamy ich w pewien stan pierwotny, który zawsze jest pozytywny. Jak u dzieci, które bujają w obłokach. A kiedy pozna się najsłabszy punkt człowieka, można wtłoczyć w jego podświadomość wszystko, co się chce. Muzyk, który w ten sposób staje się jakby 'zwiastunem', zachowuje się jak dziecko wyzwolone spod wpływu dorosłych".

    Technikę manipulacji tłumem do perfekcji opanowali twórcy muzyki techno. Stosowane w czasie imprez techno połączenie pulsacji światła i dźwięku może prowadzić do przyspieszenia bicia ludzkiego serca nawet do 130 uderzeń na minutę oraz utraty kontroli nad organizmem.

    • 6 1

  • psia muzyka

    Jesli chodzi o Mazzolla to raczej psia niż kocia.
    Kotów nie lubie, psy też nie tak strasznie ale takie dźwięki mogą mi miałczeć
    ale może ktoś woli matkę Stinga - to niech se słucha

    • 2 1

  • lokalizm

    mazzol slaby lokalny grajek zero kreatywnosci dlatego kisi sie w tym piekielku

    • 2 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (2 opinie)

(2 opinie)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years! (1 opinia)

(1 opinia)
159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Katalog.trojmiasto.pl - Nowe Lokale

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Kultowy serial młodzieżowy, którego akcja toczy się na wybrzeżu to: