- 1 Co robić w długi weekend w mieście? (39 opinii)
- 2 Nie wyobrażamy sobie majówki bez piwa? (84 opinie)
- 3 Gdzie można grillować i zrobić ognisko? (3 opinie)
- 4 Majówkowe świętowanie, ale bez parady (139 opinii)
- 5 Majówka: pomysły na jednodniowe wycieczki (49 opinii)
- 6 Zamknięto jedyną ukraińską dyskotekę (160 opinii)
Erykah Badu - żywioł nie do okiełznania. Relacja z koncertu w Ergo Arenie
6 sierpnia 2011 (artykuł sprzed 12 lat)
Erykah Badu emanuje pewnością siebie i opanowaniem, a przy tym sprawia wrażenie spontanicznej i wyluzowanej
Erykah Badu potrzebowała nieco ponad pół godziny, by porwać publiczność do tańca. Koncert rozpoczął się dość leniwie, ale z minuty na minutę nabierał rumieńców. Wreszcie płyta Ergo Areny zamieniła się w taneczny parkiet, na którym zachwyceni widzowie bujali się wpatrzeni w magnetyczną postać Badu.
Dwunastoosobowy zespół Badu (poza drobnymi wyjątkami) grał jak perfekcyjnie zsynchronizowana maszyna. Trudno się dziwić, bo rytm to fundament tej muzyki. Grane w wolnych tempach kompozycje dawały idealne pole do popisu dla wokalistki i jej chórku.
O głosie Eryki Badu można by napisać średniej wielkości dysertację. Artystka emanuje pewnością siebie i opanowaniem, a przy tym sprawia wrażenie spontanicznej i wyluzowanej. Śpiewa naturalnym, czystym i głębokim głosem. Bez najmniejszego wysiłku za pomocą gestów kieruje zespołem. Co jakiś czas zamienia się w wodzireja i bawi się razem z publicznością.
Ekipa Eryki na scenie przypomina duże funkowe składy (jak np. George'a Clintona, który kilka lat temu występował na sopockim molo). Z pozoru każdy gra, co mu się żywnie podoba, dając się ponieść bujającym rytmom. To złudzenie pryska, gdy cały zespół wykonuje nagłe pauzy, zwroty akcji i akcenty z dokładnością szwajcarskiego zegarka.
Duże wrażenie na widzach robiły też momenty, w których muzycy podkręcali tempo. Niewiarygodnie szybkimi zagrywkami popisywał się basista, którego palce momentami osiągały prędkość ponaddźwiękową.
Po jednym z takich przyspieszeń publiczność znów wstała z krzeseł i ruszyła do przodu. Wcześniej wokalistka wyraziła swe niezadowolenie z faktu, że widzowie musieli siedzieć. Tym razem ochrona nie miała nic do powiedzenia, bo sama Erykah kazała wszystkim ruszyć pod scenę i tańczyć. -Hey, this is bullshit, everybody come here to the front!
To koncert, którego nie można słuchać na siedząco! Tego żywiołu po prostu nie dało się powstrzymać. Być może następnym razem warto by zostawić płytę pustą. Taki koncert wygląda znacznie lepiej, gdy widzowie mogą swobodnie tańczyć, zamiast wiercić się na krzesełkach.
Trudno przemilczeć, że koncert rozpoczął się z czterdziestominutowym opóźnieniem. Faktem jest, że widzowie jakby rozleniwieni gęstym, parnym powietrzem opieszale zajmowali swoje siedzenia. Erykah zresztą wszystkich przeprosiła za to spóźnienie (dwukrotnie) i trudno przypuszczać, że ktokolwiek cokolwiek mógł jej mieć za złe.
Jeszcze zanim na scenę wyszedł zespół publiczność miał rozgrzać didżej. Na szczęście zespół nie kazał na siebie długo czekać i wkroczył na scenę już po dwóch utworach puszczonych przez didżeja. Opuścił ją dopiero po dwóch godzinach. Dwóch godzinach pięknej muzyki.