• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kinowe gaduły, czyli kto nas wkurza w kinie

Tomasz Zacharczuk
14 września 2023, godz. 07:00 
Opinie (70)
Rozmawianie w kinie (a już zwłaszcza przez telefon) to niestety wcale nie taka rzadkość. Rozmawianie w kinie (a już zwłaszcza przez telefon) to niestety wcale nie taka rzadkość.

Jeśli wierzyć internetowym źródłom, rekordzistą świata w mówieniu non stop jest Lluis Colet, który przegadał w ten sposób ponad 120 godzin, co zajęło mu, bagatela, przeszło 5 dni. Gdyby posadzić francuskiego mistrza słowotoku przed wielkim ekranem, jego głos nieustannie towarzyszyłby nam przez średnio 60 seansów z rzędu. Często mam wrażenie, że Lluisa Coleta, ale pod różnymi wcieleniami i w polskiej wersji językowej, spotykam przy okazji niemal każdej wizyty w kinie. Gadulstwo w tym przypadku nie ma jednak wiele wspólnego z chlubą bicia światowych rekordów, a najczęściej jest wyrazem braku kultury i szacunku wobec pozostałych widzów.



Czy reagujesz, gdy ktoś rozmawia w kinie podczas seansu?

Kino to nie opera, teatr czy filharmonia. W zaciemnionej sali możemy sobie pozwolić na nieco więcej luzu, a przyjęte powszechnie zasady potraktować z przymrużeniem oka. Nie obowiązuje tutaj przecież żaden dress code, dostęp do przekąsek czy napojów nie jest niczym ograniczony, a i na spontaniczne i nieraz głośne reakcje widowni jest większe przyzwolenie niż w miejscach, które w teorii wymagają od nas jednak nieco większej wstrzemięźliwości czy ogłady. Problem w tym, że swobodę na kinowej sali wielu widzów próbuje nadinterpretować, co prowadzi do uprzykrzających seans innym osobom sytuacji.

Do tych najczęściej się powtarzających zaliczyć trzeba gadulstwo. Jeśli na film wybieramy się z drugą osobą lub w większym gronie, trudno oczywiście oczekiwać, by całe towarzystwo przed wejściem na salę składało śluby milczenia i nie zamieniło ze sobą choćby zdania podczas seansu, który trwać może nawet trzy godziny. Ba, rozmowa na jakikolwiek temat jest przecież często najlepszą metodą na przetrwanie bloku reklam, a krótkie i wyszeptywane podczas projekcji komentarze też nie są czymś niestosownym lub szczególnie dokuczliwym.



Kulturalna i dyskretna wymiana spostrzeżeń raczej nikogo na widowni nie poruszy, ale głośne drwiny, niecenzuralne komentarze i przede wszystkim otwarte dyskusje lub - o zgrozo - rozmowy przez telefon potrafią już kompletnie wyprowadzić z równowagi i zwyczajnie popsuć całą przyjemność z wypadu do kina. Nikt chyba nie lubi wydawać kilkudziesięciu złotych na bilety tylko po to, by zamiast oryginalnych dialogów słuchać przez dwie godziny alternatywnej ścieżki dźwiękowej, którą wcale nie jest tak łatwo wygłuszyć.

Rozmowy niekontrolowane



Do kina zaglądam bardzo często, więc temat "gawędziarzy" znam z autopsji i wiem, że raczej nie obowiązują w tym względzie żadne sztywne reguły. Rozmawiają starsi i młodsi, niezależnie od pory seansu czy rodzaju kina. I nie są to niestety pojedyncze sytuacje, o czym dobitnie przekonuję się choćby w ostatnich tygodniach. Pozwolę sobie przytoczyć jedynie trzy wybrane przykłady.

Sytuacja nr 1: Multikino Gdańsk, wieczorny seans "Strażników Galaktyki 3", niemal komplet widzów na sali. Mniej więcej w połowie bloku reklam, w tym samym rzędzie, ale kilka foteli ode mnie i mojej żony, sadowi się pewna para. Ulokowanie się na miejscach zajmuje im nieco więcej czasu niż powinno, ale pan musi zainstalować dość obszernie wypakowany plecak. Plecak jest tu zresztą kluczowy, bo skrywa "paliwo", które będzie podczas seansu napędzać naszego gadułę. Kilka chwil później słychać już charakterystyczny dźwięk odkapslowanej butelki. Pan zaczyna sączyć swój napitek i snuć opowieści wszelakie.

Kto jeszcze kupuje płyty DVD? Kończy się pewna era kina Kto jeszcze kupuje płyty DVD? Kończy się pewna era kina

Początkowo o pracy, współpracownikach i szefie, a wraz z początkiem filmu zaczyna wywód o uniwersum Marvela. Możliwe, że jego towarzyszka (która na ogół milczy i wcale nie dopytuje o szczegóły) pierwszy raz obcuje z tego typu kinem, więc jej partner za punkt honoru obrał sobie tłumaczenie wszystkich zawiłości związanych z postaciami i fabułą. Już po kwadransie ktoś z tylnego rzędu zwraca mu kulturalnie uwagę. Pięć minut ciszy, kolejna butelka idzie w ruch i gaduła kontynuuje swój wykład. Po trzecim i czwartym piwku jegomość staje się coraz mniej wylewny. Ten sam napój, który zagrzał pana do wygłaszania monologu, w końcu go ululał.

Sytuacja nr 2: Helios Metropolia, popołudniowy pokaz "Flasha", na sali pustki. Nie licząc mnie w jednym z pierwszych rzędów i grupki nastolatków w końcowych. Właściwie przez godzinę nawet nie odnotowuję ich obecności. Potem najwyraźniej cukier z napojów, którymi byli obładowani, idąc na miejsca, uderza do głów. Zaczynają się donośne śmiechy, wyzwiska i komentarze, niedotyczące bynajmniej filmu, a tego, co sobie cała zgraja pokazuje na telefonach. Tak wielu niecenzuralnych słów i takiego kaleczenia języka nie słyszę nawet, mijając pod blokiem ławeczkę, którą okupują na co dzień okoliczni koneserzy taniego wina.

Akcja wyświetlanego filmu się rozkręca, a więc i hałas płynący z kinowych głośników przybiera na decybelach, co jest dla mnie wręcz zbawieniem w tych irytujących okolicznościach. Tuż po ostatniej scenie towarzystwo błyskawicznie się ulatnia, ale jedna rzecz mnie zaskakuje (a właściwie to chyba już nawet nie). Wszyscy wychodzą z pustymi rękoma. Pobojowisko, jakie zostawili na miejscach, było adekwatne do poziomu kultury, jaki reprezentowali podczas seansu.

Sytuacja nr 3: sprzed kilkunastu zaledwie dni, popołudniowy seans "Kochanicy króla"Gdyńskim Centrum Filmowym, sala wypełniona w jednej czwartej. Wybierając kino, które ma studyjny charakter i wierną, świadomą zwyczajów publiczność, do głowy by mi nie przyszło, że i w takim miejscu można zakłócić komuś film. W miejscu, w którym choćby przy okazji projekcji w ramach FPFF panuje naprawdę wysoka kultura. Takich standardów najwyraźniej nie przestrzegają na co dzień dwie starsze, elegancko ubrane panie, które zajęły miejsca trzy rzędy wyżej ode mnie.

Właściwie od początku seansu zaczęło się narzekanie. Głównie na urodę odtwórczyni tytułowej roli i "opuchniętego Deppa". Panie ostentacyjnie komentowały niemal każdą scenę i powtarzały aktorskie kwestie, czyli urządziły sobie w górnej części sali dwuosobowy dyskusyjny klub filmowy. Rozmawiały na tyle swobodnie i bez jakiejkolwiek krępacji, że w pewnym momencie poczułem się, jakbym siedział z nimi na kanapie przed telewizorem, w którym leci jakaś podrzędna telenowela, a na stole przede mną leży serniczek i stygnie herbata. Pod koniec seansu panie już nawet nie kryły się ze swoimi szyderczymi docinkami. Wydaje się, że film nie podobał im się, jeszcze zanim zaczęły go oglądać.

Zwracać uwagę czy zagryzać zęby?



Gdyby niesforne widzki siedziały tuż za mną, zapewne już po paru minutach naszłaby mnie chęć zwrócenia im uwagi. Pech jednak chciał, że w bezpośrednim sąsiedztwie obu pań nie znajdował się akurat nikt, kto mógłby bez atencji pozostałej widowni przywołać je do porządku. Nie brakowało co prawda sugestywnych spojrzeń czy odwracania głów w ich kierunku, ale niewiele to pomogło. Zresztą nie każdy ma tyle śmiałości, by głośno zwrócić komuś uwagę i narobić przy tym trochę zamieszania. Wbrew pozorom nie jest to takie proste i oczywiste.

Sam po takie środki sięgałem parokrotnie i muszę przyznać, że podziałało. I to bez agresywnej odpowiedzi w moją stronę, choć znam osoby, którym zdarzyło się być świadkami kinowych awantur z użyciem nieparlamentarnych słów. O aktach fizycznej agresji nie słyszałem, ale wystarczy poczytać internetowe fora, by przekonać się, że nie są to incydentalne sytuacje. Najprostszym rozwiązaniem jest zapewne skupienie się na filmie, choć nie jest to jednak łatwe. To trochę jak z odganianiem natrętnej muchy. Nawet jeśli się jej na chwilę pozbędziemy, to wciąż gdzieś w oddali ją słyszymy i wodzimy wzrokiem w jej poszukiwaniu.

Nadchodzi festiwal filmowy w Gdyni - zobacz specjalny serwis



Wyłączyć telefon i... siebie



Lubię chodzić do kina, choć nie zawsze lubię już w nim siedzieć. Dlatego unikam wieczornych czy weekendowych seansów i najlepszych miejsc na sali. W skrócie: unikam tłumu, w którym jest największe ryzyko wysłuchiwania uporczywych rozmów czy niezbyt kulturalnych odgłosów mlaskania i siorbania. Ucieczka na peryferyjne fotele nie zawsze oczywiście poskutkuje, ale daje to nieco więcej komfortu psychicznego, nawet kosztem tego fizycznego.

Za każdym razem, gdy widzę na ekranie kinowy komunikat o wyłączaniu telefonów, zastanawiam się, czy nie należałoby tej wiadomości trochę zmodyfikować. To bowiem nie mobilne urządzenia, a ich właściciele najczęściej zakłócają seans.

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (70)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (2 opinie)

(2 opinie)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years! (1 opinia)

(1 opinia)
159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym miejscu najczęściej pojawiała się scena, na której odbywały się CudoWiankowe koncerty?