• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

"Król Zanzibaru": oceniamy serial o Wojtku z Pili Pili

Tomasz Zacharczuk
5 lipca 2024, godz. 19:00 
Opinie (74)
Gdański biznesmen Wojciech Żabiński w 2017 r. postawił na Zanzibarze pierwszy hotel dla polskich turystów. Przez pierwsze ponad dwa lata spółka Pili Pili działała prężnie. Potem zaczęły się coraz większe problemy. W 2022 r. złoty interes się rozsypał. Gdański biznesmen Wojciech Żabiński w 2017 r. postawił na Zanzibarze pierwszy hotel dla polskich turystów. Przez pierwsze ponad dwa lata spółka Pili Pili działała prężnie. Potem zaczęły się coraz większe problemy. W 2022 r. złoty interes się rozsypał.

Niepoprawny marzyciel i śmiały wizjoner czy nieudolny przedsiębiorca i twórca piramidy finansowej? Sprawny marketingowiec, a może cyniczny oszust? Samozwańczy celebryta czy ofiara medialnej nagonki? Która z wielu twarzy gdańskiego biznesmena Wojciecha Żabińskiego - założyciela marki Pili Pili oferującej tysiącom Polaków rajskie wakacje na egzotycznej wyspie - jest prawdziwa? Odpowiedzi poszukują autorzy dokumentu "Król Zanzibaru", który można obejrzeć na platformie Max. Trzyczęściowy serial nie tylko dokładnie opisuje kulisy działalności niesławnej spółki, ale też długimi fragmentami wciąga i fascynuje jak rasowy thriller.





Wielkie obietnice i ogromne rozczarowanie na koniec


- Byłem jak Robinson Crusoe - tak swoje początki na Zanzibarze opisywał Wojciech Żabiński. W przeciwieństwie do słynnej literackiej postaci gdański przedsiębiorca z egzotycznej wyspy nie zamierzał uciekać. Wręcz odwrotnie. Wymyślił sobie, że do malowniczej oazy położonej na Oceanie Indyjskim u wybrzeży Afryki ściągnie tysiące swoich rodaków spragnionych luksusowych wakacji. I rzeczywiście w pierwszych latach działalności spółka Pili Pili była dla wielu Polaków synonimem wymarzonego wypoczynku w rozsądnej cenie.

Tyle że raj wkrótce zamienił się w piekło. Pierwsi goście "Wojtka z Zanzibaru" nocowali w bajecznych apartamentach, uczyli się kitesurfingu, nurkowania i gry na bębnach, zwiedzali wyspę i wylegiwali się na pięknych plażach, a tony krewetek popijali hektolitrami ekstrawaganckich drinków.

Ostatni wczasowicze spali jednak w niewykończonych hotelach, w opustoszałych kuchniach sami gotowali sobie ziemniaki (bo tylko to było do jedzenia) i ukrywali się przed rozwścieczonymi "lokalsami". Jak to się stało, że rozkręcony z takim impetem interes upadł z wielkim hukiem? Czy było to źle zarządzane przedsięwzięcie, którego twórca przeszarżował z inwestycjami? Czy od początku mieliśmy do czynienia z perfidnie zaplanowaną piramidą finansową?

"Wojtek z Zanzibaru" i wspólnicy poszukiwani listem gończym

Fakty są takie, że dziś Wojciech Żabiński poszukiwany jest listem gończym i nadal ukrywa się przed polskim wymiarem sprawiedliwości. Ma do odsiadki ponad dwa lata za przestępstwa gospodarcze popełnione jeszcze w Polsce, m.in. w Trójmieście i okolicach. Dodatkowo ciążą na nim zarzuty prokuratorskie za działalność Pili Pili. Poszkodowanych jest 240 osób, które wykupiły pobyt na Zanzibarze, choć nigdy tam nie poleciały. Ich straty wynoszą ponad 2 mln zł. Przeszło 4 mln zł stracili natomiast inwestorzy, którzy razem z Żabińskim mieli budować luksusowe rezydencje. "Król Zanzibaru" jest dziś nagi, choć - co samo w sobie jest absurdalne - nadal działa i organizuje wycieczki na wyspę.

"Król Zanzibaru" to świetny telewizyjny reportaż z elementami wciągającego filmu. "Król Zanzibaru" to świetny telewizyjny reportaż z elementami wciągającego filmu.

All inclusive super premium



Dostępny na platformie Max trzyodcinkowy serial w reżyserii Tomasza Bardorscha dokładnie obrazuje to, co działo się na Zanzibarze od 2017 do 2022 r. Twórcy dokumentu wykonali doskonałą reporterską robotę, skrupulatnie opisując kulisy działalności "Wojtka z Zanzibaru" i jego firmy.

Uporządkowanie chronologii wydarzeń oraz nadanie im odpowiedniego kontekstu nie byłoby możliwe bez zaproszenia do nagrań mnóstwa osób ściśle współpracujących z Żabińskim. Swoimi spostrzeżeniami dzielą się m.in. hotelowi menedżerowie, szef kuchni, touroperatorka, prezeska fundacji finansowanej przez Pili Pili, dyrektor operacyjny, instruktorzy kitesurfingu, animatorka i producent wideo, ale także sami Zanzibarczycy - jedna z menedżerek, taksówkarz, lokalny artysta czy hurtownik.

Na występ przed kamerą (którego odmówili sam Żabiński i członkowie zarządu jego spółki) zdecydowali się także wieloletni dziennikarz sportowy Canal+ Żelisław Żyżyński, który przez pewien czas szefował internetowej telewizji Pili Pili, oraz artystka Natalia Kukulska, zaangażowana w charytatywną działalność założonej przez Żabińskiego na Zanzibarze fundacji.

To relacje tych wszystkich osób - często zadziwiające, równie komiczne, co dramatyczne, niekiedy wstrząsające i porażające, czasami wręcz nie do uwierzenia - stanowią największą wartość "Króla Zanzibaru". To umiejętny dobór bohaterów dokumentu, a także ich szczerość sprawiają, że trzyczęściowy serial ogląda się chwilami jak wciągający thriller.

Kolejną wartościową zaletą serialu Tomasza Bardorscha jest to, że tytułowemu bohaterowi nikt na siłę nie przykleja łatki "diabła wcielonego". W relacjach zdecydowanej większości osób "Wojtek z Zanzibaru" faktycznie jawił się początkowo jako niepoprawny optymista i śmiały wizjoner, który zrujnowaną chatkę zamienił na hotel. Po czym wybudował kolejny. I kolejny. I kolejny. Do tego był niezwykle sprawnym marketingowcem, który serią publikowanych na Facebooku filmików wzbudzał ogromne zainteresowanie ofertą Pili Pili.



Oprócz tego uwielbiał pławić się w komplementach i blasku kamer. Dla sławy gotowy był zapewniać swoim gościom wszelkie luksusy zupełnie za darmo.

- To nawet nie było all inclusive. To było all inclusive premium. A nawet super premium - mówi przed kamerą polski szef kuchni pracujący na Zanzibarze.

Turyści z takiego dobrobytu korzystali bez ograniczeń. Codziennie w kilka godzin opróżniali całe zapasy na barze. Zamawiali na jedną osobę po kilkanaście steków z tuńczyka, których nie byli w stanie zjeść. Oddawali je lokalnym mieszkańcom lub - kosztujące krocie jedzenie - wyrzucali do śmietnika albo podrzucali kotom. Gości takie marnotrawstwo nic nie kosztowało, Pili Pili - wręcz przeciwnie.

Bohaterem dokumentu jest nie tylko "Wojtek z Zanzibaru", ale też każdy z jego pracowników, który zdecydował się na występ przed kamerą. Ich historie i relacje to najcenniejsza wartość produkcji platformy Max. Bohaterem dokumentu jest nie tylko "Wojtek z Zanzibaru", ale też każdy z jego pracowników, który zdecydował się na występ przed kamerą. Ich historie i relacje to najcenniejsza wartość produkcji platformy Max.

"To nie mogło się udać. No i się nie udało"



Potrzeba ściągania na Zanzibar coraz większej liczby gości i chęć zaimponowania każdemu z nich wzięła u Żabińskiego górę nad logiką i ekonomią w działaniu. Szastał forsą na lewo i prawo. Wszystkim i na wszystko dawał niezliczone promocje, co niechybnie prowadziło do finansowej katastrofy.

Ładował ogrom pieniędzy w prywatne radio i telewizję, w sponsorowanie lokalnej drużyny piłkarskiej, w prywatne osiedle dla swoich pracowników nazywane "Pilanowem" (z połączenia Wilanowa i Pili Pili) oraz przede wszystkim w kolejne hotele.

- To nie mogło się udać. No i się nie udało - skwitował jeden z bliskich współpracowników Żabińskiego. Nawet on nie był w stanie policzyć, ile finalnie hoteli wybudował na wyspie jego przełożony. Przełożony, który mimo licznych rad, próśb czy wręcz błagań swoich pracowników nie potrafił zachować umiaru i zdrowego rozsądku. Sam autorytatywnie i jednoosobowo podejmował coraz gorsze decyzje.

Aż w końcu wielka bańka z napisem "Wojtek z Zanzibaru" pękła. Spółka Pili Pili już na początku 2022 r. przynosiła ogrom strat. Brakowało pieniędzy na jedzenie, dostawy, napoje. Ludzie rezerwowali hotele, które nawet jeszcze nie powstały. Gigantycznym niewypałem okazało się osiedle luksusowych rezydencji, które finansowali polscy inwestorzy. Zamiast imponujących domów nad oceanem dostawali dziurę w ziemi.

Gdy gruchnęła wieść o tym, że Żabiński ma na koncie wyrok za multiplikowanie spółek i oszustwa gospodarcze w Polsce, koniec był nieuchronny. W jeden dzień pracę stracili wszyscy Polacy na wyspie i setki "lokalsów", którzy zaczęli polowanie na winnych całej sytuacji. W drugim odcinku serialu widzimy już sceny jak z kina akcji i surwiwalowego dramatu. "Król Zanzibaru" stał się na swojej wyspie wrogiem numer 1.

Afera Pili Pili odbiła się także na społecznej ludności Zanzibaru. Spółka zatrudniała ponad 600 mieszkańców wyspy, dla których zamknięcie hoteli oznaczało brak zarobku, a w konsekwencji utratę pracy i długi. Afera Pili Pili odbiła się także na społecznej ludności Zanzibaru. Spółka zatrudniała ponad 600 mieszkańców wyspy, dla których zamknięcie hoteli oznaczało brak zarobku, a w konsekwencji utratę pracy i długi.

A co u Wojtka? Żyje i ma się dobrze



Kim jest "Wojtek z Zanzibaru"? Jak to się stało, że twórca wypoczynkowego imperium, który sprawił, że lokalne miasteczko Jambiani zaczęto nazywać z polskiego "Jambianicami", roztrwonił taki kapitał i koncept? Czy rzeczywiście był wizjonerem, który nie miał jednak drygu do prowadzenia interesów i okazał się fatalnym biznesmenem? A może zależało mu tylko na sławie i budowaniu swojego pomnika na wyspie, której mieszkańcy nazywali go wręcz bogiem? Czy faktycznie jest cynicznym oszustem, który już w Polsce każde przedsięwzięcie, za które się brał, zamieniał w katastrofę obarczoną na dodatek konsekwencjami prawnymi?

Fascynujące w tym dokumencie jest to, że nie pada jedna konkretna odpowiedź. Twórcy "Króla Zanzibaru" podrzucają widzom na tyle dużo ciekawych i sprzecznych niejednokrotnie opinii, że samemu można sobie pogłówkować i nakreślić profil psychologiczny tytułowego bohatera. Bohaterem zbiorowym jest tymczasem w serialu cała społeczność Zanzibaru i grono bliskich współpracowników Żabińskiego. To ludzie, którzy dziś toną w długach albo wstydzą się tego, że na pewnym etapie swojego życia wybrali taką, a nie inną ścieżkę zawodową, nie wiedząc przecież, że współpracują ze skazanym prawomocnie kryminalistą. Jedni okupili to wstydem, inni pokaźnymi stratami finansowymi, jeszcze inni załamaniem nerwowym i depresją.

A co z samym Wojtkiem? Żyje i ma się dobrze. Dziennikarka Agnieszka Szwajgier, która w dokumencie Bardorscha pełni rolę najbardziej merytorycznej i obiektywnej przewodniczki po aferze Pili Pili (w przeciwieństwie do zupełnie zbędnego i wsadzonego tu na siłę detektywa Rutkowskiego), próbowała nawet interweniować u tanzańskiego (Zanzibar podlega pod jurysdykcję Tanzanii właśnie) CBA w sprawie wydania Żabińskiego polskim władzom (które też w tym temacie wykazują się opieszałością).

Dostała jedynie mailową odpowiedź, że nie ma ku temu podstaw. Z krótkim, acz wymownym dopiskiem: "Please exercise patience" (pol. "Proszę ćwiczyć cierpliwość"). Być może równie cierpliwie na swój triumfalny powrót w blasku fleszy czeka też "Wojtek z Zanzibaru", który nadal prowadzi na wyspie swoją działalność. To równie zadziwiające i nieprawdopodobne jak to, co można zobaczyć i usłyszeć w tym wartym obejrzenia dokumencie.

OCENA: 8/10

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (74)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Ed Sheeran 2024 Gdańsk (20 opinii)

(20 opinii)
344 - 444 zł
Kup bilet
pop

II Baltic Opera Festival 2024

33 - 280 zł
Kup bilet
opera / operetka, festiwal teatralny

FETA 2024: Compagnie Transe Express "Maudits Sonnants" - premiera

10 zł
teatr uliczny

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Który to z kolei Jarmark św. Dominika?