- 1 Miłośnicy vintage znowu opanowali 100cznię (8 opinii)
- 2 Zrobili karierę dzięki "Szansie na sukces" (26 opinii)
- 3 Gdzie na karaoke w Trójmieście? (28 opinii)
- 4 "Grillujemy" współczesne kino (58 opinii)
- 5 Co robić w długi weekend w mieście? (40 opinii)
- 6 "Kaskader": kciuk w górę, a nawet dwa (20 opinii)
Koncert zespołu Marillion był niecodziennym jak na trójmiejską ofertę muzyczną widowiskiem. Trudno jednak było doszukać się czegoś, co mocno zapadłoby po nim w pamięć i wywarło na słuchaczach duże wrażenie.
No chyba, ze sprzęt, na który zespół zagrał - rozbudowana o kilka bębnów perkusja czy dwa zestawy keyboardów i ogromna konsoleta klawiszowca Mark'a Kelly'ego. To właśnie on, oraz perkusista Ian Mosley byli bohaterami środowego koncertu brytyjskiej grupy w Centrum Stocznia Gdańska. Mosley wygrywał interesująco sekcję rytmiczną czasem frapująco wspomaganą przez wygenerowane elektronicznie niebanalne bity. Kelly natomiast dodawał smaczku poszczególnym kompozycjom zagraniami na klawiszach, które brzmiały czasem jak wzięte z twórczości Jean'a-Michela Jarre'a, a innym razem brzmiącymi bardzo monumentalnie, nadając muzyce Marillion niezwykle potężnego wydźwięku.
Jak sprawdzała się reszta? Wokalista Steve Hogarth zapadł w pamięć głównie ze względu na swój strój - długą, jasną, bogatą w ornamenty szatę, nasuwającą skojarzenia z orientem. Zachowywał się równie swobodnie: tańczył boso, gestykulował, teatralnie odgrywał to, o czym śpiewał. Niektóre jego zachowania sprawiały jednak wrażenie przerysowanych i odgrywanych na siłę.
Przesadny patos i dramatyzm kompozycji udzielił się też gitarzyście Steve'a Rothery'ego. Jego gra brzmiała jak z innej epoki. Fakt, większość zagranych kompozycji pochodziła ze starszych płyt. Ale to również działała na niekorzyść grupy bo pokazuje, że mimo pokaźnej dyskografii i długoletniej kariery muzycznej zespół najlepsze lata ma ze sobą.
Minusem było też dość jednolita struktura koncertu. Dwugodzinny występ składał się niemal wyłącznie z monumentalnych aranżacji, co w pewnym momencie stało się już nużące.
Na korzyść z pewnością działały barwne wizualizacje zsynchronizowane z muzyką czy otwarcie się muzyków na widzów. Hogarth dyskutował i żartował z publicznością, a pozostali członkowie formacji sprawiali wrażenie, że wspólne granie wciąż sprawia im przyjemność.
Grupa jest bez wątpienia barwna, nie tylko za sprawą kolorów, jakie migotały na scenie, ale także różnorodności muzycznej, która zdobyła uznanie wielu zgromadzonych w sali koncertowej fanów. Ci najstarsi i najwierniejsi odśpiewywali wspólnie z zespołem teksty największych przebojów grupy. Im na pewno koncert przypadł do gustu. Jednak ci, którzy z grupą nie są związani na śmierć i życie, mogli poczuć niedosyt.
Dodaj zdjęcia z koncertu
- fot. Łukasz Unterschuetzl.unterschuetz@trojmiasto.pl
Miejsca
Wydarzenia
Zobacz także
Opinie (63) 1 zablokowana
-
2009-02-12 11:07
Oby wiecej takich koncertów.
swietne zdjecia. Koncert fajny, ale szkoda ze nie wpuszczali do dużej sali z piwem.
ps. może teraz sciagniemy marka knopflera co?- 0 0
-
2009-02-12 11:01
BEZ PRZESADY
A KIM W OGÓLE ONI SĄ ???
- 0 5
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.