• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rozstrzygnijmy ten spór raz na zawsze. Co lepsze: film czy serial?

Tomasz Zacharczuk
31 marca 2024, godz. 08:00 
Opinie (47)
Film czy serial? Czasami z jednego pomysłu rodzą się obie te formy. Z takiej opcji skorzystał Guy Ritchie, który najpierw nakręcił filmowych "Dżentelmenów", a kilka lat później, z nową obsadą, stworzył wersję serialową. Film czy serial? Czasami z jednego pomysłu rodzą się obie te formy. Z takiej opcji skorzystał Guy Ritchie, który najpierw nakręcił filmowych "Dżentelmenów", a kilka lat później, z nową obsadą, stworzył wersję serialową.

Ulubione przekąski - przygotowane. Wygodne miejsce na kanapie bądź w fotelu - zajęte. Telewizyjny pilot - w zasięgu ręki. I wtedy pojawia się fundamentalne dla miłośników ekranowej fikcji pytanie: film czy serial? Tak duże dziś nasycenie rynku ofertami platform streamingowych nie ułatwia wyboru. Z dawkowaniem sobie przyjemności wynikającej z domowego seansu jest jak z jedzeniem popularnych ciastek: można je spałaszować na raz lub wydłużyć konsumpcję w czasie, dzieląc smakołyk na biszkopt, czekoladę i galaretkę.



Co wolisz oglądać: film czy serial?

W tym roku mija równo 20 lat od premiery "Zagubionych", czyli tytułu, który zapoczątkował nową erę w rozwoju telewizyjnych produkcji, i sprawił, że seriale zaczęły skutecznie konkurować z filmami. Nie tylko pod kątem jakości i popularności, ale również budżetów, obsady i międzynarodowego zasięgu. Wraz z uruchomieniem serwisów streamingowych pozycja seriali jeszcze mocniej się ugruntowała.

Dziś każda z platform produkuje od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu tytułów rocznie. Filmów powstających na zlecenie streamingowych potentatów powstaje tymczasem znacznie mniej, a biblioteki zapełniane są głównie starszymi produkcjami.



Kiedyś to seriale uzupełniały ofertę filmową i "dopychały" ramówki telewizyjnych stacji, dziś wydaje się, że jest na odwrót. Czy przestawiliśmy się zatem na opowieści serwowane w odcinkach, czy jednak klasyczna, zamknięta forma nadal ma swoich zagorzałych fanów?

Z opublikowanego w ubiegłym roku raportu "Digital Consumer Trends" wynika, że aż dwóch na trzech Polaków ma dostęp do platform streamingowych. Nie ma jednak dokładnych statystyk dotyczących preferowanych treści wideo. Bo wybór pomiędzy filmem a serialem to jednak stricte indywidualna kwestia, która zależy od wielu czynników: czasu, którym dysponujemy, nastroju, rekomendacji znajomych czy nawet specjalnych algorytmów.

120 czy 1200 minut?



W czasach, gdy niemal każdą czynność przeliczamy na godziny, minuty, a nawet sekundy, to właśnie kryterium czasu wydaje się być tym kluczowym przy doborze oglądanych treści. Z reguły na film musimy poświęcić od 90 do 120 minut, aczkolwiek na przykładzie kilku ubiegłorocznych hitów - "Oppenheimera", "Czasu krwawego księżyca" czy "Napoleona" - widać, że niektórzy reżyserzy lubią testować wytrzymałość widza.

Wytrwanie ponad trzech godzin przed ekranem może być wyzwaniem nawet w domowych warunkach, nie mówiąc już o zastyganiu na tak długi czas w kinowym fotelu. Faktycznie więc wybór pełnometrażowej produkcji wymaga znalezienia dość obszernego "okienka" w naszym codziennym kalendarzu.

Jeśli chodzi o seriale, sprawa - na pierwszy rzut oka - wygląda trochę prościej. Jeden odcinek pochłania bowiem od 40 do 60 minut naszego czasu. W przypadku sitcomów nawet mniej. Teoretycznie to spora oszczędność, aczkolwiek jest jedno "ale". Któż z nas bowiem nie praktykował zasady "dobra, to jeszcze jeden odcinek"? I tak z kilkudziesięciominutowego seansu robi się kilkugodzinna "posiadówka" przed telewizorem czy komputerem.

W szerszej perspektywie - jeden sezon ulubionego tytułu potrafi "przykuć nas" do ekranu na mniej więcej 10 godzin. Serial wydaje się całkiem niezłą "opcją ekonomiczną", pod warunkiem, że potrafimy go sobie dozować lub jesteśmy z nim na bieżąco.



Pora na wstydliwe wyznanie: należę do zapewne niewielkiego grona osób, które nigdy nie widziały "Breaking Bad". I wcale nie tematyka, obsada czy artystyczne walory tej produkcji zniechęcają mnie do seansu. Chodzi zwyczajnie o czas. Do nadrobienia jest bowiem około 60 epizodów trwających średnio 45-50 minut. Daje to w sumie... 45 godzin. Po rozdzieleniu tego czasu na dni i miesiące, nie wygląda to jeszcze tak przerażająco, ale jednak myśl o poświęceniu tyle uwagi jednemu tytułowi wciąż działa na mnie demotywująco.

Choć czymże jest takie "Breaking Bad" w zestawieniu z "Guiding Light", czyli amerykańską operą mydlaną, którą początkowo w radiu, a potem w telewizji, nadawano przez... 70 lat, a liczba odcinków przekroczyła barierę 18 tysięcy! W porównaniu z tą produkcją "Moda na sukces" wygląda jak płotka pływająca w jednym basenie z wielorybem.

Niektóre historie po prostu lepiej sprawdzają się w zamkniętej, filmowej formie i nie wymagają serialowej kontynuacji. Tak jak choćby "Biedne istoty" - ta opowieść mocno straciłaby swój urok, gdyby podzielono ją na odcinki. Niektóre historie po prostu lepiej sprawdzają się w zamkniętej, filmowej formie i nie wymagają serialowej kontynuacji. Tak jak choćby "Biedne istoty" - ta opowieść mocno straciłaby swój urok, gdyby podzielono ją na odcinki.

Sacrum i profanum



Wybór pomiędzy serialem a filmem zależy również od tego, jak wygląda nasz seans. Nawet wciągające seriale mają chwile przestoju, które sprawiają, że chętnie w tym czasie skorzystamy z toalety, pójdziemy po coś do kuchni lub będziemy scrollować po ekranie telefonu. Wiele osób szczególnie komediowe produkcje traktuje jako tło codziennych obowiązków. Obecność "Przyjaciół" podczas sprzątania czy towarzystwo "The Office" w wertowaniu raportów czy sprawozdań nie jest niczym zaskakującym.

Serial możemy po prostu w dowolnym momencie włączyć, wyłączyć, przerwać, odejść od niego, a po chwili wrócić. Nie są to produkcje, które wymagają od nas specjalnych przygotowań i nieustannej atencji. Seriale wpisują się w naszą codzienność, rutynę, nawyki. Są więc bardziej w sferze profanum.

Od Jordana do Beckhama. TOP 10 filmów i seriali o sporcie Od Jordana do Beckhama. TOP 10 filmów i seriali o sporcie

Filmy z kolei należałoby zaklasyfikować do obszaru sacrum. Oczywiście nie ma tu mowy o żadnej elitarności i świętości. Kiedyś wyjście do kina było celebracją, dziś jest po prostu formą spędzania wolnego czasu. Jeszcze trudniej wspomnianej elitarności doszukać się podczas domowego seansu, aczkolwiek wciąż jest tak, że film wymaga od nas podjęcia pewnych kroków: zagospodarowania czasu, odłożenia telefonu, dokładnej selekcji tytułów i poświęconej im uwagi. Filmy potrafią też być bardziej wymagające w odbiorze. Zwłaszcza jeśli bierzemy na tapet dzieła choćby Ariego Astera czy Jorgosa Lanthimosa. Trudno bowiem wyobrazić sobie takie tytuły jak "Bo się boi" czy "Kieł" w wersji odcinkowej. To byłaby po prostu katorga.

Ciężko przystępną dla widzów treść lepiej więc skondensować w jednym dłuższym metrażu niż dzielić ją na kilka części. Oczywiście filmy też możemy sobie dawkować. Pauzować i do nich później wracać. To jednak jak włączenie sobie tylko połowy piosenki i odsłuchanie reszty po kilku godzinach. Lub jak zjedzenie kilku kawałków świeżo dostarczonej pizzy i odgrzewanie pozostałości na drugi dzień w mikrofali. Struktura i smak nie będą już te same.

W ubiegłym roku mnóstwo mówiło się i postowało w social mediach o "Barbie" i "Oppenheimerze". Nie zmienia to jednak faktu, że większość dzisiejszych dyskusji i rozmów okołofilmowych dotyczy jednak seriali. W ubiegłym roku mnóstwo mówiło się i postowało w social mediach o "Barbie" i "Oppenheimerze". Nie zmienia to jednak faktu, że większość dzisiejszych dyskusji i rozmów okołofilmowych dotyczy jednak seriali.

Oldskul vs niuskul



Filmy i seriale są nieodłącznym elementem popkultury. Nic dziwnego więc, że ich temat często pojawia się w domu, w pracy, na randce czy imprezie. Latem ubiegłego roku większość moich rozmów ze znajomymi zahaczała o "Barbie" i "Oppenheimera". Mając do czynienia z tak dużym fenomenem kinowym, który rozlał się też na media społecznościowe, trudno po prostu było temat obu produkcji przemilczeć. Ale właściwie był to wyjątek od reguły. Od pandemii tak naprawdę na topie są seriale i to właśnie ich znajomością można najbardziej błysnąć w towarzystwie. Filmy już tylko dla koneserów i oldskulowców?

Młodzi aktorzy z Trójmiasta: tu zaczynali, dziś grają w filmach i serialach Młodzi aktorzy z Trójmiasta: tu zaczynali, dziś grają w filmach i serialach

Takie stwierdzenie byłoby na pewno dużym uogólnieniem, ale na własnym przykładzie zauważam, że znacznie łatwiej zaangażować jest więcej osób w dyskusję o wybranym serialu niż o filmie. Nawet tym, który potencjalnie jest kinowym przebojem.

Niemała w promowaniu krótszych produkcji jest także rola mediów społecznościowych. Wystarczy przypomnieć sobie liczbę ubiegłorocznych wzmianek w "socialach" o "The Last Of Us", "Beckhamie", "1670" czy "Sukcesji". Nowe technologie skrzętnie wykorzystują też streamingowi potentaci, którzy za pomocą odpowiednich algorytmów chętniej na swoich platformach promują seriale. Wszak to one przytrzymają nas w danym serwisie na dłużej. Znacznie dłużej niż nawet trzygodzinny film.

To już jest hit! Recenzja serialu To już jest hit! Recenzja serialu "1670"

Film lub serial czy film i serial



Oczywiście przy doborze filmu bądź serialu nie warto sugerować się czystą matematyką czy jedynie chęcią bycia na bieżąco z najnowszymi trendami w popkulturze. Przede wszystkim powinniśmy z tego streamingowego oceanu wyławiać to, co rzeczywiście najbardziej nas interesuje. Przy czym tu także truudno wskazać wyższość jednej formy obrazu nad drugą.

Filmy (najczęściej) są zamkniętymi projektami i oferują skondensowaną rozrywkę, po której pozostaje czasami albo niedosyt (jeśli faktycznie mamy do czynienia z dobrą produkcją, której kontynuację chciałoby się jeszcze obejrzeć), albo rozczarowanie. Z tą różnicą, że kiepski film ukradnie nam dwie godziny, a kiepski serial (albo inaczej: serial z kiepskim zakończeniem) zabierze kilkukrotnie więcej czasu.



Opowieści podzielone na odcinki pozwalają z kolei lepiej poznać postaci, kontekst i tło fabuły. W przeciwieństwie do filmowców, twórcy seriali nie muszą przecież narzucać sobie szybkiego tempa pracy i formalnych rygorów. Jest więc sporo czasu i swobody w nakreślaniu wątków i budowaniu odpowiedniego klimatu. Czasami może tego czasu jest aż nadto. Gdy niedawno zasiadałem do trzeciego sezonu "Rojsta", przez pierwsze dwa odcinki z trudem łączyłem wątki i postaci. Wszak od premiery poprzedniej serii minęły trzy lata.

Przerwy między sezonami to chyba jedna z największych zmor serialowych produkcji. Od czwartego sezonu "Stranger Things" minęły już dwa lata, a ekipa dopiero niedawno weszła na plan piątej serii. Kontynuacji, prędzej czy później, jednak się doczekamy. Bywa bowiem i tak, że niektóre produkcje zostają z dnia na dzień anulowane i wtedy cały nasz emocjonalny trud włożony w kilkugodzinny seans idzie po prostu na marne.

Seriale często pozwalają widzom na lepsze poznanie postaci i wielowątkową historię. Problem z uszeregowaniem zdarzeń i ekranowych faktów pojawia się wtedy, gdy przerwy między sezonami wydłużają się nie do miesięcy, a lat. Seriale często pozwalają widzom na lepsze poznanie postaci i wielowątkową historię. Problem z uszeregowaniem zdarzeń i ekranowych faktów pojawia się wtedy, gdy przerwy między sezonami wydłużają się nie do miesięcy, a lat.
Dziś serialowe i filmowe światy przenikają się jak nigdy przedtem. Przy odcinkowych produkcjach zaczęli pracować wybitni scenarzyści i reżyserzy, zaś dla aktorów występ w serialu nie jest już zawodową degradacją. Co więcej, telewizyjne tytuły ściągają coraz większe nazwiska. Wystarczy wspomnieć Harrisona Forda w "Terapii bez trzymanki" czy Meryl Streep w "Zbrodniach po sąsiedzku". Z kolei w przypadku młodszych aktorów czasami już jeden sezon potrafi zrobić z nich gwiazdy. Tak jak miało to miejsce w przypadku Jenny Ortegi ("Wednesday"), Jeremy'ego Allena White'a ("The Bear") czy właściwie całej obsady "Euforii".

Czy faktycznie trzeba wybierać między filmem a serialem? Nawet ich twórcy coraz częściej idą na kompromis. Guy Ritchie najpierw przecież nakręcił pełnometrażowych "Dżentelmenów", a dopiero później zrobił z tego serial na potrzeby Netflixa. Odwrotną drogę obrali autorzy "Peaky Blinders", którzy po sześciu sezonach zabierają się teraz za filmową kontynuację losów rodziny Shelby.

Jeśli więc już między czymś wybierać, to może po prostu lepiej wybierajmy między kiepską a świetną opowieścią. Nieważne, czy ktoś stawia w niej przecinki czy kropkę na końcu.

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (47)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (2 opinie)

(2 opinie)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years! (1 opinia)

(1 opinia)
159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Muzyk ze zdjęcia to: