• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

To już jest hit! Recenzja serialu "1670"

Tomasz Zacharczuk
14 grudnia 2023, godz. 17:00 
Opinie (130)

Zapewne każdy z nas ani razu nie zastanawiał się nad tym, co by było gdyby Henryk Sienkiewicz żył we współczesnych czasach i został stand-uperem. Spieszę z odpowiedzią na to nienurtujące nikogo pytanie - "Potop" wyglądałby dokładnie jak "1670". Najnowszy serial Netflixa to brawurowa w swoim pomyśle, rewelacyjnie zagrana i przede wszystkim bezczelnie zabawna satyra na polską szlachtę, pańszczyźnianych chłopów i spiskujący kler. Pewnie znajdą się tacy, którzy na produkcję Macieja Buchwalda i Kordiana Kądzieli spluną z odrazą, krzycząc "Potwarz!", lecz zdecydowana większość powinna być wielce ukontentowana tą zacną historyją.



Witajcie we wsi Adamczycha, gdzie chłopi wykonują całą brudną (dosłownie) robotę, a szlachta (oczywiście) nie pracuje. Folwarku swym czujnym pańskim okiem dogląda Jan Paweł Adamczewski (Bartłomiej Topa), który aspiruje do tego, by zostać najbardziej znanym Janem Pawłem w polskiej historii. Ten sarmata z krwi i kości uwielbia głównie siebie, sejmiki, liberum veto i dobrą strawę. Nienawidzi postępu, mieszczaństwa, płacenia podatków, wynagradzania swoich chłopów, a przede wszystkim tego łapserdaka, sąsiada Andrzeja, który dysponuje "większą połową" Adamczychy.


W życiu Jan Paweł nie ma lekko. Najstarszy syn (Michał Balicki) zamiast majątkiem interesuje się głównie dziewkami i swoją kapelą grającą "późny gotyk". Córka (Martyna Byczkowska) na każdym kroku strofuje konserwatywne poglądy ojca, brata się z pospólstwem, walczy o głos kobiet i ratowanie planety (bo przecież za 360 lat Adamczysze i całej planecie grozi katastrofa ekologiczna). Żona-dewotka (Katarzyna Herman) w wolnych chwilach leży krzyżem i snuje się po domostwie niczym upiór. Tylko w młodszym synu (Michał Sikorski) Adamczewski widzi swego sojusznika i poplecznika. Nic dziwnego, skoro to właśnie Jakub jest uważany za najmądrzejszego w rodzinie. Nieprzypadkowo zdobył "dobrze płatną posadę w międzynarodowej korporacji". Został księdzem.

Jan Paweł, oprócz domowników i parobków, użera się jeszcze z niesfornym szwagrem Bogdanem (Dobromir Dymecki). Szlachcicem bez ziemi i wojennym kombatantem (brał przecież udział we wszystkich siedmiu największych klęskach polskiej armii w ostatnim dziesięcioleciu), który paraduje przez wieś w husarskiej zbroi i gotów jest "dać w mordę" każdemu, kto nie zgadza się z hasłem "Polska dla Polaków". No i Litwinów, bo przecież mamy unię ... Jakby tego było mało, Adamczewski musi radzić sobie jeszcze z kolegami szlachcicami, z którymi trzeba drzeć koty na sejmikach, pojedynkować się i porównywać kutasy (naturalnie mowa o ozdobnym elemencie szlacheckiej garderoby, oczywiście). Ciężki to los sarmaty w XVII-wiecznej Polsce.

"1670" ma formę mockumentu, czyli produkcji imitującej film dokumentalny. Postaci często podczas lub po zakończeniu sceny komentują wprost do kamery ostatnie wydarzenia. W podobny sposób realizuje się u nas choćby "The Office PL". "1670" ma formę mockumentu, czyli produkcji imitującej film dokumentalny. Postaci często podczas lub po zakończeniu sceny komentują wprost do kamery ostatnie wydarzenia. W podobny sposób realizuje się u nas choćby "The Office PL".

Tak zabawnie i odważnie w polskim kinie nie było dawno



Pomysłodawcy "1670", czyli reżyserzy Maciej BuchwaldKordian Kądziela oraz nieoceniony w tym tercecie scenarzysta Jakub Rużyłło, postawili przed sobą niezwykle trudne zadanie. Wytknąć Polakom ich narodowe przywary i obśmiać najczęściej powtarzane stereotypy, wykorzystując do tego opowieść o XVII-wiecznych wąsatych sarmatach i stosując na dodatek formułę mockumentu charakterystyczną dla takich produkcji jak "The Office" czy "Co robimy w ukryciu"? Szaleństwo. To mogło się skończyć tylko na dwa sposoby - albo spektakularną klapą, albo widowiskowym triumfem. Po emisji pierwszej serii liczącej osiem epizodów z wyraźną ulgą, ale przede wszystkim z poczuciem świetnie spędzonego czasu można oficjalnie ogłosić to drugie. "1670" jest najlepszą polską produkcją komediową ostatnich lat.

Hity czy kity? Oceniamy topowe seriale


Na wysokim poziomie funkcjonuje właściwie każdy rodzaju humoru: słowny, sytuacyjny, kontekstowy. Scenariusz autorstwa Rużyłły aż iskrzy się od błyskotliwych dialogów, które - co jest raczej rzadkością w polskim kinie - są nie tylko dobrze słyszalne, ale przede wszystkim brzmią naturalnie. Nie ma wrażenia, że sarkastyczne docinki czy doskonale puentujące niektóre wydarzenia komentarze są na siłę umiejscowione w fabule i nie mają powiązania z kontekstem poszczególnych scen. Zaskakujące jest szczególnie to, z jaką łatwością twórcy "1670" godzą ze sobą staropolskość z nowoczesnością. Oczywiście z historycznego punktu widzenia stosowanie współczesnych zwrotów pozbawia produkcję językowej wiarygodności, ale przecież od pierwszych sekund wiadomo, że mamy do czynienia z rodzajem pastiszu i swobodnej satyry, która wymyka się jakimkolwiek podziałom gatunkowym.

Nawet jeśli sporadycznie trafi się nam jakiś "suchar", to nie warto go popijać wodą, bo już za chwilę możemy się nią zadławić od wybuchu śmiechu. Od pierwszego do ósmego odcinka humor konsekwentnie nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Co więcej, twórcy regularnie podostrzają dowcip, co momentami plasuje "1670" na pograniczu czarnej komedii i makabreski (odcinki z polowaniem, pojedynkiem czy wizytą mieszczan z Wilanowa). Tak odważnie, bezczelnie i z polotem dawno nikt nie żartował w polskim kinie. Może z wyjątkiem równie śmiałego w operowaniu humorem "Kosa", którego szersza publiczność pozna w kinach dopiero w styczniu.

W historię o XVII-wiecznej sarmackiej Polsce autorzy wplątują sporo wątków i zjawisk charakterystycznych dla współczesnych czasów. Dzięki temu "1670" staje się uniwersalną satyrą na nasze społeczeństwo i naszą mentalność. W historię o XVII-wiecznej sarmackiej Polsce autorzy wplątują sporo wątków i zjawisk charakterystycznych dla współczesnych czasów. Dzięki temu "1670" staje się uniwersalną satyrą na nasze społeczeństwo i naszą mentalność.

Historia łączy się ze współczesnością



Ten, kto spodziewał się, że "1670" ulegnie netflixowej poprawności, powinien - jak by to ujął Jan Paweł Adamczewski - iść się wyspowiadać. Scenarzysta Jakub Rużyłło pozwala sobie na bardzo wiele. Choćby w scenie, w której żydowski karczmarz żali się pomocnikowi kowala, że nic nie wie o "wielkim światowym spisku" lub we fragmencie poświęconym spisowi innowierców. Czegoż w tym serialu właściwie nie ma? Osobliwy marsz równości przez Adamczychę, scena egzorcyzmów nastolatki, makabryczne w skutkach polowanie, zaskakujące romanse, polskie wesele, XVII-wieczne obrazkowe "smartfony" czy ... ksiądz-detektyw Żmija z Sandomierza ... Autorzy "1670" beztrosko czerpią pełnymi garściami z nowoczesności i każde takie zapożyczenie przepuszczają przez filtr sarmackich realiów.

Nie jest to jednocześnie produkcja pozbawiona historycznych walorów i wiedzy na temat funkcjonowania XVII-wiecznego społeczeństwa, w którym tarcia pomiędzy chłopami, szlachtą a mieszczaństwem są aż nadto widoczne. Co w konsekwencji doprowadziło do wewnętrznych rozłamów i poskutkowało rozbiorami Polski. Nawet więc z tak groteskowej i zniekształconej współczesnymi obserwacjami opowieści można wynieść pewną wartość edukacyjną.

Nowy serial Netflixa nie tylko doskonale bawi, ale urzeka też nienaganną realizacją i znakomitymi kreacjami aktorskimi. Nowy serial Netflixa nie tylko doskonale bawi, ale urzeka też nienaganną realizacją i znakomitymi kreacjami aktorskimi.

Topa na topie. Podobnie jak cały serial



Netflixowy hit (bo tak z całą pewnością będzie się mówić o "1670") wyróżnia się jeszcze na tle rodzimych produkcji nie tylko starannością w odtworzeniu XVII-wiecznych realiów (kostiumy, scenografia, charakteryzacja są na światowym poziomie), ale również bezbłędną grą aktorską. Bartłomiej Topa potwierdza swój komediowy potencjał i jest absolutną gwiazdą serialu Buchwalda i Kądzieli. Jego Jan Paweł faktycznie może stać się najsłynniejszym Janem Pawłem - przynajmniej w historii polskiej produkcji serialowej. Kapitalnie zresztą radzą sobie także Katarzyna Herman, Michał Sikorski i pochodząca z Trójmiasta Martyna Byczkowska, oprócz których warto jeszcze docenić Dobromira Dymeckiego czy Aleksandra Kłaka (Andrzej) oraz Kiryła Pietruczuka (parobek Maciej). Szkoda jedynie, że tak mało jest Michała Balickiego, bo aktor swoje nieprzeciętne możliwości komediowe potwierdził już choćby w "Emigracji XD".

Wydaje się, że postać Stanisława może rozkwitnąć w kolejnym sezonie, bo trudno wyobrazić sobie, by Netflix nagle porzucił tak świeży w polskich realiach, przebojowy w formie i treści, bezkompromisowy i odważny projekt, który oczywiście będzie na myśl przywoływał takie produkcje jak "The Office", "Wielka", "Norsemen" czy "Czarną żmiję", ale pozostaje przy tych porównaniach całkowicie niezależnym, autorskim i silnie osadzonym w naszej biało-czerwonej mentalności przedsięwzięciem. Oczywiście możemy nadal się puszyć, obrażać na siebie, kłócić, wyrywać sobie różnego koloru flagi i targować się o "polskość" i "patriotyzm", ale czasami warto wyciągnąć kij z ... mrowiska i pośmiać się z samych siebie. Tę niepowtarzalną możliwość daje nam właśnie "1670". Perła w netflixowej polskiej koronie.

OCENA: 9/10

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (130)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (2 opinie)

(2 opinie)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years! (1 opinia)

(1 opinia)
159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Co oznacza dla mieszkańców Irlandii Dzień św. Patryka?