- 1 Nie wygrał "TzG", ale i tak jest sukces (56 opinii)
- 2 Do piekła i z powrotem z Jarym (7 opinii)
- 3 Miłośnicy vintage opanowali 100cznię (29 opinii)
- 4 Zrobili karierę dzięki "Szansie na sukces" (37 opinii)
- 5 Gdzie na karaoke w Trójmieście? (29 opinii)
- 6 "Kaskader": kciuk w górę, a nawet dwa (20 opinii)
Taco Hemingway - hipsterski raper
26 września 2015 (artykuł sprzed 8 lat)
Dwa koncerty pod rząd wyprzedał w Sfinksie pierwszy polski raper-hipster - Taco Hemingway. Publiczność w sobotę przywitała go entuzjastycznie i chóralnie śpiewała razem z nim teksty utworów.
Nazywa się Filip Szcześniak i urodził się w Kairze. Ma hipsterską brodę i zaczesane, wypomadowane włosy. Latem tego roku wskoczył na miejsce zwolnione już jakiś czas temu przez Fisza i Paktofonikę. To hip-hop dla tych, którzy nie słuchają hip-hopu. Hip-hop inteligencki, albo po prostu hip(ster)-hop.
W Sopocie przywitał go klub nabity po brzegi (i taki sam przywita go podczas koncertu niedzielnego). Taco zaczął niepozornie, ale rozkręcał się z linijki na linijkę. Ubrany w szarą bluzę z mikrofonem w ręku - wyglądał dość skromnie. Sam przyznaje, że do popularności się dopiero przyzwyczaja i uczy się scenicznego fachu. Towarzyszył mu jego producent - DJ Rumak.
Taco Hemingway w Sfinksie
Publiczność domaga się bisu
Za plecami ekran i fragmenty Polskiej Kroniki Filmowej, której dźwięki tak chętnie samplują artyści i umieszczają w swoich utworach. Taco chwalił publiczność: "Czasem zdarza się publiczność niemrawa, ale ta do takich nie należy". Już po pierwszym numerze krzyknął: "Już czuję, że będzie dobrze".
Zszedł ze sceny po godzinie - tyle zajęło mu wykonanie całego materiału przygotowanego na koncerty na żywo. Publiczność zawrzała i momentalnie wywołała go z powrotem na scenę. Co ma zagrać? Oczywiście "Następną stację". Bisował kolejne trzydzieści minut.
To hip-hop dla tych co nie słuchają hip-hopu. To w zasadzie bardziej poezja niż rap, stwierdził pewien drum'n'basowy DJ stojący obok mnie. Nie jest wybitnym raperem. Może czasem brakuje mu flow. Podkłady autorstwa Rumaka - przyzwoite, ale nie ma w nich wielkiej finezji.
Ale teksty! Trafione w punkt, dopieszczone co do sylaby, choć z pozoru niechlujne. Publiczność wykrzykuje całe linijki, całe zwrotki i z gorącym okrzykiem wita kolejne numery. To teksty, których się słucha z zaciekawieniem. Mierzi cię polski hip-hop? Posłuchaj Taco.
Rapuje dość sennie, bez narcystycznego wychwalania się, bez pozdrawiania kumpli, bez rzucania rapowych frazesów typu "elo, ziomuś, sprawdź to". Snuje opowieści - o podróży metrem ("Następna stacja" jest obecnie numerem jeden na radiowej Trójce), o swoich marzeniach ("Sześć zer") i o nieudanych relacjach z kobietami. Jest sporo o alkoholu, o imprezach - ale raczej z pozycji skacowanego blazera albo faceta snującego się po mieście od baru do baru.
Hemingway bywa cyniczny i złośliwy - jak wtedy, gdy pyta się fanów zdrowego odżywiania: a ile w kokainie jest błonnika? Zero. Rapował o umowach śmieciówkach i rozpoczynaniu od zera, dlatego został ochrzczony rzecznikiem prekariuszy. Sam się od tego odżegnuje - nie chce mieć nic wspólnego z polityką.
"Tym co przyjdą jutro powiedzcie, że zupełnie sobie zdarłem gardło" - powiedział na koniec Taco. "Może być wesoło".
Taco Hemingway w akcji
Taco Hemingway w Sfinksie