- 1 Juwenalia: Bajm, LemON i strefy z nagrodami (54 opinie)
- 2 Momoa spotkał się z Michalczewskim (58 opinii)
- 3 Trzydniowa kulinarna Feta na stoczni (54 opinie)
- 4 Chowają pieniądze w miejscach publicznych (52 opinie)
- 5 Jason Momoa w gdańskiej restauracji (137 opinii)
- 6 Juwenalia Gdańskie: koncerty i atrakcje (12 opinii)
Do piekła i z powrotem. Biografia Krzysztofa Jaryczewskiego
Krzysztof Jaryczewski postanowił uporządkować swoje życie. Pomógł mu w tym Kamil Wicik, czego efektem jest książka "Byłem w piekle. Krzysztof 'Jary' Jaryczewski szczerze do bólu". Lider Oddziału Zamkniętego swoimi historiami mógłby spokojnie obdzielić kilka osób. Jak powstawała biografia, jak mieszka mu się w Trójmieście oraz jakie są jego plany na najbliższą przyszłość?
Patryk Gochniewski: Chodził ci po głowie pomysł na spisanie swojej historii czy może to Kamil Wicik wyszedł z inicjatywą i po prostu przystałeś na nią?
Krzysztof Jaryczewski: Już dwadzieścia lat temu powstała taka cienka książeczka pod tytułem "Zerostan". To było zaraz po tym, jak przeszedłem leczenie w instytucie psychiatrii, leczenie uzależnień. Miałem wtedy poczucie, że trzeba jakoś podsumować ten czas i też może innym dać nadzieję, że można z tego wyjść. A teraz znów miałem poważne zakręty. Przeszczep wątroby, zawał, śmierć mamy moich dzieci. Działy się różne historie, więc tak sobie pomyślałem, że może to już jest ten czas, żeby taką pełną biografię zrobić. Tym bardziej że nie wiadomo, ile mi jeszcze zostało, chociaż zamierzam jeszcze żyć.
"Byłem w piekle. Krzysztof 'Jary' Jaryczewski szczerze do bólu" to nie jest laurka.
Tak. Jak rozmawiałem z Kamilem na początku tej drogi, to od razu powiedziałem, że to nie ma być żaden pomnik. To jest mi niepotrzebne. To po prostu miała być prawda, rodzaj świadectwa. Kamil był identycznego zdania. Od początku uważał, że aby ta książka miała sens, muszę otwarcie opowiedzieć także o niewygodnych aspektach mojego życia. Nie miałem z tym problemu.
Jedynym ograniczeniem, które sam sobie narzuciłem, to rodzaj autocenzury. Nie chciałem, żeby moje dzieci, byłe żony i ta obecna żona zostali zranieni. Siebie natomiast nie oszczędzałem.
Zastanawia mnie, na ile ta biografia była dla ciebie formą autoterapii.
Przepracowałem już sporo rzeczy w życiu na różnego rodzaju warsztatach i terapiach. Cały czas nad sobą pracuję, bo to jest niekończący się proces. Nie uważam, żeby to było najważniejsze założenie tej książki, ale na pewno było to w pewnym stopniu autoterapeutyczne. Jednak przede wszystkim pozwoliła mi uporządkować swoje życie. Odkąd pamiętam, mam problem z chronologią, niektórymi faktami, wielu rzeczy nie pamiętałem. Zwłaszcza z okresu, kiedy byłem za pan brat z różnymi używkami.
Na pewno pomógł też Kamil, który jest historykiem z wykształcenia.
Oj tak. Musiał wszystko sprawdzić - daty, fakty. Weryfikował wszystko, co mówiłem. No i okazało się, że wiele zdarzeń miałem poprzesuwanych w czasie (śmiech). On to wszystko posprawdzał, dzięki czemu mogłem wszystko uporządkować. To chyba największa wartość dla mnie.
To nie jest laurka, ale chyba trochę przyjemności jednak sprawiło ci to porządkowanie.
Tak, to była duża przyjemność. Rozmowy przy kawce czy herbatce. Kamil włożył w to ogrom pracy. Jak cały materiał był uzbierany, to pojechaliśmy do domku jego taty na Mazurach i przez tydzień siedzieliśmy, czytaliśmy, poprawialiśmy, sprawdzaliśmy, taka ostateczna weryfikacja. Bardzo miło wspominam te wszystkie spotkania z Kamilem, którego bardzo lubię. Tam, gdzie jest przyjemność, to nie ma pracy.
Powiedz mi, jak widzisz siebie w tej chwili - jak się czujesz czy masz dalsze plany związane z muzyką?
Kondycja jest bardzo dobra. Ostatnio byłem na siłowni mimo złamanej ręki.
Nogi robiłeś!
(śmiech) Tak, tak, po złamaniu trudno trenować coś innego, chyba że nie trzeba nadwyrężać nadgarstka. Wszedłem na bieżnię, no i miałem 10 MET, to taki wskaźnik wydolnościowy, więc wyższy, niż kiedy byłem w zeszłym roku na rehabilitacji w Wieżycy po dodaniu drugiego stenta. Aż się zdziwiłem, ale wszystko zarówno od strony fizycznej, jak i psychicznej funkcjonuje bardzo dobrze.
A muzycznie?
W tym roku ukaże się moja solowa płyta, bardzo autorska, która też trochę wiąże się z książką. Taka trochę ilustracja muzyczna do niej. Tytuł to "Wszystko albo nic", pracujemy też nad płytą zespołu Jary Oddział Zamknięty. Materiału mamy bardzo dużo, teraz tylko to uporządkować, wejść do studia i porządnie nagrać. Nie robię jakichś dalekosiężnych planów, bo życie pokazuje, że to nie ma sensu. Nauczyłem się nie przywiązywać do swoich planów, myślę, że to przydatna i ważna umiejętność.
Masz bardzo bogatą historię. Mam jednak wrażenie, że większość ludzi postrzega cię wciąż wyłącznie przez pryzmat pierwszego Oddziału Zamkniętego, a to był przecież krótki okres w twoim życiu, zaledwie dwie płyty.
No tak. Zwłaszcza to starsze pokolenia utożsamia mnie przede wszystkim z OZ. Był taki okres, kiedy próbowałem się od tego odciąć i pracować pod swoim nazwiskiem, zamknąć przeszłość. Ale tak się nie da, to część mojego życia, zwłaszcza że przecież współtworzyłem ten zespół. Wtedy to wszystko powstało, największe przeboje, i trudno się od tego odciąć.
Powiem ci ciekawostkę - moja córka ostatnio zrobiła sobie tatuaż ozetki, nie ucieknę od tego (śmiech). Nie walczę z tym, pogodziłem się, że to część mojej historii już parę lat temu. Dlatego też nazwałem swój zespół Jary Oddział Zamknięty. Bo to jest bardzo podobna twórczość - wtedy i teraz. To jest jednak mój rdzeń.
Na koniec trochę odejdźmy od muzyki. Powiedz, jak ci się żyje nad morzem i co sprawiło, że osiedliłeś się w Trójmieście?
Trójmiasto jest zajebiste, uważam tak, od kiedy zacząłem tu przyjeżdżać. Kiedyś zatrzymywaliśmy się z zespołem w hotelu Posejdon, teraz mieszkam przystanek od niego (śmiech). Historia zatacza kręgi.
A znalazłem się tutaj głównie przez córkę, która chciała do Trójmiasta do szkoły muzycznej. No to czemu nie? Mogę tu pomieszkać. Mieszkałem rok w Oliwie, później dwa w Sopocie, a teraz Jelitkowo. Świetnie się czuję. Jedyne, co mi zaczyna doskwierać - w związku z moją niską odpornością związaną z lekami immunosupresyjnymi - to wilgoć i wiatr.
A tak, tu zawsze wieje, jak się jest stąd, to już nawet uwagi się nie zwraca.
(śmiech) No tak, ale dla mojego zdrowia to chyba nie jest najlepsze. Umówmy się, ciepło i fajnie to jest tu przez trzy miesiące.
W porywach!
Tak (śmiech). Ale bez przesady, mieszkałem w wielu miejscach i nigdzie nie jest idealnie. To także zaakceptowałem. Trzeba się z tym pogodzić. Tak jak z partnerem. Chodzi o to, aby zaakceptować wady i niedoskonałości. Trzeba się dotrzeć.
Wywiady
Opinie wybrane
-
2024-05-06 13:11
Szacun
Niewielki procent uzależnionych ludzi wychodzi trwale z uzależnienia.
I tylko oni tak naprawdę rozumieją, ile pracy nad sobą to wymaga.
Ale warto!- 23 1
-
2024-05-06 11:46
Wychowany w tamtych latach na OZ i TSA (2)
Dla mnie to były zawsze dwa zespoły nr1 na naszym rynku muzycznym lat 80'-90' teksty i muza do dzisiaj przemawiają do mnie mimo 50-tki na karku .... Zdrowia Jary i samych sukcesów w muzyce !
- 27 1
-
2024-05-08 07:36
!!!
dokladnie!!
- 0 0
-
2024-05-06 13:36
Adam
Jeszcze Dżemik bym dodał
- 11 1
-
2024-05-06 11:38
Krzysiu zasługujesz na wszystko co najlepsze!!!
- 14 2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.