- 1 Miłośnicy vintage znowu opanowali 100cznię (23 opinie)
- 2 Zrobili karierę dzięki "Szansie na sukces" (29 opinii)
- 3 Gdzie na karaoke w Trójmieście? (29 opinii)
- 4 "Grillujemy" współczesne kino (61 opinii)
- 5 Gdzie można grillować i zrobić ognisko? (34 opinie)
- 6 "Kaskader": kciuk w górę, a nawet dwa (20 opinii)
To słodkie i miłe życie. Biografia Kombi
22 czerwca 2016 (artykuł sprzed 7 lat)
Czterdzieści lat Kombi to kawał historii. Historii fascynującej, bo jeśli ktoś jedzie maluchem na koncerty do Holandii, to musi być "pozytywnie zakręcony". Momentami czyta się to jak świetny reportaż, czasami jednak wypływają na wierzch "brudy", z którymi ani autor, a już na pewno czytelnik nie wie co zrobić. Kombi zagra jubileuszowy koncert w piątek w Noc Świętojańską na Placu Zebrań Ludowych.
Książkę autorstwa Sławomira Łosowskiego i Wojciecha Korzeniewskiego czyta się momentami jak świetny reportaż. Weźmy taki ustęp:
Jak z każdej (auto)biografii, także i z tej dowiemy się trochę na temat dzieciństwa Sławomira Łosowskiego (na szczęście ten rozdział rozsądnie skondensowano), o kulisach przychodzenia i odchodzenia z zespołu różnych muzyków, o tym jak powstawały hity i jak się grało koncerty.
O tym, że utwór "Słodkiego miłego życia" powstał podczas trasy po ZSRR. A dokładnie w czasie przymusowej przerwy spowodowanej... śmiercią Leonida Breżniewa. Zespół uwięziony w hotelu nie miał nic do roboty - można było tylko spać, pić szampana i jeść kawior, które fundowała hotelowa restauracja. Tygodniowa żałoba przekreślała wszystkie inne możliwości szukania sobie rozrywki.
Pasja to zbyt małe słowo, by oddać podejście Łosowskiego do instrumentów klawiszowych. Wyobraźmy sobie, że nowy samochód średniej klasy kosztował w latach osiemdziesiątych w Berlinie Zachodnim 11 tysięcy marek. Lider Kombi potrafił wydać połowę tego na syntezator Prophet. A po roku kupić drugi! Faktem jest, że była to mądra inwestycja, bo oba Prophety służą muzykowi do dziś. Za 5-6 tysięcy marek w Polsce w tym czasie można było utrzymać przez rok całą rodzinę.
Dziś z niedowierzaniem się czyta, jak muzycy przemycali na Zachód dokumenty (potrzebne do wniosków o azyl), klisze z fotografiami strajków, jak z koncertów wracali z lodówkami, telewizorami, ubraniami. Polskie sklepy świeciły pustkami, więc każdy towar z zachodu był przyjmowany jak dobrodziejstwo. Tak samo było w Związku Radzieckim, gdzie w hotelach kupowano od muzyków nawet używane spodnie - świeżo zdjęte. Trudno powiedzieć, czy któryś z nastolatków uwierzy w taką historię.
"Słodkiego miłego życia" wypełniona jest anegdotami, ciekawymi historyjkami z życia zespołu i plotkami zza kulis. Niestety - nad książką wisi wyczuwalna atmosfera związana z poczuciem krzywdy. Już w przedmowie napisano o Sławku Łosowskim: "(...)to jego wielki dorobek artystyczny, który w ostatnich latach próbowano mu odebrać, a jego samego wymazać z historii polskiej muzyki. (...) medialne narracje o KOMBI jeszcze do niedawna pomijały jego osobę; kłamstwo przyjęto jako prawdę (...). Sławek przywrócił do życia KOMBI i prawdziwą muzykę zespołu (...) której nie udało się podrobić falsyfikatorom". To oczywiście o Grzegorzu Skawińskim i Waldemarze Tkaczyku, założycielach Kombii.
Czy faktycznie ktokolwiek próbował "wymazać" nazwisko Łosowskiego z muzycznych encyklopedii? Niestety, w lekturze książki przeszkadza nieco egocentryczna maniera pisania. Słowa "ja" i "mój" odmieniane są po wielokroć, aby podkreślić (dość oczywiste i nie wymagające podkreślania) zasługi lidera dla zespołu. Tak jakby jego poświęcenie nie zostało należycie docenione. Nazwy zespołów Kombi i Akcenty pisane są na każdej stronie wielkimi literami. Jakby autorzy obawiali się, że czytelnik zapomni, o jakim zespole czyta. Całość zaś rozpoczyna się mottem: "Jedynie prawda jest ciekawa".
A z prawdą wiadomo jak jest - każdy ma swoją. Jeśli więc nałożymy filtr na specyficzny ton tej biografii - możemy z lektury wynieść sporo radości, a oglądanie zdjęć muzyków z lat osiemdziesiątych to już sama rozkosz.