• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Test Smaku: Grono di Rucola nie spełniło oczekiwań

Beata Testsmaku
29 lipca 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Test Smaku: niebanalne i smaczne Dwie Zmiany

W kolejnym odcinku cyklu Test Smaku odwiedzamy restaurację Grono di Rucola zobacz na mapie Sopotu w Sopocie. Ostatnio pisaliśmy o Buddha Lounge w Gdańsku. Od czerwca do września recenzje publikowane będą co dwa tygodnie, w środę - następnym razem opiszemy nasze wrażenia z restauracji Pieterwas. Krew i Woda w Gdyni (już tam byliśmy). Nasze recenzje są subiektywne, ale szczere - wszystkie restauracje odwiedzamy anonimowo, bez zapowiedzi i na własny koszt.



Grono di Rucola to drewniana, zabytkowa chatka naprzeciwko sopockiego leśnego stadionu. Klimatyczne miejsce, z dala od gwaru, hałasu i turystycznego zgiełku. Myślę, że każdy będzie się tutaj czuł przede wszystkim swobodnie. Jest jasno, elegancko, przestronnie. Nie przesadzono z dodatkami, ozdobami i gadżetami. Niepowtarzalny klimat tworzy jasne drewno, doniczki ze świeżymi ziołami, świece na stołach i mnóstwo półek, na których spoczywają butelki z winem. Wnętrze rustykalno-skandynawskie, czyli - można by rzec - neutralne i mające szansę spodobać się każdemu. Przyjemnie jest również na tarasie tuż za restauracją. Uroku dodają plażowe kosze, w których można się wygodnie rozsiąść. To, co jest niewątpliwą nowością, jeśli chodzi o sopockie standardy, to fakt, iż za naszymi plecami rozpościera się zielony, pachnący las, a nie kolejna budka z goframi. Bardzo nam się podoba i wnętrze, i otoczenie.
 
Gdy przyszliśmy do Grono di Rucola dwa tygodnie temu, aby przeprowadzić test, większości dań z karty nie było już w ofercie. To dlatego, że przygotowywano się do zmiany menu. Stwierdziliśmy, że bez sensu będzie opisywanie potraw, których nie można już skosztować. Odwiedziliśmy restaurację, gdy nowa karta była już gotowa. Przyznam szczerze, że "stare" propozycje były o wiele ciekawsze i - co ważne - o wiele tańsze. Dania nie zaskakują. Nie są oryginalnymi, pomysłowymi połączeniami smaków, na które można było dotąd liczyć. Jedyne, co pozostało bez zmian, to podział menu na: Ziemię (mięsa), Wodę (ryby i owoce morza), Ogród (warzywa, grzyby, dania wegetariańskie) i Niebo (desery). Są przystawki, pierwsze dania oraz dania główne. Długo się zastanawialiśmy, co zamówić, bo nic nas nie intrygowało. Pojawił się też problem, bo niektórych potraw, których chcieliśmy spróbować, nie było.

Ostatecznie wybraliśmy:
- Sałatę z wątróbkami i bekonem (25 zł);
- Makaron orecchiette z wędzonym łososiem i pomidorami (33zł);
- Krewetki smażone z bazylią (38 zł);
- Pierś kury wiejskiej faszerowaną szpinakiem (33zł);
- Wegańskie gołąbki faszerowane kaszą gryczaną i wędzoną śliwką (33 zł);
- Racuchy pełnoziarniste z owocami i kremem jogurtowym (24 zł);
- Wodę (6 zł/0,3 l);
- Wino domu (12 zł/kieliszek);
- Piwo(11zł/0,5).

Zacznę od tego, że spędziliśmy w Gronie ponad trzy godziny. Na zamówione dania czekaliśmy bardzo długo. Owszem, kelner uprzedził nas, że ze względu na zorganizowany w restauracji duży rodzinny obiad czas oczekiwania będzie dłuższy niż zwykle, ale nie sądziliśmy, że będą to aż tak długie godziny. Myślę, że w takich przypadkach powinno się zamknąć lokal i skupić tylko na jednym. Jeśli już chce się "piec dwie pieczenie na jednym ogniu", warto byłoby pomyśleć o dodatkowych pracownikach w kuchni. Z taką sytuacją w Gronie spotkaliśmy się kolejny raz, więc ostrzegam tych, którzy nie mają wiele czasu, a trafią tutaj, gdy akurat będzie wydawany uroczysty obiad dla dużej grupy ludzi.

W ramach czekadełka zostaliśmy poczęstowani pysznym hummusem, świeżym, jeszcze ciepłym pieczywem oraz ogórkami małosolnymi. Bardzo smaczne i w przypadku tak długiego oczekiwania zbawienne.
 
Gdy po czekadełku zostały już tylko wspomnienia i puste naczynia, na nasz stół trafiła sałatka z wątróbkami drobiowymi owiniętymi w cieniutkie plasterki boczku. Niestety, to danie nie prezentowało się jakoś zachwycająco. Jak smakowało? Poprawnie przygotowane wątróbki, nie za tłusty i dobrze wysmażony boczek. Całość skropiona smacznym malinowym winegretem. Myślałam, że będzie to perfekcyjne, idealne danie, a było zwyczajne, przeciętne, bez finezji. Nic, czego nie można byłoby zjeść w innych restauracjach.
 
Jestem przekonana, że w kuchni panował bałagan i zamieszanie, bo makaron orecchiette został podany bez wędzonego łososia. Danie wróciło do kuchni. Kelner przepraszał i za tę potrawę nie zapłaciliśmy, ale czy tak powinna wyglądać organizacja w szanującej się i dość drogiej restauracji? Oczywiście, że nie.
 
Smażone krewetki zamówiliśmy w zamian za makaron. Jakże było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam patelenkę z ośmioma krewetkami w klasycznym maślano-winnym sosie z dodatkiem chili i bazylii. Można by rzec klasyk. Nieklasyczna, przesadzona była cena tego "dania" - 38 zł - zważywszy na fakt, że nie było w tej potrawie nic nadzwyczajnego. Tak przygotowane, niemrożone krewetki można zjeść w wielu miejscach. Naprawdę duże rozczarowanie.
 
Po tych niesatysfakcjonujących przeżyciach związanych z pierwszymi daniami przyszedł czas na dania główne. Pierś z wiejskiej kury to solidna, bardzo dobrze upieczona i przyprawiona porcja mięsa. Soczysta w środku, chrupiąca na zewnątrz. I na pewno nie był to sztucznie pompowany kurczak, którego kupujemy w dyskontach. Dobra jakość mięsa wyczuwalna była w każdym kęsie. Doskonałe były liście szpinaku, którym nafaszerowano pierś. Pyszny był również sos z sera gorgonzola, ale jego ilość nie była wystarczająca do sporego kawałka mięsa. Nad sałatą nie będę się rozwodziła, bo cóż tu pisać o kilku liściach i warzywach pokrojonych w cieniutkie słupki? Standardowy dodatek i tyle. W każdym razie tę potrawę uznajemy za najlepszą, jakiej próbowaliśmy w to popołudnie.
 
Wegańskie gołąbki - nie wiem, czemu użyto liczby mnogiej, skoro na talerzu był tylko jeden. I nie uznajcie tego za czepianie się, a raczej wskazywanie na istotne szczegóły, które wprowadzają gości w błąd. Przejdźmy jednak do sedna, czyli do smaku. Włoska kapusta odpowiednio miękka, farsz z kaszy gryczanej i wędzonej śliwki ciekawy, sos z pomidorów aromatyczny, słodko-pikantny. Potrawa smaczna, ale kolejny raz pojawiło się we mnie uczucie niedosytu. Nie, nie ze względu na ilość, ale ze względu na pomysł, kreatywność. Mam nieodparte wrażenie, że takie gołąbki można zjeść w wielu barach, które oferują jedzenie dla wegan i wegetarian. I to w niższych cenach.
 
Na deser wybraliśmy racuchy przygotowane z pełnoziarnistej mąki. Pyszne, wręcz idealne. Miękkie, idealnie zarumienione. Podano je z malinami, borówkami i aksamitnym, delikatnym, nie za słodkim sosem jogurtowym. Polecamy. Deser, który z pewnością przypadnie do gustu także dzieciom.
 
To tyle o jedzeniu, które niestety nie przeniosło nas we wspaniałe kulinarne światy. Bardzo żałujemy. Zwłaszcza że mieliśmy bardzo wysokie oczekiwania. Byliśmy bowiem jakiś czas temu w Grono di Rucola i dania zachwycały. Tym razem nie było tak smacznie. Może to wina zamieszania, może szef kuchni nie dopracował jeszcze nowych potraw, może po prostu najważniejsze stały się duże, rodzinne imprezy, a nie indywidualni goście? Takie spostrzeżenia po wizycie w Grono di Rucola pojawiły się na resztę dnia. I te ceny - o zgrozo.

Na koniec kilka słów na temat obsługującego nas kelnera. Mimo zamieszania i ogromu pracy nawet na chwilę uśmiech nie znikał z jego twarzy. Bardzo grzeczny, zaangażowany i troskliwy. Przepraszał za błędy kuchni i z cierpliwością godną pochwały spełniał nasze prośby i odpowiadał na liczne pytania. Za obsługę należy się wielki plus. Jestem przekonana, że do Grono di Rucola jeszcze wrócimy. Polecamy to miejsce, jednak nie w weekendy.

Podsumowanie
Doskonała lokalizacja, piękne wnętrze, duży wybór win z różnych zakątków świata.
Idealne miejsce na rodzinny obiad, czy romantyczną kolację.
Restauracja dysponuje również przytulnymi pokojami.
Niestety ceny jedzenia są wysokie, a potrawy nie należą do perfekcyjnych i ekskluzywnych.
Profesjonalizm obsługi, niecodzienny klimat panujący w restauracji to niewątpliwie największe zalety.

Pierwsze wrażenie: 95 proc.
Aranżacja/wystrój: 100 proc.
Atmosfera: 100 proc.
Obsługa: 100 proc.
Estetyka dań: 60 proc.
Toalety: 100 proc.
Dla maluchów: 85 proc.
Smak: 75 proc.
Cena/zadowolenie: 50 proc.

Ocena ogólna: 4.3


Cykl "Test Smaku" powstaje we współpracy z serwisem testsmaku.pl. Odwiedzając restauracje, bez zapowiedzi i na własny koszt, chcemy prezentować szczere spojrzenie na trójmiejską gastronomię. Doradzimy, gdzie warto się wybrać, a które miejsca omijać. W okresie od czerwca do września nowa recenzja co dwa tygodnie w środę!
Beata Testsmaku

Miejsca

Opinie (68) 10 zablokowanych

  • (1)

    ja widze dwa golabki ;)

    • 2 1

    • gołąbek na pół ive

      • 3 0

  • "Długo się zastanawialiśmy, co zamówić, bo nic nas nie intrygowało" (1)

    - to zdanie chyba wystarczy za komentarz. Komentarz nie do oceny restauracji, dodam.

    • 10 4

    • ale o co ci chodzi?

      • 3 2

  • Trzy watrobki drobiowe za 25 zl (2)

    to robienie z klientow idiotow

    • 14 2

    • (1)

      właśnie, szczególnie że choddogi w IKEA po złociszu! to jeszcze na fajeczki i Van Pur z Biedry styknie!

      • 3 7

      • ze skrajności w skrajność?

        albo hot-dog albo 3 biedne wątróbki za 25zł?
        mam nadzieję, że pomiędzy tym są jakieś normalne warianty

        • 1 0

  • Gdr (4)

    Polecam wybrać się do Harnasia na Moniuszki w Sopocie zamiast do Grono di Rucola - kawałek dalej a równie pieknie, zielono, więcej przestrzeni i tańsze jedzenie - a porcje solidne i bardzo smaczne, a nie takie laboratoryjne porcje jak w Rucoli. Pyszny smalec na czekadelko w nieograniczonej ilości i pyszne polskie jedzonko

    • 7 6

    • (3)

      ha ha, "porcje solidne" i dalej czytać nie trzeba :) polaczek zadowolony jak kicha stolcowa pęka w szwach!

      • 1 15

      • O, znowu ten anorektyk, który chodzi do knajp aby ścigać groszek widelcem po talerzu. (1)

        Można przecież połączyć niezwykły smak potrawy z jej ilością wystarczającą do tego, aby wyjść z lokalu z zaspokojonym głodem. Naprawdę, są takie miejsca w Trójmieście.

        • 12 3

        • mozna

          tez przestac byc cebulakiem

          • 4 6

      • ach te analne fantazje...

        • 2 2

  • ... (5)

    Może kiedyś pani Beata by się przeszła po bardziej przyziemnych knajpach..

    • 11 2

    • (3)

      Wtedy musiałby naprawdę pisać o smakach a nie o tym co zobaczyła.

      • 2 2

      • (2)

        albowiem oczy by jej wypadły, od patrzenia na te gnioty kotleciarskie ze wszystkich Prapolskich Chat Sołtysa obsługujących kerowców TIRów, kupowane w poręcznych 50-kilogramowych worach w MACRO, plus suróweczki Sznura wprost z wiadra i dwa kilo frycior smażonych w zużytym oleju silnikowym.

        • 7 6

        • (1)

          a ty myślisz, ze w swoich restauracjach jesz co innego? Jesz to samo, tylko inaczej podane, porcje 10xmniejsze, za to ceny 20x większe.

          • 7 2

          • tłumacz sobie dalej, obciągając piwko za piwkiem pod schaboszczaka.

            • 5 5

    • Ciekawe czy starczyłoby jej skali na np. Kmara albo Bar Akademicki :)

      • 1 2

  • (2)

    codziennie rano kupując bułki widuję kilku sopockich dostawców/restauratorów w Lidlu (SKM Kamienny Potok) robiących zakupy - warzywa, ser, mięso. To tyle w kwestii wyselekcjonowanych dostawców hehe

    • 21 1

    • Ja kiedyś znanego restauratora gdynskiego widywałam w makro . (1)

      Kupował mięso mrozone .

      • 4 1

      • pięćdziesięciokilogramowe bloki MOMu i sprej o zapachu wołowinki.

        • 1 4

  • Nie ty jeden i nie tylko w tym Lidlu ;-).

    • 8 0

  • ryneczek Lidla

    Faktycznie ja też byłam świadkiem kupowania 3 koszy sałat, mozzarelli i pomidorów - wszystko w myśl dobre bo polskie :)

    • 11 0

  • Bekon? (2)

    Co to jest bekon? Paranoja, jak polędwica z lososia..
    Ale ciemny lud łyka wszystko jak pelikan.

    • 5 7

    • Bekon to schab wraz z fragmentem boczku.
      Doradzam wchłonięcia wiedzy, tym bardziej że to pojęcie znane w rzeźnictwie od kilku setek lat.

      • 10 0

    • Zostań lepiej za tymi firankami ciemny ludzie, bo robisz z siebie błazna próbując wytknąć komuś błąd.

      • 3 1

  • Nie rozumiem (4)

    ludzi, ktorzy laza do restauracji, zeby zjesc to samo co maja w domu ... Doswiadczenie czegos nowego, odkrycie nowego smaku, produktu, kuchni innej czesci swiata ... po to sie moim zdaniem powinno chodzic do retauracji, a nie nazrec jak swinia

    • 8 6

    • (3)

      jak widać, znaczący odsetek czytelników NIE podziela tego zdania. bebzon i kicha stolcowa na granicy rozerwania, wypełnione tanim ochłapem i "piwskiem", oto marzenia gawiedzi!

      • 2 8

      • Ich kichę wypełnia jadło

        twoją zupełnie coś innego
        a do tego czujesz chuch na karku.

        • 10 2

      • Widzę czarno-biały świat (1)

        • 2 1

        • głównie czarny.

          • 2 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (2 opinie)

(2 opinie)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years! (1 opinia)

(1 opinia)
159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Wegańska knajpa, w której znajdziemy rośliny, zieloną ścianę z mchu i huśtawki to: