• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jesień na małym ekranie. Sprawdzamy seriale na czasie

Tomasz Zacharczuk
10 października 2022 (artykuł sprzed 1 roku) 
Oparty na prawdziwej historii seryjnego mordercy "Dahmer" to obecnie największy serialowy przebój Netflixa. Oparty na prawdziwej historii seryjnego mordercy "Dahmer" to obecnie największy serialowy przebój Netflixa.

Lepszej pory do nadrabiania serialowych zaległości niż jesień chyba nie ma. Wielu z nas dłuższe wieczory skrzętnie wykorzystuje do wskoczenia pod koc z kubkiem gorącej herbaty i przeglądania bogatej oferty platform streamingowych. A te, poza kontynuacjami wielu doskonale już znanych tytułów, zaoferowały tej jesieni sporo nowości. Netflix postawił na porażającą historię seryjnego mordercy z Milwaukee, HBO zaproponowało widzom powrót do Siedmiu Królestw, Amazon Prime odkurzył legendy Śródziemia, Disney wybrał dalszą eksplorację uniwersum "Gwiezdnych wojen", a Canal+ prześwietlił działające na prowincji... zakłady pogrzebowe. Przyglądamy się najciekawszym i będącym obecnie na topie serialom.



Repertuar kin w Trójmieście


"Dahmer". Potwór z Netflixa nie odstraszył widowni



Na jakim sprzęcie najczęściej oglądasz filmy i seriale?

Ekranizacja tak makabrycznych i okrutnych zbrodni, jakich na przełomie lat 80. i 90. dopuścił się "potwór z Milwaukee", zawsze obarczona jest niemałym ryzykiem. Zarzuty o mitologizację zbrodniarza i niepotrzebne roztrząsanie traum pokrzywdzonych rodzin to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Podobnych oskarżeń (niekoniecznie bezpodstawnych) pod adresem twórców "Dahmera" i samego Netflixa oczywiście nie brakuje, ale najnowszy produkt streamingowej platformy - i trzeba to obiektywnie przyznać - idealnie wstrzelił się w gusta szerokiej widowni. W zaledwie tydzień od premiery serial był oglądany na całym świecie przez blisko 200 mln godzin. Co prawda lepsze otwarcie zanotowała czwarta seria "Stranger Things", ale wśród debiutantów "Dahmer" nie miał sobie równych i zdystansował ubiegłoroczny "Squid Game".

Imponujący wynik to poniekąd pokłosie ogromnego zainteresowania, jakie niemal za każdym razem wzbudzają fabularne bądź dokumentalne opowieści o seryjnych mordercach. Ryan Murphy i Ian Brennan, czyli twórcy serialu, nie bez powodu wybrali Jeffa Dahmera, który nawet wśród podobnych sobie degeneratów wyróżniał się odrażającymi metodami działania. Nie tylko mordował swoje ofiary (najczęściej czarnoskórych homoseksualistów), ale również je ćwiartował, zjadał i eksperymentował na nich (jego obsesją było stworzenie "żywego zombie"). Porażająca i makabryczna historia jego przestępczej "kariery" właściwie nawet nie wymagała od scenarzystów dodatkowego ubarwiania.

Nadciąga sezon Nadciąga sezon "jesieniary". O czym nie zapomnieć podczas tegorocznej jesieni?
10-odcinkowa seria, pomimo nieco przekombinowanej zabawy z chronologią wydarzeń, tworzy spójną, przemyślaną i przede wszystkim ukazaną z wielu perspektyw opowieść. Zbrodniom Dahmera przyglądamy się z pozycji samego mordercy, jego bliskich, sąsiadów, organów ścigania oraz ofiar i ich rodzin. A zdarza się to dość rzadko w produkcjach poświęconych seryjnym mordercom. Oczywiście nie brakuje przestojów, a fabuła rozciągana jest chwilami do granic możliwości (spokojnie można byłoby to zamknąć w ośmiu epizodach), lecz właśnie wspomniany wielogłos broni "Dahmera" na poziomie artystycznym. Duża również w tym zasługa kapitalnych kreacji Evana Petersa (Dahmer junior) i Richarda Jenkinsa (Dahmer senior). Dwa końcowe odcinki, poświęcone głównie ofiarom i krytyce amerykańskiego systemu sprawiedliwości, zdaje się, że bronią serial Netflixa również na poziomie merytorycznym.

Pierwszy sezon "Rodu smoka" powoli dobiega końca. Już wiadomo, że niedługo ruszą prace przy drugiej serii. Pierwszy sezon "Rodu smoka" powoli dobiega końca. Już wiadomo, że niedługo ruszą prace przy drugiej serii.

"Ród Smoka". HBO znów chce zagrać o tron



Trzy lata po premierze ostatniego, ósmego sezonu "Gry o tron" wśród miłośników telewizyjnego hitu i twórczości George'a R.R. Martina wciąż nie brakuje takich, którzy z rozgoryczeniem spoglądają na Żelazny Tron, a scenarzystów potraktowaliby jak Ramsay Bolton Theona Greyjoya. Zwieńczenie sagi, która produkcjom spod szyldu fantasy wyznaczyła nowe standardy, delikatnie mówiąc, nie sprostało wymaganiom i oczekiwaniom fanów. Nic dziwnego więc, że HBO dało sobie sporo czasu na odbudowanie zaufania widowni zakochanej w świecie Westeros. "Ród Smoka" ma wzniecić ten wygasły już żar, choć póki co twórcy serialu starają się bardzo ostrożnie podkładać ogień, by nikogo przedwcześnie nie poparzyć.

Spin-off "Gry o tron" skupia się na wydarzeniach, które miały miejsce około 200 lat przed ścięciem Neda Starka. Opowiada o historii rodu Targaryenów, który doprowadził do największej wojny domowej w historii Westeros. Zanim jednak ekran spowije bitewny kurz, podobnie jak miało to miejsce w przypadku "Gry o tron", trzeba precyzyjnie rozstawić wszystkie figury na planszy. To z kolei powoduje, że pierwsze odcinki "Rodu smoka" poświęcono przede wszystkim na budowanie postaci i nakreślenie odpowiedniego tła. Stąd dość ospałe tempo, oszczędna akcja i - zgodnie z przewidywaniami - mnóstwo intryg i spisków.

Oczywiście jest to niezbędny element produkcji opartej przecież na fenomenie "Gry o tron", ale publiczność coraz głośniej domaga się krwi. Nie ma wątpliwości, że tej nie zabraknie w premierowym sezonie, ale już teraz wygląda na to, że dopiero kolejna seria pozwoli twórcom rozwinąć skrzydła. Póki co "Ród smoka" realizacyjnie nie odbiega od słynnego poprzednika. Na poziomie narracyjnym próbuje, choć jeszcze dość niemrawo, odnaleźć własny styl. Pytanie, czy widzom wystarczy cierpliwości. Otwarcie "Rodu" w samych tylko Stanach Zjednoczonych było imponujące (dwukrotnie większa widownia niż przy premierze "GoT"), ale frekwencja każdego kolejnego odcinka już spadała. W przypadku "Gry" tendencja była odwrotna.

Twórcy serialowej wersji "Władcy Pierścieni" zapowiadają w sumie pięć sezonów opowieści osadzonej w II Erze Śródziemia. Twórcy serialowej wersji "Władcy Pierścieni" zapowiadają w sumie pięć sezonów opowieści osadzonej w II Erze Śródziemia.

"Władca Pierścieni: Pierścienie władzy". Kosztowny kaprys Amazona



Gdy dochodzi do ekranizacji dzieł literatury, niemal zawsze powstaje rozdźwięk pomiędzy książkowym oryginałem a wizją filmowców. W przypadku serialowej wersji "Władcy Pierścieni" różnica zdań eskalowała w pewnym momencie do rozmiarów regularnej bitwy prowadzonej głównie na internetowych forach. I to jeszcze przed premierą pierwszego odcinka. Zresztą chyba żadna z telewizyjnych produkcji ostatnich lat nie zebrała tak olbrzymiej krytyki jeszcze przed debiutem na małym ekranie. I nawet nie chodzi już o kwestie rasowe przy obsadzaniu niektórych ról (ciemnoskórzy hobbici, krasnoludy i elfy), a o polemikę wokół zgodności serialu z twórczością Tolkiena.

Z tym jest i będzie problem, bowiem Amazonowi nie udało się zdobyć praw do "Silmarillionu" - swoistej biblii Śródziemia, która stanowi podstawę tolkienowskiego uniwersum. A bez niej trudno opowiadać o wydarzeniach poprzedzających przygody Drużyny Pierścienia. Twórcy serialu muszą więc bazować jedynie na "Hobbicie", trylogii, którą zekranizował Peter Jackson, oraz dodatkach do niej. Z tego skąpego materiału źródłowego i tak udało się uszyć całkiem ciekawą fabułę skupioną wokół II Ery Śródziemia i obalenia Saurona. Zanim do tego dojdzie, przed Amazonem jeszcze wyboista i bardzo kosztowna droga.

Tylko w pierwszy sezon bowiem Jeff Bezos wpompował astronomiczne 465 mln dolarów (przykładowo finałowa seria "Gry o tron" kosztowała mniej niż 100 mln). Znaczną część tej kwoty pochłonęły prace wizualne przy serialu i pod tym kątem trudno wytknąć producentom marnotrawstwo pieniędzy. Póki co jednak ani fabuła, ani same postaci nie dostarczają argumentów za tym, by serial Amazona choćby zbliżył się do wyników trylogii Jacksona. Producenci jednak ze stoickim spokojem zapowiadają cztery kolejne sezony. Droga do finałowego odcinka może być jednak trudniejsza od tej, którą Frodo i Sam podążali do Mordoru.

Diego Luna, czyli tytułowy Andor, fanom "Gwiezdnych Wojen" dał się już poznać w filmie "Łotr 1". Teraz dowiemy się, jak Cassian stał się jednym z bohaterów Rebelii. Diego Luna, czyli tytułowy Andor, fanom "Gwiezdnych Wojen" dał się już poznać w filmie "Łotr 1". Teraz dowiemy się, jak Cassian stał się jednym z bohaterów Rebelii.

"Andor". Na rubieżach Imperium i "Gwiezdnych wojen"



Po mniej ("Obi Wan Kenobi") lub bardziej ("Księga Boby Fetta") spektakularnych porażkach Disneya chyba niewielu już spodziewało się, że najnowszy serial osadzony w uniwersum "Gwiezdnych wojen" będzie jeszcze w stanie czymś pozytywnym zaskoczyć. Wtem pojawił się on - stroniący od emocji i bliższych znajomości renegat z planety Kenari, Cassian Andor. Tytułowy bohater produkcji Disneya, w której nie ma mieczy świetlnych, Skywalkerów, Dartha Vadera, rozgadanych i dowcipkujących androidów, nieustanych podróży pomiędzy coraz to wymyślniejszymi planetami, rycerzy Jedi czy setek galaktycznych stworzeń, które na ekranie wyglądają pociesznie, ale na tym ich funkcja się kończy.

Co zatem jest? Przybrudzony, zanurzony w szarości i stłamszony imperialnym zaborem świat, minimalistyczny surowy klimat bez bajeranckich fajerwerków, intrygująca od pierwszego odcinka fabuła skupiona na postaciach, które tylko pozornie nie aspirują do walki z systemem. W dużym uproszczeniu: "Gwiezdne wojny" dla dorosłych i wymagających widzów, które nie są zagracone niepotrzebnym fanserwisem i próbują (póki co bardzo skutecznie) wygrzebać się spod presji oczekiwań narastających po zakończeniu trzeciej trylogii "Gwiezdnych wojen". Zdecydowanie bardziej w "Andorze" czuć klimat "Łotra 1" niż którejkolwiek z lucasowych produkcji. To jest właśnie ta świeżość, na którą zasługiwali od dłuższego czasu fani galaktycznej sagi. Na razie (po pięciu odcinkach) potencjał jest jeszcze lepszy od "Mandaloriana".

"Minuta ciszy" Canal+ to jedna z najlepszych serialowych produkcji ostatnich lat w naszym kraju. Duża w tym zasługa świetnego Roberta Więckiewicza. "Minuta ciszy" Canal+ to jedna z najlepszych serialowych produkcji ostatnich lat w naszym kraju. Duża w tym zasługa świetnego Roberta Więckiewicza.

"Minuta ciszy". Serial o grzebaniu zmarłych, który nie dał się pogrzebać



Właściwie już scena otwarcia premierowego odcinka produkcji Canal+ sugeruje, że czarny humor będzie szedł tu pod rękę z gorzką prozą życia. I choć czuć w "Minucie ciszy" klimat niebanalnych skandynawskich komedii, to jest to jednak opowieść mocno osadzona w polskich realiach. Emerytowany listonosz Mietek Zasada (Robert Więckiewicz) po śmierci przyjaciela próbuje zorganizować mu pogrzeb. Lokalny potentat branży funeralnej Jacek Wieczny (Piotr Rogucki) pod naciskiem księdza, który nie zamierza grzebać samobójcy, odmawia pochówku. Mietek wpada więc na pomysł założenia własnego zakładu pogrzebowego. Wkrótce po małym miasteczku roznosi się wieść, że ulubiony listonosz lokalnej społeczności nieoczekiwanie się przebranżowił.

Twórcy "Minuty ciszy" z dużą dozą humoru prześwietlają specyfikę zakładów pogrzebowych, pokazują polską małomiasteczkowość w pełnym wymiarze i oswajają widzów z tematyką śmierci. Ze znacznie większą już powagą punktują biurokratyczne wady i niedoskonałości oraz pokazują, jak moralność wyparta zostaje przez materializm. Wszystko to jest podane w bardzo lekkiej formie okraszonej świetnymi kreacjami na czele z Robertem Więckiewiczem, który już dawno nie był w tak doskonałej aktorskiej formie. Krótka, bo ledwie 6-odcinkowa seria udowadnia, że pomysłowych telewizyjnych produkcji wcale nie trzeba szukać daleko. To jeden z najlepszych rodzimych seriali ostatnich lat.

A jak wy oceniacie topowe obecnie serialowe produkcje? Może macie swoich faworytów? Dajcie znać w komentarzu.

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (53)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (1 opinia)

(1 opinia)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years!

159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak brzmi hasło przewodnie festiwalu Cudawianki, który co roku odbywa się w Gdyni?