• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jethro Tull: szalejący flaming Anderson

tekst i fot. Łukasz Unterschuetz
16 sierpnia 2007 (artykuł sprzed 16 lat) 
aktualizacja: godz. 10:33 (16 sierpnia 2007)
A teraz zagramy wam nasz największy hit: \"Smoke on the...\" - a nie, to nie to – Ian Anderson podrapał się w głowę. - Wiem! \"Stairway to...\" - a nie, to też nie to.... Jak to było? Już wiem, Aqualung! A teraz zagramy wam nasz największy hit: \"Smoke on the...\" - a nie, to nie to – Ian Anderson podrapał się w głowę. - Wiem! \"Stairway to...\" - a nie, to też nie to.... Jak to było? Już wiem, Aqualung!
Owacje na stojąco i pełna Opera Leśna były dowodem na to, że nie potrzeba dużej kampanii reklamowej, gigantycznej sceny i przecieków do prasy o tym kto, jakiego koloru ręcznika sobie zażyczył, aby koncert okazał się sukcesem.

Jethro Tull w Sopocie - galeria zdjęć z koncertu.

Nie da się ukryć, że gwiazdy, które do nas zawitały w te wakacje nie były pierwszej świeżości. Jednak dopiero koncert Jethro Tull pokazał, że stare może być jare, i jeszcze dawać czadu.
Już na wejściu widać było masy ludzi w "branżowych" koszulkach, co mogło świadczyć tylko o tym, że wiedzą po co przyszli, a nie dlatego, że bilet otrzymali od szefa czy wygrali w konkursie. Gorące dyskusje przy piwie o tym, która płyta JT jest najlepsza, a który skład zespołu był najciekawszy, umilały czas przed koncertem.

Sam Ian Andreson, mimo że parę dni wcześniej skończył 60 lat, swoją żywiołością mógłby zawstydzić niejednego młodego muzyka. Zwinny jak kot. Gdyby nogi zakończone miał raciczkami, a twarz zakrywała długa broda, można by ulec wrażeniu, że na flecie gra najprawdziwszy faun, rodem z greckich mitów.
Bardzo rzadko się zdarza, żeby publika nagradzała artystów przed, w trakcie i po zakończeniu każdego utworu. Trudno w to uwierzyć, jednak Brytyjczycy po każdej piosence zbierali aplauz, jakby koncert miałby się już skończyć. Na szczęście prawdziwy finał zakończył się po półtorej godziny.
Pomiędzy kolejnymi utworami Ian dawał się poznać jako świetny konfenansjer opowiadając anegdoty na temat śpiewanych piosenek, a muzyczni melomani mogli poszerzyć swoją wiedzę na temat nowego gatunku muzycznego - porn jazz ("listen it, stream it, don't download it").

Repertuar z pewnością nie zawiódł fanów. Nie zabrakło żadnego z najsławniejszych utworów grupy. Był "Aqualung", można było usłyszeć "Thick as a brick" czy "Living in the Past".

Pomimo, że lato jeszcze trwa, można przypuszczać, że był to najlepszy koncert tego sezonu.
tekst i fot. Łukasz Unterschuetz

Wydarzenia

Zobacz także

Opinie (52)

  • Eh:)

    Byłam, widziałam..
    Z pierwszego rzędu było w końcu cos widać :P

    • 0 0

  • Johny! (1)

    Wiadomo, jeśli jest się zmuszonym do wyjaśnień i poświęca się więcej czasu, wszystko musi być po prostu bardziej zrozumiałe.

    Generalnie chodzi mi o to, żeby zespołom stawiać wysoką poprzeczkę - nie z jakiejś złośliwości, ale dla zwykłej zasady: skoro stać Cię było na osiągnięcie takiego a takiego poziomu, to go przynajmniej utrzymaj, a jeśli to już zrobisz - celuj wyżej.

    Nic więc dziwnego, że koncerty na które chodzę, porównuję z tymi które już słyszałem i uważam za najciekawsze, najlepiej wykonane, najbardziej elektryzujące. Należy bowiem, tak uważam, równać w górę, a nie w dół.

    Moje kryteria 'lepszości' już częściowo znasz, wiesz więc już czego mniej więcej oczekuję. Są oczywiście utwory, które na żywo zawsze będą wypadać gorzej niż albumie (bo takiego "Velvet Green" z całym bogactwem odwzorować się nie da), są takie, które znacznie bardziej podobają mi się w wersjach koncertowych - głównie starsze, 'thiswasowe', 'standupowe' czy 'benefitowe' takie jak przykładowo "To Cry You a Song", które tracą jakąś taką martwą hermetyczność, częściowo też bluesowy charakter na korzyść radosnej, dynamicznej spontaniczności.

    Grunt by w całym tym lawirowaniu w zmienności utrzymywać jakiś jeden charakter - dla mnie takowym jest brzmienie. Możesz grać ten sam utwór na sto różnych sposobów, ale do jasnej cholery, nie sprawiaj wrażenia, że grasz covera jako ktoś zupełnie inny.

    Tymczasem w wielu miejscach, łącznie z tym najbardziej charakterystycznym i łatwym do wytknięcia "Living in the Past" - JT przestaje brzmieć jak JT. Równie dobrze swoje utwory mogą grać w aranżacjach a'la Metallica i też można będzie to tłumaczyć próbą odświeżenia, jakimś urozmaiceniem, nieprawdaż?

    Nie mam nic przeciwko elementom jazzu w rocku, ale kiedy proporcje ulegają większemu zachwianiu, przestaje mi się to podobać. I nie chodzi o to, żeby się czepiać o to, że ktoś doskonali swoje umiejętności gry na jakimś instrumencie, jest lepszy technicznie, ale o to, że zmienia konwencję i nie potrafi potraktować poważnie poprzedniej, traci 'jaja'.

    To też jest problem - starzenie się. Wiadomo, że po tych wszystkich latach dana piosenka traci swój emocjonalny kontekst i artysta tym samym się do niej dystansuje. Jeżeli już ją wykonuje, to wiadomo, że nie na serio i nie w pełni zaangażowany. Co też jest powodem moich marzeń nie do spełnienia, by usłyszeć te utwory wtedy, kiedy coś jeszcze znaczyły dla wykonujących ich ludzi i ci nie szukali jakichś dróg ucieczki od nich poprzez zmiany.

    Faktycznie, było o koncercie jako wyścigu - tylko, że nawet dla Schumachera wyścig, który kończył przez swoje pomyłki na drugim miejscu był nieudany, o tym nie można zapominać.

    Było też o 'naturalnym darze śpiewania', którego Anderson nigdy nie miał - szkoda tylko, że z czasem los odebrał mu również głos, co owocuje takimi występami jak w Sopocie...

    Swoją drogą, niezłym wyjściem byłoby ograniczenie się do wykonywania utworów akustycznych lub właśnie z orkiestrą, w każdym razie 'bez prądu', w których Ianowi idzie lepiej niż tam gdzie musi przekrzyczeć gitarę Martina. W takim kształcie jak teraz, z takim wokalem koncertowanie jest niedopuszczalne, przynajmniej dla mnie.

    Szkoda, że Anderson, dawny perfekcjonista dziś tę cechę zatracił.

    Pewnie, że będzie ciężko - ale mam nadzieję, że za jakieś 10, 20 lat muzyka zrobi zwrot w kierunku żywej muzyki, nie z komputera i znowu znajdzie się jakiś progresywny nurt z ciekawymi wykonawcami. Ale to i tak nie zastąpi w żaden sposób braku jakim było przyjście na świat za późno i za bardzo na wschód...

    • 1 0

    • Rzadko spotykana na forach internetowych głębia wypowiedzi. Pozdrawiam :)

      • 0 0

  • Hej Rover!
    Jednak mnie zaskakujesz! ( choć latek mam już trochę, przeżyłem sporo i niewiele rzeczy jest mnie tak naprawdę w stanie jeszcze zaskoczyć)...ale właśnie...do rzeczy.
    Miałem to szczęście, że rosłem wraz z muzyką JT(może poza trzema pierwszymi krążkami, pozostałe smakowałem na bieżąco i to jest - przykro mi, to nie Twoja wina - potężny atut w analizowaniu czegokolwiek; najlepszy nawet historyk nie jest w stanie zrozunmieć czy poczuć to co rozumie i czuje naoczny świadek wydarzeń)....
    A co do meritum Twojej ostatniej wypowiedzi.
    Brzmienia...
    Gdybyś mówił o brzmieniach z płyty "A"(nie do końca bym się zgodził, ale powiedzmy, niech będzie...), z "Under Wraps", "Crest of Knawe"(zgodziłbym się), ale Ty mówisz o tym etapie historii, w którym nastapił powrót do tradycyjnego brzmienia Jethro (zaczęło sie to chyba od niedocenianej płyty "Catfish Rising"), etapie, w którym Andy Giddings znakomicie ustawił proporcje współczesnych instrumentów z archaicznymi, prawdziwymi brzmieniami, zaś Anderson jeszcze na pierwszych koncertach, w których uczestniczyłem, grający wszystkie partie na jedne,uniwersalnej gitarze, teraz inaczej,skorzystał z rożnych , żywych instrumentów strunowych i dmuchanych pod konkretne utwory, dalej ... a dzisiaj...Goodier ? Gra na plastikach czy na żywych dzwonkach (na basie pracuje zresztą tak jak rasowy bluesman z lat 60-tych, bo to człowiek z tamtej epoki), O'Hara , owszem,używa , Rolanda ( przyznaję,wolałem instrument Giddingsa), ale nie zdziwia i utrzymuje się w klimacie, podpierając sie w wielu miejscach poczciwym akordeonem.
    Mój kolega z Londynu, dzięki któremu zaliczyłam sporo występów Jethro w Shepperd's Bush Empire, surowy i ortodoksyjny niemal tak jak Ty, przyznał po którymś już z rzędu koncercie (a szedł na nie z potworną nieufnością):"...to jest jednak klasa. Tull, muszę przyznać, to jeden z ostatnich wielkich, który nie daje ciała, na którego muzykę można chodzić z przyjemnością.." ( i to powiedział Zen! jednostka niesamowicie wymagająca, ktory potrafiła grymasić okrutnie nawet na swoją największa miłość, czyli Pink Floyd, a na King Crimson, rozczarowana właśnie brzmieniem,już na pewno nie pójdzie).
    tak! Gdybyś mówił wyłącznie o bębniarzach - ooo to można , by dyskutować, bo tu nastąpiły największe zmiany, ale dezawuowanie całości pod względem brzmienia..No nie... wolne żarty...Chyba mówimy o różnych zespołach...

    Bo - myślę - Jethro Tull to przede wszystkim i m u z y k a . Muzyka. Niepowtarzalna. Oryginalna. Nie do podrobienia.
    Za to Jethro Tull kocham.
    Zaś aptekarskie ważenie plusów, minusów, dywagacje na temat"co artysta chciał powiedzieć", w którym miejscu nie wyciągnął wysokiego C,co zagrał lepiej, co ch.......".zostawiam innym... Można w to się bawić ..Pytam tylko: po co? po co? po co?

    • 1 0

  • P.S.

    Ps ..a słyszałeś i widziałeś (bo to, co wyprawia Barlow trzeba widzieć) "Velvet green" z koncertu w BBC Studio?

    • 0 0

  • Zwięźlej... (1)

    1. Jasne, że świadek naoczny ma przewagę nad historykiem. Tyle, że ona niekoniecznie musi się przekładać jeżeli mowa o oczekiwaniach i kryteriach oceny. Paradoksalnie sentyment, wzgląd na dobre, stare czasy, które się przeżyło, może takową zamydlić. Sami nie umiemy podsumować naszej epoki, uzmysłowić sobie wszystkich procesów jakie dzisiaj zachodzą - tym się właśnie zajmą kolejne pokolenia.

    Ja doskonale wiem (albo inaczej - czuję, jeśli nie potrafię wyrazić tego słowami), czego oczekuję, czego wymagam od muzyki, jakie warunki musi spełnić, żeby mi się podobała. Dla Ciebie może to być wada typu "szkiełko i oko", a dla mnie jest to zaletą, bo prościej mi szukać rzeczy, które przypadną mi do gustu. Dzięki takiemu podejściu mam stosunkowo sporo "celnych trafień" i nie marnuję czasu na to, co mi się podoba.

    Dzięki temu, że znam swoje preferencje i wiem co mnie usatysfakcjonuje a co nie, mniej lub bardziej surowo ustalam swoje oczekiwania, także odnośnie koncertów. Być może gdybym był na ich większej/mniejszej ilości, miałbym inne zdanie i oczekiwania bym zmienił, ale równie dobrze mogłyby pozostać niezmienione - tutaj nie ma żadnej reguły.

    2. Brzmienia - "A" to już nawet pod uwagę nie biorę. Jeśli mam ochotę na takie klimaty (rzadko), to słucham Tangerine Dream. Szkoda, że tak wielu się na tej elektronice, syntezatorach w latach '80 przejechało. Nawet gdyby brać popularne zespoły z pogranicza progresji jak Queen, które w latach '70 charakteryzowały się jakąś teatralnością - też miały wtedy swój upadek, oczarowanie plastikiem, którego zresztą później się wstydziły.

    Doceniam "powrót" z takich rejonów, ale to, że JT uciekli ostatecznie od brzmień lat '80, nie znaczy, że kompletnie powrócili tam skąd przyszli. Lata '90 i teraz pod względem brzmienia są oczywiście nieporównywalnie lepsze, ale mimo wszystko dalej ustępują '70-tym, które zwyczajnie kocham.

    3. "Aptekarskie zabawy" nie służą niepotrzebnej intelektualnej rozrywce. Po prostu jeśli coś ewidentnie razi, nie należy tego przemilczać. To, że sporo razi, to już inna kwestia...

    4. Jedyną wersję "Velvet Green" jaką słyszałem jest ta z "Live at The Hippodrome - 1977". O tę chodzi?

    • 0 0

    • Muzycy Queen nie wstydzą się swojej twórczości lat 80-tych. To twierdzenie sam wymyśliłeś. Możesz osobiście nie lubić tego typu brzmień, ale twierdzenie że to jest obiektywnie kiepska muzyka jest głupie, nieprawdziwe.

      • 0 0

  • Czy Venco jeszcze będzie uaktualniana?

    http://www.venco.com.pl/~jethro/ - to chyba jedyna polska strona o zespole, szkoda, że jest w zasadzie martwa. Druga sprawa, że nie ma jakiegoś miejsca jednoczącego w sieci polskich miłośników grupy z forum czy innymi czatami...

    Echo u Laufiego też nic nowego... D'oh.

    • 0 0

  • Witaj!
    "Velvet Green" , o któym napomknąłem, znajdziesz na You Tube - BBC Studio 1977 i obstawiam,że nie zawiedziesz się.
    .
    Z tym "..szkiełkiem" uprzedzileś mnie...

    Może jestem w tym momencie kassandryczny, ale już nieraz, w gronie przyjaciół, zastanawialiśmysię co będzie z muzyką rockową w przyszłości i te przemyślenia nie są najciekawsze - rock niestety zgrał się ( w końcu... ileż można wymyslić ekcytujących rifów na bazie kilku dźwięków) teraz reanimuje sie go poprzez fuzje z innymim gatunkami ; kto tego nie robi staje żałośnie w miejscu lub nawet cofa się (patrz na różne, nieraz wielkie, światowe festiwale i produkujące się w nich te wszystkie -hmmmm... - "klasowe" zespoliki ...żenada} - tak więc nie robiłbym sobie wielkich nadziei na przyszłość, ale Ty miej nadzieję ...ona odchodzi ponoć ostatnia.

    Obstaję zdecydowanie przy ty, że bycie "w epoce", daje zdecydowaną przewagę, nawet nad najlepszym sztabem analityków, którzy przyszli po ....i tu dochodzę do rzeczy najważniejszej w tej korespondencji. Jesteś Rover bystrym, inteligentnym facetem.konsekwentnie i - przyznaję- logicznie budujesz swoje tezy (te słuszne i mniej słuszne); szkopuł w tym ,że zimnokrwistość i pewne - nie obraź się- matematyczne wyrachowanie, nie sa najlepszymi atutami we "wchłanianiu" sztuki. W niej nie można (moim skromnym zdaniem) określić parametrow orgazmu, wyznaczyć warunków jego pojawienia się, itp., itp.....

    I chyba jednak Rover dobrze,że w pewnych obszarach różnimy się, bo jakież to by było nudne, gdybyśmy wszyscy we wszystkim, zgadzali się, , odczuwali tak samo, zagłaskiwali na śmierć - chociaż ...w pewnych rzeczach można, a nawet wypada osiągnąć konsensus....

    Johnny Landryna

    • 0 0

  • To ta sama wersja, którą znam...

    Mam zresztą cały ten koncert.

    Nie mówiłem, że zimnokrwistość i matematyczne wyrachowanie jest pomocne przy "chłonięciu" sztuki. Jednak przy jej ocenie jest niezbędne. Jeżeli chłonąc koncert nie odczuwam tego co powinienem lub tego co uważam, że powinienem, to jest już powód, żeby się zastanowić, dlaczego tak się nie stało i znaleźć powód.

    Nie idę na koncert zaopatrzony w stetoskop, sprzęt mierzący natężenie dźwięku czy inne oprzyrządowanie. Nie idę tam z nastawieniem badacza, idę posłuchać muzyki. Jeżeli w trakcie już coś nie pasuje i nie pozwala się cieszyć widowiskiem, to nie należy tego pozostawiać nieuświadomionym, irracjonalnym wrażeniem, lecz szukać powodu, dla którego ono wystąpiło. Najłatwiej to zrobić właśnie zestawiając swoje oczekiwania, które wypada albo znać albo sobie je uświadomić, z tym co się otrzymało.

    Konsensus można osiągnąć jeśli chodzi o fakty. Dojdziemy do porozumienia, gdy ktoś powie, że koncert odbył się 15-stego w Sopocie - bez wątpienia się ze sobą zgodzimy. W sprawie oceny sytuacja się komplikuje, bo oprócz faktów - Anderson zaśpiewał tak a tak, wchodzą w grę zarówno oczekiwania jak i preferencje: "Anderson zaśpiewał tak a tak, co mi się (nie) podobało, gdyż (nie) lubię gdy..."

    Najciekawsze nie jest wydanie sądu na temat czegoś, sądu równorzędnego wobec innych i w zasadzie nieobalalnego, ale dochodzenie, drążenie głębiej, by dowiedzieć się dlaczego komuś coś odpowiada a dlaczego co innego go odpycha. W końcu dojdzie się do etapu, w którym uzasadnienia się nie znajdzie, ale będzie on już tak prosty, że najprawdopodobniej okaże się jakąś podstawową wartością preferowaną przez daną osobę, która wyjaśni taką a nie inną determinację gustu.

    W swoich poprzednich postach nie zamierzałem niczego prowokować, dlatego teraz to zrobię - napisałem swoją opinię, dziwiąc się dlaczego jest w zasadzie jedynym krytycznym głosem. Czego ludzie, którzy poszli na ten koncert oczekiwali, skoro wyszli z niego zadowoleni? Co właściwie podobało im się tak bardzo w tym występie, że nie wyszli z niego zasmuceni i zniesmaczeni tym zarzynaniem prosiaka przy mikrofonie przez Andersona, dla mnie skutecznie psującego dobre wrażenie jakie sprawiała reszta...

    Dalsze pytania, to czy te opinie faktycznie były szczere, czy nie były próbą oszukania samego siebie, protekcjonalnym potraktowaniem emocjonalnie powiązanego przedmiotu oceny na zasadzie "matka kocha swoje dziecko nawet gdy to zostanie mordercą"?

    Czego więc oczekiwałeś, Johny?

    • 1 0

  • to ja, Johnny....

    Odnośnie Twego" zadumania się" nad druzgocącą przewagą - tutaj na forum - opinii pozytywnych o koncercie JT.Nie twierdzę, że większość ma rację czy się nie myli (często, bardzo często, sam idę pod prąd i to wcale nie na zasadzie przekory i sam też, bez oglądania się na innych ,weryfikuję pewne sprawy ). Z drugiej jednak strony tej sytuacji nie można - ot tak - skomentować jednym, o ile nie pogardliwym, to na pewno pobłażliwym prychnieciem: " co tam! ci ludzie oszukują siebie samych, widzą i słyszą, to co chcą słyszeć i widzieć" - bo, zauważ, nikt tym wszystkim ludziom nie kazał popełnić takiego politycznie poprawnego wpisu. Zrobili to z własnej, nieprzymuszonej woli.Czy sa mniej wyrobieni muzycznie? Czy mają problem ze słuchem ? Czy są - ślepi? Czy ważniejsze są dla nich drugorzedne cechy płciowe spektaklu? Nie wiem (na tego typu imprezy nie przychodzą jednak przypadkowi ludzie), ale wiem, że te wpisy, co byśmy o nich nie myśleli, są swoistym sondażem na wiarygodność zespołu ... Konsensus? to nie tylko matematyczne daty... konsensusem może być na przykład to, że zgadzamy się , że :
    - w postrzeganiu sztuki nie istnieje jeden punkt widzenia
    - jej przyswajanie jest indywidualną sprawą odbiorcy
    - nie ma monopolu na jedynie słuszna jej ocenę.
    Można, by tak wymieniac... i wymieniać...j
    Kończę, bo żona mnie już do roboty goni!
    Rover nigdy, nie wzszedłbym z Tobą w taka polemię , gdybyś - przy wszystkich swoich surowych aksjomatach -w pierwszym swoim tekście był bardziej wyważony, powiedziałbym , mniej hardy i prowokujący (strasznie mnie wkurza - i to w jakiejkolwiek dziedzinie życia - gdy coś jest przedstawiane tendencyjnie , stronniczo , w jednym kolorze). Potem bylo już lepiej , dało się łapnąć, "o co Tobie w tym wszystkim biega", ba! miedzy wierszami odkryłem, że nie wszystko - poza głosem Iana ( tu jesteś konsekwentnie bezlitosny) - było takie złe...
    Co i tak nie zmienia mojego dobrego zdania o sopockim koncercie i współczesnej historii grupy Jethro Tull!
    Pozdrówko! Johnny Landryna

    P.S. - Tangerine Dream... wspomniałeś o Tangerine Dream?
    Świetny kiedyś zespół...(widziałem go ponad 20 lat temu w Zabrzu)

    - gdybyś kiedyś Rover nudził się sakramencko, to zapraszam na moją stronę (podobnież wszystkich, którzy być może dotarli do tego momentu naszej dysputy); www.pawk.prv.pl

    - Pan Łukasz Unterschuetz! Czy Pan mnie słyszy? gratuluję świetnych zdjęć z koncertu Jethro Tull!!Są znakomite!

    • 0 0

  • Ale ja nie zamierzam być wyważony, ponieważ

    przedstawiam swoją opinię, która w jakimś stopniu należy do ekstremum. To, że występ miał pozytywne strony, to powinno być standardem w przypadku takich zespołów jak Jethro Tull - standardem niewartym wzmianki. W tym wypadku plusy nie przysłoniły mi minusów i dlatego ten występ oceniam średnio.

    Bo już pal licho aranżację - wiedziałem, że będzie i tak "nowa", to było okazjonalnym sentymentalizmem za czasami, w których nie żyłem, ale takowy został wywołany zbyt wielką różnicą między tym czego się chciało, a co się otrzymało. Wokalu tak czy owak nie daruję.

    Nigdy nie stawiałem zarzutu, że w ocenie koncertu większość się myli, bo wtedy zaprzeczyłbym sam sobie, gdy mówiłem, że ocena występu nie zależy tylko od stwierdzonych faktów, ale i od oczekiwań i preferencji. Tylko na tym poziomie staram się rozważyć problem: jakie oczekiwania i preferencje odnośnie koncertów Tull mieli sopoccy fani, skoro im, w przeciwieństwie do mnie, koncert się podobał?

    Zabrze... hehe... tu mieszkam.

    Stronka: niebanalna. Masz talent - a przynajmniej tak mniemam, bo akurat na sztuce wizualnej specjalnie się nie znam. Jednak z pewnością mogę powiedzieć, że te prace robią na mnie wrażenie i to jak najbardziej pozytywne.

    Pozdrawiam, zarówno Ciebie jak innych fanów zespołu oraz wypatroszonego ze strun głosowych Andersona, dzięki któremu jakiś czas temu udał się 'podryw na Jethro Tull' zakończony długotrwałym związkiem.

    Trzymajcie się! Do następnego koncertu... oby lepiej ocenionego. ;)

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

South Molo Festival - Delfinalia 2024 (5 opinii)

(5 opinii)
105,22 zł
hip-hop, festiwal muzyczny, w plenerze

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

ADELE - Tribute from London by Stacey Lee

148 zł
Kup bilet
pop

Katalog.trojmiasto.pl - Nowe Lokale

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Kto jest autorem tekstu pt. "A ja wolę moją mamę"?