• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

"Kucharz wychodzi z pracy głodny", czyli co jedzą szefowie kuchni

Alicja Olkowska
17 lipca 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Krzysztof Kowalczyk uważa, że nie powinno się przynosić pracy do domu, ale nawet szef kuchni nie ucieknie przed gotowaniem dla najbliższych. Krzysztof Kowalczyk uważa, że nie powinno się przynosić pracy do domu, ale nawet szef kuchni nie ucieknie przed gotowaniem dla najbliższych.

O tym, jak gotują w miejscu pracy, może się przekonać każdy - wystarczy wybrać się do jednej z trójmiejskich restauracji. Mało kto jednak wie, co na co dzień jadają szefowie kuchni. Czy gotują dla siebie i rodziny? Jaką kuchnię lubią najbardziej i czy zdarza im się "zgrzeszyć" w fast foodzie? Sprawdziliśmy to.



Gotowanie dla gości restauracji i dla siebie to czasem dwie różne rzeczy. W pracy obowiązują inne wymagania, gusta i składniki. W domu zawsze można jeść to, na co ma się ochotę, choć czasem przygotowywanie posiłków dla rodziny, zwłaszcza małych dzieci, bywa równie dużym wyzwaniem, co serwowanie potraw wymagającym klientom. Dobrze wie o tym szef kuchni gdańskiej restauracji Brasserie de Verres en Vers, Krzysztof Kowalczyk.

- Zawsze pytam, co domownicy sobie życzą do jedzenia i mam to szczęście, że wiem, co lubią. Gotuję dla dwóch dziewczyn: 6-latki i troszkę starszej. Przez tyle lat nauczyłem się odpowiednio dobierać menu, aby cała rodzina jadła ze smakiem. Staram się, by obiad był dwudaniowy, najczęściej zupa i drugie danie - opowiada Kowalczyk. - Niestety, gotowanie dla dziecka nie jest rzeczą prostą, trzeba się napracować, żeby połączyć produkty zdrowe, pełnowartościowe i odpowiednio do wieku przygotowane. Dziecko jest bardzo bezpośrednie i nieważne, ile serca włoży się do "garnka". Potrafi powiedzieć, że np. krem z dyni to najgorsza zupa, jaką jadła w życiu. Ale tych lepszych momentów w domowej gastronomii jest zdecydowanie więcej i słyszę też: tata te placki są lepsze niż czekolada - śmieje się.

Choć Kowalczyk uważa, że nie powinno się przynosić pracy do domu, to nawet szef kuchni nie ucieknie przed gotowaniem dla najbliższych. Najbardziej lubi przygotowywać posiłki, kiedy nic go nie ogranicza i ma wszystkie składniki pod ręką, dlatego wcześniej planuje listę zakupów. Dopiero potem zaczyna tworzyć potrawy, po które najchętniej sięga jego rodzina.

- Domownicy bardzo lubią tradycyjną kuchnię, w szczególności potrawy mączne - pierogi, kluski, placki. Ziemniaki pod każdą postacią - pieczone, faszerowane, smażone, zapiekane, do tego makarony, kasze i risotto. Na talerz trafiają też mięso lub ryby i oczywiście jakaś "zielenina". Dużą wagę przywiązuję do zdrowego odżywiania, zawsze jest zupa, króluje ogórkowa, koperkowa z zacierkami i klasyk - pomidorowa z domowym przecierem.

Jednak nawet fan zdrowego odżywiania czasem pozwoli sobie na małe odstępstwo od normy, bo "grzeszki" zdarzają się każdemu. - Znana mi jest "magia" panierowanego kurczaka, brązowych bąbelków i słodyczy. Na szczęście potrafię z tym konkurować i zaproponować zdrowszą i smaczniejszą alternatywę.

Marcin Kowalski w kuchni wymaga dużo od siebie i innych. Ostro ocenia również dania konkurencji. Marcin Kowalski w kuchni wymaga dużo od siebie i innych. Ostro ocenia również dania konkurencji.
Marcin Kowalski, szef kuchni restauracji znajdującej się w Muzeum Emigracji w Gdyni lubi gotować, ale zazwyczaj tylko w... pracy, z której zresztą często wychodzi głodny. W domu woli, kiedy ktoś go wyręcza i przyrządza tradycyjne posiłki.

- Zdecydowanie wolę dostać jajko sadzone pod nos, niż osobiście stać przy kuchence w dniu wolnym. Gotuję w domu bardzo okazjonalnie bądź na uroczystości rodzinne. Jeśli już muszę gotować, to wybieram dania, które nie wymagają długiego stania w kuchni. Kucharz w zasadzie wychodzi z pracy do domu głodny, ponieważ albo zje szybko, albo zje zimne. Więc często nie jada wcale, najadając się zapachem. Praktycznie nikt nie jada tego, co jest w karcie, zdarzało się nie raz, że zamawialiśmy do kuchni pizzę. Zdziwienie dostawcy było bezcenne - szczerze opowiada o kulisach pracy w restauracji Kowalski.

Co może wielu zdziwić, szef Mondo di vinegre do innych restauracji chadza niechętnie - często przeszkadzają mu zapachy dochodzące z kuchni, co przypomina mu o pracy. Jeśli już wybiera się do lokalu, stawia na kuchnię tradycyjną, która przywołuje w nim miłe wspomnienia. Ma jednak wysokie oczekiwania i raczej nie da sobie "wcisnąć" byle czego. Bywa też surowym recenzentem konkurencyjnych restauracji.

- Często, zanim otrzymam danie, wiem, jak powinno wyglądać i smakować oraz jaki jest koszt i jakość produktów użytych do jego przygotowania. Nawet z jakiej firmy kucharz je zamówił. Rzadko kiedy udaje się komuś mnie zaskoczyć pozytywnie. Żona po moim pierwszym kęsie i minie wnioskuje, czy jeszcze kiedyś wrócimy do tej restauracji. Zostawiam bardzo mały margines błędu, ponieważ dużo wymagam od siebie i swoich kucharzy i tego samego oczekuję.

A co z potrawami, które choć niezdrowe, to i tak po nie sięgamy? - Przywiązuję dużą wagę do diety. Jedzeniu dla przyjemności mówię tak, ale w wersji bez węglowodanów. Wybieram też zdrowe zamienniki.

Krystian Szidel w domu może liczyć na pomoc żony. To ona często wyręcza go w gotowaniu. Krystian Szidel w domu może liczyć na pomoc żony. To ona często wyręcza go w gotowaniu.
Krystian Szidel z restauracji InAzja nie zawsze ma w pracy czas na jedzenie, a po powrocie do domu siły na gotowanie. Na szczęście może liczyć na pomoc żony, która wspiera go w kuchni - to ona często gotuje dla rodziny. Nie znaczy to jednak, że mistrz z Sheratona w ogóle nie przygotowuje rodzinnych posiłków.

- Wyposażyłem swoją kuchnię w domu tak, abym mógł w niej eksperymentować podczas dni wolnych od pracy. Uwielbiam to! "Odpinam się" i robię, co chcę. Bardzo lubię, kiedy odwiedzają mnie w domu moi przyjaciele, dla których gotuję. Różni się to tym, że w pracy nie siadamy z nimi przy stole. A tu możemy cieszyć się i razem celebrować.

Jednak nie zawsze jedzenie sprawiało mu przyjemność - w dzieciństwie był niejadkiem, ale dzięki dziadkowi, który mu gotował i pokazywał różne oblicza kuchni, poznał nowe smaki i zakochał się w nich.

- Dziś lubię wszystko i jem wszystko, trzeba mieć tylko świadomość, co jemy oraz umiar. Jestem wielbicielem kuchni hiszpańskiej, włoskiej i francuskiej, nie liczy się dla mnie ilość, tylko jakość produktu, nawet jeżeli rozmawiamy o najprostszym makaronie domowej roboty. Uwielbiam podróżować i odwiedzać lokalne restauracje, z wakacji najlepiej zapamiętuję smaki. Kilka lat temu na wakacjach w Hiszpanii, po wizycie na lokalnym rynku nie mogłem się powstrzymać od kupienia siatki świeżych owoców morza i przygotowania ich w prowizorycznych warunkach, jednak efekt dla wszystkich był zaskakujący - wspomina Szidel.

Tomasz Mrozik lubi zdrową kuchnię, ale i jemu zdarza się zjeść mało dietetyczne potrawy. Żartuje, że jest jak policjant, który strzeże prawa, ale czasem też lubi przekroczyć prędkość. Tomasz Mrozik lubi zdrową kuchnię, ale i jemu zdarza się zjeść mało dietetyczne potrawy. Żartuje, że jest jak policjant, który strzeże prawa, ale czasem też lubi przekroczyć prędkość.
W domu Tomasza Mrozika, doskonale znanego z gdyńskiej Tłustej Kaczki, również w kuchni rządzi żona, która może pochwalić się dużymi kulinarnymi umiejętnościami. On sam nie zawsze ma ochotę gotować, ale gdy się tego podejmuje, podchodzi do zadania tak samo profesjonalnie, jakby był w pracy.

- Dobieram najlepsze produkty dostępne na rynku i przygotowuję z wysoką dbałością o detale. Oprócz tego, że są to moje nawyki zawodowe, które już zawsze będą mi towarzyszyły, staram się również nie zawieść najbliższych, którzy oczekują od szefa kuchni w rodzinie czegoś więcej. Uwielbiam dzielić się z bliskimi radością i wiedzą gotowania, dając im coś, za co musieliby płacić w restauracji - tłumaczy szef kuchni.

Nie zawsze jednak na jego talerzu znajdziemy zdrowe potrawy, czasem, jak każdemu z nas, zdarzy się mała "wpadka". Lubi zjeść kebab na mieście, zapiekankę lub odwiedzić knajpę fast food. Żartuje, że jest jak policjant, który strzeże prawa, ale czasem też lubi przekroczyć prędkość.

- Tak jak inni jestem zwykłym człowiekiem, choć ludzie karmiący mnie nie zawsze to rozumieją i bywają bardzo spięci oczekując krytyki. Uwielbiam wyrafinowaną kuchnię szefów, ale również zwykłego schaboszczaka i mielonego. W pracy dbam o jakość na najwyższym poziomie, a w trakcie wolnego na ogół jem jak większość.

W kuchni Marty i Mariusza Pieterwasów raczej nie znajdziemy przetworzonego jedzenia. Małżonkowie stawiają na zdrową żywność i dobre wino. W kuchni Marty i Mariusza Pieterwasów raczej nie znajdziemy przetworzonego jedzenia. Małżonkowie stawiają na zdrową żywność i dobre wino.
U Marty i Mariusza Pieterwasów dominuje kuchnia lekka, lokalna i sezonowa. Szef restauracji Krew i woda w Gdyni najczęściej jada dwa razy dziennie - rano i wieczorem. Latem o poranku sięga po orzeźwiające koktajle warzywno-owocowe oraz jajecznicę. Gdy jest ciepło, jada z żoną na tarasie naleśniki z truskawkami. Lubią też zieloną herbatę i dobrą kawę.

- Drugi raz jemy późnym wieczorem i zwykle jest to risotto z warzywami. Jako przekąski jemy świeże warzywa, dużo orzechów. Nasza kuchnia po godzinach opiera się na warzywach, owocach, kaszach, świeżych ziołach z ogrodu. No i pijemy wino, sporo! Ale to już po pracy, najchętniej z przyjaciółmi - opowiada Marta Pieterwas.

Wyjątkowym dla nich daniem są pierogi mamy Mariusza, najlepiej z kapustą i grzybami oraz ciasto drożdżowe z owocami i kruszonką mamy Marty.

Miejsca

Zobacz także

Opinie (49) ponad 20 zablokowanych

  • Glodni?

    Nie sadze, Bedac w Sopocie w kwietniu, zamowilam na Monte Casino sniadanie. Siedzialam przy stoliku /UlicaMonciak/ i moglam obserwowac jak przyrzadzaja takie sniadania/visa vi okna/ jak sie uwijaja, no pracuja kucharze. Bez przerwy cos prubowal /to dobrze/ale... / i oblizywal te sama lyzke , potem mieszal jakies salatki . Wiem ze kucharz musi byc zdrowy ale jakos odpadla mi chec jedzenia u nich.Kucharz pracowal doslownie na widowni i prawdopodobnie nie wiedzial ze jego mozna obserwowac czekajac na swoje zamowienie. Moze przeczyta ktos z dyrekcji i zareaguje, bo ciagle aktualny jest ten kawal z palcem w zupie.

    • 5 0

  • Kucharz, który nie je tego co ugotuje... (1)

    ... najlepsza reklama jego kuchni. Pojawia się pytanie: czy wie, że jest cienki i to co ugotuje jest niejadalne, czy może umie ugotować ale składniki jakie ma do dyspozycji są poniżej jakości.
    Gratuluję, świetny PR.

    • 20 6

    • PR słaby, ale taka prawda. Jakbyś robił codziennie 100 naleśników, to miałbyś ochotę na naleśniki? Lubisz gotować sam dla siebie? Jak ktoś posiedzi trochę w kuchni to wie, o czym mówię ;-)

      • 4 1

  • Oczywiście że wychodzi z pracy głodny bo przeciez najeść się trzeba w domu a w restauracji trzeba delektować się kwintesencją smaku i spotykać się z przyjaciółmi . Takie porady kiedyś tu czytalem

    • 11 1

  • Marcin - siatkowe pozdrowienie!

    To jakie jest Twoje ulubione danie? :)

    • 5 0

  • Domowy kuchta

    Nie ma to jak sobie samemu dobrze pogotować, smacznie, do syta i tanio..
    Mam wrażenie, że będąc w restauracji kroją mnie jak za zboże i cieszą się w myślach, że złapali kolejnego frajera...

    • 11 7

  • Tłusta kaczka zdecydowanie przereklamowana, kiedyś tam bywałam bardzo często, ale teraz już tam nie bywam, jednak obsługa jest nadal na wysokim poziomie, ale mięso suche, niedobre, przyjechali do mnie gości z zagranicy i zaprosiłam ich do tłustej kaczki, jednak wszyscy zgodnie powiedzieli ze to bardzo przeciętna restauracja... Szkoda coś się zepsuło.
    Znam fajne restauracje w Gdyni i Sopocie ale nie będę reklamować :))

    • 12 6

  • (8)

    Kto pamięta restauracje Złota podkowa?
    Ach przełom lat 80/90 jak tam jeść dawali...

    • 16 1

    • hahaha stary mnie woził z elbląga na barszcz z uszkami! (1)

      to byla knajpa!

      • 1 0

      • Potwierdzam, kołduny mieli pyyycha...

        • 1 1

    • to było święto (1)

      wyjazd do złotej podkowy z rodzicami a potem po lody do Hevelisza, takie kule zapakowane w papier, hmmmm

      • 3 0

      • Lody cassatte

        • 5 0

    • pamiętam (1)

      kaczka w podkowie, pychotka, a stary Kirkor, gdzie w niedziele czekalo sie na stolik i pyszna goloneczka, czsami tez do roberimo sie zajezdzalo na calzone, czy jak to sie pisze. To byly czasy, a na lody do Gdyni, tylko nie pamietam, jak ta lodziarnia sie nazywala.

      • 5 1

      • chyba Mariola

        • 2 2

    • A kto pamięta restaurację "Aloza" na 10 lutego w Gdyni? Jako dzieciak uwielbiałem tam chodzić bo mieli karbowane frytki :)

      • 7 0

    • Nie, ale pamiętam świetny kryminał:

      Złota podkowa - Dashiell Hammett.

      • 2 0

  • Pani Marta zdrowa dziewucha :)

    • 3 4

  • Marusza Pieterwasa - każde nazwisko się odmienia.

    Odpowiedź redakcji:

    Dziękujemy za sugestię. Treść została poprawiona.

    • 10 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

South Molo Festival - Delfinalia 2024 (5 opinii)

(5 opinii)
105,22 zł
hip-hop, festiwal muzyczny, w plenerze

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

ADELE - Tribute from London by Stacey Lee

148 zł
Kup bilet
pop

Katalog.trojmiasto.pl - Nowe Lokale

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Który kultowy lokal w Gdyni miał przydomek "kapeć"?