- 1 Co robić w długi weekend w mieście? (40 opinii)
- 2 "Grillujemy" współczesne kino (49 opinii)
- 3 Gdzie na karaoke w Trójmieście? (5 opinii)
- 4 "Kaskader": kciuk w górę, a nawet dwa (19 opinii)
- 5 Gdzie można grillować i zrobić ognisko? (34 opinie)
- 6 Nie wyobrażamy sobie majówki bez piwa? (110 opinii)
Wybór najważniejszych płyt z Trójmiasta minionej dekady to zadanie karkołomne i dyskusyjne. Staraliśmy się być obiektywni, ale być może nie do końca nam się udało. Jeśli waszym zdaniem brakuje tu jakiejś płyty, czekamy na wasze sugestie.
Osiem godzin muzyki improwizowanej, konkretnej i reklamowej wśród hałasów wózków, kas, drzwi przesuwanych i setek ludzi robiących zakupy stało się podstawą do płyty-zjawiska, jakim bez wątpienia jest "Muzyka dla supersamów". Album, na którym tytuły to nazwy produktów z hipermarketu, powstał na oczach kilku tysięcy osób i świetnie połączył dwa odległe światy - awangardową muzykę jazzową z konsumpcyjną codziennością.
Trochę dzięki osobie Marcina Dymitera (który później opuścił zespół), Mordy na pierwszym albumie były mocno osadzone w estetyce, którą kilka lat wcześniej penetrowała Ewa Braun. Grupa, na której lidera wyrósł Grzegorz Welizarowicz, w zwięzły i pomysłowy sposób tworzyła psychodeliczną i post-rockową mieszankę, pełną gitarowego hałasu w stylu Sonic Youth. Ich twórczość była na początku dekady powiewem świeżości i spojrzeniem na muzykę, jakiego próżno było szukać w Polsce.
Kobiety jako jeden z pierwszych trójmiejskich bandów zaprezentował ciekawą mieszankę avant-popowych melodii ze świetnymi i pomysłowymi tekstami, często wyraźnie zahaczającymi o tematykę trójmiejską (jak słynny "Marcello"). I mimo tego, że później wciąż mieli problemy z wybiciem się na polskiej scenie, jako jeden z pierwszych zespołów nad Wisłą pokazali, że popowa piosenka nie musi być telewizyjną papką, ale może być zestawem błyskotliwych kompozycji.
W porównaniu do poprzednich wydawnictw Kur, na "100 latach..." więcej było elektronicznych bitów i loopów, niż dęciaków i gitar. Część kompozycji była zarejestrowana podczas trasy koncertowej w 1999 roku (w tym bębny Jacka Oltera), a resztę dograno w studio. Ten stylistyczny zwrot było ciekawym podsumowaniem twórczości jednego z najbardziej nietypowych trójmiejskich zespołów, w prześmiewczy sposób komentującego polską rzeczywistość.
Ścianka każdą płytą penetrowała inne obszary gatunkowe i brzmieniowe. Po rewelacyjnie przyjętym debiucie, "Dni Wiatru" były prawdziwym zaskoczeniem - zamiast szalonych rock'n'rollowych kawałków, pełno tu snujących się ambientowych utworów, czasem poprzeplatanych akustycznymi melodiami czy psychodelicznymi nagraniami, jak "Piotrek" i "Spychacz". Ścianka postawiła na swoim, całkowicie zaskakując słuchaczy i nagrywając swoją najlepszą płytę.
Homosapiens trochę wyprzedziło to, co działo się na polskiej scenie, co pokazali już na debiutanckim krążku "The Wheel". Trójmiejski kwintet w świeży i rzadko do tej pory spotykany sposób penetrował obszary rocka alternatywnego, robiąc to na światowym poziomie. Kolejny zespół, działający pod szyldem niezależnej wytwórni Sissy Records, prężnie rozwijającej polski rynek muzyczny. Dwa lata temu powrócił do działalności w nowym składzie i przygotowuje płytę.
Wiele osób może nie pamiętać, że Bunio (Michał Skrok) - obecnie gitarzysta zespołu D4D - zaczynał muzyczną drogę, tworząc intrygujące kompozycje, oscylujące na granicy abstrakcyjnego hip-hopu. Kiedy w Polsce na dobre rozwijały się rapujące formacje, on penetrował instrumentalne obszary, pełne frapujących bitów, szumów i sampli, świetnie łącząc nagrania terenowe ze współczesną elektroniką, co złożyło się na obraz pełnego chaosu i jazgotu współczesnego miasta.
Ludzie byli po części wynikiem projektu lub muzycznych spotkań pod szyldem Pracownia Ludzie Gdańsk. To tu spotkały się takie persony, jak Krzysiek Topolski, Wojtek Mazolewski i Michał Skrok, którzy wspólnie wypracowali świeże brzmienie, łączące wpływy jazzu, post-rocka i elektroniki, podszyte punkową energią. Poza tym zespół świetnie łączył żywe granie z samplami, o czym można było przekonać się na wydanej później płycie "Live in Porgy and Bess".
Na fali doskonałej passy Leszek Możdżer wydał płytę, na którą materiał powstał co prawda przeszło osiem lat wcześniej, ale w świeży sposób łączył wpływy wielu stylistyk. Z jednej strony Możdżer uwypuklał swój nowoczesny język jazzowy, z drugiej przetwarzał standardy jazzowe i pieśni sakralne, a z trzeciej grał na preparowanym fortepianie. A wszystko brzmi spontanicznie i żywiołowo, co było doskonałym zobrazowaniem jego muzycznego stylu i fascynacji.
Trójmiejskie trio zwróciło uwagę swoją intymną, kameralną elektroniką, w ciekawy sposób nawiązując do dokonań elektroniczno-avantpopowych zespołów z Niemiec. OTR stworzyli melancholijną aurę przy oszczędnych aranżacjach i smutno brzmiących kompozycjach. I mimo tego, że do dziś pozostają trochę w cieniu tego, co dzieje się na polskiej scenie muzycznej, udało się im ciekawie wejść na obszary stylistyki, dotąd w naszym kraju nie eksploatowanej.
Mikołaj Trzaska zasługuje na osobne podsumowanie wyłącznie swoich wydawnictw, bo w ciągu minionej dekady bez problemu uzbierałoby się ich kilka tuzinów. Dlaczego "Danziger Strassenmusik"? Chyba za jej luz i świetny koncept nagrania płyty na gdańskich uliczkach, wspólnie z Braćmi Oleś, Michałem Gróczyńskim i Krzysztofem Topolskim. Najpierw siedem występów na starówce i w Parku Oliwskim, a potem finałowy koncert na Mariackiej, z którego powstała ta płyta.
Dicki powstały dla żartu, przez co potem przez wiele lat ciężko było im uciec od tej etykietki. Ale prawda jest taka, że tworzyli świetnie pastisze i genialnie przerabiali stylistykę Black Sabbath, Deep Purple czy innych rockowych gwiazd. Ostre gitarowe riffy plus elektronika, a na dodatek świetne koncerty, które pokazały, że w Polsce możemy mieć zespół, który na scenie robi show, przykuwający uwagę od początku do końca, a dziewczyny będą piszczeć pod sceną cały czas.
Zarówno Arszyn (Krzysiek Topolski), jak i Emiter (Marcin Dymiter) zaczynali w latach 90. w jazzowych i rockowych kapelach. Na początku dekady zmienili kierunek zainteresowań na minimalistyczną elektronikę, nagrania terenowe i muzykę elektroakustyczną. "Emiszyn" to niejako moment łączący te etapy - z jednej strony muzycy nie rezygnują tutaj z gitary i perkusji, które potem porzucają na rzecz elektroniki, a z drugiej króluje tu improwizacja, szumy i masa jazgotliwych i nieoczywistych dźwięków.
Superskład Trzaska/Walicki/Pawlak/Gwinciński powrócił po pięciu latach przerwy i przez rok dopracowywał swoją ostatnią do tej pory płytę. Udało im się na niej połączyć ciężkie gitarowe solówki z wpływami psychodelii, bujnymi improwizacjami, hipnotycznymi rytmami i zwiewnymi, czasem niezwykle subtelnymi partiami saksofonu. Płyta wyprodukowana przez Pawlaka ma świetne brzmienie, a ponadto doskonale oddaje koncertową żywiołowość tego składu.
KSAS to jedna z najbardziej bezkompromisowych kapel w Polsce - ich płyty to zazwyczaj wynik kilkugodzinnych, improwizowanych sesji, które powstają z dala od zgiełku miast. "100 filmów" łączy masę elementów - od post-rockowych gitar, przez noise'owe, niemal industrialne kawałki, po psychodeliczne improwizacje, dodatkowo podlane masą absurdalnych tekstów. Ale w tym chaosie, gdzie oczko do słuchacza jest puszczane nie raz, tkwi klucz i "100 filmów" słucha się znakomicie.
Kiedy Behemoth zyskał mocną pozycję i popularność nie tylko na światowym rynku, ale też w Polsce (bo to, niestety, częsty paradoks), po trzech latach przerwy uderzył z nową dawką świetnego materiału. "The Apostasy" zachwyca siłą, brzmieniem, masą świetnych aranżacji i pokazuje, że trójmiejska grupa, mimo sukcesów, nie staje w miejscu, ale z impetem prze do przodu, wciąż tworząc potężną dawkę pomysłowego death metalu.
"Kaszëbë" zrobiło sporą przysługę Kaszubom, mimo że nie jest to album folklorystyczny, który przetwarza tradycję muzyczną tego regionu. Walicki stworzył płytę jazzową, z mocnymi wpływami współczesnych brzmień, łącząc z nimi to, co na Kaszubach najsilniejsze, czyli język. Teksty napisane przez Damrokę Kwidźińską świetnie komponowały się z nowymi piosenkami, zaaranżowanymi w bardzo współczesny sposób.
O ile po "Sorry Music Polska" Pink Freud można jeszcze było nie kojarzyć, o tyle "Punk Freud" ukazał się w momencie, kiedy nazwę tego zespołu utożsamiało się już ze świeżym i współczesnym spojrzeniem na polski jazz. Freudzi jako pierwsi zabłysnęli elokwentnym połączeniem muzyki jazzowej z elektroniką, graną na żywo, a bardzo surowo brzmiący "Punk Freud" to mocna dawka ich żywiołowej i punkowej ekspresji.
Album różnorodny, będący na swój sposób podsumowaniem twórczości Przemka Dyakowskiego, saksofonisty nazywanego duchem trójmiejskiego środowiska jazzowego. Jest na nim miejsce na przestrzenne kompozycje, jak i te bardziej zwiewne, żywiołowe, z masą bogato zaaranżowanych instrumentów. Plus masa gości z Możdżerem, Jaskułke i Wojtczakiem na czele. Wśród nich słychać, że Dyakowski to wszechstronny muzyk, świetnie odnajdujący się w wielu stylistykach.
Jacaszek na każdej płycie nagrywał diametralnie inne kompozycje. Po wymyślonych soundtrackach "Lo-fi stories" i jazzowo-triphopowym "Sequelu", na spółkę ze Stefanem Wesołowskim zabrał się za łączenie muzyki elektronicznej z klasyką. Efekt jest świetny - trochę brudne, utrzymane w stylistyce lo-fi współczesne brzmienia, przeplatają się z partiami skrzypiec i wiolonczeli, a wszystko jest utrzymane w trochę nostalgicznym klimacie, na który wskazuje sam tytuł.
Na trójmiejskiej i polskiej scenie ciężkich brzmień, mimo dużej konkurencji, pojawiła się grupa, która odnalazła świetną drogę do wspólnego mianownika metalu i rocka progresywnego z elektroniką i muzycznymi eksperymentami. "Bar-do travel" to masywne gitary, które splatają się z nierzadko połamaną sekcją rytmiczną. Bardzo szybko zespół dostrzeżono za granicą, gdzie kilkakrotnie występowali, a płyta ukazała się także w Europie i Stanach Zjednoczonych.
Muzyka folkowa w Polsce do tej pory docierała z opóźnieniem, a zespół Kyst jako pierwszy podjął się wzięcia jej na warsztat już na debiutanckim albumie (który przez opóźnienie wyszedł dopiero w styczniu) robiąc, to z doskonałym rezultatem i na światowym poziomie. Rozedrgane kompozycje, w których raz pojawiają się piosenkowe struktury, a kiedy indziej bardziej improwizowane formy, brzmią niczym pocztówka znad morza, pełna młodzieńczej emocjonalności oraz ciepłego, przytulnego i bardzo świeżego brzmienia.
Opinie (107) ponad 10 zablokowanych
-
2011-01-14 12:10
kto wybieral te plyty? (1)
gdzie np plyta Skinny Patrini, mitch and mitch,lipali.apteki?ogolnie mozna powiedziec,ze na trojmiejskim rynku muzycznym jest marazm.gdzie te czasy Gdanskiej Sceny alternatywnej?kiedys cala muzyczna Polska patrzala na Trojmiasto,teraz jest tylko kilku ciekawych wykonawcow
- 11 3
-
2011-01-14 12:45
ten pan od pisania
powyzej ma taki nudny gust.
- 5 2
-
2011-01-14 12:11
Okres 2000-2010 (1)
to według mnie najgorszy okres w muzyce po latach 80. Kicz w tych latach stał się normą. Wyparowała zupełnie ekspresja z muzyki. Treści utworów straciły przekaz. Mam nadzieje, ze wróci coś na miarę przełomu lat 60\70 czy lat 90. A co do sceny trójmiejskiej, to skończyła się na latach 90.
- 9 2
-
2011-01-14 12:46
to dobra krytyka
moglbys pisac teksty na portalu ale pewnie nikogo nie znasz
- 4 2
-
2011-01-14 12:13
a kombii??? (3)
a gdzie w tym rankingu jest KOMBII??? Bez nich to nie ranking, a chłopaki wciąż są na fali i tak się starają...nadążyć za czasem, he, he
- 9 10
-
2011-01-14 12:20
Kombii
Ich dawne dźwięki rodem z kompa Atari miały sens. Potem był wspaniały, choć niedoceniany projekt Skywalker, potem O.N.A. ... no i trzeba było zarobić na emeryturę, więc pojawiło się KOMBII.... ale miejmy nadzieje, ze nie sprawdzi się w ich wypadku stwierdzenie, "że tylko martwe ryby płyną z prądem (w tym wypadku z modą, z czasem).
- 3 3
-
2011-01-14 12:47
prowokacja :)
- 3 0
-
2011-01-14 12:47
moze jeszcze chylinska?:)
- 3 2
-
2011-01-14 12:14
Klimt
Klimt i Jesienne Odcienie Melancholii, światowa półka.
- 4 4
-
2011-01-14 12:15
dobre zestawienie (4)
Kury, Ścianka, Pink Freud czy Karol Schwarz All Stars to gwiazdy nie tylko trójmiejskiej sceny muzycznej. To, że nie są zapraszani na top trendy i festiwal w Sopocie nie znaczy, że nie istnieją/istniały. Zwykłą ignorancją jest pisanie, że 95% ludzi nie zna tych artystów/płyt. Można oczywiście też nie znać Tarkowskiego i Paradżanowa, jednak nikt nie odmówi im geniuszu i tego, że to co piękne nie zawsze bywa łatwe.
Z pozdrowieniami dla ignorantów.
Z gratulacjami dla autora.- 9 9
-
2011-01-14 12:37
uwazaj z tym lizaniem
bo to nie lodziarnia
- 4 2
-
2011-01-14 12:41
(2)
ostroznie z tym lizaniem...
bo to nie lodziarnia a forum wymiany opini.- 4 1
-
2011-01-14 12:59
(1)
Dlatego ja wymieniam opinię, a Ty zamiast podjąć dyskusję obrzucasz inwektywami. Gratuluję.
- 1 5
-
2011-01-14 13:01
nie gratuluj tyle
chyba ze masz fiksacje.
- 3 2
-
2011-01-14 12:27
A gdzie w tym zestawieni scena DIsco-polo (1)
tak przecież popularna wśród obecnej braci studenckiej :)
- 7 0
-
2011-01-14 12:36
ale to plyty nagrywane na mazurach
i stad popularnosc wsrod przyjezdnych studentów.
- 6 1
-
2011-01-14 12:35
plyta "Ostatni" Die Last
Po dwóch latach od nagrania wyszła płyta trójmiejskiej ekipy Die Last. Jest to w sumie 8 numerów emocjonalnego hard core/punka.
Lista utworów:
1. 51 stan
2. żyć inaczej
3. słowa
4. drzewo
5. siedem
6. hipochondryk
7. ostatni /+ kana/- 4 3
-
2011-01-14 12:38
bielizna - w dzikim kraju
tytul proroczy? a plyty tu nie ma w rankingach
jak mozna byc takim ignorantem i zabierac sie za pisanie o muzyce?- 9 1
-
2011-01-14 12:40
koljny pominety krazek to drewno from las
ktore po dekadzie grania wypuscilo mini plyte
- 6 0
-
2011-01-14 12:48
KOMBI
a gdzie super hiper mega zespół KOMBI??????????
cyt.:"słotkiego miłego szycia, jest tyle kur do zdopycia"- 5 4
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.