- 1 Co robić w długi weekend w mieście? (40 opinii)
- 2 "Grillujemy" współczesne kino (49 opinii)
- 3 "Kaskader": kciuk w górę, a nawet dwa (19 opinii)
- 4 Gdzie na karaoke w Trójmieście? (2 opinie)
- 5 Gdzie można grillować i zrobić ognisko? (34 opinie)
- 6 Nie wyobrażamy sobie majówki bez piwa? (110 opinii)
Pure Phase Ensemble dokonało rzeczy niemożliwej
7 września 2012 (artykuł sprzed 11 lat)
Siedem - sięgających czasem nawet kilkunastu minut kompozycji - stało się przestrzenią dla popisów muzycznych wyobraźni z przeróżnych światów.
Płyta międzynarodowego projektu Pure Phase Ensemble "Live at Spacefest" wydana przez gdańskie Nasiono Records jest dowodem na to, że rzeczy niemal niemożliwe w muzyce nadal się zdarzają.
Karol Schwarz, trójmiejski muzyk i założyciel wydawnictwa Nasiono Records miał marzenie. Miał też sporo szczęścia, bo w grudniu ubiegłego roku udało mu się je wcielić w życie. Zostało nazwane Spacefest i stało się pierwszym w Trójmieście festiwalem gitarowej psychodeli spod znaku takich gatunków jak space-rock czy shoegaze. Jakby tego było Schwarzowi mało, wpadł na pomysł z pozoru szalony. Zwołał na muzyczne warsztaty jedenastu trójmiejskich i dwóch brytyjskich muzyków. Zamknęli się na kilka dni w sali prób i pod wodzą Raya Dickaty'ego, byłego członka legendarnego Spiritualized, zaczęli komponować.
To jak udało się zapanować nad tak różnymi osobowościami artystycznymi, jak Jaime Harding (ex-Marion), Piotr Pawlak (Kury), Tomasz Żukowski (Sunday Arkestra), Borys Kossakowski (Towary Zastępcze), Michał Miegoń (Kiev Office), Joanna Kuźma (Folder, Asia i Koty) - żeby wymienić tylko kilka nazwisk - pozostaje tajemnicą kapelmistrzów tego przedsięwzięcia: Schwarza i Dickaty'ego. Zakończyło się jednak sukcesem. Ttrzynastoosobowa space-rockowa orkiestra pod szyldem Pure Phase Ensemble swoimi kompozycjami niczym asteroid powaliła z kosmiczną mocą zachwyconą publiczność, która uczestniczyła w koncertowej premierze materiału na festiwalu.
Siedem - sięgających czasem nawet kilkunastu minut kompozycji - stało się przestrzenią dla popisów muzycznych wyobraźni z przeróżnych światów. Otwierający płytę instrumental "Electric Glide" z wokalizami Kuźmy serwuje w pigułce zawartość całego krążka, czyli połączenie - w różnym natężeniu - improwizowanego jazzu, psychodelicznego rocka i niepokojącej elektroniki. Ta cisza przed burzą zostaje przerwana dwoma wręcz piosenkowymi "No Movement" i "High Flats", w których o palmę pierwszeństwa kłócą się napędzające rytm saksofony oraz przebojowy wokal Hardinga.
W stan zaskoczenia wprowadza oparta na tradycyjnej melodii kompozycja "Crucifixion", która z prostej melodii staje się eksperymentem na gitarowe przetworniki, klawisze saksofonów i piski generatorów. Zaraz potem słuchacz musi zmierzyć się z leniwym, łagodnym, post-rockowym "Bowie", by po chwili wpaść po uszy w najpiękniejszą kompozycję albumu - oszczędną muzycznie balladę "Frost" ze wspaniałym, pełnym smutku wokalem Kuźmy. Krążek zamyka energetyczny i piosenkowy "Darkest Sun", w którym Harding ponownie udowadnia, że wciąż jest świetnym rockowym wokalistą.
Pure Phase Ensemble udało się osiągnąć rzecz we współczesnej muzyce coraz mniej możliwą. Twórczo przetwarzając - przez wielu uważane za zgrane do cna - tradycje gitarowej psychodeli, wypracowali świeże spojrzenie na tę muzykę i co najważniejsze dali sygnał do działania w podobnej materii na polu trójmiejskim. Wszystko wskazuje na to, że owocny, bo prace nad tegoroczną edycją SpaceFest idą pełną parą. Podobnie jak przygotowania do drugiej odsłony Pure Phase Ensemble - w innym składzie i z nowym repertuarem. Efekty już w grudniu.
Wydarzenia
Wydarzenia
Opinie (18) 1 zablokowana
-
2012-09-07 10:09
spollo 440
strasznie przypomina mi to apollo 440 z najlepszego ich okresu
- 2 2
2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.