• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja filmu "Challengers": Zendaya i miłosny trójkąt

Tomasz Zacharczuk
27 kwietnia 2024, godz. 13:00 
Opinie (52)

Chyba tylko Luca Guadagnino mógł wpaść na pomysł, by za pomocą tenisowych wymian zilustrować erotyczne napięcie pomiędzy trojgiem ludzi uwikłanych w grę pozorów i niedomówień. Włoski reżyser w "Challengers" serwuje mocno i prezentuje szeroki wachlarz zagrań. Tyle że nie zawsze trafia w kort, a piłka po jego uderzeniach często zalicza kilkumetrowe auty. Bo najnowszy projekt autora "Tamtych dni, tamtych nocy" to w zasadzie banalna opowiastka o miłosnym trójkącie udekorowana świetnym aktorstwem i pulsującym soundtrackiem duetu Reznor/Ross.



Art Donaldson (Mike Faist) i Patrick Zweig (Josh O'Connor) są znakomicie zapowiadającymi się tenisistami, którzy wygrali właśnie juniorskiego debla w U.S. Open, a już za chwilę, tym razem po przeciwnych stronach siatki, staną do walki o miano najlepszego młodego singlisty. W przeddzień meczu spotykają Tashi Duncan (Zendaya), dopiero wschodzącą, ale świecącą już pełnym blaskiem gwiazdę kobiecego tenisa.

Obaj przyjaciele dość nieporadnie zaczynają zabiegać o jej względy. Równie utalentowana, co piękna dziewczyna wodzi chłopaków za nos, kokietuje, prowokuje, po czym rzuca im wyzwanie: ten, kto wygra jutrzejszy mecz, oprócz tytułu, zdobędzie też jej numer telefonu.



Ta pozornie niewinna obietnica zdeterminuje sportowe i pozasportowe losy całej trójki bohaterów. Gdy spotykamy ich 13 lat później, dwaj niegdyś kumple znów stają naprzeciw siebie w finale nowojorskiego challengera (turnieju niższej kategorii). Jeden z nich, mający na koncie kilka wielkoszlemowych tytułów, chce odbudować formę przed kolejną wielką imprezą. Drugi, błąkający się między drugą a trzecią setką rankingu ATP chce zwyciężyć, by mieć po prostu za co opłacić nocleg w hotelu.

Rywalizacji obu mężczyzn, z perspektywy trybun, przygląda się Tashi, której karierę na samym jej początku zakończyła przedwcześnie fatalna kontuzja. Dziś kobieta jest trenerką i żoną jednego z finalistów challengera.

Guadagnino, podobnie jak w swoich poprzednich filmach, znów za obiekt fascynacji stawia młodzieńczą namiętność i erotyzm. Tym razem w tenisowym anturażu i z całą masą niebanalnych pomysłów, choć z banałem w samym scenariuszu. Guadagnino, podobnie jak w swoich poprzednich filmach, znów za obiekt fascynacji stawia młodzieńczą namiętność i erotyzm. Tym razem w tenisowym anturażu i z całą masą niebanalnych pomysłów, choć z banałem w samym scenariuszu.

Benny Benassi na korcie



Elementów tenisowego rzemiosła jest tu sporo, ale wystudzę zapędy fanów Igi Świątek czy Huberta Hurkacza: "Challangers" nie jest filmem o tenisie. Nie jest nawet sportowym dramatem w jego klasycznym ujęciu. Kort u Luki Guadagnino pełni funkcję terapeutycznego gabinetu. Z tą różnicą jednak, że nikt tu o swoich uczuciach nie rozmawia. Emocje uwalniane są bowiem za pomocą zamaszystych forhendów i wystrzeliwanych z końcowej linii bekhendów. Relacjom trójki bohaterów od początku do końca towarzyszy namacalny, choć nieeksponowany przesadnie erotyzm. Czuć między nimi nieustanne fizyczne i psychiczne napięcie potęgowane tajemnicami i niedomówieniami. Kort staje się dla Arta, Patricka i Tashi jedynym miejscem, w którym mogą dać upust kłębiącym się myślom i emocjom.

Dla Guadagnino tenis jest nie tylko metaforą ludzkich namiętności i pasji oraz idealną areną do konfrontowania ze sobą różnych temperamentów (nieprzypadkowo Arta i Patricka nazywa się Lodem i Ogniem). To także sprytna i pomysłowa forma filmowej narracji. "Challengers" to właściwie jeden finałowy mecz, podczas którego włoski reżyser za pomocą retrospekcji pokazuje to, co na przestrzeni kilkunastu lat zadziało się wewnątrz miłosnego trójkąta Tashi, Arta i Patricka.

Co prawda tak liczne przeskoki czasowe burzą trochę harmonię i tempo opowieści, ale generalnie pomysł Guadagnino prezentuje się pierwszorzędnie. Tym bardziej, że Włoch do spółki ze swoim operatorem, Sayombhu Mukdeepromem, precyzyjnie i rzetelnie oddają na ekranie tenisową elegancję i ekspresję. Sceny dynamicznych wymian robią wrażenie. Do czasu, gdy twórcy "Challengers" chcą to wrażenie wyśrubować do niebotycznych rozmiarów.



Ostatnie fragmenty finałowego tie-breaka, a tym samym całego filmu, to już przejaw ułańskiej fantazji Guadagnino, który nadmiarem slow-motion "zamordował" ekranową akcję. Po kimś takim jak Zack Snyder można byłoby się tego spodziewać, ale po włoskim mistrzu subtelności i wizualnej zwiewności już zdecydowanie nie. Końcówka "Challengers" przypomina więc teledyskowe "Satisfaction" Benny'ego Benassiego. Tyle, że zamiast roznegliżowanych modelek mamy dwóch spoconych facetów, którzy tenisa zamieniają w cymbergaja z kuriozalnym końcowym zagraniem. Dla jednych będzie to emocjonująca wizualna "kaskaderka", dla innych (w tym dla mnie) tandeta wstawiona w złote ramy.

Obraz tradycyjnie już u włoskiego reżysera odgrywa kluczową rolę, choć tym razem nie przykrywa wszystkich fabularnych i technicznych zgrzytów "Challengers". Obraz tradycyjnie już u włoskiego reżysera odgrywa kluczową rolę, choć tym razem nie przykrywa wszystkich fabularnych i technicznych zgrzytów "Challengers".

Trzysetówka Guadagnino



Być może sięganie po tak radykalne rozwiązania techniczne nie byłoby konieczne, gdyby Guadagnino dysponował lepszym scenariuszem. Zasadniczo bowiem fabuła "Challengers" sprowadza się do opowiadania nieco banalnej historii o miłosnym trójkącie. Tylko dzięki reżyserskiemu wyczuciu i wrażliwości Włocha na detale jego film w pierwszym akcie (a właściwie secie) wymyka się regułom sztampowych romansideł dla nastolatków. Potem jest już zdecydowanie lepiej, bo Guadagnino zwalnia tempo i pozwala nam przyjrzeć się bliżej swoim postaciom. Postaciom niejednoznacznym, niełatwym do rozszyfrowania i wzbudzającym mieszane odczucia. Nikt tu bowiem nie jest zdefiniowany jako dobry bądź zły.

Właśnie w tym drugim secie "Challengers" mamy więc najwięcej jakości. To wtedy Guadagnino rozstawia po obu końcach kortu przyjaźń i rywalizację, miłość i nienawiść, prawdziwe przywiązanie i toksyczne uzależnienie. A my, jak tenisowa publiczność, przesuwamy głowy w jedną i drugą stronę, obserwując te błyskotliwe wymiany i nie wiedząc, kto (a właściwie co) będzie górą. Szkoda tylko, że ten pasjonujący pojedynek tak sprzecznych postaw i zachowań bohaterów kończy się w trzecim secie banałem - zaserwowanym z dużą moc w duży aut.

Zendaya na pewno w "Challengers" obroniła się jako dojrzała i uzdolniona aktorka. Zaprzeczyła też opiniom o grze "na jedną minę". Czy to jej zasługa, czy reżysera, czas pokażę. Na dodatek miała świetne wsparcie w osobach Josha O'Connora i Mike'a Faista. Zendaya na pewno w "Challengers" obroniła się jako dojrzała i uzdolniona aktorka. Zaprzeczyła też opiniom o grze "na jedną minę". Czy to jej zasługa, czy reżysera, czas pokażę. Na dodatek miała świetne wsparcie w osobach Josha O'Connora i Mike'a Faista.

Muzyka i aktorzy - to gra na najwyższym poziomie



Zdecydowania niebanalna jest tymczasem w "Challengers" muzyka Atticusa Rossa i Trenta Reznora. Specjalizujący się w elektronicznych brzmieniach duet początkowo współpracował z Davidem Fincherem, ale na szczęście z biegiem czasu otworzył się też na innych twórców. W tym na Lukę Guadagnino, z którym Ross i Reznor pracowali już przy filmie "Aż do kości". W "Challengers" pulsująca, dynamiczna muzyka wydaje się, że stoi w kontrze do całej tenisowej otoczki filmu. Jednak w tej kontrastowości i arytmii obrazu z dźwiękiem jest jakaś nieodgadniona moc, dopełniająca napięcie między głównymi bohaterami.

O to napięcie jednocześnie dbają też znakomici aktorzy. "Challengers", przynajmniej na chwilę, może rozwiać wątpliwości wobec aktorskiego potencjału Zendayi. To nie druga "Diuna", a właśnie film Guadagnino pozwolił jej zagrać w końcu postać, która nie tylko będzie niejednoznaczna w odbiorze, ale zarazem wiarygodna w oczach widowni. Jej Tashi to połączenie bezpruderyjnej femme fatale, sprytnej manipulatorki, ale też kobiety pogubionej emocjonalnie i opłakującej straconą karierę. W każdym z tych wydań Zendaya przekonuje, tworząc swoją najlepszą dotychczas kreację. Na ile to wystarczy, czas pokaże.

Recenzja filmu Recenzja filmu "Diuna: Część druga". Kino totalne

Równie świetlaną przyszłość przed sobą zdają się mieć jej ekranowi partnerzy - Josh O'Connor i Mike Faist. Obaj znakomici, charyzmatyczni (choć na inne sposoby), niezwykle fotogeniczni (zwłaszcza w tym nieszczęsnym slow-motion) i oszczędni w operowaniu ekranową ekspresją (choć tutaj to już zasługa reżysera). Bez wątpienia mamy okazję w "Challengers" oglądać doskonale dobrane i zsynchronizowane ze sobą aktorskie trio.

Oglądać też w filmie Luki Guadagnino możemy naprawdę solidny kawał autorskiego kina, które na pewno jest niepodrabialne, momentami intrygujące i hipnotyzujące, czasami ocierające się o wielkość, ale także popadające w artystyczny kicz i przegrywające na końcu z ego jego twórcy. Gem, set, mecz - ta wypowiadana przez sędziego i komentatorów formułka kończy każde tenisowe starcie. W przypadku "Challengers" bardziej aktualna będzie inna - gem, set, krecz.

6/10   Ocena autora
+ Oceń film

Film

5.7
26 ocen

Challengers (2 opinie)

(2 opinie)
dramat, sportowy

Opinie (52) ponad 10 zablokowanych

Wszystkie opinie

  • (4)

    Czyli kolejne wsadzanie mężczyzn do poniżającej roli beta orbiterow... Potem spasione Julki się podnieca i chcą mieć tak samo xD

    • 40 8

    • (3)

      "Beta orbiterów" - motyw kulturowy dwóch mężczyzn rywalizujących o względy kobiety był już znany w starożytności. Nie wiem co w tym poniżającego.

      • 10 9

      • (1)

        To, że gdy popyt przewyższa podaż, to stronie podażowej odbija palma. Dlatego każdy szybujący się facet nie pcha się w taki cyrk.

        • 12 8

        • Toś "poszybował".

          Z miłością nie wygrasz rozsądkiem.

          • 7 3

      • Kiedyś to było bardziej sformalizowane

        a kobiety nie miały dużo do gadania. A próżność czy poniżanie się było piętnowane chyba we wszystkich czasach poza dzisiejszymi.

        • 1 1

  • Opinia wyróżniona

    Dziękuję za obiektywną recenzję, po zapowiedziach oczekiwałem ciekawego dramatu sportowego. (3)

    Teraz wiem, że bez żalu mogę odpuścić oglądanie kolejnego filmu.

    • 69 3

    • Polecam wypowiedź Pana Tarczyńskiego (1)

      w parlamencie UE odnośnie Green Deal .

      • 2 6

      • tylko glup może interesować się wypowiedziami tego frędzla tarczyńskiego

        • 4 3

    • Bylem

      Słaby film. Jeśli chodzi o tenisa to zakłamanie na koniec to jakaś kpina :)

      • 2 0

  • To nie promuje naszej kultury

    Widzę scenę gdzie dwóch facetów się dobiera to według mnie polianoria a u ns jest monogamia

    • 32 18

  • Znowu dziwolągi

    • 29 6

  • Jak zawsze mamy promowanie lewackiego beztalencia ale co ta Włosi zawsze byli znani z bzykania bez opamietania zadnej moralnosci (2)

    kazdy z kazdym choc by z koza jak im to pasuje

    • 33 10

    • Nie podniecaj się tak. (1)

      Wody się napij dziadku

      • 8 14

      • To Twój "dziadek"?

        • 3 2

  • (5)

    Zendaya - aktorka jednej twarzy czy nawet jednej miny. Nadąsana , obrażona i gniewna ! Przerobiłem 2 części Diuny , 2 seony Eurofia i teraz to cudo ! Skąd ta popularność ?!?!? Ona jest jak Steven Segal czyli wszystkie emocji wyrażone za pomoca jednej miny ;( kobieta w masce !

    Czytaj więcej na: https://kino.trojmiasto.pl/Recenzja-filmu-Challengers-Zendaya-i-milosny-trojkat-n188769.html

    • 37 3

    • (2)

      Wolałbyś w tej roli posła Brauna?

      • 4 16

      • Nudny jesteś.

        I szacunek należy się dla Pana Brauna. Chyba że jesteś lewakiem bądź pustym intelektualnym wyborca PO bądź Morawieckiego

        • 4 5

      • Donald nie strasz nie strasz bo się zes*asz....UE ma iść w innym kierunku i tu nie chodzi o rozpad a o zmiane myślenia lewackiego, destrukcyjnego na proeuropejskie

        • 0 0

    • Ale to nie jest tak jak myślisz! Nie osądzaj xD. Pomyśl ile takie aktorzyny musiało nakisić kabanosów z kefiru grubym rybom z branży. Pomyśl o jej przejściach i zrozum xD

      • 5 7

    • żeby ona chociaż ładna była a mina wiecznie obrażona nie wiem co ludzie w niej widzą

      • 5 0

  • Zendaja czy jak jej tam jest zwyczajnie (4)

    Brzydka ...to taki mbappe w USA z wyglądu . Jak widać film ma przyciągnąć lewaków na gniota . Film dla LGBT plus minus. Normalnie tego szepty nie obejrzą

    • 25 14

    • Prawda. Rozprzestrzenia się strasznie to lewactwo i te elbetegie

      • 7 4

    • Zendaya brzydka? (1)

      Czy według ciebie aby była ładna powinna być blond nordyczką? Jeśli tak to spóźniłeś się z tymi poglądami o jakieś 90 lat.

      • 3 9

      • Brzydka jest.

        • 4 2

    • Ale ty masz kompleksy.

      • 0 1

  • Niech mnie kule biją (5)

    Kto z nas facetów nie marzył o trojkacie

    • 4 24

    • Marzysz o 3 kącie z kobieta o twarzy transa i facetem? (2)

      Brawo Ty :-) .

      • 8 2

      • Ty wogole nie zrozumiałeś mojego wpisu (1)

        Nie o filmie i aktorach tu myślałem

        • 1 1

        • ale w filmie jest trójkąt dwóch facetów i kobieta czyli nieakceptowalny trójkąt

          • 0 0

    • ty i dwoch facetow

      • 3 0

    • Takie marzenia miało się za g*wniarza. Jak już czegoś się dorobiłeś, masz rodzinę, żonę, dzieci, dom, dwa samochody, stabilną pracę to po kiego wała miałbyś to wszystko wpuszczać kanał dla dodatkowej panienki. Życie nie jest takie jak na filmach chociaż niejednego życie nadawałoby się na film.

      • 0 0

  • Opinia wyróżniona

    Reznor i Zendaya (1)

    Idę. A wy siedźcie w domu marudy

    • 10 27

    • Kim są osoby co wymieniłeś...

      Superbohaterowie marcela? Czy czarny kot i biedronka : )

      • 12 1

  • Zboczeni reżyserzy wykorzystują film i młode aktorki (4)

    tylko po to by zaspokoić swoje chore umysły

    • 60 5

    • Raczej promowanie bezpruderyjności

      Oraz dawanie ujścia swoim chorym fantazjom, niby ludzka rzecz ale skoro każdy ma swoją intymność to po co robić o tym film?

      • 7 2

    • Młode "aktorki" pokazują na Only Fans rzeczy o których nie śniło się reżyserom. O ty próbujesz je usprawiedliwiać :)

      • 5 2

    • Tak.

      • 0 0

    • Czyli film będzie hitem wśród madek p0lek

      • 0 1

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

South Molo Festival - Delfinalia 2024 (5 opinii)

(5 opinii)
105,22 zł
hip-hop, festiwal muzyczny, w plenerze

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

ADELE - Tribute from London by Stacey Lee

148 zł
Kup bilet
pop

Katalog.trojmiasto.pl - Nowe Lokale

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Pierwsza niedziela Jarmarku św. Dominika to tradycyjnie: