• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Test Smaku: Sztuczka - bez jednego zarzutu

Beata Testsmaku
11 lutego 2015 (artykuł sprzed 9 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Test Smaku: niebanalne i smaczne Dwie Zmiany

W kolejnym odcinku cyklu Test Smaku odwiedzamy restaurację Sztuczka zobacz na mapie Gdyni w Gdyni. W ubiegłą środę pisaliśmy o sopockim Browarze Miejskim Sopot, za tydzień w środę opiszemy nasze wrażenia z bistro LuLa w Gdańsku (już tam byliśmy). Nasze recenzje są subiektywne, ale szczere - wszystkie restauracje odwiedzamy anonimowo, bez zapowiedzi i na własny koszt.



Sztuczka to mała restauracja zlokalizowana trochę w ukryciu miejskiego parkingu przy ul. Władysława IV w Gdyni. Zmieści się w niej 35 osób. Jednak nie uważam, że jest to wada. Dzięki takiemu niewielkiemu wnętrzu restauracja zyskuje niepowtarzalny kameralny klimat. Wystrój nie jest spektakularny. Nie stworzono w Sztuczce nadętego, pełnego przepychu wnętrza. Jest skromnie, estetycznie, elegancko. Po wejściu do restauracji nie czujemy się jak w pałacu, z którego najchętniej byśmy wyszli. Jest przyjemnie i zachęcająco.



Menu jest krótkie, ale to akurat nas nie dziwi. Ceny, jak na tego typu restaurację, nie są wygórowane. W wielu innych lokalach o niższym standardzie życzą sobie o wiele więcej za dania, które często okazują się być niesmaczne. I tak za przystawki zapłacimy od 25 zł do 36 zł, za zupy 16 zł - 18zł, dania główne: 39 zł - 68 zł, a każdy deser kosztuje 18 zł. Wszystkie potrawy to same zaskakujące połączenia, stworzone z wyszukanych i najwyższej jakości składników. Oczywiście zgodnie z najmodniejszymi gastronomicznymi trendami.

Świetną propozycją jest oferta lunchowa, która zmienia się w każdy poniedziałek. Lunch można zjeść od poniedziałku do piątku w godz. 12-15, a w sobotę od 13 do 16. Za trzy dania (przystawka, danie główne i deser) zapłacicie 40 zł. Czy to dużo? Co ważne, lunch to zawsze dwie propozycje do wyboru. Zawsze są dwie przystawki, dwa dania główne i dwa desery, więc jeśli tylko wybierzecie się we dwoje, możecie skosztować aż sześciu autorskich połączeń. Oczywiście, jak przystało na autorską kuchnię, można zdecydować się na menu degustacyjne (7 dań w cenie 150 zł, a z winem 240 zł). My zdecydowaliśmy się na propozycję lunchową oraz na trzy dania z karty.

Zamówiliśmy:
Lunch Menu (3 dania za 40 zł):
Przystawki:
- tatar z łososia, jajko na miękko, aioli, sałata rzymska;
- krem z topinamburu, świeży topinambur, sałatka z kopru włoskiego.
Dania główne:
- polędwiczka wieprzowa, duszona kapusta włoska, chutney jabłkowy, słonina;
- filet z makreli, risotto grzybowe.
Desery:
- eton mess, wędzona śliwka, sorbet z wiśni;
- espuma z orzechów laskowych, lody z popcornem.
Z karty:
- szafranowe risotto, szyjki rakowe, bisque z szyjek rakowych, chrupki jarmuż (26 zł);
- zdekonstruowany żurek - mus z zakwasu, emulsja ziemniaczana, boczek, świeża pieczarka, bulion wołowy (18 zł);
- zdekonstruowane tiramisu - granita espresso, kandyzowane żółtko, puder czekoladowy, kasza manna z amaretto, migdałowe macaronsy (18 zł);
- kawa latte (10zł).

Zanim zacznę wgłębiać się w szczegóły każdej potrawy, muszę nadmienić, że wszystko, czego próbowaliśmy stanowiło dla nas niesamowitą kulinarną przygodę. Obiad w Sztuczce to była wielka przyjemność dla naszych zmysłów. Ciężko też będzie mi opisać niektóre doznania smakowe, bo to po prostu trzeba przeżyć. Pierwszy raz w życiu zabrakło mi słów, aby oddać to, jak smakowały niektóre składniki dań. Cóż, to najlepszy dowód na to, że w Sztuczce spotkacie się z kuchnią zaskakującą i niecodzienną.

Przystawka menu lunchowego: tatar z łososia, jajko na miękko, aioli, sałata rzymska. To tylko z pozoru proste i znane wszystkim połączenie. Wszystko w tej przystawce było idealnie dobrane, wyważone, wyselekcjonowane. Świeży, wysokiej jakości łosoś pokrojony w drobną kostkę i delikatnie przyprawiony, ale tak minimalnie, aby nie zdominować żadną przyprawą smaku ryby. Jajko na miękko ugotowane w punkt. Żółtko lekko płynne, ale nie surowe i niezbyt ścięte. Aioli - sos z delikatnym musztardowo-czosnkowym posmakiem wspaniale dopełnił całości. I majonez (tutejszy wyrób) tak aksamitny, lekki i subtelny, że już chyba nigdy nie zjem tego ordynarnego, octowego, pochodzącego ze słoika. Urozmaiceniem dla tejże przystawki było kilka listków chrupiącej sałaty rzymskiej. Pyszne, a i porcja nie należała do najmniejszych.



Zupa krem z topinamburu (przystawka menu lunchowego), czyli z warzywa, które wiodło prym w ubiegłym roku i wykorzystywane było przez wszystkich znanych szefów kuchni. Na początek muszę przyznać, że nie spodziewałam się tak dużego talerza. To znaczy dużego talerza może i się spodziewałam, ale z małym zagłębieniem w środku, do którego zmieści się co najwyżej kilka łyżeczek zupy. W Sztuczce zaskoczyła mnie słuszna porcja kremu, który prezentował się znakomicie, a i smakował wybornie. Słodki, nie za ciężki, delikatny, aksamitny. Charakteru zupie dodała sałatka z kopru włoskiego pokrojonego w bardzo cieniutkie paseczki. Co ciekawe, każda kolejna łyżka smakowała inaczej, wyzwalała coraz to nowsze nuty smakowe. Niesamowicie ciekawa propozycja.



Do przystawek podano nam koszyczek ciepłego pieczywa i masło. Być może to oklepane i niezbyt wyrafinowane, ale to kolejne pozory. O ile pieczywo niczym się nie wyróżniało, to masło smakowało genialnie. Puszyste, lekkie, pozostawiające na podniebieniu maślany aksamit. Wiem, być może brzmi infantylnie, ale nie umiem tego inaczej wyrazić. Na pewno nie było to ciężkie, tłuste masło, które obciąża żołądek.
 


Dania główne niczym nie odbiegały od przystawek. Filet z makreli, risotto grzybowe (danie główne lunch menu). Jakiś czas temu jadłam w pewnym lokalu w Gdyni makrelę i była to totalna pomyłka, bo ryba okazała się być stara, śmierdząca, niejadalna. W Sztuczce nie zawiodłam się, bo ryba, którą mi podano była najlepszą, jaką jadłam od lat. Świeża, soczysta, doprawiona tak jak lubię, czyli bardzo delikatnie, bez zbędnej panierki, mąki, sztucznych przypraw. I to risotto, które pachniało lasem. Nie szczędzono na grzybach, które czułam w każdym kęsie.



Polędwiczka wieprzowa (danie główne lunch menu). Przygotowana metodą sous vide, czyli gotowana we właściwej temperaturze w opakowaniu próżniowym. Dzięki takiej obróbce mięso zachowuje wszelkie walory smakowe. Taka też była polędwiczka w Sztuczce. Pełna aromatu, niezwykle soczysta, miękka, niesamowicie delikatna. Jak mięsna pianka, która rozpływała się w ustach. Mięsu towarzyszył chutney jabłkowy. Gęsty, słodki sos, który współgrał z polędwiczką wręcz idealnie. Pojawiło się go na talerzu tyle, ile trzeba. Nie zalano nim mięsa, dzięki czemu to właśnie ono, od pierwszego do ostatniego kęsa, było królem. Duszona kapusta włoska była miękka, nie przesadzono z obróbką, więc liście nie zmieniły się w papkę. Danie doskonałe w każdym calu.



Risotto szafranowe al dente (danie z karty), bardzo delikatne, subtelne. Wyrazu nadawały mu miękkie szyjki rakowe, słona, wyrazista piana i chrupiące, nieprzesuszone listki jarmużu. Połączenie tych wszystkich składników w jednym kęsie to niebywała przyjemność dla kubków smakowych.
 


Propozycja zdekonstruowanego żurku w karcie tak nas zaciekawiła, że nie mogliśmy go nie spróbować. Na dnie talerza (kolejny już raz naprawdę dużego) położono mus z zakwasu i emulsję ziemniaczaną, a na nich ułożono plasterki świeżej pieczarki i chrupiący boczek. W karafce dostaliśmy wywar wołowy, którym trzeba było zalać całość. Jak smakował ten zdekonstruowany żurek? Fenomenalnie. Gładki i delikatny mus z zakwasu, równie subtelna emulsja z ziemniaków w połączeniu z wyrazistym, pełnym aromatu i smaku wywarem wołowym, to nic innego jak wyraz najwyższego kulinarnego kunsztu. Dodatek plasterków chrupiącego boczku to genialny pomysł, który jeszcze wzbogacił ów zdekonstruowany żurek.



Po takiej uczcie przyszedł czas na desery. Nie ukrywam, że czekaliśmy z ogromnym zniecierpliwieniem na słodkie wariacje tutejszego szefa kuchni.

Eton mess (deser z propozycji lunchowej), czyli słodki bałagan. Chrupiącą, delikatną bezę połączono z wędzoną śliwką, która miała słodko-wytrawny smak, pachniała dymem i niczym, na szczęście, nie przypominała tej płytkiej w smaku śliwki kalifornijskiej. Sorbet z wiśni doskonały, pełen owocowej słodyczy. Wszystkie smaki przenikały się w każdym kęsie i tworzyły wysublimowaną całość.



Espuma z orzechów laskowych (deser lunch menu), lody z popcornem. Espuma, ostatnio często stosowany przez szefów kuchni zamiennik nazwy dla delikatnej, lekkiej, subtelnej pianki. Ta, którą podano nam w Sztuczce, miła wyrazisty smak orzechów laskowych. Lody z popcornem stanowiły wyborne uzupełnienie już i tak świetnego smaku. Słodycz lodów mieszała się ze słoną kukurydzą, tworząc tym samym zaskakującą, ale jakże smaczną kompozycję.



Największym zaskoczeniem było dla nas zdekonstruowane tiramisu zamówione z karty. Wszystkie składniki deseru ułożono obok siebie. Można było je łączyć w dowolny sposób i tym samym tworzyć co rusz nowy wymiar smaku i aromatu. Na talerzu pojawiła się granita espresso, kandyzowane żółtko, puder czekoladowy, kasza manna z amaretto, migdałowe macaronsy. Prawda, że brzmi "zdekonstruowanie"? Granita - słodycz przypominająca lody lub sorbet. Ważne, aby miała odpowiednią konsystencję, czyli musi być na wpół zamarznięta z kryształkami lodu. Oczywiście granita w Sztuczce właśnie taka była, a i smakowała niecodziennie i oryginalnie, bo aromatyczną kawą espresso. Kandyzowane żółtko to chyba największa niespodzianka w tej wersji tiramisu. Rozlało się po pozostałych składnikach niczym słodka emulsja. Zamiast klasycznego mascarpone użyto kaszy manny, która ani fakturą, ani smakiem nie przypominała tej tradycyjnej wersji.



Nie będę się rozwodzić o latte. Napiszę krótko, zwięźle i na temat: pięknie podana, niesamowicie pyszna, kosztowała 10 zł, a swoją jakością górowała nad tymi kawami, które serwują nam sieciówki i to za o wiele wyższą cenę.



Na uwagę zasługuje nienaganna obsługa. Kelner, który nas obsługiwał to dowód na to, że istnieją jeszcze restauracje, które dbają o to, aby każdy gość poczuł się wyjątkowo. W Sztuczce można przeżyć niezapomnianą kulinarną przygodę, ale też przypomnieć sobie, na czym polega profesjonalna obsługa kelnerska. Imponujące było to z jakim spokojem, zaangażowaniem i gracją zostaliśmy obsłużeni. Nie mamy żadnych, absolutnie żadnych uwag. Brawo.

Zdaję sobie sprawę, że pojawi się wielu malkontentów narzekających na ceny, na ilość, na dziwne nazwy, na podążanie za kulinarnymi trendami, ale szczerze mówiąc mam dla nich tylko dwie rady. Nigdy, przenigdy nie odwiedzajcie Sztuczki. Wybierzcie osiedlowy bar, w którym serwują tradycyjne obiady po 10 zł. Sztuczka jest restauracją dla ludzi, którzy docenią wyrafinowane smaki, faktury, połączenia, którzy chcą próbować nowości. Dla których gastronomia nie ogranicza się tylko do napchania brzucha byle czym i byle jak. Sztuczka jest dla tych, którzy umieją docenić starania, pomysłowość i kreatywność. Dla tych, którzy chcą przeżyć kulinarną przygodę ze smakiem.

Podsumowanie
Miejsce, gdzie można nie tylko zaspokoić głód, ale przede wszystkim nasycić wszystkie zmysły.
Restauracja pełna pasji, wspaniałych smaków, aromatów, różnorodnych faktur i imponujących połączeń.
Obalamy mit, że porcje są mikroskopijne. To nieprawda, można się nimi naprawdę najeść, a i ceny nie są bardzo wysokie.
Pamiętajcie o rezerwacji. Bez niej może być ciężko o wolny stolik w godzinach lunchowych.

Pierwsze wrażenie: 100 proc.
Aranżacja/wystrój: 100 proc.
Atmosfera: 100 proc.
Obsługa: 100 proc.
Estetyka dań: 100 proc.
Toalety: 100 proc.
Smak: 100 proc.
Cena/zadowolenie: 100 proc.

Ocena ogólna: 5


Cykl "Test Smaku" powstaje we współpracy z serwisem testsmaku.pl. Odwiedzając restauracje, bez zapowiedzi i na własny koszt, chcemy prezentować szczere spojrzenie na trójmiejską gastronomię. Doradzimy, gdzie warto się wybrać, a które miejsca omijać. Nowa recenzja co środę!
Beata Testsmaku

Miejsca

  • Sztuczka Gdynia, Antoniego Abrahama 40

Opinie (142) 1 zablokowana

  • Wielkość porcji... (7)

    Ja jednak wolę dostać porcję jak w MULK niż sztuczce. Czuję, że coś zjadłem.

    • 33 43

    • Mulk

      W Mulk byłem rok temu okolice sierpnia i to był mój ostatni wypad do Mulk... Po prostu słabo...

      • 1 0

    • typowy wąs z wywalonym bębnem (1)

      niewazne jak byle duzo - masa mrozonych frytek, badziewnego miesa w panierce i sinej surowki. Niestety w naszym kraju jest wiekszosc takich "kustoszy". Nie chodzi o to, zeby przyjemnie zjesc, ale sie nazrec i zalac kuflem piwa.

      • 16 18

      • wiesz co to kto to "KUSTOSZ"?

        • 6 0

    • W Mulku... (1)

      ... ostatnio "zjadłam" barszcz, który był tak słony, że byłam zmuszona cały zostawić. Oraz pierogi, o których nie za bardzo jest sens pisać.
      Polecam tylko wyroby z ich sklepiku.

      • 5 3

      • ja z kolei brukwiową, do której ktoś chyba wlał butelkę maggi

        jeszcze rok temu oryginalność, świeżość i delikatność brukwiowej z Mulka na gęsinie powalała mnie na kolana. Dzisiaj to już tylko wspomnienie dawnej świetności i reanimowane żarcie drugiej świeżości. I jeszcze to ich głupkowate "czy smakowało Panu"? Po co pytają, jeśli nie chcą znać odpowiedzi...

        • 5 1

    • Cebulaku jak idziesz do restauracji to wiedz że jednym drugim daniem się nie nawpieprzasz. Masakra...

      • 8 22

    • Widać dawno tam nie byłeś, kolego

      Ja po ostatniej wizycie w Mulku też czułem co zjadłem - i to przez dwa dni. Zgadzam się jednak co do meritum - na poczekaniu mógłbym wyliczyć przynajmniej z pięć lokali o różnym stopniu wytworności, w których da się zjeść normalną, sycącą porcję, ciekawie skomponowaną i ze świeżych składników. Może nie będzie to taki kulinarny orgazm jak u p. Beaty, ale - ostatecznie - jemy w pierwszej kolejności po to, żeby się odżywić i zaspokoić głód, co przyjemne jest niejako przy okazji. Gdybyśmy mieli do restauracji chodzić wyłącznie dla smaku, to przy każdym stole byłaby spluwaczka. Być może do tego dążymy dzięki takim wynaturzonym lokalom i przyklaskującym im lemingom.

      • 27 5

  • Byłem i nie warto!!

    Byłem i niestety musę stwierdzić, że to była jakaś tragedia gastronomiczna.
    porcje mikroskopijne za znaczne pieniądze to jedno, ale ja się po prostu strułem źle przygotowanym mięsem. Lody kulkowe podane na płaskim talerzu...Owszem wszystko ładnie udekorowane ale to jak ktoś tu już napisał przerost formy nad treścią.

    zdecydowanie nie polecam!!

    • 0 1

  • Zenujący poziom 'recenzji'

    Szanowna autorko, nie musisz obrażać czytelników, aby przedstawić swoją subiektywną opinię. Masz słaby warsztat, musisz się jeszcze wiele nauczyć.
    Uważam, że Sztuczka jest doskonałą restauracją, na pewno jedną z najlepszych w
    Trójmieście, jadam tam regularnie i wszystkie dania były, jak dotąd, wspaniałe. Natomiast menu lunchowe za 40 zł od osoby, czy degustacyjne za 200, to dla większości osób, spory wydatek i nie dla wszystkich są to 'przystępne ceny'. Więcej pokory, mniej żałosnych przytyków o daniach za 'dychę' dla pospólstwa.

    • 2 2

  • najlepsza restauracja na świecie

    ja tam jadłem i niesamowite było

    • 3 0

  • Doceniam finezję i w ogóle, ale mnie nawet na ten "osiedlowy bar" nie stać

    Dlatego i tylko dlatego chadzam do restauracji jedynie na specjalne okazje.

    Autorko, jesteś bardzo nietaktownym bucem !!

    • 4 1

  • ja doceniam finezję i w ogóle ale mnie nawet na osiedlowy bar nie stać ! ;(

    Autorko, jesteś bucem bez wyczucia taktu!

    • 5 4

  • ? (4)

    pytanie związane z restauracją którą odwiedzicie za tydzień. Dlaczego restaurację LuLa w Gdańsku nazywacie bistrem? przecież to z czystej krwi i kości restauracja.
    Czy znacie definicję słowa bistro??

    • 7 4

    • Bistro (2)

      Znam Lu-Lę i jestem przekonana, że gdyby została nazwana restauracją to by niezbyt pasowało. Bistro z założenia jest małą restauracyjką z luźną atmosferą. Myślę, że się dobrze wpisuje.

      • 3 1

      • otóż nie (1)

        w określeniu bistro nie chodzi i wielkosc lokalu tylko o to jak przygotowywane jest jedzenie i jaki charakter ma obsługa lokalu. w bistro nie ma pelnej obslugi kelnerskiej a jedzenie w kuchni trzyma sie w bemarach albo podgrzewa na bieząco. w Lu-Li kelnerzy zajmuja sie gosciem od poczatku do konca a w kuchni dania przygotowuje sie na biezaco, stad tez akurat w Lu-La moze byc nieco dluzszy czas oczekiwania. uwazam ze nazywanie naprawde ''pysznej'' restauracji bistrem jest szufladkowaniem i nie powinno miec iejsca

        • 0 0

        • oni

          Kolo nie smuć. Wiele się zmieniło, a Twoja definicja jest jakaś archaiczna, jakie bemary, chyba mówisz o barze mlecznym. Bemary w bistroquet. Ogarnij się.

          • 0 0

    • Nie ale znają definicję, opluć pasibrzuchy.

      • 3 1

  • Pani Beato, (2)

    przyznam, że wchodziłem na Pani bloga, czytałem o odwiedzanych lokalach po czym porównywałem z innymi opiniami i sam się wybierałem, gdy coś mnie zaintrygowało. Natomiast po recenzji Sztuczki nigdy już nie odwiedzę Pani strony i każdemu będę to odradzał, a na trójmieście.pl zawsze będę wypominał buractwo jakie wylazło z Pani, pożal się Boże, testu. Wstyd i sromota, uwagi godne chama z najgorszej prowincji.
    A Sztuczka to eksperyment, a nie restauracja. Można spróbować czegoś nowego, zdobyć +100 do doświadczenia, a następnie pójść zjeść gdzie indziej.

    • 10 8

    • Cztanie ze zrozumieniem

      Ja nie wiem czy niektórzy nie potrafią czytać ze zrozumieniem. Jestem zdumiony wręcz. Tekst autorki dotyczy wyłącznie malkontentów (czytaj: troli). Jeżeli takim się Pan poczuwa to tekst jest do Pana, jeżeli nie to jest pomijalny. Pozdrawiam.

      • 2 1

    • Re Pan Jaweł II

      Myślę drogi Panie Jaweł II że powinien Pan stołować się w Barze Mlecznym Słoneczny lub tym podobnym .Tam dostanie Pan pewnie, dania na Pańskie możliwości i zaspokoi swoje kubki smakowe feerią swoistych i nie powtarzalnych smaków .Jest szanowny Pan skrzywdzony przez swoich rodziców ,lub przez otoczenie w którym się Pan obraca,używając zdań i wyrazów do określeń recenzentki "Sztuczki" Myślę że jest Pan trollem internetowym i hejterem czystej wody.Każda recenzja jest osobistą oceną recenzenta i taka jest rola Pani Beaty .Tacy ludzie jak Pan budzą we mnie niechęć i nie życzę Panu nic dobrego

      • 5 3

  • Czy Test smaku robia osoby majace doswiadczenie w gastronomi przynajmniej 20 letnie, gotowały dla tysiecy ludzi, pracowały w róznych miejscach w Europie czy na swiecie, ze chodzą i oceniaja innych nie majac o tym pojecia lub mając bardzo małe? Niedługo kazdy stworzy bloga i bedzie łaził po knajpach i opisywał bzdury na temat jedzenia o którym nie ma bladego pojecia:)

    • 1 8

  • Żenada (3)

    Porcje malutkie. Przerost formy nad treścią. Nie wiem dlaczego ostatnio wszyscy silą się na kuchnie modern. Byłam, jadłam. Nie jestem zachwycona. Dodaje, że to ceny za naparstek jedzenia, bo takie są wielkości dań!

    • 69 20

    • i to sie nazywa sztuczka

      Mało jedzenia. -pusty brzuch-pusty portfel.

      • 4 1

    • zgadzam się, byłem, przerost formy nad treścią ...

      • 7 3

    • To Ty bbh?

      Na bank Ty, tylko "B" z dużej i "h" specjalnie dla zmyłki pominęłaś!

      • 1 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (2 opinie)

(2 opinie)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years! (1 opinia)

(1 opinia)
159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Najstarszy klub studencki Politechniki Gdańskiej, który w 2017 roku dostał nowe życie to: