- 1 Miłośnicy vintage znowu opanowali 100cznię (23 opinie)
- 2 Zrobili karierę dzięki "Szansie na sukces" (32 opinie)
- 3 "Grillujemy" współczesne kino (61 opinii)
- 4 Gdzie na karaoke w Trójmieście? (29 opinii)
- 5 Zamknięto jedyną ukraińską dyskotekę (160 opinii)
- 6 Majówka: pomysły na jednodniowe wycieczki (49 opinii)
Top 10: filmy, które oglądamy tylko raz
Pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. Wyjątki od tej reguły stanowią filmy, do których uwielbiamy wielokrotnie wracać, a każdy kolejny seans dostarcza nam równie niezapomnianych wrażeń. Są jednak produkcje, które już po pierwszym obejrzeniu omijamy szerokim łukiem. Powodem nie jest bynajmniej słaby poziom tych filmów. Czasami ładunek emocjonalny jest zbyt ciężki, by jeszcze raz się z nim uporać. Niekiedy zastosowany przez filmowców trik wydaje się być zagrywką jednorazowego użytku. Przygotowaliśmy subiektywne zestawienie tytułów, które można opatrzyć wspólnym komentarzem: warto, ale raz wystarczy. Czekamy też na wasze komentarze i tytuły filmów.
Repertuar kin w Trójmieście
Istnieją jednak tytuły, które choć wywarły na nas ogromne wrażenie, niekoniecznie zachęcają do ponownego seansu. Niektóre z nich są tak emocjonalnie wyczerpujące, że po napisach końcowych mamy ochotę wskoczyć pod prysznic, a następnie zaparzyć uspokajające ziółka. Inne natomiast serwują dawkę ekranowych okropieństw i nieszczęść, przy których najmroczniejsze horrory wydają się dźwięczną kołysanką. Są także produkcje oparte na jednorazowym patencie (najczęściej jest nim zakończenie), który za drugim podejściem nie wywoła już u widza efektu świeżości i zaskoczenia.
Recenzje filmów - co warto zobaczyć?
Kiepskie filmy żegnamy bez żalu już po pierwszym seansie. Wartościowe kino czasami wymaga poświęcenia, którego drugi raz nie jesteśmy już gotowi podjąć. Oto przykłady.
"Róża" (2011), reż. Wojciech Smarzowski
Jeden z najznakomitszych współczesnych polskich reżyserów słynie z bezkompromisowego podejścia do kina i wielokrotnie już udowadniał, że ekranowa prawda jest jego najskuteczniejszym orężem. Podejmuje też śmiałe filmowe przedsięwzięcia, które zarówno przed, jak i po premierze wzbudzają niemal zawsze duże kontrowersje. Portretując powojenne losy mazurskiej społeczności Smarzowski tradycyjnie nie stosował uników i półśrodków.
Powstał więc film niezwykle ważny, przejmujący, refleksyjny i bezbłędnie zagrany, ale zarazem dostarczający tak potężnej dawki ekranowego cierpienia i ludzkiej krzywdy, że podczas seansu mimowolnie odwracamy wzrok od realistycznie zobrazowanych okrucieństw. Dawno też nikt w polskim kinie w tak drastyczny nieraz sposób nie portretował dramatu kobiet. Wszystko to sprawia, że widzowie nawet o ponadprzeciętnych pokładach wrażliwości nie będą gotowi, by kiedykolwiek obejrzeć "Różę" po raz kolejny.
"Requiem dla snu" (2000), reż. Darren Aronofsky
Szokujący momentami portret wypalonych emocjonalnie i fizycznie ludzi, którzy w drastyczny i skrajnie przejmujący sposób przegrywają walkę z uzależnieniami: od alkoholu, narkotyków, leków, a nawet telewizji. Darren Aronofsky skonstruował filmowe wiertło, którym niemal przez dwie godziny boleśnie penetruje naszą strefę komfortu. W kulminacyjnych minutach filmu z trudem można zapanować nad emocjami, bezradnie przyglądając się druzgocącemu upadkowi człowieka. Uczucie niepokoju potęguje dodatkowo przeszywająca muzyka Clinta Mansella.
"Requiem ..." to z pewnością jedna z najważniejszych produkcji ostatnich dekad, ale zarazem wręcz traumatyczne filmowe doświadczenie, którego szybko nie będziemy chcieli powtórzyć. Nie ma też takiej potrzeby, dlatego, że niezwykle sugestywne obrazy pozostaną w naszej pamięci jeszcze bardzo długo po seansie. O tym filmie po prostu nie da się zapomnieć.
"Chłopiec w pasiastej piżamie" (2008), reż. Mark Herman
Filmy traktujące o Holocauście to rodzaj najbardziej wymagającego emocjonalnie kina, zarówno dla twórców, jak i widzów. Ekranizacja powieści Johna Boyne'a jedną z największych zbrodni dokonanej na ludzkości przedstawia z perspektywy dwójki dzieci, które rozdziela drut kolczasty. Pomiędzy synem niemieckiego komendanta a młodym Żydem uwięzionym w obozie koncentracyjnym zawiązuje się nić przyjaźni. Nieświadomi tego paradoksu kilkulatkowie wspólnie przyglądają się wojennym realiom i nieludzkim mechanizmom funkcjonowania obozów śmierci.
Niepozorna początkowo opowieść bardzo szybko przekształca się w psychologiczny, wojenny dramat ze wstrząsającym zakończeniem, które wywołuje naprzemiennie złość, współczucie, przygnębienie i trwogę na samą myśl o rozmiarach niewyobrażalnej tragedii, jaką wojna zgotowała obu stronom konfliktu. "Chłopiec..." pozostawia widza w emocjonalnym odrętwieniu, z którego trudno się otrząsnąć. Pomimo tego jest filmem, który każdy powinien zobaczyć. Jeden seans całkowicie wystarczy.
"Pasja" (2004), reż. Mel Gibson
Kontrowersyjne do dziś dzieło Australijczyka znacznie odbiega od biblijnych ekranizacji, którymi stacje telewizyjne często zapychały wielkanocne ramówki. Twórca "Braveheart" postawił na stuprocentowy realizm, dlatego chrystusową mękę w drodze na Golgotę odczuwamy niemal na własnej skórze. Od biczowania aż po ukrzyżowanie. Przyglądanie się tak intensywnym filmowym obrazom raczej nie wymaga już powtórki. Wymaga za to opatrywania psychicznych ran, z którymi "Pasja" pozostawia widza.
Zapętlanie filmu wydaje się bezcelowe częściowo również z tego powodu, iż historię przedstawioną przez Mela Gibsona zna niemal każdy, a rozkładanie tej opowieści na czynniki pierwsze raczej nie ma już większego sensu. "Pasję" niektórzy traktują jak duchowe przeżycie, choć cena, którą za to płacą - przynajmniej ze względów estetycznych - jest dość wysoka.
"Szósty zmysł" (1999), reż. M. Night Shyamalan
"I see dead people" - jeden z najsłynniejszych już filmowych cytatów ostatnich lat doskonale kojarzą miłośnicy tego nieszablonowego thrillera psychologicznego z Brucem Willisem. Kilka scen grozy czy garść wzruszeń oczywiście nie są na tyle traumatycznymi wspomnieniami, by "Szósty zmysł" po pierwszym seansie omijać szerokim łukiem. Tyle tylko jednak, że za drugim razem ten znakomity film nie wywoła już takiego poruszenia, a przede wszystkim efektu zaskoczenia.
Piosenki "zajechane" przez radio. Których utworów mamy dość?
Kultowe już dzieło Shyamalana jest fabularnym majstersztykiem ze względu na oszałamiający filmowy trik, jaki zastosowano w zakończeniu. Znając finalny sekret, "Szósty zmysł" po prostu traci świeżość, a twórcy tracą przewagę w konfrontacji z widzem. Oczywiście do produkcji można wracać i analizować ją z perspektywy znanego zakończenia, ale to raczej hobbystyczne zajęcie dla kinomaniaków uwielbiających "dłubanie" w rozmontowanych już fabularnie filmach. Udana sztuczka działa kilka razy, ale największe wrażenie wywoła tylko raz.
"127 godzin" (2010), reż. Danny Boyle
Filmowy koszmar dla widza cierpiącego na klaustrofobię. Przez kilkadziesiąt minut towarzyszymy Aronowi Ralstonowi, który rzeczywiście przez tytułowe 127 godzin walczył o życie, będąc uwięzionym w ciasnym wąwozie na terenie Parku Narodowego Canyonlands. Niefortunny wypadek spowodował, że wspinacz wpadł w szczelinę, a jego prawą rękę przygniótł ogromny głaz. Z zapartym tchem śledzimy więc losy bohatera, który mając tylko jedną sprawną dłoń, toczy nieustępliwą walkę o wyzwolenie się spod kamiennej pułapki.
Horrory, po których nie zaśniesz. Odważysz się obejrzeć wszystkie?
Gdyby podczas seansu prowadzone były wśród widzów pomiary ciśnienia, zapewne każdego z osobna trzeba byłoby wysłać po pokazie do specjalisty. Drugie podejście do "127 godzin" kosztowałoby nas po prostu zbyt dużo zdrowia. Poza tym scena, w której główny bohater decyduje się na ostateczne poświęcenie, wzbudza tak potworne i nieprzyjemne odczucia, że jej dobrowolne powtarzanie mogłoby już świadczyć o jakiejś ukrytej, wewnętrznej dewiacji.
"Źródło" (2006), reż. Darren Aronofsky
Dla jednych pompatyczna, przeintelektualizowana wydmuszka, dla innych wielopłaszczyznowe arcydzieło o nieuchronnym cyklu życia i śmierci oraz o bezgranicznym poświęceniu w imię miłości. Jeżeli mamy osobowość wrażliwca, to z dużą dozą prawdopodobieństwa po seansie będziemy wyglądać jak podziurawiony szwajcarski ser. Kumulacja emocji, podbudowana jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych w historii kina (ponownie autorstwa Clinta Mansella), wyciśnie nas jak gąbkę.
"Źródło" jest ponadto przykładem kina, które poprzez nagromadzenie tak intensywnych środków przekazu, może powodować, że podczas pierwszego seansu nie zwrócimy uwagi na ewentualne mankamenty fabularne czy nieco przerysowaną symbolikę. Drugie podejście może więc film Aronofskiego pozbawić pewnej magii. Wielu widzów w obawie przed tym nie podejmie kolejnej próby interpretacji dzieła, pozostawiając w pamięci to pierwsze, absolutne wrażenie doskonałości.
"Biutiful" (2010), reż. Alejandro Gonzalez Inarritu
Ponure dzielnice biednej Barcelony (zupełny kontrast do allenowskiego "Vicky Cristina Barcelona"), naturalistyczny obraz ludzi żyjących na społecznym i ekonomicznym marginesie, śmiertelnie chory główny bohater, który w obliczu beznadziejnej sytuacji próbuje desperacko odratować resztki własnego człowieczeństwa. Sam opis filmu brzmi już depresyjnie, a to tylko namiastka tego, co serwuje widzom uznany meksykański reżyser.
"Biutiful" z pięknem niewiele ma wspólnego, z filmową jakością zdecydowanie więcej. Mroczny i przygnębiający dramat z genialną rolą Javiera Bardema mógłby służyć jako tester wszelakich antydepresantów. Alegoryczną opowieść zdecydowanie warto obejrzeć, ale nadmiar seansów może już wywołać poważne zaburzenia i wielogodzinne snucie się po mieście bez większego celu.
"Contratiempo" (2016), reż. Oriol Paulo
Brawurowy hiszpański kryminał, który oferuje widzowi intrygującą i wciągającą zabawę intelektualną. Wspólnie z głównymi bohaterami musimy poskładać kawałki układanki, by poznać prawdę. W pewnym momencie okazuje się jednak, że sięgnęliśmy po nie ten, co trzeba zestaw filmowych puzzli. Niespodziewany zwrot akcji wywraca fabułę o 180 stopni, gwarantując jeszcze większą frajdę.
Top 5: najlepsze filmy z psami w roli głównej
Zastosowano więc podobny patent jak w przypadku "Szóstego zmysłu", lecz w tym przypadku dochodzi jeszcze element pewnej psychologicznej i fabularnej gry, do której wciągają nas twórcy "Contratiempo". To podręcznikowy niemal przykład zabawy na raz. Drugie podejście do filmu Paulo przypomina już rozkładanie mozolnie skręcanej szafy tylko po to, by przekonać się, że na pewno zużyliśmy wszystkie elementy zawarte w zestawie oraz instrukcji.
"Plac zabaw" (2016), reż. Bartosz M. Kowalski
Nie ma chyba filmu, który w ostatnich latach tak mocno podzieliłby publiczność oraz krytyków podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. "Plac zabaw" cztery lata temu powodował masowe ucieczki z kina rozgoryczonych, a czasami wręcz rozwścieczonych widzów. Powód? Szokująca wręcz scena morderstwa dziecka, którego sprawcami są... dzieci. Nie chodziło jednak o sam fakt (zaczerpnięty zresztą z prawdziwego życia), a o sposób nakręcenia sceny.
Przez kilkanaście minut z perspektywy oddalonej, nieruchomej kamery śledzimy serię bestialskich wybryków pary młodocianych oprawców. Tak długie, nacechowane przemocą i według wielu bezsensowne ujęcie spowodowało lawinę negatywnych komentarzy pod adresem gdyńskiego reżysera. Niesmak to chyba najbardziej eufemistyczne określenie tego, co odczuwała większość widowni. "Plac zabaw" to film, który jedną szokującą sceną wielu osobom definitywnie zamyka chęć nie tyle obejrzenia go po raz drugi, ile w ogóle dokończenia pierwszego seansu.
A jakie są wasze filmowe typy? Co obejrzeliście tylko raz i nie chcecie nigdy więcej powtórzyć?
Opinie (167) ponad 10 zablokowanych
-
2020-10-02 12:21
Fontanna zupelnie tutaj nie pasuje
Czym wiecej oglada sie ten film tym wieksza szansa na jego pelne zrozumienie i dalsza interpretacje, zwlaszcza wedlug wlasnych, osobistych standardow i obserwacji. Ogladalem wielokrotnie i pewnie nadal bede.
- 3 3
-
2020-10-02 12:31
Większość filmów oglądam po wielokroć. Te które nie zrobiły na mnie wrażenie przestaje oglądać w połowie lub nigdy do nich nie wracam
- 1 0
-
2020-10-02 13:08
Wszyscy jesteśmy Chrystusami... (3)
- 6 0
-
2020-10-02 15:28
Dla mnie to się jeszcze mieści w kategoriach czarnej komedii. (2)
Pewnie dlatego, że nie mam problemu alkoholowego wśród bliskich.
- 2 1
-
2020-10-02 20:15
(1)
Ale pewnie sam masz z tym problem.
- 0 4
-
2020-10-05 11:06
ma
- 0 0
-
2020-10-02 13:30
13 tzameti.
Też dołujący.
- 0 0
-
2020-10-02 13:47
Od siebie dodałabym "Seven", dał mi się psychicznie we znaki i na pewno go już nie obejrzę, choć film wg. mnie naprawdę dobry.
- 7 0
-
2020-10-02 14:02
Dorzucę w tej kategorii film Szamanka z Linda, ktoś pamięta. Swojego czasu wzbudził wiele kontrowersji, ciężko się ogląda drugi raz
- 9 0
-
2020-10-02 14:04
1968
Odyseja kosmiczna
- 4 0
-
2020-10-02 14:11
Wszystkie kiepskie gnioty, szkoda do nich wracać.
- 4 3
-
2020-10-02 14:14
Remedium
Remedium De Behandeling 2014 to film, który wbija w fotel
- 2 0
-
2020-10-02 14:25
8 mm
Ryje beret
- 2 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.