• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ten film już wywołuje duże emocje. O "Zielonej granicy" rozmawiamy z Katarzyną Warzechą

Tomasz Zacharczuk
15 września 2023, godz. 17:00 
Opinie (489)

Na festiwalu w Wenecji zdobył przed kilkoma dniami nagrodę specjalną jury. W Polsce już budzi ogromne emocje, choć jego oficjalną premierę zaplanowano dopiero 22 września. "Zielona granica" - nowy film Agnieszki Holland - jest fikcyjną opowieścią, ale mocno inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami, do których dochodziło i wciąż dochodzi na polsko-białoruskiej granicy. O tym, jak przebiegały prace nad tym projektem i dlaczego, nawet pomimo obaw czy wątpliwości, warto dać szansę tej produkcji rozmawiamy z gdańszczanką Katarzyną Warzechą, która na planie "Zielonej granicy" była "prawą ręką" Agnieszki Holland.



Wenecki pokaz "Zielonej granicy" był oficjalną premierą nowego filmu Agnieszki Holland, w którym reżyserka nawiązuje do wydarzeń na polsko-białoruskiej granicy. Główną bohaterką fabuły jest psycholożka Julia (Maja Ostaszewska), która po przeprowadzce na Podlasie staje się naocznym świadkiem dramatu uchodźców. Świadoma ryzyka i prawnych konsekwencji przyłącza się do aktywistów pomagających osobom, które koczują w lasach w strefie objętej stanem wyjątkowym. W filmie poznajemy też perspektywę samych uchodźców oraz pograniczników.

O tym, że była to jedna z najważniejszych premier na słynnym festiwalu, świadczą nie tylko specjalna nagrody weneckiego jury czy kilkunastominutowa owacja na stojąco, ale również zachwyt, jaki czarno-biała produkcja wzbudziła wśród zagranicznych krytyków.



"Variety" pisało o "porywającej opowieści o braku człowieczeństwa i deprawacji", a brytyjski "The Guardian" o "mocnym, gniewnym i trudnym dramacie". Portal filmowy "Deadline" określił "Zieloną granicę" mianem "humanitarnego arcydzieła". Według IndieWire natomiast "film Holland jest wyraźnym, desperackim krzykiem do władz kraju, aby się opamiętały".

W Polsce produkcja wciąż czeka na oficjalną premierę, która nastąpi w piątek, 22 września. I choć film zobaczyło na razie stosunkowo niewiele osób, to już w sieci pojawia się mnóstwo nieprzychylnych komentarzy czy wręcz ataków wymierzonych w twórców "Zielonej granicy". O tym wszystkim rozmawiamy z pochodzącą z Gdańska reżyserką, Katarzyną Warzechą, która była jedną ze współreżyserek filmu.

Katarzyna Warzecha (piąta od prawej) podczas oficjalnej premiery na festiwalu w Wenecji. Katarzyna Warzecha (piąta od prawej) podczas oficjalnej premiery na festiwalu w Wenecji.
Tomasz Zacharczuk: Jak trafiła pani na plan "Zielonej granicy"? To Agnieszka Holland wybiera swoich współpracowników czy trzeba przejść odpowiedzi casting? Jak to wyglądało w pani przypadku?

Katarzyna Warzecha: Od ponad roku pracowałam z Kamilą Taraburą nad serialem "Absolutni debiutanci", który jesienią będzie miał swoją premierę na platformie Netflix. To autorski serial Kamili, zostałam do niego zaproszona, żeby wyreżyserować dwa z sześciu odcinków. Spędziłyśmy ze sobą wiele miesięcy razem i okazało się, że świetnie nam się ze sobą pracuje. Co prawda znałam Kamilę od kilku lat, razem studiowałyśmy w Szkole Wajdy, ale energia na planie jest zupełnie inna - to duży stres i dochodzi do pewnych napięć, to naturalne. Jednak nam udało się przetrwać tak długi okres w porozumieniu i bardzo dużym wzajemnym wsparciu.

Kiedy Kamila dostała propozycję od Agnieszki Holland, z którą wcześniej pracowała przy spocie świątecznym powstającym z inicjatywy "Wolne sądy" (spot mówiący o umierających na granicy uchodźcach), zaproponowała, żebyśmy zrobiły ten film we trzy. I tak stałam się częścią ekipy "Zielona granica".

Na czym polegały pani obowiązki jako współreżyserki?

Ze względu na to, że budżet filmu był ograniczony, mieliśmy tylko 24 dni zdjęciowe. To bardzo mało jak na ponad dwugodzinny film. Jednak niemal połowa zdjęć podzielona była na dwie ekipy. Jedną reżyserowała Agnieszka Holland, drugą - ja z Kamilą Taraburą. Jako współreżyserki brałyśmy udział zarówno w preprodukcji (czyli dokumentacjach, spotkaniach w ramach reaserchu, pracy nad gotowym scenariuszem, castingiem, pracy z aktorami, pracy ze wszystkimi pionami) oraz w zdjęciach - pracowałyśmy z oddzielną ekipą nad konkretnymi scenami oraz - w dniach, kiedy ekipa była jedna - wspierałyśmy Agnieszkę na planie.

Jak wyglądała praca nad filmem? Porusza on bardzo trudny i wrażliwy temat, któremu towarzyszą ogromne emocje. One także udzielały się całej ekipie podczas zdjęć?

Prace na planie nie należały do najłatwiejszych. Ograniczona liczba zdjęć, ciężkie warunki atmosferyczne, niemal same plenery. W ekipie pracowali ludzie z całego świata - nie tylko aktorzy z Syrii, Iranu, Libanu ale też ze względu na koprodukcję byli członkowie ekipy z Czech, Francji. Wszyscy musieliśmy się jakoś dogadać. Jednak potrzeba opowiedzenia o zielonej granicy była tak silna, że czuło się ciągle w ekipie niezwykłą energię. Ostatnio znów ją poczułam na premierze w Wenecji. To było niezwykłe poczucie wspólnoty poza wszelkimi granicami.

Dla mnie najtrudniejsze, ale też najważniejsze, były spotkania na Podlasiu podczas preprodukcji. Spotkaliśmy tam ludzi, którzy zmagają się z tym tematem na co dzień. Mimo wielkiego kosztu psychicznego, jaki ponoszą, wciąż pomagają. Poznaliśmy też pograniczników, którzy w ciągu dnia zatrzymywali nas wielokrotnie na tzw. checkpointach - jeden z nich powiedział, że przeprowadził się na Podlasie, bo lubi las. I nie spodziewał się, że spokojna praca stanie się dla niego takim koszmarem.

Tamtego dnia szukali siedmiu osób, które przekroczyły płot na granicy. Jadąc lasem naszą drogę przecięło kilku aktywistów z pustymi plecakami. Uświadomiłam sobie, że w tym lesie, przy minusowej temperaturze być może ktoś spędzi noc. Miałam i dalej mam niezgodę na taki świat. Wracaliśmy do Warszawy w ciszy i w głębokim przekonaniu, że ten film musi powstać.

"Zielona granica" opowiada historię Julii (Maja Ostaszewska), która angażuje się w pomoc uchodźcom na polsko-białoruskiej granicy. "Zielona granica" opowiada historię Julii (Maja Ostaszewska), która angażuje się w pomoc uchodźcom na polsko-białoruskiej granicy.
Jak wyglądały same przygotowania do zdjęć? Dużą rolę odegrała analiza dokumentów. Były także wywiady - zarówno z uchodźcami, jak i strażnikami granicznymi.

Twórcy scenariusza - Maciej Pisuk, Gabriela Łazarkiewicz-Sieczko i Agnieszka Holland - spędzili setki godzin na spotkaniach z ekspertami. Film jest opowiedziany z różnych perspektyw - uchodźców, pogranicznika, aktywistów, mieszkańców Podlasia. Aby powstał wiarygodny tekst, twórcy poświęcili bardzo dużo czasu na tzw. research. Ja sama byłam świadkinią tego, jak Agnieszka, jeszcze jadąc na zdjęcia, upewniała się co do niektórych faktów przedstawionych w filmie. Myślę, że reaserch był jedną z najważniejszych lekcji, jakie wyniosłam z pracy z Agnieszką.

Wiele osób grających w filmie miało doświadczenie osobiste. Maja Ostaszewska jest osobą bardzo zaangażowaną w pomoc na granicy. Podobnie Piotr Stramowski i wielu innych aktorów z Polski. Często od nich czerpaliśmy wiedzę na temat działalności aktywistycznej na granicy. Grupa Granica na każdym z etapów filmu konsultowała z nami tekst.

Dla mnie jako reżyserki niezwykłym momentem było pierwsze spotkanie z aktorami grającymi syryjską rodzinę. Gdy Nadim Suleiman - nasz asystent, tłumacz i wielkie wsparcie na planie - usłyszał, że rolę dziadka zagra Mohamad Al Rashi, był w totalnej euforii. Dzięki niemu poszedł do szkoły filmowej. Po obejrzeniu spektaklu w Syrii wyjechał do Polski i zaczął reżyserię w łódzkiej filmówce. Teraz mógł z nim pracować przy filmie.

Żaden z aktorów nie mieszka w swoim kraju i możliwe, że nigdy nie będą mogli do nich wrócić. Mieszkają we Francji, Belgii. Brat Jalala Altawila został aresztowany i od kilku lat nie ma z nim kontaktu. Nie wiadomo, czy żyje. Zresztą Jalal sam przez wiele lat pracował w ośrodku dla uchodźców. Czułam, że ten film robimy dla nich. I utwierdziłam się w tym, będąc z nimi na premierze w Wenecji. Nie zapomnę tego uczucia do końca życia.

- Jestem przekonana o tym, że film trafi do widzów jako film o człowieczeństwie i trudnych wyborach, z jakimi bohaterowie muszą się zmierzyć - tak o "Zielonej granicy" mówi jedna z asystentek Agnieszki Holland, Katarzyna Warzecha. - Jestem przekonana o tym, że film trafi do widzów jako film o człowieczeństwie i trudnych wyborach, z jakimi bohaterowie muszą się zmierzyć - tak o "Zielonej granicy" mówi jedna z asystentek Agnieszki Holland, Katarzyna Warzecha.
Jaką szefową na planie jest Agnieszka Holland?

Agnieszka jest bardzo uważną osobą. Dużo słucha i wszystko pamięta (uśmiech). Jestem pod wielkim wrażeniem jej kondycji i byciem na bieżąco ze wszystkim. Na początku pracy towarzyszył mi duży stres - miałam pracować z reżyserką, na której filmach się wychowałam. Na konferencji w Wenecji, gdy jeden z dziennikarzy porównywał "Zieloną Granicę" do filmu "Europa, Europa", uświadomiłam sobie, że urodziłam się w roku, w którym powstawał ten film. To, że Agnieszka zaprosiła Kamilę i mnie do pracy nad tym filmem, jest bardzo dużym wyróżnieniem i wielkim zaufaniem.

To, że "Zielona granica" wywoła skrajne opinie, było właściwie oczywiste i już pojawia się mnóstwo zarzutów o "antypolskość" tego obrazu? Jak przekonałaby pani zwolenników takiej tezy o tym, że jednak nie chodzi tutaj o wymierzone konkretnie w nasz naród intencje?

Spędziłam z Agnieszką w Wenecji cały dzień prasowy. Kilkudziesięciu dziennikarzy z całego świata czekało w kolejce, żeby z nią porozmawiać. Ani razu nie usłyszałam opinii, że "Zielona Granica" jest antypolskim filmem. Za to wszyscy pytali się o twitta ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro, który porównuje Agnieszkę do nazistów. Wielu dziennikarzy podkreślało, że jest to film o Europie, że mogłoby się to wydarzyć na każdej granicy, bo film jest opowieścią uniwersalną, trafnie ukazującą, w jakim miejscu jest teraz Europa.

Osobiście nie lubię wydawać sądów nad filmem, którego nie widziałam, dlatego zapraszam do kin celem weryfikacji swoich ocen. I jestem przekonana o tym, że film trafi do widzów jako film o człowieczeństwie i trudnych wyborach, z jakimi bohaterowie muszą się zmierzyć.

Poza wspomnianą weryfikacją, dlaczego jeszcze pani zdaniem warto dać sobie szansę na obejrzenie "Zielonej granicy"?

Film powstawał z niezwykłą starannością i głębokim reaserchem. Jest zrobiony uczciwie i mówi o tym, co dzieje się na granicy polsko-białoruskiej. Rozumiem, że możemy bać się zmierzyć z tą rzeczywistością, że jest ona bolesna. Ale wierzę w to, że taka konfrontacja może zmienić spojrzenie na to, co dzieje się i rozwija w Europie.

Czarno-białą produkcję polscy widzowie będą mieli okazję obejrzeć w kinach już od 22 września. Czarno-białą produkcję polscy widzowie będą mieli okazję obejrzeć w kinach już od 22 września.
Ma pani na koncie współpracę z takimi tuzami polskiej reżyserii jak Holland, Pieprzyca, Smarzowski czy Bajon. Jak to jest obserwować z bliska ich pracę? Co można wynieść z takiego doświadczenia?

Nie ma dwóch takich samych reżyserów. Każdy pracuje inaczej, opowiada ze swojego punktu widzenia, przepuszcza materię filmową przez swoją wrażliwość. Pracując z nimi obserwowałam i wyciągałam to, co dla mnie najcenniejsze. Reżyser uczy się całe życie. Ci z największym dorobkiem okazali się być najbardziej dociekliwi, otwarci, ciekawi życia. Filip Bajon, Wojciech Marczewski od którego się uczyłam, czy właśnie Agnieszka Holland to są reżyserzy, którzy są ciekawi świata i przede wszystkim młodych ludzi. Myślę, że moja i Kamili obecność w tym projekcie jest nieprzypadkowa.



Ostatnim samodzielnym pani projektem jest "We Have One Heart", o którym w pewnym momencie nawet mówiło się w kontekście oscarowej nominacji. Czy ma pani w planach kolejne solowe przedsięwzięcia?

Od dłuższego czasu pracuję z Mariuszem Rusińskim nad scenariuszem mojego debiutu pt. "Miłka Alicante". Będzie to film z gatunku feel good movie, opowiadający o 30-letniej współczesnej nomadce, która postanawia się ustabilizować i kupuje kampera. Będzie to kino drogi na 30 kilometrów.

A już jesienią na platformie Netflix wychodzi serial "Absolutni debiutanci" autorstwa Kamili Tarabury z moim akcentem jako reżyserki dwóch odcinków.

Film

5.2
681 ocen

Zielona granica (292 opinie)

(292 opinie)
dramat

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (489)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (2 opinie)

(2 opinie)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years! (1 opinia)

(1 opinia)
159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Jarmark Św. Dominika organizowany jest: