Doskonała muzyka w doskonałym wykonaniu. Tomasz Stańko wraz z zespołem zaprezentował kompozycje zawarte na swoim najnowszym albumie "Dark Eyes". Chłód Skandynawii i polska melancholia połączyły się w jedno.
zachwyca, jest nawet lepsza od poprzednich
50%
jest rewelacyjna, ale daleko jej do innych z dorobku artysty
15%
jest ciekawa, ale jej nie kupię
35%
Tomasz Stańko broni się przed oskarżeniami jakoby, niczym wampir, spijał krew z młodych muzyków. Twierdzi, że to tylko fascynacja ich świeżym spojrzeniem na jazz - z ich perspektywy historia jazzu wygląda bowiem zupełnie inaczej. To z kolei pozwala im zagrać bardzo kreatywnie. Trębacz ma absolutną rację. Na żywo Tomasz Stańko Quintet brzmią naprawdę doskonale.
Skandynawscy muzycy, którzy towarzyszyli artyście, kreują nową jakość, w której łączą nowe podejście do klasyki wraz z elementami elektrycznego jazzu, a nawet hipnotycznego, triphopowego rocka. Fortepian
Alexiego Tuomarila i jakże bogata w dźwięki, gęsta gra perkusisty
Olaviego Louhivuori doskonale współgrały z elektryczną, zapętloną gitarą basową
Andersa Christensena i pięknie brzmiącym, podrasowanym efektami, elektrykiem
Jakoba Bro. Myślę, że potrafią zagrać wszystko. Skandynawowie w swoją kulturę wpisaną mają, niespotkaną nigdzie indziej w Europie, klarowną, inteligentną prostotę. Przekłada się to również na muzykę, w której stonowaniu i chłodzie trąbka Stańki dosłownie "przeszywała powietrze".
Quintet wykonał wszystkie kompozycje zawarte na albumie "Dark Eyes", wzbogacając je, rzecz jasna, o dodatkowe improwizacje. Nie chodziło tu jednak o szybkość, popis możliwości czy przekraczanie technicznych umiejętności, a o pomysł - stonowany i przemyślany na wskroś. Stańko - kompozytor przysłuchiwał się z boku i jak mówił po koncercie chętnym po autograf. -
Gra mi się z nimi doskonale. - Samą muzykę najlepiej oddaje album, którego klimat artyści bezbłędnie zaprezentowali na scenie sopockiego Pick&Rolla.
Trębacz podkreśla często swoją kosmopolityczną postawę wobec życia, którą w pełni realizuje w Nowym Jorku - współczesnym Babilonie - jak sam twierdzi. To tam, zaraz naprzeciwko jego mieszkania, w Neue Galerie, odnalazł portret Marthy Hirsh autorstwa
Oskara Kokoszki, który zainspirował go do kompozycji i tytułu najnowszego albumu.
Dla mnie jednak z muzyki zawartej na "Dark Eyes" wypływa pewna melancholia, tęsknota za polskim tworzeniem prawdziwej sztuki w latach sześćdziesiątych. To nie tylko wdzięczność wobec
Krzysztofa Komedy, ale jakby chęć dołożenia do owego Babilonu polskiego akcentu, nurtu, w którym znajdzie się miejsce na opowiadania
Marka Hłaski i obrazy filmowe
Romana Polańskiego.
Album "Dark Eyes" jest niezwykle programowy, pobudza wyobraźnie i ja widzę, jak ci nasi jazzmani, młodzi, piękni i pełni wiary wędrują gdzieś szarymi ulicami Warszawy o 4 nad ranem. -
Chcę zrobić z nimi kolejną płytę - mówił po koncercie w kuluarach. Oby.