• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Maciej "Gleba" Florek: jakim będzie jurorem w "You can dance"?

Justyna Michalkiewicz-Waloszek
28 stycznia 2016 (artykuł sprzed 8 lat) 
Maciej Florek medialnie znany jako "Gleba", w życiu pozamiedialnym pracuje przede wszystkim jako choreograf teatralny, a także zajmuje się jeździectwem. Mimo napiętego grafiku prowadzi również spokojne życie rodzinne.  Maciej Florek medialnie znany jako "Gleba", w życiu pozamiedialnym pracuje przede wszystkim jako choreograf teatralny, a także zajmuje się jeździectwem. Mimo napiętego grafiku prowadzi również spokojne życie rodzinne.

Zwycięzca pierwszej edycji programu "You Can Dance - Po prostu tańcz" po prawie dziesięciu latach wraca na ekrany telewizorów. Tym razem zasiądzie przy stole jurorów, aby wyłowić i wyszlifować młode talenty. O tym, co zmieniło się u tancerza po latach, czy życie zweryfikowało jego marzenia oraz czy będzie wymagającym jurorem, rozmawialiśmy z Maciejem "Glebą" Florkiem.



Justyna Michalkiewicz: Minęło dziewięć lat od twojej wygranej w "You Can Dance". Co się zmieniło?

Maciej Florek: Właściwie to niewiele, poza tym, że metryka rośnie. Jestem tak samo bezkompromisowy, tak samo pracuję w teatrze i tak samo zaskakuję produkcje różnymi dziwnymi sytuacjami. Jak się okazuje, człowiek aż tak bardzo się nie zmienia.

A ile w tobie zostało "Gleby" po latach?

Ten pseudonim był nie tylko odzwierciedleniem stylu, który reprezentowałem, ale przede wszystkim szaleństwem człowieka, mającego wielkie marzenia. Gleba od lat pojawia się przy każdej sytuacji związanej z "You Can Dance". Nie przeszkadza mi to. Pokolenie, które dekadę temu oglądało mnie w telewizorze, dzisiaj rozpoznaje mnie jako Glebę. Wtedy powstało nawet słowo "zaglebisty". W teatrze z kolei podpisuję się jako Maciek Florek.

Dzisiaj sytuacja się odwraca. Zasiadasz przy jednym stole z tymi, którzy kiedyś oceniali ciebie. Czy chociaż przez chwilę czułeś się niezręcznie?

Nie ma niezręcznych sytuacji. Środowisko taneczne jest dosyć małe. Nieustannie oceniasz i jesteś poddawany ocenie. Z tym muszą się zmierzyć wszyscy twórcy - choreografowie, aktorzy czy reżyserzy. Każdy z nas może nad sobą pracować w nieskończoność, bo zawsze można coś poprawić. Jesteśmy gotowi na krytykę, bo chcemy się rozwijać. A bycie sędzią to dla mnie skupianie się na ludziach, którzy są przede mną, a nie na tych, którzy siedzą obok mnie.

Dobrze wam się współpracuje?

Cała nasza czwórka jest tak skonstruowana, że każdy ma inną wizję tańca, inną wrażliwość. Nie musimy udawać kogoś, kim nie jesteśmy. Czasami bijemy się między sobą, ale nigdy o siebie - zawsze o uczestników. Czuję, że ta edycja będzie bardzo podobna do pierwszej, gdzie chodziło o taniec, a nie o konkurs. Wtedy, jako uczestnicy pierwszej edycji, myśleliśmy o tym, jak zrobić świetny duet, jak dobrze zatańczyć solówkę i zrobić rewelacyjne otwarcie. O tym, że uczestniczymy w konkursie, orientowaliśmy się dopiero wtedy, gdy odpadaliśmy.

Jakim jesteś sędzią? W mediach promują ciebie jako sędziego-tyrana.

Nie ukrywam, jestem wymagający. Czy zły? Część osób może tak mnie odbierać, ponieważ na Malcie będziemy uczestników rzucać na głęboką wodę. Będzie wiele limitów. Pamiętam czasy pierwszej edycji, gdy ciało i głowa nie wytrzymywały natężenia pracy. Byliśmy na krawędzi, a chcieliśmy zrobić to jeszcze lepiej. Cały dzień poznawaliśmy nowe choreografie, a później do 3 czy 4 nad ranem ćwiczyliśmy, żeby je zapamiętać. Taką pracę na pewno im zapewnimy, a ja nie odpuszczę. Jako tancerz wiem, jaki jest limit i kres. Albo rzucą się w ten wir i zrobią wszystko na 100 proc., a wtedy nawet gdy odpadną, będą szczęśliwi, że dali z siebie wszystko, albo odpuszczą. Gdy człowiek odpuszcza, często szuka winnego. Najprościej winę zrzucić na tych, którzy stoją naprzeciw. A ja zawsze powtarzam - taniec w tym programie się obroni. Jeżeli jesteś dobry i zdeterminowany, to wygrasz z najbardziej rzewną historią. Z drugiej strony - jeżeli jesteś dobrym tancerzem, musi stać za tym równie dobra historia. To wszystko się przelewa w ruchu, ekspresji, emocjach...

  • Do swojej pasji podchodzi bardzo profesjonalnie. Nie było problemów, aby przekonać tancerza do zdjęć "w ruchu" w centrum miasta.
  • Najlepiej czuje się w ruchu. Nawet wtedy, gdy odpoczywa. Nie wyobraża sobie życia na kanapie z pilotem od telewizora w ręku.
  • Jakim będzie sędzią? W mediach promują go jako sędziego-tyrana. Sam o sobie mówi - wymagający. Jako tancerz, wie dobrze, że warto przekraczać własne limity. Tylko wtedy można się rozwinąć.
  • Co jest najważniejsze, aby osiągnąć sukces? Bez zastanowienia odpowiada - praca i konsekwencja. Cała reszta przychodzi później.
  • Chociaż żyje na walizkach i sam mówi, że jego rodzina jest nieco marynarska, gdy wraca - w całości poświęca się najbliższym.

Balansowanie na krawędzi ludzkich emocji i doprowadzanie ich do limitów to bardzo duża odpowiedzialność.

W pierwszej edycji pojechaliśmy do Paryża i wydawało nam się, że dajemy z siebie wszystko. Gdy odpadły dwie pierwsze osoby, nagle wszyscy zapierniczali o 200 proc. więcej. Limity są nieokiełznane. Motywacja w programie i szybki rozwój uczestników to najciekawsze, co możemy pokazać widzowi. Nagle chłopak, który jest b-boyem tańczy współczesny. I to wcale nie gorzej niż ci, którzy tańczą po kilkanaście lat. Trzeba być silnym, elastycznym i otwartym na zmiany. Tylko taka osoba będzie tańczyć przez wiele lat, będąc w dalszym ciągu ambasadorem programu. Wszyscy uczestnicy pierwszej edycji działają w tańcu. Może nie jest o nich tak głośno medialnie, ale zasuwają ostro.

Zgodzisz się ze mną, że jest coś takiego, jak przywilej pierwszej edycji? Ta zawsze wzbudza największe emocje.

Oczywiście, ale dziewiąta edycja przeszła duże zmiany. Od formuły, po skład jury. Czuję, że ten program może być odbierany dokładnie tak samo, jakby był pierwszą edycją.

Wspomniałeś o limitach uczestników. A jakie były twoje limity?

Takiego totalnego szaleństwa jeszcze nie miałem w życiu. Oczywiście, gdy robimy spektakl, nie śpimy przez ostatnie cztery dni przed premierą. Jesteśmy wtedy postawieni przed limitem, ale nas to kręci. Wyczerpanie świadczy o tym, że praca została dobrze wykonana. Dobrze wiemy, że osiągniemy efekt. Oczywiście nie zawsze ze zmęczeniem przychodzi efekt, ale nigdy nie ma efektu, gdy nie ma zmęczenia. To jest praca po 16 godzin na dobę. A gdy robisz spektakl o trudnych tematach to dodatkowo wykańczasz się emocjonalnie. Musisz wejść w tę postać. Na szczęście zawsze jakoś się z tego wychodzi. Wracając do pytania - szukam własnych limitów. Kilka razy przebiegłem maraton, żeby zobaczyć jak mój organizm funkcjonuje na totalnym wykończeniu. Gdy włączymy na YouTube filmiki przedstawiające totalnych szaleńców, człowiek się uśmiecha pod nosem, że tak naprawdę nie ma żadnych limitów. Tak samo jest w tańcu.

Twoje życie to pęd. Podróżujesz z jednego miejsca na drugie. Robisz choreografie, warsztaty, sesje zdjęciowe, udzielasz wywiadów. Gdzie znajdujesz spokój? Masz swoje rytuały?

Ten pęd jest moim rytuałem. Odnajduję się w ruchu, np. gdy jeżdżę konno. Wtedy odpoczywam. Lubię podróżowanie. Te kilka godzin spędzonych w pociągu daje mi spokój i równowagę. Mogę sobie poukładać wszystkie sprawy w głowie. Mój styl życia sprzyja temu, aby być w dobrej formie. Nie mam czasu na siedzenie przed telewizorem z pilotem w ręku. Chociaż przyznam, że czasami mi się to zdarza, to jednak staram się tę kanapę zwijać, obłożyć jakimś szkłem, żeby tam nawet nie siadać.

Wiecznie w ruchu, na walizkach. Jednocześnie masz poukładane życie rodzinne. Jak to robisz?

Nie jest to najprostsze, ale jakoś się udaje. Z założenia moja rodzina jest marynarska, każdy ma swoje życie. Magda zajmuje się inżynierią procesów chemicznych i jest tak samo zaangażowana w pracę, jak ja w taniec. To nas ratuje, gdy jesteśmy rozdzieleni. Z drugiej strony, bardzo dobrze wykorzystujemy czas, kiedy jesteśmy ze sobą razem. Jest go niewiele, ale gdy patrzę na relacje osób, które pozornie mają dla siebie więcej czasu, często nie spędzają go razem. Gdy wracam do domu, odcinam się od obowiązków zawodowych. Nie powiem, żeby było to dla mnie łatwe, bo w genach mam zapisany pracoholizm.

Gdy jesteśmy na początku drogi zawodowej, często wydaje nam się, że świat tylko czeka, aż będziemy chcieli go zdobyć. Życie zweryfikowało twoje oczekiwania?

Moje oczekiwania zawsze wędrują w górę. Niektóre z nich się traci, ale to fajne doświadczenie życiowe. Zawsze są jakieś utracone szanse. Dużo osób pyta mnie, dlaczego nie zostałem w Stanach Zjednoczonych. Doskonale wiem, że ciężko byłoby się tam przebić na najwyższą półkę. W Polsce udało mi się wejść na samą górę. Może ona nie jest medialnie widoczna, ale wierz mi, że jest zaledwie garstka ludzi, którzy robią choreografie w teatrze. W Polsce dobrze radzę sobie jako tancerz, nie tylko na popularności "You Can Dance", więc mam satysfakcję, że zostałem. Poza tym, jestem optymistą i świat widzę zawsze pozytywnie.

Cieszysz się z małych rzeczy?

Tak, mam satysfakcję z tego, że potrafię się ruszać. Potrafię skoczyć w górę, zatańczyć i jednocześnie wypić z tobą kawę. Doceniam to, co mam.

Co jest najważniejsze, aby osiągnąć sukces?

Praca i konsekwencja! Cała reszta przychodzi później. Wielu niesamowitych ludzi odpuszcza, bo nie widzą rezultatów. Trzeba być cierpliwym. Być może w pierwszym, drugim i trzecim roku się nie uda. Natomiast w czwartym zrobisz świetny spektakl i będziesz w tym najlepszy.

To twoje credo życiowe?

Trochę tak, ale powiedziałbym więcej. Zero schematów i więcej odwagi. Mniej kalkulacji, więcej luzu. Przez życie trzeba płynąć. A jak źle popłyniesz, też będzie dobrze, ponieważ zbierzesz cenne doświadczenie na przyszłość.

Opinie (36) 6 zablokowanych

  • Kasa...Reszta to dopasowanie do ...Kontraktu...

    • 4 5

  • Nie kojarzę go.

    Rozumiem, że jak się ma naście lat to fajnie poskakać sobie na ulicy, ale w wieku dojrzałym to wypadałoby się wziąć już za coś poważnego.

    • 5 6

  • tańcz głupia tańcz co dziś z życia możesz mieć

    • 3 2

  • 'Nie ukrywam, jestem wymagający. Czy zły? Część osób może tak mnie odbierać, ponieważ na Malcie będziemy uczestników rzucać na głęboką wodę.'

    Dramatyczniej byłoby 'na glebę'.

    • 4 0

  • Świetny wywiad !!

    Dawno nie czytałem tak dobrego wywiadu o ciężkiej pracy i pasji jakby nie patrzeć przy wykonywaniu pracy zarobkowej. Widać, że tu nie chodzi o parcie na szkło, tylko Gleba robi co lubi i na tym zarabia, ale mimo, że praca związana z tym co kocha, to wymaga poświęcenia. Jak dla mnie dobry wybór, że został jurorem, bo uczestnikom programu ma wiele cennych i wartościowych wskazówek do przekazania, a zarazem ma odpowiedni punkt widzenia i wie przez co przechodzą tancerze, bo zna to od kuchni, no i w końcu wygrał pierwszą edycję. Osoby które w komentarzach krytykują Maćka, po prostu zwyczajnie się ośmieszają, bo o co chodzi..? źle ubrany, frajer bo ciężko pracuje..? Weźcie się lepiej do roboty a nie u rodziców na utrzymaniu się lansujecie i wozicie...

    • 4 0

  • 17 lutego premiera You Can Dance 2016

    już nie mogę się doczekać....

    • 3 0

  • 17 lutego pierwszy odcinek

    Widzę ze Macka Glebe mocno TVN promuje i dobrze

    • 3 1

  • GGGGGGGGGlllllllllllleeeeeeeeeeeeeeeebbbbbbbbbbbbbbaaaaaaaaaa

    rewelacja

    • 2 1

  • beznadziejny gleba (1)

    Straszny juror, wydaje mu się że wszystko wie a tak naprawdę jest nikim !!!

    • 2 2

    • Sam jesteś nikim. Ciekawe z jaką jego opinią się nie zgadzasz

      Coś nie odpowiadasz

      • 0 0

  • Najlepszy

    Swietny merytoryczny

    • 2 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (2 opinie)

(2 opinie)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years! (1 opinia)

(1 opinia)
159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Katalog.trojmiasto.pl - Nowe Lokale

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Kiedy obchodzimy Katarzynki?