- 1 Królestwo Planety Małp: bywało lepiej (17 opinii)
- 2 Politechnika bawiła się na Technikaliach (47 opinii)
- 3 Fale w Sopocie. Nowa impreza przy plaży (13 opinii)
- 4 Młodzi w ten weekend bawią się na "Ele" (64 opinie)
- 5 Grzechy gastronomii: kto winny? (198 opinii)
- 6 Piją piwo na stadionie. Hevelka ruszyła (98 opinii)
Czesław Śpiewa w Absyncie - i to jak!
16 lipca 2008 (artykuł sprzed 15 lat)
aktualizacja: godz. 11:20
(16 lipca 2008)
Wreszcie ktoś pokazał naszym polskim "gwiazdom", że można odnieść sukces nie tańcząc na lodzie, nie całując fok w gwiezdnym cyrku i nie sprzedając swojego prywatnego życia brukowcom. Wystarczy robić swoje, i być przy tym stuprocentowo autentycznym.
Czesław Mozil, znany szerszej publiczności jako Czesław Śpiewa, zamieszał ostatnio na polskim rynku muzycznym. Jego zaskakująca popularność zmusiła gdański klub Absynt do zorganizowania dwóch koncertów dzień po dniu, gdyż bilety na pierwszy, poniedziałkowy występ błyskawicznie się rozeszły. Niezależnie od wieku, płci, upodobań seksualnych, wszyscy chcieli usłyszeć na żywo "Maszynę do świerkania" oraz resztę przebojów z debiutanckiej płyty pt. "Debiut".
Niestety, przez dwa dni cierpliwość fanów była wystawiana na próbę: nie przez gwiazdorskie maniery muzyków, lecz techników walczących ze sprzętem. Po kilkudziesięciominutowych opóźnieniach koncerty wreszcie ruszały... choć trudno powiedzieć kiedy dokładnie. Czesław mruczał coś do mikrofonu do melodii granej przez klawiszowca Martina Bennebo, a zdezorientowani słuchacze nie wiedzieli, czy to już koncert, czy jeszcze próba.
Jaki był początek, taki też cały występ, który bardziej przypominał spotkanie w gronie przyjaciół, niż regularny koncert. Było dużo śmiechu, opowiastek przepełnionych autoironią (który z naszych artystów porównałby siebie występującego na Top Trendy do stada małpek biegnących za rzucanymi przez producentów bananami?), zapominanych i dośpiewywanych przez fanów fragmentów tekstów.
Chwilami słuchacz nie był pewien, czy bierze udział w koncercie muzyczny, czy występie kabaretu. Psikusy robione Czesławowi przez saksofonistkę Karen Duelund Mortensen czy klawiszowca Martina były spontaniczne i naprawdę śmieszne (w odróżnieniu od leciwych dowcipów, którymi publiczność karmiona jest na innych koncertach). Widać było, że muzycy świetnie się razem bawią i nie ważne jest, czy występują dla dziesięciu czy tysiąca osób. W Absyncie każdego dnia było ok. setki fanów.
Poza piosenkami z płyty "Debiut", Czesław zaśpiewał kilka anglojęzycznych utworów nagranych pod szyldem Tesco Value. Wreszcie ze sceny wybrzmiało "Nie mam czasu na seks" Marii Peszek, które zakończyło to wyjątkowe spotkanie z obecnie najoryginalniejszym polskim artystą. Ci, którym nie udało się dostać biletów na koncert w Absyncie, niech nie załamują rąk: już niedługo Czesław Śpiewa na Jarmarku Dominikańskim.
(kasp) & fot. Łukasz Unterschuetz
Opinie (12)
-
2008-08-01 21:48
zdjecia
rewelacja :))
- 0 0
-
2008-08-10 13:45
Koncert cudowny
czuć było pasje, pasje i jeszcze raz pasje zamiast nadętej artystycznej bufonady. Jednym słowem MIODZIO i polecam gorąco ich koncerty:)
- 0 0
2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.