- 1 Majówka: pomysły na jednodniowe wycieczki (21 opinii)
- 2 Gdańskie zoo świętuje 70-lecie (43 opinie)
- 3 Zamknięto jedyną ukraińską dyskotekę (154 opinie)
- 4 Festyny, dinozaury, pociągi, a może zwiedzanie? Majówka 2024 z dziećmi (12 opinii)
- 5 Grają przeboje największych gwiazd (16 opinii)
- 6 Majaland: znamy termin otwarcia i cennik (576 opinii)
Eddie Henderson podzielił się sławą
20 lutego 2011 (artykuł sprzed 13 lat)
Niewesoły jest los zasiadającego za perkusją lidera jazzowego składu. Niestety, ale to zazwyczaj stojąca z przodu sceny, wydmuchująca linie melodyczne sekcja dęta, zgarnia największe oklaski za gwiazdorstwo. Podobnie było podczas sobotniego koncertu kwintetu Tomka Grochota z udziałem legendarnego trębacza Eddiego Hendersona. Szczególnie zadziwiło, że to nie gość z Nowego Jorku przyciągał uwagę słuchaczy, a prowadzący zespół trójmiejski saksofonista, Maciej Sikała. Po raz kolejny udowodnił, że w każdej odmianie jazzu, radzi sobie doskonale.
Przed liczną publicznością zaprezentowany został pełny materiał z debiutanckiej płyty Tomka Grochota "My Stores". W jej nagraniu uczestniczyli wybitni polscy instrumentaliści oraz absolutna gwiazda, jeden z bohaterów historii amerykańskiego jazzu, trębacz Eddie Henderson.
Prócz mistrza, na scenie sopockiego Pick&Rolla pojawili się pianista Dominik Wania, zastępujący Adama Pierończyka saksofonista Maciej Sikała oraz grający na kontrabasie Henryk Gradus. Oczywiście za perkusją nie mogło zabraknąć samego kompozytora i autora albumu.
Moją największe zaciekawienie wzbudziło wspomniane "zastępstwo" z pewnością spowodowane koncertowymi obowiązkami Pierończyka przy promocji własnego albumu "Komeda". 27 lutego usłyszymy go w sopockim Sheratonie.
Sikała jednak nie tylko doskonale zagrał płytowe partie kolegi po fachu, ale wyraźnie dowodził tym, co działo się na scenie. Wspierał Hendersona i przeprowadzał go przez zawiłe konstrukcje kolejnych utworów. Pięknie było patrzeć na to międzypokoleniowe porozumienie - artyści świetnie się bawili, żartowali i oklaskiwali popisy pozostałych członków składu.
Henderson wcale nie brylował na scenie, robił raczej wrażenie szacownego wykładowcy Julliard School of Music, którego rolę pełni już od paru lat. Doskonale, że Tomkowi Grochotowi udało się go "pozyskać" na płytę. Świetnie również, że uczestniczył w trasie i możemy go podziwiać na żywo, ale ten materiał muzyczny broniłby się i bez niego. Henderson stanowił tylko dodatek, no może z wyjątkiem samego finału, gdzie wreszcie popuścił wodze fantazji i zagrał przepiękne, energetyczne solo.
Promowany album "My stores" to przyjemny, klasyczny ładunek dźwiękowy. To jazz przystępny, choć trudno go nazwać kojącym. Jego emocjonalny przekaz, choć czasem niepokoił, był niestety mocno schematyczny. W kompozycjach dominowała prosta, czasem wręcz banalna melodyka, ale zdaje się, że taki był właśnie zamiar autora. Sikała i Henderson grali tematy w jednej linii, przez co nabierały one dodatkowej "ciężkości". Następnie wzbogacali je krótkimi solówkami. Nie było szaleństwa, ale przecież nie zawsze musi być. Najważniejsza jest energia, której z pewnością nie zabrakło podczas sobotniego występu.
Myślę, że gwieździe wieczoru - wychowanej i wiernej jazzowi w jego najbardziej klasycznej, czystej formie - kompozycje Tomka Grochota odpowiadały. Eddie Henderson podziwiał na scenie zdolności kolegów. Przede wszystkim niezawodnie akompaniującego zarówno na pianinie jak i elektrycznym Rhodesie Dominika Wani. Nie zdziwiłbym się, gdyby nasz doskonały pianista wybrał się niedługo w muzyczną gościnę do samego Nowego Jorku.