- 1 Juwenalia: Bajm, LemON i strefy z nagrodami (45 opinii)
- 2 Trzydniowa kulinarna Feta na stoczni (39 opinii)
- 3 Momoa spotkał się z Michalczewskim (58 opinii)
- 4 Jason Momoa w gdańskiej restauracji (137 opinii)
- 5 Chowają pieniądze w miejscach publicznych (50 opinii)
- 6 Juwenalia Gdańskie: koncerty i atrakcje (12 opinii)
Twarzy tego zespołu nikt nigdy nie widział. Legenda zagrała w stoczni
15 lutego 2023 (artykuł sprzed 1 roku)
To był intrygujący spektakl, mimo że The Residents nie są już u szczytu swojej formy. To jednak wciąż zespół, który należy zobaczyć na żywo chociaż raz w życiu oraz jedna z największych muzycznych tajemnic w historii. Przede wszystkim The Residents to jeden z najważniejszych prekursorów alternatywy oraz pionierzy wideoklipu. Tak, to były bardzo dziwne walentynki.
Wydarzenie zapowiadaliśmy w naszym Kalendarzu imprez oraz w cyklu Planuj tydzień - czytaj zawsze w czwartek o 10
Miał to być karnawał chaosu, a był co najwyżej awangardowy performans. The Residents, niestety, większość setlisty, która składała się z około 20 utworów, oparła na bardzo podobnych kompozycjach. Wśród nich znalazły się chociażby "Hello Skinny", "Smelly Tongues", "Constantinople" czy "Die! Die! Die!". To sprawiało, że w wielu momentach ich koncert był nużący. Szkoda, bo wyjątkowość tej grupy polega przecież na ogromnej wręcz różnorodności, którą zaprezentowali na kilkudziesięciu albumach.
Niemniej na pewno fani, którzy przyszli do Drizzly Grizzly na ten koncert, nie czuli się zawiedzeni, ponieważ otrzymali - mimo wszystko - naprawdę interesującą podróż przez niszowe awangardowe granie.
Jest rok 1969. Luizjana, Stany Zjednoczone. Kilku zafascynowanych alternatywą i awangardą muzyków zakłada zespół The Residents. Jeszcze wtedy nie wiedzieli, że staną się ikoną muzyki niezależnej. Ich głównym założeniem było tworzenie różnorodnego brzmienia w połączeniu z parateatralnymi smaczkami - performans, maski, scenografia czy wideo-art. Gdyby ktoś w tamtym czasie przeniósł się z przyszłości i powiedział, co udało im się osiągnąć, najpewniej popukali by się w czoło.
Najbliższe koncerty rockowe w Trójmieście
Cóż, "jokes on you" jak mówią Anglosasi. The Residents dokonali przede wszystkim niemożliwego. Przez ten cały czas nikt nie dowiedział się, kim naprawdę są. A mówimy tu o ponad pół wieku działalności. Nikt nigdy nie odkrył prawdziwej tożsamości członków grupy. Żeby było jeszcze zabawniej, za kontakty ze światem odpowiada osobna grupa ludzi, która kryje się pod nazwą The Cryptic Corporation. To są już naprawdę wyżyny awangardy.
Nic więc dziwnego, że wokół formacji pojawiało się mnóstwo teorii spiskowych. Jedni uważali, że tak naprawdę to są The Beatles, inni, że Aerosmith, a kolejni mówili o maklerach giełdowych, którzy w ten sposób zabijają nudę. Nigdy chyba się nie dowiemy, kim są naprawdę. Ale może i dobrze, bo ten woal jest jednym z fundamentów, na których The Residents zbudowali swój pomnik.
Amerykanie też jako pierwsi zaczęli poważnie romansować z klipami wideo. Nie jest przesadzone stwierdzenie, że to oni właśnie są prekursorami współczesnych teledysków. Nie bez przyczyny też ich prace znajdują się w stałej ekspozycji nowojorskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Tak przechodzi się do historii.
Szkoda tylko, że to kolejny występ The Residents w Polsce, który najpewniej nie zbierze pochlebnych recenzji. Właśnie przez ten niezwykle jednorodny dobór utworów. Myślę, że gdyby bardziej pomieszali, zrobili taką składankę z całego przekroju swojego różnorodnego dorobku, odbiór byłby zdecydowanie lepszy.
To jeden z tych koncertów, który strasznie trudno ocenić. Bo tak, patrząc obiektywnie - szału nie było. Patrząc jednak z innej strony - zobaczenie na żywo jednego z najważniejszych zespołów w historii muzyki niezależnej (a według niektórych i muzyki w ogóle) jest wyjątkowym przeżyciem samym w sobie. I chyba tej drugiej wersji lepiej się trzymać. Abstrahując już od tego, że była to najbardziej osobliwa impreza walentynkowa, na jakiej wszyscy się tego wtorkowego wieczoru znaleźliśmy.