• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Open'er 2015: momenty, które zapamiętamy

Borys Kossakowski, Łukasz Stafiej
5 lipca 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Festiwal Open'er w tym roku był mniejszy, zabrakło też międzypokoleniowej gwiazdy. Roztańczonej i beztroskiej nastoletniej publice, która zdominowała imprezę zupełnie to jednak nie przeszkadzało. Festiwal Open'er w tym roku był mniejszy, zabrakło też międzypokoleniowej gwiazdy. Roztańczonej i beztroskiej nastoletniej publice, która zdominowała imprezę zupełnie to jednak nie przeszkadzało.

Najlepsza pogoda od wielu lat, nocne tańce do tuzów elektroniki pod sceną, ale brak wielkiej, międzypokoleniowej gwiazdy i zlikwidowanie jednej sceny, co spowodowało ogromny ścisk na niektórych koncertach - to momenty, które przejdą do historii tegorocznej edycji festiwalu Open'er w Gdyni.



Słońce na twarzy, czyli najlepsza pogoda od lat

Dawno takiej pogody na Open'erze nie było - przyznają wszyscy, którzy na festiwal jeżdżą regularnie i co roku zmagać się musieli z chłodem czy deszczem. Cztery słoneczne, wręcz upalne dni sprawiły, że festiwal, który od środy do soboty odbywał się na lotnisku w Kosakowie, miał niezwykle beztroską i leniwą atmosferę. Zdecydowanie lepszą sytuację miały zespoły grające muzykę taneczną. Fantastycznie sprawdziły się pogodne piosenki Of Monsters And Men czy energetyczne granie z przytupem Mumford and Sons. Na tych ostatnich pole pod Main Stage wypełniły tłumy fanów. Podobnie, jak na sobotnim koncercie Hoziera, gdzie dziesiątki tysięcy osób w trzydziestostopniowym upale czekało na wielki przebój "Take me to church". A gdy już się doczekali, chóralnie śpiewali go z młodym Irlandczykiem.

Wakacyjna atmosfera mniej sprzyjała artystom takim, jak Thurston Moore czy Swans grający w piątek. Ten pierwszy - były lider Sonic Youth - był wycofany, jakby nieobecny. Stał z boku sceny zerkając raczej na pulpit z tekstami, niż w stronę widowni. Jego muzyka wydawała się zupełnie pozbawiona emocji. Sporo emocji było za to na koncercie Swans, a Michael Gira jak zwykle świetnie wcielił się w rolę szamana i mistrza ceremonii tego przepełnionego hałasem, misterium alternatywnej muzyki gitarowej. Tymi dwoma koncertami organizator zrobił ukłon w stronę fanów mniej oczywistych dźwięków. Co z tego, skoro ludzie woleli skakać pod sceną na Mumfordach.

"Take me to church" Hoziera - na tę piosenkę czekały dziesiątki tysięcy fanów w sobotę.



Wakacyjna atmosfera, czyli nie ma to jak taniec w słońcu.



Nocne, szalone pląsy, czyli Major Lazer i The Prodigy

Każdego festiwalowego dnia nad festiwalem pojawiał się okrągły księżyc bliski pełni. Nie tylko był on bohaterem drugiego planu wielu festiwalowych selfie na Instagramie, ale stał się również mimowolnym towarzyszem spektakularnych imprez, które odbywały się po północy, a mimo wszystko przyciągnęły największe tłumy. Tak było podczas występu Die Antwoord, na którym w nocy ze środy na czwartek bawiło się kilkanaście tysięcy ludzi, czy sobotnim Disclosure.

Jeszcze większą publikę zgromadził czwartkowy show Major Lazer. Występ projektu DJ Diplo może i trudno rozpatrywać w kategoriach wydarzenia koncertowego - była to raczej gigantyczna, multimedialna impreza, która totalnie absorbowała zmysł wzroku i słuchu. A to za sprawą laserów i deszczu serpentyn nad publicznością, dudniących w uszach i pulsujących we wnętrznościach elektronicznych bitów i sampli czy wreszcie szaleństw lidera w plastikowej kuli nad głowami widzów. Poprzeczka w kategorii "największej impreza na Open'erze" została podniesiona bardzo wysoko.

Nie przeskoczył jej występujący tego samego dnia legendarny Faithless, na którym pojawiło się mniej osób i mniej energii eksplodowało pod sceną. Inna legenda elektroniki - The Prodigy - poradziła sobie zdecydowanie lepiej. Choć nie byli tak radośni jak Major Lazer, choć dla młodszej publiki ich wywodzące się ze stylistyki rave kompozycje pewnie lekko trąciły myszką, to pokazali, że są królami swojego gatunku.

Major Lazer trudno nazwać wydarzeniem koncertowym, ale w kategorii "najlepsza impreza Open'era" ten show nie miał sobie równych. Major Lazer trudno nazwać wydarzeniem koncertowym, ale w kategorii "najlepsza impreza Open'era" ten show nie miał sobie równych.
Mniej scen, czyli tłum i ścisk

Open'er takiego ścisku, jak na koncertach Cheta Fakera czy Die Antwoord, chyba jeszcze nie widział. Ci, którzy ostrzyli sobie zęby na tych artystów, musieli wytrwać upakowani w Tent Stage jak w tokijskim metrze (o ile w ogóle się dopchali) albo oglądać koncert spoza namiotu. A w zasadzie słuchać, bo w tym roku nie było telebimu na zewnątrz sceny. Organizator chyba nie przewidział, że ci artyści przyciągną większe tłumy niż niejeden koncert na Main Stage. Popularność to jedno, ale nie bez znaczenia jest również fakt kurczenia się Open'era. Podczas tegorocznej edycji grano tylko na czterech scenach (w tym dwóch ograniczonych ścianami konstrukcji), a więc publika nie mogła się rozejść.

Mniejsza liczba scen to mniejsza liczba koncertów. Czasami okazywało się, że w danym momencie na festiwalu odbywa się tylko jeden. Takiej sytuacji na poprzednich Open'erach nie było. W przypadku świetnego koncertu Jonny'ego Greenwooda z londyńskimi symfonikami ten zabieg się sprawdził. Dzięki ciszy na pozostałych scenach można było w skupieniu wysłuchać dość cichych aranżacji współczesnej muzyki kameralnej na smyczki, pianino i gitarę. Ale w pozostałych przypadkach można było odnieść wrażenie lekkiego niedostatku. Co ciekawe - w sobotnią noc przez kwadrans po północy wszystkie sceny zgodnie z planem miały milczeć.

Mniej scen to jeden z powodów ogromnych tłumów na Tent Stage. Podczas koncertów Die Antwoord czy Cheta Fakera w namiocie nie było jak się ruszyć. Mniej scen to jeden z powodów ogromnych tłumów na Tent Stage. Podczas koncertów Die Antwoord czy Cheta Fakera w namiocie nie było jak się ruszyć.
Rock żyje, czyli historyczny występ The Libertines

To jeden z tych zespołów, które swoją biografią oraz swoimi muzycznymi dokonaniami piszą historię rock'n'rolla. Piszą ją od końca lat 90. ubiegłego wieku, czyli od czasów, w których - zdawałoby się - nic nowego w muzyce gitarowej wymyślić się nie da. A jednak Pete Doherty i Carl Barat stworzyli niewiarygodnie szczere i autorskie wcielenie rocka i w kilka lat napisali swoją własną legendę. Po jedenastu latach przerwy pełnych wzlotów i upadków nieskąpiącego od używek Doherty'ego The Libertines wrócili na scenę i od razu wskoczyli do line-upów letnich festiwali. Na tegorocznym Open'erze dali historyczny, pierwszy w Polsce występ i udowodnili, że muzyka pełna szczerych, niekiedy wyniszczających emocji, czyli w zasadzie to wszystko, co tworzyło podwaliny rocka, wciąż żyje i ma się dobrze. To był chyba najbardziej autentyczny w swoim przekazie koncert tegorocznego festiwalu.

Takie wrażenie sprawiali również hardcore punkowcy z Refused, którzy swoją nieskończoną energią i głośnymi protest-songami niemal zmietli w czwartek Alter Stage. Udało im się porwać do pogo całkiem spore grono widzów, którzy - oprócz nielicznych wyjątków - tego dnia prawdopodobnie pierwszy raz w swoim życiu słyszeli o szwedzkim zespole założonym w 1992 roku.

Pete Doherty i Carl Barat czyli rockowy duet idealny na pierwszym koncercie The Libertines w Polsce. Pete Doherty i Carl Barat czyli rockowy duet idealny na pierwszym koncercie The Libertines w Polsce.
Beztroska młodzież, czyli festiwal się odmładza

Open'er stawia na coraz młodszą młodzież. I trudno się dziwić. Letnie festiwale to święta tańca i radości. Zastrzyku życiowej energii i spontaniczności można się spodziewać tylko od nastolatków i ewentualnie studentów. To oni pójdą pod scenę, żeby zedrzeć gardło, spocić się, piszczeć, krzyczeć i tańczyć na całego. I dlatego na Open'erze jest Drake, Major Lazer, A$AP Rocky czy Disclosure, na których starsi patrzą spode łba. Nie są to jednak nazwy, które przyciągną na jeden dzień pielgrzymki muzycznych fanów z całej Polski, jak to było podczas zeszłorocznych edycji na koncertach Pearl Jam czy Prince'a. Ten kij ma dwa końce. Takim działaniem organizatorzy wyraźnie dają do zrozumienia, że Open'er festiwalem międzypokoleniowym nie będzie. Szkoda.

Jednak można spojrzeć na to z jeszcze innej strony. Trudno nie odnieść wrażenia, że coroczną dyskusję o tym, czy Open'er jest lepszy czy gorszy niż rok (pięć czy dziesięć lat) temu podżegają chyba głównie ci, którzy na ten festiwal nie chodzą. W najlepszym wypadku przychodzą, ale stoją z założonymi rękami kilometr od sceny, obserwując tłum przez szkiełko i oko. Pod sceną nikt nie traci czasu na tak jałowe dyskusje, wybiera emocje, spontaniczność, luz i taniec. Trudno to poczuć siedząc w domu przy komputerze i pisząc hejty w sieci.

Atmosfera pod sceną - na koncercie Mumford and Sons

Wydarzenia

Opinie (137) 4 zablokowane

  • potrzeba więcej muzyki elektronicznej! za dużo smętów

    no i Hudson Mohawke był super! wiecej elektro!!

    • 4 4

  • najciekawsze rzeczy były te, o których mało się pisze.

    bardzo energetyczny, klubowy występ Golan.
    świetnie zaprezentowała się Natalia Przybysz.
    ciekawy koncert Father John Misty.
    genialne Alabama Shakes!
    coś na pograniczu teatru i muzyki - Dakh Daughters zrobiły na mnie duże wrażenie.
    Rysy świetnie!
    również Refused. ale tutaj bardzo ubolewam, bo było strasznie mało ludzi, jak na taki zespół, na taki koncert. aż przykro było patrzeć, ale dobrze, że chociaż ta garstka ludzi świetnie się bawiła.
    przyjemny był koncert Izy Lach.
    Rebel Babel Ensemble z raperami - Joka, Bisz, LUC, Ńemy, WENA - naprawdę ciekawy projekt, no i ta orkiestra! wow! szkoda, że grali tak wcześnie.
    dobry koncert The Feral Trees.
    jak zwykle domowo przy Domowych Melodiach - specyficzny klimat :)
    no i na koniec eteryczne dźwięki od Oly. było naprawdę przyjemnie.

    • 9 0

  • Fani! Oby tak dalej! (1)

    KASABIAN po prostu czysta poezja!!! Kocham! Kocham! Kocham! Publiczność szalała! Nie spodziewałam się aż tylu ludzi. Na pewno zapamiętają ten koncert na długo. Dziękuję wszystkim prawdziwym fanom wszystkich zespołów, którzy starali się uczynić swoim idolom niezapomniane chwile. Ci, którzy przychodzą tylko po to by stać jak słupy gdzieś w oddali i marudzić dosłownie na wszystko lepiej żeby zastanowili sie nad sobą. Ale takich na festiwalu na szczęście było niewielu, sporo hejterów jest niestety w internecie ale na takich nie ma rady . Inteligentni ludzie jednak nie hejtują. Pozdro dla nie marudzących!

    • 11 2

    • jak slupy stoja tez blisko sceny

      Było kilka koncertów gdzie stali jak słupy a muzyka dawała możliwość tańca i zabawy

      • 0 0

  • w tym roku nie byłem

    po prostu line-up w tym roku nie przekonał mnie do wydania 250 zł.
    Ale ciesze się że jeszcze nam młodziez do can nie zdebilowaciała od disco-polo i tym podobnego ścieku.

    • 9 3

  • A ST VINCENT

    Dlaczego nie piszecie o koncercie ST VINCENT - jeden z 3 najlepszych koncertów opka poza Swans i Die Antword którzy oni powinni byc na dużej scenie

    • 3 1

  • Open'er nie dla idiotów!

    Ostatni akapit artykułu to po prostu czysta prawda! Hejterom mówimy do widzenia! Świetna edycja festivalu, a ostatni dzień to już w ogóle! Niesamowita energia. Fani naprawdę się spisali. Na Hozier, Kasabian i Years & Years po prostu świetnie i nieziemsko. Dzięki organizatorom, że od tylu lat można sobie posłuchać dobrej muzyki! Fajny, różnorodny line up. Do zobaczenia za rok!!!

    • 7 5

  • "Trudno nie odnieść wrażenia, że coroczną dyskusję o tym, czy Open'er jest lepszy ......." (3)

    Racja, nie byłem.

    Do Openera nie mam absolutnie nic, poza line-upem w tej edycji. Totalnie nic dla mnie, większość artystów dla dzieci. Natomiast festiwal jest ok sam w sobie. Oby za rok line-up był bardziej zróżnicowany, jak np rok temu, trzy, cztery pięć lat temu..

    Brakowało jednak "międzypokoleniowych gwiazd", takich jak Pearl Jam, Faith No More, Muse, Nick Cave, Queens Of The Stone Age etc. Cały czas po cichu liczę, ze Organizator wywiąże się z obietnicy i nie spocznie dopóki nie zaprosi The Cure. Oby.

    • 18 4

    • Oby tylko... (1)

      Robert tego doczekał ;-)
      Ziółek obiecywał powrót MUSE na Opka i co?! i pomarańczowi ich zgarnęli, a nam się wrzuciło jakieś potańcówy ;-(
      Jak się pamięta wymieniane przez Ciebie koncerty z poprzednich edycji, to nad tą można tylko popłakać :(

      • 7 0

      • Zgadza się. Dlatego w tym roku byłem w Warszawie, której jednak dużo do Open'era brakuje - pod względem klimatu. Line-up w stolicy był nie do pobicia przez nikogo w Polsce w tym roku.

        • 5 1

    • I Radiohead

      Greenwood z orkiestrą nie zastąpi legendy

      • 2 0

  • (3)

    Nie rozumiem upartego czepiania się trojmiasto.pl tego, że zlikwidowano jedną scenę i zmniejszono teren. Przecież dołożono koncertów na mainie (zamiast 3 było 5-6) i doszło znacznie więcej zagranicznych na Alter Stage. Można było dzięki tym ruchom dużo więcej zobaczyć, bo koncerty się tak nie nakładały. A przez zmniejszenie terenu krócej trwały wędrówki do namiotu i z powrotem = znowu więcej muzyki do usłyszenia/zobaczenia.

    Bardzo udana edycja. Nie wszystko zagrało idealnie, ale po ostatnim roku znowu mam wiarę w Open'era, mimo 35 lat na karku.

    • 87 26

    • (2)

      Nie mam porownania, bo na festiwalu bylem po raz pierwszy i tylko jeden dzien, z ciekawosci. I juz zaluje, ze bylem tylko jeden dzien i tego, ze nie bylem w poprzednich latach. Organizacja, artysci, imprezowicze, food tracki, dj'skie imprezy podgrzewajace na plus. Na minus chyba tylko brak wyboru piwa albo brak piwa, bo byl tylko heniek...

      • 8 1

      • Grupa żywiec

        Specjala spie...... Gdańskie to przeszłość , eb browar w braniewie sprzedany a biorą sie za produkcje heńka. Niech się nauczą jak powinno smakować piwo a nie wciskać byle g.... .

        • 2 2

      • Nie tylko Heniek

        w dużym białym namiocie była "strefa specjalności" gdzie w cenie Heńka był Żywiec APA, bock, marcowe, porter, paulaner, affligem i cos tam jeszcze... do tego były pieczątki i wychodziło taniej od tych szczyn heinekena

        • 4 0

  • The Swans, Thurston Moore a potem długo długo nic ......

    Jw

    • 4 2

  • bogata nasza mlodziez, caly rok ciezko sie uczy i jeszcze pracuje aby moc udac sie na opener

    • 7 3

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (1 opinia)

(1 opinia)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years!

159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

W 2001 roku Seweryn Krajewski otrzymał Honorowe Obywatelstwo Sopotu, ponieważ: