- 1 Majówka: pomysły na jednodniowe wycieczki (24 opinie)
- 2 Gdańskie zoo świętuje 70-lecie (50 opinii)
- 3 Zamknięto jedyną ukraińską dyskotekę (155 opinii)
- 4 Festyny, dinozaury, pociągi, a może zwiedzanie? Majówka 2024 z dziećmi (12 opinii)
- 5 Majaland: znamy termin otwarcia i cennik (577 opinii)
- 6 Grają przeboje największych gwiazd (16 opinii)
Podsumowanie festiwalu Soundrive Fest
4 września 2016 (artykuł sprzed 7 lat)
Festiwal Soundrive powoli, ale konsekwentnie rozwija się, a zarazem nie traci swojej unikatowej, kameralnej atmosfery, za którą doceniają go bywalcy. Podczas tegorocznej edycji wystąpiło rekordowo dużo polskich zespołów i to właśnie prezentacja rodzimej alternatywy zdaje się być kierunkiem, w stronę którego organizatorzy powinni podążać.
Soundrive Fest trwał od czwartku do soboty w hali koncertowej klubu B90 i kilku okolicznych lokalizacjach na postoczniowych terenach w Gdańsku. Frekwencja pierwszego dnia nie była zbyt wysoka, ale podczas kolejnych dwóch osiągnęła poziom, do którego bywalców przyzwyczaiły poprzednie edycje. Średnio tysiąc osób dziennie powinno być liczbą satysfakcjonująca dla organizatorów tak niszowego przedsięwzięcia muzycznego. Pokazuje też ważne zjawisko: w ciągu czterech lat Soundrive wychował sobie lojalną publikę, której z roku na rok nie traci. A pewnie podczas kolejnych odsłon zdobędzie nową, ponieważ skala imprezy rośnie.
Rozwój stoczniowego festiwalu wyraźnie obrazuje liczba scen, na których w tym roku można było zobaczyć blisko czterdzieści zespołów. Oprócz znanych z poprzednich lat dwóch scen w klubie B90 i sceny plenerowej na Ulicy Elektryków, artyści dostali do dyspozycji dwie zupełnie nowe przestrzenie charakteryzują się wyjątkowym klimatem.
Nowe sceny, stara atmosfera
W znajdującej się po sąsiedzku hali warsztatowa W4 czerwono-białymi taśmami został wygrodzony teren sceny i widowni. Publiczność na leżakach mogła oglądać występy songwriterów, którzy z kolei ze sceny widzieli stoczniowy warsztat, narzędzia i robotnicze zaplecze. Ten garażowy, roboczy klimat świetnie pasowało do intymnych, niespokojnych ballad Daniela Spaleniaka czy kameralnego bluesa Henry David's Gun. Można było poczuć się tutaj niczym dobrzy znajomi muzyków, którzy mieli szczęście wpaść przez przypadek na niewielki koncert tylko dla wtajemniczonych.
O ile aranżacja wnętrza W4 skracała dystans między twórcą, a odbiorcą, to zimna i surowa przestrzeń dawnej kotłowni w hali B64 budziła uczucie obcości i niedostępności. Było coś niekomfortowego już podczas wchodzenia do tego betonowego silosa, a potem schodzenia na dół po niewielkich metalowych stopniach. Te uczucia potęgowała prezentowana tutaj muzyka z pogranicza mrocznego ambientu i industrialu, jak na przykład występ Johna Lake'a, który ze stanowiska kilka metrów nad głowami widzów generował dudniące, syntetyczne dźwięki, które obrazował fragmentami groteskowych, satanicznych filmów. W tym - jednym z najmocniejszych występów festiwalu - było zarówno coś uwierającego, jak i niebezpiecznie uwodzącego.
Dwie nowe sceny rozbudowały przestrzeń festiwalu, ale tak naprawdę nie zmieniły atmosfery imprezy - przez wielu odbiorców uchodzącej za unikatową w skali całego kraju. Bywalcy cenią bowiem Soundrive za kameralny klimat, gdzie wielu uczestników zna się choćby z widzenia, brakuje znanej z innych imprez tego typu gorączki, koncerty ogląda się bez pośpiechu, a zrelaksować można się w wyjątkowej scenerii gdańskiej stoczni.
Rodzime odkrycia i zagraniczne perełki
Polskie kapele nie były wcale gorsze od swoich zagranicznych kolegów, a możliwość zobaczenia części z nich na żywo dla wielu widzów musiała być niemałym muzycznym odkryciem. Neal Cassady ze swoim zespołem grali niczym hardrockowi wyjadacze z południa Stanów, Bownik w zaskakujący sposób połączył bluesowy wokal z ambitną muzyką klubową, a Skonkatank porwało młodzieńczą energią i talentem do tworzenia wpadających w ucho rockowych kawałków. Słuchając wokalistki Erith, która etniczne śpiewy łączy z transową elektroniką, folk-bluesowego Henry David's Gun, hipnotyzującego swoją pełną emocji muzyką Daniela Spaleniaka czy psychodeliczno-rockowych kawałków The Moondogs trudno było nie stwierdzić, że młoda polska alternatywa stoi na naprawdę dobrym poziomie. I to właśnie w kierunku jej prezentacji na jeszcze większą skalę powinni pójść organizatorzy festiwalu Soundrive podczas przyszłorocznych edycji.
Zobacz, jak zapowiadaliśmy Soundrive Fest 2016 >>>
Miejsca
Wydarzenia
Zobacz także
Opinie (17)
-
2016-09-04 21:56
super klimat prosze pana
nie wiem czy pan zna, to sa lata 90te! my teraz tylko tak imprezujemy
- 1 1
2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.