- 1 Majówkowe świętowanie, ale bez parady (63 opinie)
- 2 Gdański Żuraw otwiera się po remoncie (25 opinii)
- 3 Co robić w długi weekend w Trójmieście?
- 4 Zamknięto jedyną ukraińską dyskotekę (159 opinii)
- 5 Majówka: pomysły na jednodniowe wycieczki (46 opinii)
- 6 Pchli Targ w Oliwie rozpoczął sezon (55 opinii)
Kiedyś to był śmigus-dyngus! Dziś tradycja zanika i... chyba dobrze
Wiadra i węże ogrodowe, hektolitry wylanej wody, ubrania przemoczone do suchej nitki i absolutnie żadnej taryfy ulgowej dla przechodniów błagających o "litość" - tak jeszcze kilkanaście lat temu lany poniedziałek obchodzono nie tylko w Trójmieście, ale i w całej Polsce. Dziś śmigus-dyngus ma wymiar jedynie symboliczny, a ci, którzy pamiętają jego złote czasy, jakoś nie marzą o wskrzeszeniu dawnych zwyczajów. Przynajmniej nie w takiej formie, w jakiej były praktykowane przez dziesięciolecia.
Dzień bezkarnego oblewania kobiet
Dziś śmigus-dyngus kojarzy nam się wyłącznie z polewaniem wodą. Kilkadziesiąt lat temu w wielu zakątkach kraju, szczególnie na wsiach, obchodzono go jednak zupełnie inaczej. Tradycja ta niejednokrotnie pozostaje nadal żywa.
- Śmigus-dyngus kojarzy mi się ze zdartymi do krwi kostkami - wspomina Zofia, rocznik 1941. - Jako dziecko mieszkałam na pałuckiej wsi, niedaleko Biskupina. W poniedziałek wielkanocny, po porannej mszy, chłopcy biegli za dziewczynami i lali je po nogach wierzbowymi witkami. Ile sił w rękach! Wracałyśmy do domu mocno poranione, co nikogo nie bulwersowało. Z reguły na wejściu obrywałyśmy jeszcze wodą od ojców i braci, bo inaczej obchody śmigusa-dyngusa byłyby niepełne. Było to nierówne świętowanie, bo bawili się tylko chłopcy. Dziewczynom do śmiechu nie było.
Pani Halina, obchodząca w tym roku 50. urodziny, bita po nogach nie była, jednak również nie ma miłych skojarzeń ze śmigusem-dyngusem.
- Każde wyjście do kościoła w drugi dzień świąt było wyzwaniem - dodaje Halina, od dziecka mieszkająca na Witominie. - Kobiety szły w obstawie ojców i braci, ale towarzystwo wyposażone w wiadra nie bało się nikogo. Pamiętam, że pewnego roku, kiedy msza dobiegała końca, zaczęłyśmy się z siostrami cieszyć, że nam się upiecze. Radość była przedwczesna - na kobiety wychodzące z kościoła przy wyjściu czekali ministranci wraz z wikariuszami. Kiedy wróciłam do domu, mokre miałam nawet majtki.
Butelki po szamponie, płynie do naczyń i woda z kanału
Marek wychowywał się na gdańskich Siedlcach. Najbardziej aktywny w celebrowaniu śmigusa-dyngusa był w latach 1985-1992.
- W latach 80. nie było plastikowych pistoletów, jajeczek czy innych wynalazków do kulturalnego polewania wodą - pojawiły się u nas w powszechnej sprzedaży później - opowiada Marek. - No ale Polacy to kreatywny naród, więc nigdy z kolegami na brak sprzętu nie narzekaliśmy. Pamiętam, że ja sam biegałem z butelkami po szamponie Familijnym i Ludwiku - były w miarę spore, plastikowe, więc wygodne w użytkowaniu. Jeden z kolegów przyniósł raz plastikowy, 5-litrowy kanister. Jak my mu zazdrościliśmy! Jeśli ktoś zastanawia się, jaka była skala tego oblewania, to donoszę, że uczestniczyli w tym wszyscy. W poniedziałek wielkanocny na ulice wylegały hordy młodych chłopaków, nastawionych na jedno - oblewanie jak największej liczby dziewczyn.
Skąd młodzi ludzie brali wodę, skoro przelewali jej aż tyle?
- Skąd się dało - odpowiada Tomek (rocznik 1972). - Dosłownie! Wbijaliśmy się na podwórka domów jednorodzinnych, bo tam z reguły były krany, do których podłączało się węże ogrodowe. Jeśli biegaliśmy po mieście, a takich kranów nie było, braliśmy wodę z Kanału Raduni, z Motławy, z fontann. I ta woda lądowała potem na jasnych garsonkach pań, które w poniedziałek wielkanocny wychodziły z kościoła. Bo żadna kobieta przy zdrowych zmysłach raczej nie opuszczała tego dnia domu bez wyraźnej potrzeby, a wizyty w kościele odpuścić nie można było.
- Zdarzało się, że po takim ataku sukienki, garsonki czy płaszcze były trudne do odratowania - dodaje Marta, siostra Tomka. - Stroiłyśmy się, bo takie to były czasy. Na Wszystkich Świętych zakładało się pierwszy raz nowe ubrania i buty zimowe, a w Wielkanoc szło się do kościoła w nowych, odświętnych ubraniach wiosennych. No i niestety, niejednokrotnie podczas takiej wielkanocnej prezentacji na tych naszych wyszarpanych pod ladą ubraniach lądowała woda z kałuży. Dziś wydaje mi się to wybrykiem chuligańskim, wtedy reagowałyśmy złością, ale towarzyszyła temu też jakaś chora ekscytacja.
W śmigus-dyngus w ruch szły wiadra, butelki, kanistry, ale też co bardziej kreatywni znajdowali bardziej wysublimowane sposoby na zaskoczenie swoich ofiar. Chociaż wysublimowane to dość grzeczne określenie.
- Dzisiaj, gdy przypominam sobie wybryki moje i moich podwórkowych kumpli, to łapię się za głowę, jak mogliśmy być aż tak nieodpowiedzialni - opowiada Jakub (rocznik 1975). - Wychowałem się na gdańskiej Morenie, na jednostce B. W śmigus-dyngus wchodziliśmy na dach wieżowca przy ul. Amundsena, napełnialiśmy wodą prezerwatywy marki Eros i zrzucaliśmy je z dachu. Gdy szli "cywile", zawsze staraliśmy się celować tak, aby nie stworzyć niebezpieczeństwa, ale dla chłopaków z konkurencyjnej bandy podwórkowej nie mieliśmy litości. Prezerwatywy lądowały tuż pod nogami. Na szczęście nikogo nie trafiliśmy, ofiar w ludziach nie było. Inną dyngusową atrakcją było oblewanie ludzi w autobusie. Autobus podjeżdżał na przystanek, kierowca otwierał drzwi i wtedy wyskakiwała banda zza kiosku Ruchu. Szybka akcja i jeszcze szybszy odwrót. Cóż, tak się wtedy bawiła młodzież - dodaje Jakub.
Chuligaństwo deluxe, czyli sąsiad z perfumami
Nie wszyscy mężczyźni byli chuliganami, którzy wykorzystywali śmigus-dyngus do tego, aby bezkarnie oblać żonę, córki czy siostry. Zdarzali się też dżentelmeni.
- Mój sąsiad zawsze wpadał do nas z samego rana i spryskiwał każdą z pań (mamę, moje trzy siostry i mnie) swoimi perfumami - wspomina Agnieszka, która dzieciństwo spędziła na Chyloni. - Wiem, że były to bardzo drogie perfumy, bo sąsiad był kapitanem na kontenerowcu i przywoził sobie najbardziej ekskluzywne zapachy z całego świata. Kombinowałyśmy potem z siostrami przez kilka dni, żeby myć się tak, aby ten zapach pozostał na skórze jak najdłużej. Mama była na nas o to wściekła, ale jakimś cudem zawsze pachniała perfumami sąsiada dłużej od nas.
Śmigus-dyngus dopadał też tych, którzy z domu nie wychodzili. Nawet do kościoła.
- Tata zajmował wysokie stanowisko w Komitecie Wojewódzkim PZPR, więc chociaż mama utrzymywała, że jest wierząca, to do kościoła nie mogliśmy chodzić. Uliczne polewanie nam zatem nie groziło, bo w poniedziałek wielkanocny nie ruszaliśmy się z domu - wspomina Martyna z Kamiennej Góry. - Nie oznacza to, że nas tradycja ominęła! W każdy śmigus-dyngus każdą z domowniczek moi bracia, pod przewodnictwem taty, wyłapywali i wrzucali do wypełnionej zimną wodą wanny. Pamiętam, że kiedyś udało mi się przed nimi schować przez cały dzień. Dopiero kiedy wieczorem wyszłam wyprowadzić psa do ogrodu, złapali mnie i wrzucili do beczki na deszczówkę.
Wygaszenie tradycji, za którą nie będziemy tęsknić?
Dziś tradycja oblewania się w lany poniedziałek wygasa. Sporadycznie można spotkać na mieście dzieci z pistoletami na wodę czy butelkami, ale ich działania rzadko podpadają pod wybryki chuligańskie. A takie w ostatnich latach często się zdarzały.
- Nawet kilkanaście razy dziennie wzywaliśmy policję, bo chuligani z wiadrami napadali na naszych klientów. Regularnie zdarzały się też ataki na wiernych wychodzących z bazyliki Mariackiej po zakończonych mszach - opowiada Joanna, przed pandemią pracująca jako kelnerka w jednej z restauracji przy ul. Piwnej w Gdańsku.
Ci, którzy doświadczyli śmigusowo-dyngusowej zabawy wtedy, kiedy była ona u szczytu świetności, raczej nie będą za nią tęsknić.
- Czasy się zmieniły i dziś wielu z nas nie może pozwolić sobie na paradowanie po mieście w ubraniach przemoczonych do samych majtek. Ludzie, którzy w wielkanocny poniedziałek wychodzą na ulicę, niekoniecznie wracają z kościoła do domu, ale bardzo często jadą do pracy czy na spotkanie z rodziną - komentuje Marcin. - Czasy, kiedy sam biegałem z wiadrami po mieście, zawsze będę wspominał z nostalgią, ale nie chciałbym, aby w ten sposób zachowywali się moi synowie. Niemniej w zaciszu domowym śmigusa-dyngusa zamierzamy świętować do ostatniej suchej nitki.
Wielkanocne tradycje
Rozpocznij quizOpinie (317) ponad 50 zablokowanych
-
2021-04-05 09:36
Będąc u babci na wsi, wzięliśmy z bratem szlauch. (3)
Przymocowaliśmy go do płotu i kiedy szedł nielubiany przez nas sąsiad babci, właśnie do kościoła, brat odkręcił wodę. Facet cały mokry i delikatnie mówiąc, wkurzony, wrócił do domu. Nam się oczywiście dostało, ale wspominamy to do dziś.
- 24 9
-
2021-04-05 10:54
Nie szlauch tylko wonsz. (2)
- 2 2
-
2021-04-05 11:26
Chyba wiem lepiej, co wzięłam. (1)
- 4 0
-
2021-04-05 11:42
Wensza miał somsiad
W renku
- 6 0
-
2021-04-05 09:36
(1)
Smieszne ze 10 lat temu mówili na nas dzieci internetu .....
- 16 6
-
2021-04-06 14:45
dzieci neostrady hehe
- 1 0
-
2021-04-05 09:37
Wiele tzw. tradycji jest przereklamowanych
i przecenianych i niczemu dobremu nie służą. Akurat to oblewanie ludzi wodą przez hordy niewyżytych małolatów było i**otyczne
- 41 19
-
2021-04-05 09:55
Dziś społeczeństwo donosicieli (5)
Ktoś kogoś obleje wiadrem to ofiara zaraz na policję zadzwoni, konfidenci wszędzie
- 44 36
-
2021-04-05 10:07
Spadła też w Polsce przestępczość. (1)
Nie strach w piwnicy roweru trzymać, wyjść na ulicę wieczorem, często wiata autobusowa może przetrwać lata a nie do pierwszego weekendu. Naprawdę niech się społeczeństwo obywatelskie, zwane tu "konfidentami" rozwija i rośnie w siłę.
- 19 5
-
2021-04-05 11:06
Spadła przestępczość bo społeczeństwo się bogaci i w teorii jest mądrzejsze i bardziej rozwinięte a nie z powodu konfidentów. Konfitury to dno i margines społeczny!
- 4 8
-
2021-04-05 10:13
I bardzo dobrze (2)
Nie tylko bym zadzwonił na policję ale wytoczyłbym Ci sprawę w sądzie, wydałbym nieproporcjonalnie wiele na prawników, nawet jeśli hu mi się to nie miało nigdy zwrócić. Nawet bym wziął kredyt żebyś tylko musiał łazić po sądach i miał problemy. Oblej mnie i sprawdź
- 14 12
-
2021-04-05 10:57
chyba nie wiesz ile kosztuja prawnicy
to nie biedronka gdzie poszalejesz za stowke
- 4 3
-
2021-04-05 11:07
Jaką trzeba być łajzą żeby iść na policję bo ktoś oblał wodą. Dziś śmigus dyngus i oblewanie ludzi wodą to normalność!
- 8 7
-
2021-04-05 09:57
(1)
"Mama była na nas o to wściekła, ale jakimś cudem zawsze pachniała perfumami sąsiada dłużej od nas."
Teraz pomyśl dlaczego sąsiad wchodził wam do domu :-)- 39 3
-
2021-04-06 14:46
ta historia mnie rozbiła na atomy
Tata Agnieszki...
- 1 0
-
2021-04-05 10:03
To prymitywny zwyczaj, często przypominający bardziej zwykłe chuligaństwo. (2)
Dobrze, że Śmigus Dyngus, odchodzi w zapomnienie, nie każdy zwyczaj jest wart kontynuacji.
- 43 30
-
2021-04-05 10:24
a łażenie po ulicach i blokowanie ruchu to nie chuligaństwo ?
- 10 9
-
2021-04-05 11:28
Właśnie przez chuliganów zwyczaj zanikl
- 3 3
-
2021-04-05 10:10
(1)
Dobrze, że to już zanika. Lata 90 były najgorsze.
- 28 33
-
2021-04-05 10:11
To prawda
Lata90 wyprodukowały najwięcej przestępców i patologii
- 8 14
-
2021-04-05 10:12
(2)
Ludzie jadą do kościoła tramwajem, otwierają się drzwi- wpadamy grupką, około 10 osób, każdy z wiadrem. Wybieramy same dorodne młode panny - nie zostawiamy suchej nitki. Misja wykonana. Ehh to były czasy (bez internetu, smartfonów itp) - jakieś takie, lepsze...
- 33 43
-
2021-04-05 11:30
(1)
Właśnie przez takich debiIi ten zwyczaj stracił sens.
- 13 7
-
2021-04-05 11:58
Sam jesteś d**il. Panny szczęśliwe, tylko przemoczone, my też. Tradycja umarła jak władza zaczęła karać niewinnych z wiaderkami.
- 7 13
-
2021-04-05 10:13
Dyngus zanika, a jakieś hamerykańskie śmalentynki mają się coraz lepiej ha...ha...ha...
- 23 11
-
2021-04-05 10:14
Głupia tradycja wczesnego średniowiecza dobrze ze społeczeństwo dorasta (2)
- 31 31
-
2021-04-05 10:22
kup sobie walentynkę (taką sztuczną laleczkę) i baw się dobrze (1)
- 8 5
-
2021-04-05 10:43
Już dawno dobrze nie było
A tak to chociaż raz w roku można było zmoczyć
- 1 3
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.