• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Test Smaku: Trafik z małymi niedociągnięciami

Beata Testsmaku
27 maja 2015 (artykuł sprzed 9 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Test Smaku: niebanalne i smaczne Dwie Zmiany

W kolejnym odcinku cyklu Test Smaku odwiedzamy restaurację Trafik zobacz na mapie Gdyni w Gdyni. W ubiegłą środę pisaliśmy o Morskiej w Sopocie, za tydzień w środę opiszemy nasze wrażenia z restauracji Casino Diner w Gdańsku (już tam byliśmy). Nasze recenzje są subiektywne, ale szczere - wszystkie restauracje odwiedzamy anonimowo, bez zapowiedzi i na własny koszt.



Trafik Jedzenie & Przyjaciele znajduje się w sercu Gdyni, przy Skwerze Kościuszki, nieopodal bulwaru, w starej kamienicy. Nie sposób tutaj nie trafić.

Jakie jest wnętrze? Nieduże, z otwartą kuchnią, dość eleganckie. Ciekawie połączono nowoczesne elementy ze ścianami z czerwonej cegły. Oryginalnie prezentują się półki zawieszone za barem i duży regał na butelki z winem. Aranżacja wpisuje się w najnowsze trendy, mimo że Trafik istnieje już 7 lat. Za pomysł na uniwersalny, ponadczasowy wystrój należą się duże brawa.

Menu raczej klasyczne, bez zaskoczenia. Proponowane dania można znaleźć w prawie każdej restauracji. Powiało nudą - szczerze mówiąc - i mieliśmy problem ze zdecydowaniem się na konkretne potrawy, bo nic nie zachęcało, nie intrygowało, nie rozbudzało ciekawości.

Zdecydowaliśmy się na:
- Żurek (12 zł);
- Zupę tajską (19 zł);
- Dorsza atlantyckiego z domowymi frytkami (42 zł);
- Stek z ziemniakami i warzywami (55 zł);
- Quiche ze szpinakiem (10 zł);
- Deser - Fudge Cake (19 zł);
- Napój imbirowy (7 zł);
- Wodę (10 zł/0,7 l).

Żurek bez wyrazu, mdły, ani kwaśny, ani pieprzny. To taka dziecięca wersja tej popularnej polskiej zupy. Na szczęście plasterki białej kiełbasy, które dodano do niego dość obficie, w minimalny sposób uratowały tę potrawę. Jednak kolejny raz, gdy będziemy mieli ochotę na żurek, na pewno nie pójdziemy do Trafika. Sztandarowa polska zupa powinna być idealna, a tym bardziej w wykonaniu zawodowego kucharza.

Zupę tajską zamawiamy ostatnio dość często, bo to w wielu miejscach jedno z ciekawszych dań w karcie. Da się odczuć nadchodzący do Trójmiasta trend na fascynację kuchnią Dalekiego Wschodu, który od dłuższego już czasu jest popularny w stolicy. Uznaliśmy, że warto sprawdzić, jaką wariację proponuje tutejszy szef kuchni. Jaka była tajska w Trafiku? Całkiem do rzeczy. I pikantna, i esencjonalna, i bogata w różnorodne smaki, z kilkoma kawałkami wołowiny. W ogólnym odczuciu i aromatycznym, i smakowym, i wizualnym oceniamy tę zupę jako udaną.

Quiche ze szpinakiem i gorgonzolą na kruchym cieście bardzo smaczny. Takie domowe połączenie poprawnego, niewysuszonego ciasta z dobrze doprawionym, bogatym w smaki farszem. I porcja całkiem do rzeczy jak na zaspokojenie pierwszego głodu, więc jak najbardziej polecamy.

Stek niestety trochę zbyt twardy. Żuło się go długo, a jak wiadomo, takie jedzenie steków nie wiąże się z żadną przyjemnością. Sposób przygotowania i doprawienia mięsa też nie zachwycał. W porównaniu z ogromem pochłoniętych przeze mnie steków ten z Trafika uplasował się na niskiej pozycji mojego rankingu. Za to dodatki, czyli marchewka, pietruszka, fasolka szparagowa - świetne. Miękkie, delikatne, bardzo ładnie podane. Domowe frytki nie przypominały tych z paczki, więc za to niewątpliwy plus. Szkoda tylko, że było ich tak niewiele.

Dorsz trochę wysuszony, a szkoda, bo był to porządny, smakowicie się prezentujący kawałek ryby, na który miałam tego dnia wielką ochotę. Na szczęście w połączeniu ze znakomitą sałatką i smacznymi ziemniakami całość była naprawdę przyjemna. Sałatkę przygotowano z kruchych, pachnących liści sałaty, słodkich pomidorów koktajlowych, plasterków soczystej gruszki, a całość oblano kilkoma kroplami znakomitego dressingu.

Na desery można najpierw popatrzeć i nabrać na nie niebywałej ochoty, bo pięknie rozłożono je w szklanej witrynie. My zdecydowaliśmy się na ciastko, które w dniu naszej wizyty miało swój debiut w Trafiku. To taki malutki czekoladowy torcik. Nie za słodki, nie za suchy, kremowy, pełen czekoladowego smaku. Do kawy lub herbaty idealny. Jednak ta nieszczęsna cena! Nie rozumiem, czemu za takie maleństwo i to nieprzygotowywane na miejscu, żąda się aż 19 zł?

Z jedzeniem w Trafiku jest jak z obsługą. Z jednej strony może i jest smacznie, ale z drugiej wyłania się szereg podstawowych niedociągnięć, które w miejscu, które istnieje już jakiś czas, nie powinny się zdarzyć. I właśnie - obsługa. Ja rozumiem, że niektórzy są po prostu wyluzowani, ze swobodnym podejściem do życia i powierzonych im obowiązków. Jednak luz i arogancja to, jak wiadomo, dwie zupełnie odmienne cechy. Najwidoczniej przez niektórych nie do końca dostrzegana jest ta różnica. Zresztą tego dnia w Trafiku wszystko było nie tak. Panował organizacyjny chaos, rozgardiasz i ogólnie mało kto ogarniał tę trudną sytuację. Na wszystko trzeba było długo czekać. Niektórzy goście nawet nie doczekali się menu, więc sami je sobie brali z baru. Jeśli jest tak na co dzień, to gratuluję podejścia i zbytniej pewności siebie. I jeszcze jedno, panowie kelnerzy, pamiętajcie, goście to nie dobrzy znajomi, kumple od kufla z piwem, to osoby, które liczą na profesjonalne, grzeczne i przede wszystkim kulturalne podejście. Myślę, że warto okazać im trochę więcej szacunku.

Podsumowanie
Trafik to doskonałe miejsce na wieczorne plotki z koleżanką przy kieliszku dobrego wina.
Jedzenie nie jest dopracowane. Być może wynikało to z dużej liczby gości, ale w moim przekonaniu kuchnia powinna trzymać najwyższy poziom każdego dnia i o każdej porze.
Na pewno obsługa powinna poważniej traktować swoje zajęcie, bo przez swoje nonszalanckie zachowanie wprowadzają niepotrzebny chaos, a goście nie czują się komfortowo.

Pierwsze wrażenie: 80 proc.
Aranżacja/wystrój: 90 proc.
Atmosfera: 80 proc.
Obsługa: 50 proc.
Estetyka dań: 70 proc.
Toalety: 70 proc.
Dla maluchów: 60 proc.
Smak: 65 proc.
Cena/zadowolenie: 75 proc.

Ocena ogólna: 3.8


Cykl "Test Smaku" powstaje we współpracy z serwisem testsmaku.pl. Odwiedzając restauracje, bez zapowiedzi i na własny koszt, chcemy prezentować szczere spojrzenie na trójmiejską gastronomię. Doradzimy, gdzie warto się wybrać, a które miejsca omijać. Nowa recenzja co środę!
Beata Testsmaku

Miejsca

Opinie (59)

  • Przyłączam się do większości poniższych opinii

    Potwierdzam, że obsługa potrafi być arogancka. Ostatnio kiedy poprosiłem o rozmienienie dziesięciu złotych do parkomatu potraktowano mnie wyjątkowo nieuprzejmie. W rezultacie zjadłem w innym miejscu i chyba długo tam nie zawitam. Natomiast ze smaku potraw byłem zadowolony.

    • 5 1

  • Zwykle nie marudzę jak Wolak, ale zaczyna mnie to śmieszyć. (10)

    Dorsz atlantycki w Lidlu - 40 zł /kg. Tutaj widzimy porcję na oko maksymalnie 200g przed obróbką. Plus parę kawałków ziemniaka i żałosna sałatka. Rezultat: 42 zł. Stek wygląda natomiast tak, jakby kucharz nie miał pojęcia co czyni. I ta cena... 55 zł. Dwa ziemniaki rozkrojone i kilka lasek fasolki, o matko! Kilogram wołowiny już pokrojonej w steki (rostbef, antrykot) to, znowu, w Makro ok. 40-45 zł. (nie tylko tam, na co dzień w nędznej Biedronce można akurat trafić niezłe steki) A można wybrać naprawdę ładne kawałki, które wychodzą soczyste i doskonałe. W Polsce znacząco wzrosła podaż wołowiny na steki, wybór nie jest problemem. Problemem jest natomiast to, że w restauracjach podaje się mięso smażone wprost po wyjęciu z lodówki, albo, co gorsza, po błyskawicznym rozmrażaniu. Taki "stek" zawsze będzie podeszwą.
    No i ta zastawa stołowa... Najbardziej podłe sztućce z Ikei, dobre do stanicy harcerskiej, a nie do restauracji. A może na odwrocie miały wybite "Społem"? :) W zestawieniu z cenami za bylejakie dania, te sztućce stanowią kropkę nad i.
    Do bani z takimi lokalami. Nie jestem krytyczny wobec wysokich cen, ale wobec wciskania kitu za nieadekwatną cenę.

    • 102 2

    • Niby Twoja wypowiedź ma ręce i nogi, ale... (7)

      Jak większość "ekonomistów" komentujących tutaj ceny nie mogłeś się oprzeć zacytowaniu cennika z Biedronki czy Lidla. Ja także uważam, że wysokie ceny w restauracji rzadko znajdują odzwierciedlenie poziomie oferty, ale argument, że stek w dyskoncie kosztuje ... jest dziecinny, bo najczęściej surowce w potrawie to mniejsza część kosztów. Niech każdy kto oczekuje steku w cenie tacki z Makro podanego w restauracji w centrum miasta, policzy sobie (ale zakładając pełen rok obrotowy a nie jeden obiad) wszystkie koszty które trzeba ponieść (najem, wyposażenie, pracownicy, surowiec, straty, narzuty, opłaty, koncesje itd.) a potem wyliczy jaki musi być dzienny obrót, aby wyjść na zero. Gwarantuję, że będzie to kwota mocno zniechęcająca.
      Osobiście, rzadko bywam takich lokalach, bo wolę zjeść tańszy posiłek w lokalu bez nadęcia, ale poniekąd rozumiem ich właścicieli i wcale im nie zazdroszczę.

      • 12 10

      • Nie raz widziałem jak (1)

        trójmiejscy "restauratorzy" robili zakupy w Biedrze. Następnym razem zrobię zdjęcia.

        • 12 0

        • myślę, że to nie jest problem. w końcu sami (tzn. ja akurat nie, bo mi nie po drodze) się tam

          zaopatrujemy, to dlaczego nie restauratorzy?

          • 3 0

      • Ale widzisz... (1)

        ...I ja, prywatnie, i restauracja możemy kupić ten sam surowiec w tych samych miejscach, np. w Makro. Oni nawet taniej, bo to ich koszt działalności. Rozumiem, że trzeba opłacić lokal i pracowników, i to nie ochłapami, bo ludzi należy wynagradzać przyzwoicie. Ale w zamian ten surowiec powinien zostać obrobiony w sposób perfekcyjny. A na zdjęciach widzę zwykłą popelinę. Danie z wołowiną można by prezentować jako przykład "jak nie powinien wyglądać i być podawany stek". Materiał jest tani, przystępny i przyzwoitej jakości (np. steki z Sokołowa, sam robię, wychodzą mi lepsze niż większość zjedzonych "na mieście"). To w zamian za ten cały narzut Klient ma prawo oczekiwać przemiany surowca w kulinarne cudo.

        Po prostu nie znoszę bylejakości w jedzeniu. I nie rozumiem dlaczego ludzie godzą się za nią płacić niemałe pieniądze. Moja ostatnia przygoda ze stekiem "wyjściowym" miała miejsce w Wawie, lokal Jeff's w Gal.Mokotów, środek dnia roboczego. Myślę sobie, ludzi aż pełno, pewnie dobrze karmią. No to wchodzimy z ludźmi z pracy, zamawiamy steki. I co? Nie porozmawialiśmy przy jedzeniu, bo każdy był zajęty żuciem i dyskretnym odpluwaniem w serwetki. I to mięsa 'medium-rare' (w moim przypadku). Nie rozumiem tego, bo kupując mięso do domu w dyskoncie, umiem wybrać i w banalny sposób przyrządzić na prymitywnej patelni kawałek wołu taki, że jest soczysty, miękki i poza kawałkiem tłuszczu nic nie zostaje na talerzu, bo zostaje pożarte z wielką satysfakcją. No k...! A do tego pieczony ziemniak z dodatkami(najlepszy z całości) i warzywa - uwaga - kilka kwiatków brokuła z wody. "Warzywa"... Naprawdę, takie jadłodajnie powinny zostać przegłosowane krokami ludzi je omijających. Ale, niestety, jeśli są w dobrej lokalizacji, to tłum i tak je odwiedza. Warszawa to najlepszy przykład, tam ilość miejscówek z jedzeniem jest niezliczona, po 17-18 codziennie tłok, ceny wysokie, a oferta w większości na kiepskim poziomie. Mimo to biznes kwitnie. Coś jak z tymi smażalniami nad Bałtykiem w wakacje.

        • 31 0

        • co do realizacji potraw masz całkowitą rację, ale niemniej czy źle zrobiona potrawa czy dobrze,

          koszty stałe trzeba ponosić.

          kompletnie natomiast nie rozumiem, dlaczego do potraw dołączany jest jeden ziemniak przekrojony na pół, ewentualnie na trzy.

          • 13 0

      • I otóż to!

        domorosłe ekonomisty i w ogóle spece od wszystkiego na tych forach.

        • 1 8

      • Proponuję sobie przypomnieć kawałek skeczu z Materną i Mannem sprzed kilkunastu laty kiedy bywali w Nowym Jorku.
        Wyglądało to w ten sposób że Materna na koszu od śmieci pod sklepem z "polską kiełbasą" na Jackowie wystawił pęto kiełbasy przywiezionej z Polski. Mann zapytał po ile ta kiełbasa, na co Materna odparł po 50 dolców kilogram, na to Mann skonsternowany zapytał, jak to, przecież obok w sklepie jest po 5 dolców. Na to z kolei Materna odparł, no wiesz, bilet do Nowego Jorku i z powrotem, 3 miesiące bez pracy, coś do domu musi przywieźć, więc wszystkie koszty plus jakiś zysk, no i tyle wyszło.
        Widzę zatem, że rozumowanie z tymi kosztami wciąż takie sam.

        • 16 0

      • "a potem wyliczy jaki musi być dzienny obrót"

        Może gdyby ceny były niższe by był coraz większy ?
        Ale zawsze lepiej sprzedać jedno danie i dłubać w nosie cały dzień.

        • 15 2

    • z ust mi to wyjąłeś

      • 7 0

    • I ta woda 10 zł/0,7 litra.

      Może to woda życia ze świętego źródła ?

      • 36 0

  • porcje coraz mniejsze (3)

    na talerzu pod stekiem doliczyłem sie 3 frytek + 3 strąki fasoli. szaleństwo

    • 28 0

    • a gil w kubeczku to pikuś ? (2)

      • 5 0

      • (1)

        sorki frytki sa z rybą, po stekiem to warzywa. nie zmienia to faktu że jest ich malutko

        • 1 0

        • 4 strączki fasolki, 1 marchewka rozkrojona, 0.5 (pół) pietruszki. Trudno to skomentować inaczej niż fotografią, jakże wymowną.

          • 7 0

  • Z niecierpliwością czekamy na recenzję wody (ostatnia pozycja). (1)

    • 50 2

    • a to zwykła kranówa była więc nie ma o czym pisać, każdy sam może spróbować

      • 8 1

  • A ja się chciałem zapytać: (7)

    Dlaczego autorka zrobiła zdjęcie potrawy z dorsza już pod koniec jego jedzenia a nie jak na talerzu była cała porcja?

    • 37 10

    • Taka mała bo to była ta tania za 42 złote ;)

      • 10 0

    • (3)

      bo to była już CAŁA porcja

      • 29 0

      • Jak to? (1)

        Tak bez surówki z kiszonej kapusty i kopca tłuczonych ziemniaków?

        • 8 10

        • Przede wszystkim to gdzie jest ryba ?

          • 11 1

      • nie gadaj!

        • 7 1

    • Stek się zsikał na talerzu...

      a ryba wygląda jakby ktoś kawałek odgryzł w kuchni :)

      • 12 1

    • Dobra szydera ;-)

      Z tym stekiem chyba podobna sytuacja.
      I do tego babeczka mistrza Jana albo coś w ten deseń za 20 zyla. Czad.

      • 22 0

  • sr*fik

    Ja i mój mąż nieźle odchorowaliśmy wizytę w Traficu.

    • 11 3

  • Byliśmy przy okazji urodzin brata. Zupa tajska moim zdaniem pyszna, wyrazista ale nie ostra. Dorsz moim zdaniem był nie doprawiony a steki twarde. Przepyszne były krewetki i schabowy - taki prawdziwy, domowy z rewelacyjną panierką. No i ceny trochę wysokie...

    • 21 1

  • My chcieliśmy kiedyś spróbować jedzenia, ale przez 15 min. siedzenia przy stoliku nie doczekaliśmy się nawet karty.

    Sorry, ale jak idę do restauracji to chcę być obsłużona, a nie sama szukać menu. A potem jest wymowne spojrzenie, że nie ma napiwku.

    • 48 0

  • Rozczarowanie... niestety.

    Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że obsługa jest słabą stroną restauracji. Miałam okazję współpracować z restauracją również przy okazji obsługi cateringu, gdzie jakość jedzenia była naprawdę dobra ale kelnerka w stroju sportowym naprawdę nie była na miejscu. Rozumiem że strój powinien być wygodny ale modnie podarte spodnie, różowa bluza i adidasy typu Air Max nie są chyba standardem.
    Goście w garniturach naprawdę byli zniesmaczeni.
    Jedzenie w restauracji jest smaczne. Na chwile obecną jest w Gdyni jest wiele konkurencyjnych restauracji, więc idąc na spotkanie ze znajomymi czy obiad z rodziną nie wybieramy już restauracji Trafik.

    • 28 0

  • Krótka recenzja: jedzenie w Trafiku jest poprawne, bez szaleństw. Nazwa restauracji pretensjonalna.

    W Trafiku "Przyjaciół" nie ma, jest jedzenie - brakuje jeszcze dodać słowo "serdecznie" i idealnie się miejsce wpasuje w aktualne trendy nowomowy.

    • 14 1

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

South Molo Festival - Delfinalia 2024 (5 opinii)

(5 opinii)
105,22 zł
hip-hop, festiwal muzyczny, w plenerze

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

ADELE - Tribute from London by Stacey Lee

148 zł
Kup bilet
pop

Katalog.trojmiasto.pl - Nowe Lokale

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Jedyny koncert zespołu Roxette w Trójmieście odbył się w :