- 1 Co Jason Momoa robi w Gdańsku? (37 opinii)
- 2 Gdzie gdańszczanie imprezują w weekend? (44 opinie)
- 3 Imprezy rodzinne, za które trzeba płacić (75 opinii)
- 4 Grzechy gastronomii: kto winny? (206 opinii)
- 5 Królestwo Planety Małp: bywało lepiej (34 opinie)
- 6 Piją piwo na stadionie. Hevelka ruszyła (105 opinii)
Tymański Yass Ensemble: kosmos i jazz
30 listopada 2009 (artykuł sprzed 14 lat)
Koncert Tymański Yass Ensemble to był pewniak. Taki skład musiał zagrać coś niesamowitego. Tak też się stało. Gdyńska Cyganeria uniosła się w niedzielny wieczór w kosmiczną przestrzeń.
- A przy mikrofonie nestor kosmicznego jazzu, Przemek Dyakowski. Kosmos i jazz! - rozpoczął Ryszard Tymon Tymański niedzielny koncert. Rzeczywiście, było to objawienie muzyki tak wspaniałej, że poczułem się jakby żywcem porwano mnie w kosmos. Gdyńska Cyganeria uniosła się wysoko i poszybowała na orbitę, gdzie nie dochodził zgiełk miasta i
ponurość końca kolejnego, jesiennego tygodnia. Yass Ensemble byli jak zaklinacze czasoprzestrzeni, w której tylko, co jakiś czas, za oknem, przemykał autobus.
Nie będę ukrywał, od samego początku był to dla mnie pewniak. Taki skład trzeba usłyszeć na żywo! Na samym przedzie sekcja dęta. Na trąbce Antoni "Ziut" Gralak, sopran i flet - Aleksander Korecki, tenor i tuba basowa - Irek Wojtczak. Wspaniale, z wielkim wyczuciem i przyjacielskim wsparciem wymieniali się prowadzeniem na scenie. Podejmowali tematy wspólnie, przez co nabierały niezwykłej mocy, krzyżowali dźwięki lub ustępowali pola przed kolejnymi, solowymi popisami. W tle wspaniała, pink freudowska sekcja rytmiczna czyli Kuba Staruszkiewicz i Wojtek Mazolewski. A w samym środku, spajający wszystko i wszystkich w idealną całość, tym razem na gitarze, Ryszard Tymon Tymański.
Grali bardzo melodycznie, a jednocześnie, stopniowo prowadzili słuchaczy w rejony freejazzowe, by znów za chwilę, uderzyć potężnym riffem. Tymański "czarował" na gitarze, zarówno w solowych popisach jak i pomysłach na kolejny krok w rozwinięciach poszczególnych utworów. Była to muzyka transowa, pełna niepokoju, a zarazem porywająca. Coś jakby elektroniczny, rozimprowizowany Miles Davis zaprosił do współpracy Angelo Badalamentiego. Tak, zdecydowanie wśród publiczności mógłby zasiąść David Lynch i być bardzo ukontentowanym.
Właśnie, jedynie publiczność stanowiła problem, bo jej po prostu prawie że nie było. Tymański grał w latach dziewięćdziesiątych z Miłością w Cyganerii wielokrotnie i jak sam mówił - był ful. Czemu w niedzielny wieczór nie był? Cenię Tymona Tymańskiego nie tylko jako muzyka i lidera wielu wspaniałych projektów, ale też jako wykwintnego szydercę. Wcale się nie dziwię, że obrasta w coraz większy cynizm, skoro znów świetni muzycy muszą nawoływać o ich wysłuchanie. A zresztą: "tak czy siak - nieistotne, ludożerka nie wykuma nic, a krytyk zasnął sorry, najeb.... się" - jak śpiewał z Kurami w piosence "Mój dżez".
Miejsca
Wydarzenia
Opinie (14)
-
2009-12-01 20:59
najlepsi byli kolesie kibole co przyszli na ostatnie 20 minut koncertu
dobrze się bawili
- 3 1
2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.