• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wszyscy kochamy smutne piosenki - Kortez wystąpił w B90

Patryk Gochniewski
20 kwietnia 2018 (artykuł sprzed 6 lat) 
Kortez jest w bardzo dobrej formie. Pozbył się nawet tej maniery śpiewania przez nos. Bardzo dobrze poprowadził swój występ, w którym nowe piosenki przeplatał z bumerangowymi hitami, jak "Zostań", "Wracaj do domu" czy "Z imbirem". Kortez jest w bardzo dobrej formie. Pozbył się nawet tej maniery śpiewania przez nos. Bardzo dobrze poprowadził swój występ, w którym nowe piosenki przeplatał z bumerangowymi hitami, jak "Zostań", "Wracaj do domu" czy "Z imbirem".

Kortez jest obecnie jednym z najpopularniejszych polskich wykonawców. I nic nie zwiastuje zmiany tego stanu. Tym bardziej jeśli daje się tak dobry koncert, jak ten w B90. Wyprzedany do ostatniego miejsca.



Zanim jednak o samym bohaterze piątkowego wieczoru i jego kojącej, acz smutnej muzyce, trochę o publiczności. Korteza słucha dziś każdy. Dosłownie. Od najmłodszych, po najstarszych. Z najróżniejszych grup społecznych. I coś, co dla samego artysty jest wymierne pod względem popularności, sprzedaży płyt i kolejnych zer na koncie, w przypadku odbiorców już wcale takie wspaniałe być nie musi.

Piątek w B90 dobitnie to potwierdził. Nie ma co poruszać tematu telefonów, bo jest to walka z wiatrakami i tylko ostre restrykcje, które wprowadzają tacy wykonawcy, jak Fever Ray czy Jack White mogą przynieść zmianę w tej materii. Tym razem problem polegał na nieustannym gadaniu. Trudno było znaleźć miejsce, gdzie było przynajmniej dziesięć osób w pełni skupionych na tym, co dzieje się na scenie. I nie były to rozmowy jednozdaniowe. To były całe tyrady. Tym bardziej zaskakujące, że najgorzej zachowywała się ta dojrzalsza część widzów. Naprawdę, tu nie chodzi o obrażanie kogokolwiek. Ale odrobina przyzwoitości względem wykonawcy i pozostałych uczestników to naprawdę nie jest wygórowane wymaganie.


A teraz już zostawmy tę łyżkę dziegciu i skupmy się na miodzie. Bo to, co pokazał w stoczniowej hali Kortez, to była czysta przyjemność. Kortez, czyli Łukasz Federkiewicz, już trzeci rok cieszy się niesłabnącą popularnością. Jego trasy wyprzedają się na pniu, ludzie znają większość jego piosenek i jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych oraz rozchwytywanych wykonawców na scenie alternatywnego popu. Jest też świetnym przykładem na to, kolejnym już w historii zresztą, że Polacy kochają smutne piosenki. Nie disco polo, nie rock and rolla, tylko utwory o tym, że komuś jest źle.

Siłą Korteza jest to, że śpiewając o sobie, robi to w taki sposób, że praktycznie każda osoba może się z tym utożsamić. I druga płyta, "Mój dom", którą promował na piątkowym koncercie, jest tego najlepszym przykładem. Kontynuacją tematyki z debiutanckiego "Bumerangu", ale chyba jeszcze ciekawszą. Bo nie tak rozrzuconą stylistycznie, bardziej spójną i - uwaga! - przebojową. Ten dysonans pomiędzy brzmieniem a liryką naprawdę świetnie się sprawdza. Bo nie dostajemy obuchem, nie chcemy od razu rzucać się z mostu. Dostajemy czas na to, aby ten potężny emocjonalny ładunek przyswoić. Federkiewicz prowadzi nas za rękę, oswaja z tym smutkiem.

Świetnie pomagają w tym brzmieniowe pasaże, które pozwalają słuchaczom zebrać myśli, a jednocześnie swoją nienachalną przebojowością budują coraz lepszy nastrój koncertu. A ten był naprawdę świetny.

Kortez jest w bardzo dobrej formie. Pozbył się nawet tej maniery śpiewania przez nos. Bardzo dobrze poprowadził swój występ, w którym nowe piosenki przeplatał z bumerangowymi hitami, jak "Zostań", "Wracaj do domu" czy "Z imbirem". Nie zagadywał przy tym widzów, nie zaczepiał ich, to nie jego stylistyka. On po prostu siedzi przy klawiszach albo stoi z gitarą i śpiewa.

I robi to w sposób niezwykle prawdziwy. W tym także tkwi jego siła. Ludzie od razu kupili jego szczerość. A ci, którzy odrzucili go kilka lat temu w jednym z muzycznych talent show, muszą sobie dziś pluć w brodę, że przepuścili kurę, która mogła znieść im sporo złotych jaj. Jednak dla samego wykonawcy tamta porażka okazała się być sukcesem. Momentalnie został wyłowiony przez wytwórnię Jazzboy i tak rozpoczęła się Kortezomania.


Lubimy tę smutną muzykę, bo odnajdujemy w niej nas samych. Ale przede wszystkim lubimy Korteza za to, że nikogo nie udaje. To chłopak sprawiający wrażenie odklejonego od rzeczywistości, zatopionego we własnym świecie. Kawałek tego świata zobaczyliśmy w B90. Ten koncert był naprawdę na świetnym poziomie i jeśli muzyk utrzyma formę, to trasy wyprzedawać będzie dalej, nawet za kilka dekad.

Jest to też jeden z tych wykonawców, którego muzyka bardzo wiele zyskuje na żywo. Staje się bardziej przestrzenna, dosadna. Dzięki temu może przekonać do siebie jeszcze wiele osób, które słuchając nagrań studyjnych, nie do końca są przekonane do tej estetyki.

Miejsca

  • B90 Gdańsk, Elektryków

Wydarzenia

Zobacz także

Opinie (37) 2 zablokowane

  • Smutne?

    Może Bezczas Wydry, czy Zło Markowskiego?

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (1 opinia)

(1 opinia)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years!

159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Nocny bieg na 5 km po gdańskim lotnisku nazywa się: