• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jeden z najbardziej obiecujących młodych reżyserów

Tomasz Zacharczuk
12 października 2022 (artykuł sprzed 1 roku) 
Grzegorz Mołda w towarzystwie ekipy filmu "Zadra" na czerwonym dywanie w Gdyni. Absolwent Gdyńskiej Szkoły Filmowej podczas tegorocznej imprezy pokazał aż dwa swoje filmy. Poza wspomnianą "Zadrą" w Konkursie Głównym był też "Matecznik" w konkursie filmów mikrobudżetowych. Grzegorz Mołda w towarzystwie ekipy filmu "Zadra" na czerwonym dywanie w Gdyni. Absolwent Gdyńskiej Szkoły Filmowej podczas tegorocznej imprezy pokazał aż dwa swoje filmy. Poza wspomnianą "Zadrą" w Konkursie Głównym był też "Matecznik" w konkursie filmów mikrobudżetowych.

Sześć lat temu jego dyplomowy film "Koniec widzenia" znalazł się w sekcji najlepszych krótkometrażówek słynnego festiwalu w Cannes. Później słuch o nim zaginął, bo - jak sam przyznaje - narzucił sobie zbyt dużą presję. Grzegorz Mołda, absolwent Gdyńskiej Szkoły Filmowej, wrócił jednak z przytupem. Dwa jego filmy ("Matecznik" w konkursie filmów mikrobudżetowych i "Zadrę" w Konkursie Głównym) można było obejrzeć podczas 47. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Podczas gdyńskiej imprezy udało nam się porozmawiać z jednym z najbardziej obiecujących reżyserów młodego pokolenia w Polsce.



Repertuar kin w Trójmieście


Tomasz Zacharczuk: Można powiedzieć, że to twój wymarzony powrót do Gdyni, czyli do miejsca, w którym zdobywałeś reżyserskie szlify. Jesteś na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych i to od razu z dwoma filmami, co jest bardzo nietypową sytuacją. Chyba przyjemne uczucie?

Grzegorz Mołda: Zgadza się, to bardzo miły powrót. Szczególnie że mogę pokazywać swoje filmy w miejscu, gdzie tak naprawdę uczyłem się robienia kina. Na samym festiwalu w Gdyni nie byłem od lat. Ostatni raz pojawiłem się tutaj jeszcze przed pandemią, więc to podwójnie radosna okazja. Mogę nie tylko pokazać "Matecznik" i "Zadrę", ale również obcować ze świetnym jakościowo kinem i festiwalową publicznością. Obecność widzów, twórców i gwiazd rzeczywiście jest czymś bardzo przyjemnym.

Są przyjemności, ale i zapewne sporo obowiązków. Szczególnie że jesteś przecież w gronie debiutantów, więc niejako skupiasz na sobie podwójną uwagę. Nie tylko ze względu na dwa filmy, z którymi przyjechałeś do Gdyni. Jak to wygląda z twojego punktu widzenia?

Faktycznie, jest bardzo dużo obowiązków, na pewno sporo stresu, odpowiedzialności, ale również ekscytacji i radości. Obecność na festiwalu wiąże się z mnóstwem różnych emocji. Oczywiście uczestniczenie w pokazach, dyskusjach, spotkaniach czy konferencjach jest dosyć wymagające niekiedy, ale jednocześnie umożliwia zapoznanie się z dużą liczbą ciekawych filmów. Można spotkać interesujące osoby i przyjaciół niewidzianych od lat. Pomimo napiętego grafiku bardzo cieszę się, że tu jestem.

Tymon Tymański studentem Gdyńskiej Szkoły Filmowej Tymon Tymański studentem Gdyńskiej Szkoły Filmowej
Najpierw do konkursu "mikrobudżetów" trafił "Matecznik". Później do Konkursu Głównego organizatorzy dokooptowali cztery dodatkowe filmy, w tym twoją "Zadrę". Było zaskoczenie, że jednak udało się w trochę nadzwyczajnych okolicznościach znaleźć się w festiwalowej czołówce?

Przede wszystkim bardzo cieszę się, że właśnie w Gdyni mogę pokazać oba moje filmy. "Zadra" jest dla mnie niezwykle ekscytującym projektem i fakt, że właśnie tutaj pokazujemy ją szerszej publiczności, ma dla mnie wyjątkowe znaczenie. Szczególnie że film już zbiera pochlebne opinie. Zawsze w swoim zawodzie staram się i właściwie wciąż się tego uczę, by skupiać się głównie na przyjemności tworzenia kina i rozwijaniu pasji. My jako filmowcy na odbiór naszych dzieł nie mamy już większego wpływu, więc tę największą radość czerpiemy z samej możliwości prezentowania filmów. Oczywiście, jeśli później skutkuje to pozytywnym przyjęciem publiczności, satysfakcja jest o wiele większa.

Sześć lat temu Grzegorz Mołda rywalizował na festiwalu w Cannes o nagrodę za najlepszy film krótkometrażowy. Teraz wraca z projektami w pełnym metrażu. Sześć lat temu Grzegorz Mołda rywalizował na festiwalu w Cannes o nagrodę za najlepszy film krótkometrażowy. Teraz wraca z projektami w pełnym metrażu.
Twoim pełnometrażowym debiutem jest "Matecznik", czyli psychologiczny dramat o relacji dwójki osób. Dosyć wymagająca konwencja dla kogoś, kto wchodzi w świat kina i filmowych emocji.

Zawsze w centrum swojego opowiadania chcę umiejscowić człowieka. Zależało nam, aby opowiedzieć jak najgłębiej o relacji dwójki głównych bohaterów. Staraliśmy się również dosyć eklektycznie podchodzić do gatunku i nie zamykać się choćby na humor, którego adekwatne wykorzystanie w filmie - niezależnie od konwencji - zawsze jest wymagającym, a nawet ryzykownym zadaniem. Na pewno chciałbym kiedyś nakręcić pełnoprawną komedię. Staraliśmy się myśleć bohaterami, a gatunek i forma "Matecznika" zależały tak naprawdę od tego, co się dzieje pomiędzy ludźmi. Przy tworzeniu tego filmu nie chcieliśmy narzucać sobie sztywno ustalonego wcześniej konceptu.

W "Mateczniku" opowiadasz o związku pomiędzy recydywistą a jego wychowawczynią. Swoich bohaterów obserwujesz w tzw. mieszkaniu treningowym [inaczej "mieszkanie chronione" - jest formą pomocy społecznej, mogą trafić do niego m.in. osoby starsze, niepełnosprawne czy będące w trudnej sytuacji życiowej, mieszkanie zapewnia warunki do samodzielnego funkcjonowania, ale pod opieką specjalistów - przyp. red.]. Skąd taki pomysł?

Punktem wyjścia były rozważania dotyczące tego, czy jesteśmy w stanie zmusić kogoś do bliskości, i co jesteśmy w stanie zrobić, by tak się stało. Od początku czułem, że właśnie o tym chcę zrobić swój pełnometrażowy debiut. W pewnym momencie natrafiłem na mieszkania treningowe, w których są jasno określone reguły. Jest wychowawca i podopieczny. Uznałem, że tego typu relacja i właśnie w takich okolicznościach będzie dobrym miejscem do eksplorowania pytania: gdzie kończy się miłość, a zaczyna zniewolenie? Zastanawiałem się również nad konwencją dramatu rodzinnego, ale poczułem, że byłoby to zbyt dosłowne i bezpośrednie. Mieszkanie treningowe było także o tyle dobrym punktem wyjścia, że umożliwiało zamknięcie dwójki osób w konkretnym miejscu i przyglądanie się ich emocjom i relacjom.

Trójmiejska Trójmiejska "gangsterka" na małym i dużym ekranie
Mamy zamkniętą przestrzeń, jaką jest mieszkanie. Jest opowieść o emocjach. Film powstawał w czasie pandemii. Wszystkie te czynniki komponują się w spójną całość. Czy lockdown wpłynął jakoś na formę twojego filmu i samą historię?

Na pewno. Zdjęcia mieliśmy w czasie ostrego lockdownu, więc poczucie samotnego zamknięcia w domu dawało dodatkowe bodźce do tworzenia "Matecznika". Chyba wszyscy byliśmy wtedy w szoku, że spotyka nas sytuacja, którą do tej pory kojarzyliśmy głównie z hollywoodzkiego kina science-fiction. Oczywiście to pobudzało do myślenia nad filmem, ale scenariusz powstawał dużo wcześniej, więc pandemia nie była w tym przypadku główną inspiracją.

Trochę jednak przestraszyłem się takiej sytuacji, bo pomyślałem: "Cholera, to jest za blisko. Zrobiłem film o zamknięciu w mieszkaniu, a teraz mamy pandemię i lockdown. Nikt nie będzie chciał tego oglądać". Zresztą sporo wtedy rozmawiałem z moimi znajomymi o tym, czy pojawi się właśnie fala filmów osadzonych w pandemii i opowiadających o niej. Sądzę, że na szczęście do tego nie doszło. Może takie produkcje pojawią się za kilka, kilkanaście lat i skupią się głównie na społecznych i psychologicznych konsekwencjach takiej izolacji. Tak mi się wydaje. Wracając jednak do twojego pytania, uważam, że doświadczenia pandemiczne nie wpłynęły na kształt "Matecznika", choć na pewno ten kontekst sprawia, że jako widzowie możemy nieco głębiej wczuć się w klimat tej opowieści.

Z ciasnego, zamkniętego mieszkania niemal od razu wyszedłeś do znacznie większego filmowego projektu. "Zadra" to opowieść o młodej raperce, która stawia pierwsze kroki w muzycznym biznesie. Dlaczego wybrałeś akurat ten gatunek muzyczny?

Zwyczajnie - z mojej miłości do rapu, który towarzyszył mi już od dziecka. Na tej muzyce się wychowałem. Dziś świat rapu jest bardzo ekscytujący, różnorodny i niezwykle popularny w Polsce. Wydaje mi się, że obecnie jest to zdecydowanie bardziej pojemny gatunek niż jeszcze kilka lat temu. W moim filmie chciałem się bliżej przyjrzeć temu fenomenowi, ale z kobiecego punktu widzenia. Wywodzę się z domu, w którym było dużo kobiet i to wychowanie chyba odcisnęło na mnie piętno (śmiech). Uznałem, że w naszym kraju jeszcze nikt nie poświęcił wystarczająco dużo miejsca w filmie raperkom, dlatego potraktowałem tę perspektywę jako intrygujący pomysł na kino.

"Zadra" to film, w którym Grzegorz Mołda opowiada historię młodej dziewczyny, która chce przebić się do rapowego mainstreamu w Polsce. W tytułowej roli występuje Magdalena Wieczorek, a partnerują jej m.in. Margaret i Jakub Gierszał. "Zadra" to film, w którym Grzegorz Mołda opowiada historię młodej dziewczyny, która chce przebić się do rapowego mainstreamu w Polsce. W tytułowej roli występuje Magdalena Wieczorek, a partnerują jej m.in. Margaret i Jakub Gierszał.
Rapujących kobiet na polskiej scenie jest coraz więcej. Czy w jakiś sposób konsultowałeś z nimi swój pomysł na "Zadrę" i główną bohaterkę?

Inspiracji szukałem raczej w szerszym kontekście współczesnego rapu i kultury. Sądziłem, że dobrą drogą będzie skupienie się na postaci i budowanie jej od podstaw. W filmie doskonale widać współczesną obserwację, jak mocno pod górkę mają kobiety chcące zaistnieć w hip-hopie. Jak trudno jest im się przebić i skupić uwagę publiki na muzyce, a nie na innych atrybutach. Jako twórcy chcieliśmy być jak najbliżej naszej bohaterki i towarzyszyć jej w drodze do celu. Wierzę, że udało nam się wspólnie uwypuklić uniwersalny wymiar tej opowieści. To w gruncie rzeczy historia o spełnianiu marzeń.

Bardzo istotnym elementem twojego filmu jest naturalnie muzyka. Tworzył ją Przemek Jankowiek, znany trójmiejski producent, kojarzony choćby z Synów. Jak wyglądała wasza współpraca przy tym projekcie?

Robienie filmu jest zespołową grą i trudno określić te granice. Lubię ten typ współpracy, podczas której każdy od siebie czerpie nawzajem i się sobą inspiruje. Miałem sprecyzowany kierunek i wizję, jaką chcemy muzykę do filmu. Czułem, że Przemek jest odpowiednią osobą do tego przedsięwzięcia. Trochę się wcześniej znaliśmy, bo on przecież związany jest z Gdynią, ja tutaj studiowałem, nasze drogi niejednokrotnie się przecinały, ale nie było czasu, aby się bliżej poznać. Pomimo to w pełni mu zaufałem i jestem bardzo zadowolony z efektu. Warto dodać, że bardzo owocnie współpracował z nami również raper Żyto pod kątem tekstów piosenek. Sądzę, że teksty i muzyka w "Zadrze" dobrze oddają oblicze współczesnego rapu w Polsce. Bardzo mocno mi na tym zależało, bo mówimy przecież o filmie, w którym muzyka odgrywa jedną z kluczowych ról.

Titanic, CIA i Bollywood, czyli zagraniczni filmowcy w Trójmieście Titanic, CIA i Bollywood, czyli zagraniczni filmowcy w Trójmieście
W "Mateczniku" i "Zadrze" korzystasz przede wszystkim z młodych i nieznanych jeszcze szerokiej publiczności aktorów. Takich choćby jak świetnie wypadająca w roli początkującej raperki Magdalena Wieczorek. Celowo chciałeś postawić na mniej znane nazwiska? Chociaż pamiętajmy, że w "Zadrze" grają bardzo dobrze już kojarzony przez fanów polskiego kina Jakub Gierszał czy popularna wokalistka Margaret.

Wydaje mi się, że prawda i energia płynące z ekranu są najważniejsze przy tworzeniu filmu, a kluczowym zadaniem jest dobór odpowiednich osób do tego, by właśnie te emocje wydobyć. Miałem okazję i przyjemność pracować z młodymi, ale bardzo utalentowanymi ludźmi, przed którymi - wierzę w to mocno - są kolejne filmowe wyzwania. Casting do "Zadry" i "Matecznika" potraktowaliśmy bardzo serio, a z efektów jestem bardziej niż zadowolony.

Kiedy twoje filmy można będzie obejrzeć w kinie?

"Matecznik" jest na etapie ustalania konkretnej daty. Premierę "Zadry" zaplanowaliśmy 6 stycznia przyszłego roku.

Sześć lat temu miałeś bardzo mocne wejście w świat filmu. Twój dyplom na potrzeby Gdyńskiej Szkoły Filmowej znalazł się w ścisłym gronie najlepszych krótkometrażówek na festiwalu w Cannes. Jak to doświadczenie wpłynęło na ciebie i twoją karierę?

To na pewno wspomnienie na całe życie. Możliwość zetknięcia się z topowym kinem i poznanie wielu artystów, z którymi do dziś współpracuję, było czymś niezwykłym. To był mój pierwszy festiwal, na którym pokazywałem swój film. Miało to swoje dobre i złe strony. W pewnym momencie cała ta sytuacja mocno mnie przytłoczyła. Poczułem, że muszę się od tego trochę odciąć i zrzucić presję, którą sam na siebie poniekąd nałożyłem. Trudno było mi po Cannes znaleźć odpowiednią satysfakcję w projektach, za które się zabierałem. Zaczęła gdzieś uciekać pasja, która w zawodzie reżysera jest nieodzownym warunkiem samorealizacji.

Cannes było jednak niesamowitą przygodą. Trochę jak z bajki, bo nagle znalazłem się w miejscu, w którym możesz spotkać tuzy światowego kina i swoich mentorów. W moim przypadku byli to Haneke, Almodovar, Zwiagincew, którzy pokazywali wtedy swoje nowe filmy. Takim był też szef ówczesnego jury, Christian Mungiu, rumuński reżyser, który jest dla mnie gigantyczną inspiracją. Dzielenie się filmowymi wrażeniami w takich okolicznościach było bardzo motywujące i budujące.

Czy da się porównać festiwal w Cannes z tym w Gdyni?

Oczywiście, tu i tu dominują przecież miłość i pasja do kina. Festiwal w Gdyni jest największą imprezą, na której polskie kino pokazywane jest w takim stężeniu. Na pewno jakość polskich filmów nie ustępuje tytułom prezentowanym w Cannes, Karlowych Warach czy Locarno. Jeśli chodzi o rozmach organizacyjny, to rzeczywiście Cannes jest niepowtarzalne i wyjątkowe pod tym względem. To gigantyczna impreza. Jednocześnie to miejsce, które nie ulega żadnym trendom, bo samo takie trendy ustala. To jest chyba najbardziej magiczne w tym festiwalu.

Zaliczyłeś drogę z Gdyni do Cannes i z powrotem do Gdyni. Oba twoje filmy wkrótce wejdą do kin. Co byś doradził tym, którzy chcą pójść twoją drogą, a zaczynają ją właśnie tutaj - w Gdyńskiej Szkole Filmowej?

Może zabrzmi to banalnie, ale warto marzyć i spełniać te marzenia. Krok po kroku. Bez pośpiechu, narzuconej presji i dodatkowych wymagań. Ten zawód to przede wszystkim ciężka praca, którą należy wykonywać mozolnie i cierpliwie. Nawet jeśli 90 proc. rzeczy, które zrobisz, może się komuś nie spodobać, to warto przez to przejść właśnie dla tych pozostałych 10 procent. To naturalne, że przytrafią ci się gorsze i lepsze filmy, ale najważniejsze w tym jest to, by określić sobie już na początku, jakie kino chcesz robić i co sprawia ci przyjemność. Czy szukasz poklasku i nagród, czy pasji i radości z samego obcowania z kinem? Dla mnie kluczowe jest obcowanie blisko z człowiekiem - zarówno tym na ekranie, gdy jest bohaterem moich filmów, jak również z tym, który je później ogląda. Na tym w kinie mi najbardziej zależy.

Wydarzenia

47. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych

festiwal filmowy

Opinie (5) 3 zablokowane

Wszystkie opinie

  • Opinia wyróżniona

    Oba filmy dość średnie, ale ciekawe. Trzymam kciuki za dalszą karierę

    • 5 5

  • Opinia wyróżniona

    Powodzenia

    • 2 4

  • Jakiś napompowany talent

    • 1 0

  • Miłość do rapu - od dziecka.

    Wyrazy współczucia.

    • 2 0

  • Ta szkoła to żenada

    • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Sea You 2024

159 - 209 zł
Kup bilet
festiwal muzyczny

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (7 opinii)

(7 opinii)
169 zł
Kup bilet
pop

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d."

89 - 129 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Uważa się, że bagietka została wymyślona za czasów Napoleona i była praktyczna bo: