Po ogromnym sukcesie wiosennej trasy koncertowej, promującej płytę "Życie po śmierci", O.S.T.R postanowił ponownie zaprezentować publiczności ten jakże ważny dla siebie album, opowiadający o jego zmaganiach ze śmiertelną chorobą. Wraz ze swoim siedmioosobowym zespołem zagrał akustycznie w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim i znów przyciągnął tłumy.
Wiosną w GTS-ie Ostry wystąpił dwukrotnie, dzień po dniu wyprzedając oba koncerty do ostatniego miejsca. Bilety na pierwszy z nich rozeszły się w ciągu zaledwie kilkunastu godzin. Podobnie było w przypadku 23 innych występów w 5 miastach. I nie ma się co dziwić, bo fani mieli wiele powodów, by tłumnie stawić się pod sceną. Począwszy od szczerej potrzeby Ostrego podzielenia się najbardziej osobistym albumem w swojej karierze, poprzez mocny przekaz zawarty w tekstach, na wyjątkowych aranżacjach utworów kończąc.
A te trzeba przyznać zostały przygotowane z wyjątkową starannością, choć nie było to łatwe zadanie. W końcu oddanie dynamiki, tempa i melodii hiphopowych kawałków przy akompaniamencie klasycznych instrumentów jest nie lada wyzwaniem - nawet dla absolwenta Akademii Muzycznej, którym przecież jest Ostrowski. Udało się to jednak przy wsparciu bogatej sekcji rytmicznej, a także wiolonczeli i harfy, dzięki którym całe przedsięwzięcie zamieniło się w emocjonalny spektakl muzyczny.
Oddanie dynamiki, tempa i melodii hiphopowych kawałków przy akompaniamencie klasycznych instrumentów jest nie lada wyzwaniem
fot. Edyta Steć / Trojmiasto.pl
Rozładowanie napięcia przyszło nieco później, kiedy podczas awarii mikrofonu O.S.T.R uraczył publiczność kilkoma anegdotami ze szpitalnego łóżka, jednocześnie pokazując swój wypracowany już dystans do tych trudnych przeżyć. Wraz z tytułowym utworem "Życie po śmierci" w programie pojawiło się trochę więcej energii i optymizmu, które udzieliły się także słuchaczom. Szczególnie dało się to zauważyć podczas finałowych kawałków "To Mój Dzień" i "Epilog" czy odśpiewanego bez specjalnego powodu "Sto lat".
Najnowsze dzieło Ostrego zdaje się być dla niego swoistego rodzaju terapią czy też osobistym sposobem na rozprawienie się z chorobą i bolesnymi doświadczeniami. Tytuł trasy "Autentycznie" też nie jest tu przypadkowy, bowiem to, co dało się wyczuć podczas tego spotkania, to właśnie autentyczność - tekstów, emocji i przeżyć.
W tych najważniejszych momentach nie było rozmów i szeptów na widowni. Było za to pełne skupienie i zasłuchanie w subtelnych akustycznych dźwiękach płynących ze sceny. Tym razem fani nie doczekali się bisu. Mieli za to niepowtarzalną okazję usłyszeć kilka wymyślanych na żywca rapowanych wersów na temat samych siebie - swoich strojów czy fryzur. To wystarczyło, by publiczność nagrodziła muzyków owacją na stojąco.