Elton John zagrał dwugodzinny koncert złożony z ponad dwudziestu utworów.
fot. Maciej Czarniak/Trojmiasto.pl
Elton John to gwiazda największego formatu, więc może sobie pozwolić na wygłoszenie ze sceny przesłania do publiczności. Na niedzielnym koncercie w Operze Leśnej apelował o wsparcie dla ofiar terroryzmu i pokój na świecie.
Elton John w niedzielny wieczór koncertował w Trójmieście po raz trzeci. I po raz trzeci nie omieszkał zamanifestować ze sceny swoich poglądów. Podczas występu w 1984 roku w Hali Olivia wygłosił poparcie dla Solidarności. Jedenaście lat temu w Operze Leśnej prosił Polaków o tolerancję dla homoseksualistów. Tym razem w sopockim amfiteatrze apelował o pokój i wsparcie dla ofiar, nawiązując do ataków terrorystycznych na całym świecie.
"Wszystko, co mogę zrobić jako muzyk, to zaśpiewać piosenkę i modlić się za tych, którzy stracili swoich bliskich. Chciałbym żyć w lepszym świecie" - mówił Elton John. "Jestem jednak optymistą i wiem, że kiedyś świat będzie lepszy. To piosenka dla wszystkich, którzy zginęli" - zapowiedział w ten sposób swój hymn o miłości ponad podziałami "I Want Love". Podczas całego utworu na ledowym telebimie za plecami zespołu wyświetlały się skróty nazw miasta, w których zaatakowali terroryści, m.in. Londynu, Nicei, Berlina czy Paryża.
Gest ten Brytyjczyk co prawda powtarza podczas całej swojej obecnej trasy koncertowej, ale nie ma w tym nic złego. Jako jedna z największych gwiazd muzyki może sobie na to pozwolić. John przypomina zresztą w ten sposób czasy sprzed kilku dekad, w których się wychowywał. Epokę, kiedy muzyka rockowa niosła przesłanie i zmieniała myślenie ludzi. Obecnie została jej już tylko funkcja rozrywkowa.
Dobrej zabawy i przebojów sprzed lat oczekiwała właśnie sopocka publiczność. Gwiazdor jednak poszedł trochę pod prąd. Przez ponad połowę dwugodzinnego koncertu zespół do tych najbardziej energetycznych i znanych hitów wcale się nie garnął. Dopiero pod koniec muzycy zagrali "I'm Still Standing", "Crocodile Rock", "Don't Let the Sun Go Down on Me" czy wykonaną solo na pożegnanie na fortepianie ponadczasową balladę "Candle in the Wind".
W podzięce były tańce na trybunach, owacje i morze świecących w ciemności telefonów. Można było jednak odnieść wrażenie, że Elton John o wiele lepiej czuje się w repertuarze mniej przebojowym oraz nowych piosenkach z zeszłorocznego albumu. To właśnie "Looking Up" czy "A Good Heart" zabrzmiały w niedzielę w Operze Leśnej najmocniej i najszerzej. John był podczas tych kawałków najbardziej ożywiony. Wyraźną przyjemność sprawiło mu też zaśpiewanie "Your Song", "Have Mercy on the Criminal" czy "I Guess That's Why They Call It the Blues". Popisem całego zespołu był z kolei "Levon" - kawałek z 1971 roku, czyli muzycznych początków Johna.
Publiczność, która szczelnie wypełniła trybuny opery, nie miała jednak powodów do narzekań. Choć może i nie był zdominowany przez te najbardziej przebojowe kawałki, koncert był solidnie przygotowanym, rockandrollowym widowiskiem najwyższej klasy.