• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Nick Cave zafundował publiczności emocjonalny rollercoaster

Patryk Gochniewski
9 sierpnia 2022 (artykuł sprzed 1 roku) 

Nick Cave może tłumów nie przyciągnął, ale zagrał tak, jakby stało przed nim kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Wyborny był to koncert, który miał w sobie wszystko, czego można by się po australijskim wokaliście spodziewać. Wraz ze swoim zespołem - The Bad Seeds - oddał się w całości, nierzadko pokazując, że ten depresyjny ton w jego muzyce jest jedynie formą, a nie jego codziennością.



Muzyka alternatywna - najbliższe koncerty w Trójmieście



Jak dobrze znasz twórczość Nicka Cave'a?

W niedzielę, po demolce, którą zafundował SlipknotErgo Areny, wychodziłem zmęczony fizycznie i z uszami krwawiącymi od hałasu. W poniedziałek wyszedłem za to zmęczony psychicznie. Uszy krwawiły za to już mniej. Nick Cave to człowiek, którego muzyka może naprawdę porządnie sponiewierać ludzką psychikę. Współczesny Edgar Allan Poe - śmierć i pożoga. Nawet gdy śpiewa o miłości, człowiek nie ma ochoty się uśmiechać.

Wczorajszą relację kończyłem spostrzeżeniami na temat nagłośnienia. Tę zacznę od tej kwestii. Choć te dwa opisywane wydarzenia to zupełnie inne światy, na koncercie Cave'a wiele czasu zajęło dogranie wszystkiego. Jak na warunki Ergo Areny nie było źle. Dobrze też nie, zwłaszcza kiedy pojawiały się partie całego zespołu i chóru, jednak można powiedzieć, że było znośnie.

Jednak do rzeczy - Nick Cave & The Bad Seeds. To był emocjonalny rollercoaster. Australijczyk zaczął mocno, od "Get Ready for Love", później "There She Goes, My Beautiful" i "From Her to Eternity". Muzyk rozgrzał publiczność, ale zaraz ostudził jej emocje, grając dużo spokojniejsze utwory. Później znów - od "Red Right Hand" - rozpoczęło się budowanie napięcia i emocji. I tak przez bite dwie godziny.

Teraz utworów Nicka Cave'a słucha się nieco inaczej. Po tym, jak stracił dwóch synów, wiele wersów nabrało nowego znaczenia i to widać po samym wokaliście. Te koncerty są też jego autoterapią. Kiedy uderza w klawisze fortepianu, kiedy krzyczy z całego serca, kiedy patrzy publiczności w oczy - wtedy wyrzuca z siebie wszystko, co złe.

W międzyczasie jednak jest niesamowicie pewnym siebie showmanem, który doskonale wie, jak zdobyć serca widzów. A to da autograf w trakcie śpiewania utworu, a to z kimś się przywita. Przede wszystkim jednak zburzył mur pomiędzy sceną i widownią. Nie było tu barierek czy ochroniarzy. Scena się kończyła, a przed nią od razu stali fani, w których nierzadko rzucał się Cave. Zresztą to jest ten typ artysty, który nie lubi być w miejscu - on musi czuć ludzi i scenę, musi odwiedzić każdy jej kąt. To dodaje koncertowi wyjątkowej energii.

I ta energia jest czymś absolutnie niewytłumaczalnym. Bo z jednej strony mamy muzykę nierzadko trudną w odbiorze, teksty opowiadające nieszczęsne historie. Z drugiej natomiast ten facet zachowuje się jak połączenie Iggy'ego Popa i Micka Jaggera. Absolutny wulkan.

Szkoda, że - mimo wszystko - w Ergo Arenie pojawiło się stosunkowo mało osób. Trybuny były wypełnione, ale płyta wyglądała już trochę mizernie. Nie było większego problemu z tym, aby w dowolnym momencie przejść w pobliże sceny. Może nie do pierwszego rzędu, który okupowali wierni wyznawcy Cave'a, ale już stanąć w okolicach piątego można było bezproblemowo i jeszcze mieć względny komfort.

Ile Polsat Plus Arena zarobiła na koncercie Dawida Podsiadły?



Wyznawcy to jest dobre słowo w odniesieniu do tego, co można było zobaczyć pod sceną. Oddani bezgranicznie, dotykający Cave'a, szukający jakiegokolwiek kontaktu, wpatrzeni jak w obrazek. A propos obrazków - wokalista otrzymał swój portret od jednego z fanów. Nick Cave - w tej swojej charyzmatycznej roli króla ciemności - był za to niczym pastor, który uczy albo nawet odprawia egzorcyzmy.

Jego koncerty tak właśnie wyglądają. Zespół ma przygotowane piosenki, ale przez to, jak je odgrywa, jak naturalnie zachowuje się na scenie, jak gra emocjami, jak wygląda interakcja z widzami, jest to rodzaj intymnego spotkania w najbliższym gronie. I to bez względu na to, ile osób znajduje się pod sceną. Znikają bariery. Dosłownie i metaforycznie.

Każdy występ Nicka Cave'a wraz z The Bad Seeds jest ucztą. Nie inaczej było i tym razem. Można w tym przypadku mówić o wzajemnej terapii. Cave, wyrzucając z siebie złość na wiele spraw, daje również tę samą możliwość tym, do których śpiewa. Myślę, że niejedna osoba wyszła z Ergo Areny oczyszczona psychicznie. Reszta jednak - zmęczona. Mimo że Cave jest geniuszem, to jednak jego muzyka może sprawić sporo cierpienia.

Wydarzenia

Nick Cave & The Bad Seeds (1 opinia)

(1 opinia)
169 - 369 zł
rock / punk

Miejsca

Zobacz także

Opinie (131) ponad 10 zablokowanych

Wszystkie opinie

  • Piękny koncert! Uwielbiam Nicka Cavea i Bad Seeds (4)

    Mogę zrozumieć jednak, że nie wypełnił do końca sali. To nie muzyka dla każdego. I dobrze.

    • 5 1

    • Bo bilety drogie a Ergo Arena nie nadaje sie na koncerty (3)

      • 0 0

      • (2)

        W Gliwicach było podobnie, pisali o tym, że o dziwo Cave nie wypełnił hali, że było stosunkowo mało ludzi. Alter Art (organizator) przecenił swoje siły. Dziwne, agencja z takim doświadczeniem i tak źle ocenili sytuacje. Dwa koncerty w Polsce to za dużo. Od razu wydawało mi się to dziwaczne, nierozsądne. W żadnym innym kraju nie było dwóch koncertów w dwóch największych halach. Myślę, że ego przerosło właściciela Alter Art. Zresztą zapewne stać go na takie błędy... albo jako tako wyszedł na zero, choć pewnie nie.

        • 0 0

        • (1)

          Cieszmy się tylko z tego komfortu :-D

          • 0 0

          • Z jednej strony był komfort, bo bez problemu znalazłem dobre siedzące miejsce na trybunie, bardzo blisko sceny, wchodząc jako jeden z ostatnich. Na płycie ścisku też nie było, i ten co chciał/miał odwagę, mógł być bardzo blisko Nicka, nawet w trzecim rzędzie, a na siłę i do pierwszego by się dopchał. Ponadto do Gliwic bym nie pojechał, a i tutaj mając pod nosem to wydarzenie, miałem duże wątpliwości, czy oby to nie za duży koncert. Duże wcale nie są lepsze. Mi bardziej podobały się małe, intymne solowe koncerty Cave'a, jako Nick Cave Solo (choć tak naprawdę z połową Bad Seeds).

            Dyskomfortem było to, że w takiej hali publiczność wytłumia dźwięk, więc im więcej ludzi, tym lepsze brzmienie, a tutaj był bardzo silny pogłos i betonowy sound, który brzmiał jak na próbie, jakby bez publiczności. Lepszym pomysłem byłyby 2-3 koncerty, ale w fajniejszych, mniejszych miejscach. Ale wiadomo, liczy się kasa... i muzykom, i organizatorom bardziej opłaca się jeden duży show.

            • 0 0

  • Szanowny Panie Dziennikarzu. (1)

    1. Jeśli twierdzi Pan że publiczność nie dopisała (było "mało" osób) to prawdopodobnie byliśmy na innym koncercie. Trybuny wypełnione w 90% a płyta to również 90%. Dodatkowo wszyscy stali w ścisku.
    2. Najwyraźniej widać że był to Pański pierwszy koncert Nicka, bo nie wie Pan że Nick od długiego czasu na koncertach jest blisko publiki, nie ma ochroniarzy oddzielających Go od fanów. Ba, Nick często (akurat nie podczas tej trasy) "wchodzi" w publiczność na płycie. Tak, dobrze Pan przeczytał - wchodzi w publiczność stojącą na płycie i śpiewa na podeście przygotowanym do tego, wśród ludzi.

    Pozdrawiam

    • 2 0

    • Twoje dane nie są rzetelne co do frekwencji. Na płycie publiczność kończyła się na linii punktu z konsolą do świateł i dźwięku. Byłem na najniższej trybunie i widziałem, że ludzie na płycie nie byli mocno ściśnięci. Można było być w pierwszych rzędach, a żałowałem, że mnie tam nie ma, a na pewno stałbym w 2-3 rzędzie. Gdyby ścisnąć publikę, jak to jest przy koncertach wypełnionych do ostatniego widza, płyta zajęta byłaby może w połowie, ale to max. Zaś na trybunach było dużo wolnych miejsc. Wszedłem na trybunę w połowie pierwszego utworu, w sumie jako ostatni mniej więcej i przeszedłem się dookoła, z ciekawości, jak słychać, widać i bez problemu znalazłem wolne siedzenia najbliżej sceny. Wszędzie było sporo wolnych miejsc. Trybuny były zajęta max w 2/3, może trochę mniej. Podobnie chyba było w Gliwicach. Wyraźnie pisano o zaskakująco niskiej frekwencji na tym koncercie, jak na gwiazdę takiego kalibru, co sprzedaje miliony płyt. Dwa duże koncerty w jednym kraju to za dużo. Chyba na trasie nie było żadnego podwójnego show. Organizator przecenił swój optymizm. Dobrze na tym nie wyszedł, finansowo, to pewne. Ponadto, gdyby Ergo Arena była szczelnie wypełniona widzami, zapewne byłby lepszy dźwięk, bo ludzie wytłumiają pogłos, a brzmiało to tak, jak na próbie, bardzo betonowy dźwięk z silnym pogłosem, jakby nie było publiczności. Ciekawe, jak koncert zabrzmiał w Gliwicach, ale w Gdańsku tragicznie, choć koncert był na tyle świetny, że i tak było świetnie, ale jednak mogło by być o wiele lepiej, a wrażenia byłyby jeszcze mocniejsze.

      • 0 0

  • To troche zenujace (5)

    Kiedys recenzowal wydarzenia kulturalne Pan Stafiej, teraz Pan Gochniewski niestety warsztat rownie mizerny.

    Wczorajszy koncert byl wspanialy, a Nick Cave wielkim artysta byl, jest i bedzie

    Nie pozdrawiam.

    • 45 4

    • Kiedys był jeszcze niezapomniany Borys Kossakowski

      To dopiero była żenada.

      • 1 0

    • po co czytasz recenzję wydarzenia na którym jak rozumiem byłeś?

      • 0 7

    • (2)

      rozumiem, że dobry recenzent to taki piszący peany na cześć rzeczy które tobie sie podobają?

      • 0 6

      • (1)

        Dobry recenzent pisze dobrze po polsku, ma bogate słownictwo, potrafi i zrelacjonować wydarzenie i oddać jego atmosferę i przekazać swój stosunek do tegoż. Ma też wiedzę o muzyce i kulturze i potrafi je- a przynajmniej próbuje- obiektywnie ocenić.

        • 5 0

        • Cóż polecam zatem branżowe wydawnictwa, jak na miejski portal recenzja jest ok, nie wiem czy dokładnie czytałeś ale można sie doszukać elementów o których piszesz.

          • 0 3

  • Dzieciaku, prześpij sie, przemyśl to co widziałeś i słyszałeś i wtedy próbuj pisać. (8)

    Nick Cave wypędził resztki złej energii po spędzie, który odbywał się tam dzień wcześniej. Nagłośnienie było optymalne jak na halę, ale jak ktoś wcześniej dał sobie zniszczyć słuch durnym łomotem, to na drugi dzień nadal go boli. Koncert absolutnie profesjonalny, energetyczny, z pozytywnym przesłaniem. Ilość ludzi ma być miarą jakości artysty i muzyki? Nie dzisiaj. W tych czasach Dawid Podsiadło, Zenon czy Mata ściągają tłumy, bo to zjawiska masowe. Do Nicka Cave trzeba dorosnąć, a to nie dane jest każdemu.

    • 46 7

    • (1)

      Raczej bardzo mało było ludzi, którzy byli dzień wcześniej na Slipknot, a dobę później na Nick Cave. Bardziej pojedyncze jednostki, bo to zupełnie inna muzyka i przesłanie. Slipknot to satanistyczny, metalowy zespół, który ma dać przyjemność ludziom poprzez ból niemal fizyczny, stąd żar, gorąco, ogień, nagłośnienie aż do bólu. Nick Cave to romantyczna postać, tragiczna, wrażliwa na nieszczęścia, ale też czująca, że w mroku jest ogromna moc. On balansuje pomiędzy światem zła i dobra, w bardzo poetycki, filozoficzny sposób. To archaiczna postać, która gra muzykę rockową lat 80., bo czuje to najlepiej, nawet dziś. Nick Cave daje ludziom piękno, choć w aurze nieszczęścia, którego pełno wszędzie na świecie. To świadomy człowiek. Disco Polo na przykład to muzyka, która ma przekazywać tylko miłość, radość, zabawę... a jaki jest tego skutek? Każdy bzyka się z każdym pod szyldem "Ty jedyna" i upijają się do nieprzytomności na tych imprezach pełnych tylko miłości. To fałszywy przekaz, bardziej satanistyczny, niż to co robi Nick Cave. Wydaje się, że on czerpie siłę z mrocznych mocy. Ale o dziwo, widziałem dużo pięknych ludzi na tym koncercie, na pierwszy rzut oka. Aż chciało się ich wszystkich poznać, w przeciwieństwie tego, co widać na imprezach disco. Nie wszystko jest tu oczywiste. Dużo w tym tajemniczości i zagadkowości. Cave nie wszystko rozumie, choć czuje więcej. To ciekawa postać, choć jak najbardziej kontrowersyjna. Zaczynał jako złodziej i handlarz narkotyków. Jako muzyk był ćpunem i kobieciarzem. Ale to romantyczna postać, ponoć miła i ciepła. Tragiczny, zagubiony romantyk, który wiele czuje, ale mniej rozumie. Lubię go, szanuję, podziwiam, choć nie naśladuję i nie chciałbym być taki, jak on. Oszałamia i onieśmiela mnie jego sukces. Wielu muzyków czuje do niego kompleks. Wielu mu zazdrości. A mimo to Cave zawsze jest nieszczęśliwy. Chyba tylko scena daje mu wolność i energia ludzi na koncertach. Tym się żywi, może najbardziej. Jest aniołem miłości, mroku, śmierci.

      • 1 2

      • Bez urazy, ale to jakieś pretensjonalne brednie...

        • 1 0

    • (4)

      Koncert był znakomity, nagłośnienie (przynajmniej na płycie) zaledwie znośne - być może z tej sali wiele więcej się nie wyciśnie, ale szału nie było. Zresztą, da się - i Rammstein, i Depeche Mode brzmiały nieco lepiej. Fragment o "złej energii" i "durnym łomocie" litościwie pominę, trzeba mieć marne pojęcie o muzyce rockowej ostatnich 20-30 lat, żeby takim mianem określić Slipknot. Na którego koncercie nie byłem, bo wiedziałem, jak to się dźwiękowo skończy w Ergo.

      • 3 1

      • Muzyka wychodzi z duszy i do duszy trafia. (3)

        Polszczyznę komentarza również "litościwie pominę".

        • 0 0

        • (2)

          Ależ śmiało, wskaż mi błędy, których nie ma. Jest kilka wyrażeń i konstrukcji potocznych, ale nie piszemy oficjalnego dokumentu, prawda? Co do reszty, możesz wierzyć w cokolwiek sobie życzysz, ale zabrzmiało to trochę guślarsko, żeby nie powiedzieć sekciarsko. Nie wspominając o tym, że najwyraźniej nie za bardzo rozumiesz tę negatywną energię Slipknot. Ona ani nie wzięła się znikąd, ani nie jest jednoznacznie "zła" (w sensie religijnym czy moralnym). To po prostu złość na zastany świat, przynajmniej na początku kariery, bo teraz zapewne już tylko poza i sposób na sprzedanie się na scenie. Nadal, pisząc takie wzniosłe zdania o duszy, brzmisz jak autorzy cudacznych tekstów typu "Black metal - rosnące zagrożenie". Tak, to autentyk, sprzed zapewne około dwudziestu lat.

          • 0 0

          • No i można się postarać. Teraz to się miło czyta. (1)

            • 0 0

            • To teraz napisz jeszcze coś na temat. Możesz odnieść się do osoby, która w innych komentarzach kieruje w kierunku bohatera wczorajszego wieczoru praktycznie identyczne zarzuty, jak Ty w kierunku Slipknot. Może ustalicie wspólną wersję?

              • 0 0

    • Widać po twoich wypocinach !że już dorosłeś ha ha ha !!!

      • 1 9

  • Magia (8)

    Powiedzieć, że była magia to nic nie powiedzieć. Działy się tu rzeczy, którym wy ludzie nie dalibyście wiary. Na dwie i pół godziny Ergo Arena wraz z tysiącami fanów opuściła ziemię orbitując wśród promieni skrzących się w ciemnościach u wrót Tannhausera w pobliżu Pasa Oriona. Niektórym, stojącym blisko sceny fanom udało się przejść na ty z mistrzem ceremonii (Robert, Paweł). Inni trzymali mu mikrofon gdy unoszony na wzniesionych w górę rękach publiczności czarował nas swoim śpiewem. Nie można nie wspomnieć o towarzyszącym artyście zespole The Bad Seeds i chórku żartobliwie przedstawionym jako The Good Seeds, które to perfekcyjnie wspierały muzycznie i wokalnie artystę.
    Wszystkie te magiczne chwile rozpłynęły się jak łzy w deszczu wraz z odśpiewanym wspólnie z publicznością ostatnim utworem zagranym na bis Weeping Song (wykonanym na wyskandowane życzenie fanów, po raz pierwszy na żywo od 4 lat).
    PS.
    Gdyby schodząc ze sceny Nick Cave powiedział: A teraz pójdźcie za mną, zaśpiewamy razem starszemu Panu w Warszawie, tłum niczym za Forrestem Gumpem ruszyłby wzbierającą falą na Nowogrodzką. No ale cóż, o niektóre rzeczy musimy załatwić sami.

    • 18 12

    • Mmm... ładne odczucia... poetyckie, metaforyczne. Podobają mi się, choć przesadne w kosmicznej magii, ale w kontekście poetyckim fajnie uniesione, pozytywne wrażenia. Najbardziej była zaskakująca młodzieńcza siła i ekspresja Cave'a, który zachowywał się i miał w sobie jakiś bunt, dzikość niczym 20-30 latek. To dziwne, bo niedawno stracił matkę i drugiego syna, więc powinien być załamany, bezsilny, zwłaszcza w jego wieku. Wielu artystów z takim stażem już ledwo stoi na scenie. Widać Nick w śmierci odnajduje moc, jak i w mroku, tragedii. Jest on pewnego rodzaju aniołem mroku i śmierci, czy nieszczęść, który szuka w tym wszystkim ciepła oraz dobra także. Miesza obie siły... to jego droga, pełna nieszczęść i dramatów, a mimo wszystko się uśmiecha, żartuje, jest na fali i to go unosi. Tragiczny romantyk! Wszystko, co robił Cav'e na koncercie było polotem-uniesieniem, a on czerpie energię z ludzi, więc jaka publiczność takie reakcje Nicka. Wydawało się, że on wyjątkowo dobrze się czuł na tym koncercie w Gdańsku, że czuł moc i piękno. Powtarzał kilka razy, że to jest naprawdę piękne! Coś było tajemniczego na tym koncercie, może subtelna magia, nie kosmiczna lecz lekko wzniosła, może coś co płynęło z ludzi (jakaś energia), a Cave to czuł i uzewnętrzniał w swoisty sposób, w piękny sposób. Dotykanie dłoni ludzi, patrzenie kobietom w oczy, śpiewanie prosto co do niektórych osób, rozmowa z publicznością, żarty, plucie, przekleństwa, to coś, co Nick robił zawsze. To jest jego image sceniczny. Nie jest to czysta magia, lecz ciekawy pomysł na bardziej bliski koncert, w którym dotyk jest częścią słów oraz muzyki, kreacją magii również. Pewnie on czuje, że ludzie go kochają w pierwszych rzędach i to odwzajemnia w poetycki, ekspresyjny sposób. I fakt, gdyby Cave zeskoczył ze sceny, machnął ręką, krzyknął: - "Follow Me", połowa tłumu z płyty poszłaby za nim, jak cień kroczy za Cave'm... może nie do Warszawy, lecz ludzie by szli i szli tylko za nim. Ja bym nie poszedł, ale wielu tak.

      • 1 0

    • Agitacja polityczna? (6)

      Serio?
      Żenujące...

      • 7 4

      • (5)

        Pisałem o swoich emocjach i uczuciach. Agitację kojarzę raczej z działalnością TVP.

        • 3 5

        • (4)

          Niczym się nie różnisz od tych, którymi tak gardzisz.

          • 3 2

          • (3)

            Szanowny Panie. Wyraził Pan opinię o mnie mimo że mnie Pan zupełnie nie zna. Bezpodstawnie sugeruje Pan iż kimkolwiek gardzę. Radzę staranniej dobierać słowa zwłaszcza na forum publicznym.

            • 1 3

            • A może Szanowna Pani? (2)

              Dobra rada z tym starannym dobieraniem słów, przyda ci się.

              • 2 1

              • (1)

                Szanowna (może) Pani.
                Dziękuję za błyskotliwą ripostę w stylu "Chyba Ty" i życzę dalszych sukcesów w udzielaniu się na forum publicznym.

                • 0 0

              • Dzięki

                Ale to ty jesteś człowiekiem sukcesu :D

                • 0 0

  • (1)

    Nieporozumieniem na to wydarzenia były bilety imienne. Jeżeli nie masz na dowodzie tego samego imienia i nazwiska to nie mogłeś wejść. Wiele osób dostało bilet w prezencie, czasem jedna osoba kupowała 5 biletów na siebie itd.
    Kiedy dane na bilecie nie zgadzają się z dowodem tożsamości nie wchodzisz - no chyba że kupujesz nowy bilet.

    Trzeba to nagłośnić, w kasie nie było możliwości zmiany danych personalnych biletów!!!

    • 2 0

    • Dziwna sprawa. Mnie wpuściła obca osoba, pokazując bilet w telefonie, ale wszedłem ja a nie osoba mająca bilet, i nikt nie robił problemu, a tym bardziej nie pytał o żaden dokument tożsamości. Może tylko część biletów była imienna, na płytę, bo na trybuny już nie sprawdzali dokumentów, przynajmniej mnie o to nikt nie pytał, gdy wchodziłem na czyiś bilet w telefonie.

      • 1 0

  • 1997 drugi koncert w sali kongresowej total power! (6)

    • 3 2

    • (5)

      Bardzo brakuje w Bad Seeds Micka Harvey'a (główny kompozytor przez wiele lat) i Blixy Bargelda... i szkoda, że wtedy w latach 80. i 90. nie było Warrena Ellis'a (skrzypek, gitarzysta). Ten, co zastępuje teraz Micka Harvey'a, to pewnego rodzaju kukła gitarzysty... jakby sesyjnego, który nie czuje tego, co gra. Szkoda, że wtedy nie było Larry Mullins'a (były perkusista Residents i Swans)... a szalenie mi się podoba ten muzyk, za czasów Swans był najbardziej czarującą postacią na scenie. Ale i tak myślę, że ten koncert w Sali Kongresowej był właśnie Total Power... potrafię sobie to wyobrazić, bo dużo o tym słyszałem... i o pierwszym wieczorze, gdy ochrona tępiła żywiołowość ludzi, nawet na siedzeniach Kongresówki, i drugim wieczorze, kiedy Cave przegonił ochroniarzy, a ludzie zaczęli szaleć-tańczyć, opuszczając swoje miejsca, kumulując się pod sceną. Blixa wspominał o tym koncercie, że grali w jakimś dziwacznie brzydkim wysokim pałacu w centrum Warszawy, podobnym do tego w Moskwie, ale koncert był istnym szaleństwem, a w tamtych czasach Bad Seeds był zespołem improwizującym, nawet podczas nagrywania albumów. Skojarzenia z pierwszym koncertem Rolling Stones w Sali Kongresowej (1967), który w tamtych latach też szokował ekspresją, żywiołem, mocą. Ktoś tutaj napisał, że był w 1997 roku w Kongresowej na Nick Cave i był wczoraj w Ergo Arenie, i że klimat ten sam, że nic się nie zmieniło. Oj, różnice na pewno były, ale poziom mocy mógł być niemal identyczny, czyli coś na szczycie... szczycie ekspresji muzycznej wykreowanej na scenie w nie do końca kontrolowany sposób. Polot... on się czasami pojawia znikąd i leci bardzo wysoko, a to ma moc! Zazdroszczę Ci tego koncertu w Kongresówce. Pamiętam, że bilety były po 50 zł chyba, do tego pociąg w obie strony. Trochę mnie to przerażało, w czasach, gdy prawie nikt nie miał pieniędzy. Był to spory wydatek wtedy, zwłaszcza dla młodego licealisty. Potem żałowałem i to bardzo, aż do dziś. Trzeba było się spłukać co do grosza!

      • 1 0

      • (2)

        Bylam na obu koncertach w 97 i to na pierwszym ochrona była totalnie (na szczęście) nie przygotowana na to co się zadziało. Siedziałam (po pewnym czasie chyba nikt nie siedział) w trzecim lub czwartym rzędzie. Osoby mające miejsca w lożach schodziły na dół. Nikt nie robil problemu. Przy Mercy seat tłum pogował na scenie. A obok mnie Kazikowi nogi podrygiwały :). To że byłam na drugim to była spontaniczna decyzja. Jak przeżyć dzień bez Nicka wiedząc, że będzie grać. No nie dało się. Miejsca były tylko w lożach. I tu szok bo nie było jak dzień wcześniej. Pod sceną co kilka metrów stał ochroniarz. Mnie na dół nie chcieli puścić. Każdy karnie na swoim miejscu. Ale udało mi się :). Ochroniarz sam zasugerował, że skoro tak bardzo przeżywam że mam miejsce na górze to mam ... lęk wysokości. Przytaknęłam! Nick próbował rozbić ten mur. Zszedł do publiczności. Tańczył z jakąś dziewczyną. Lubi być blisko i czuć. Ale nie było tak jak dzień wcześniej. Z obu koncerow na zawsze w pamięci pozostanie mi duet z Blixą, który zastąpił tu Kylie l.

        • 0 0

        • M.
          Napisz jeszcze jakbyś porównała oba koncerty Cave'a z Sali Kongresowej z tym koncertem w Ergo Arenie, i to po tylu tylu latach...

          • 0 0

        • Z biegiem lat zatarła mi się w pamięci kolejność. Albo może Tobie przestawiła się chronologia, choć wątpię :). Nieważne. Brzmi logicznie, że to pierwszego dnia ochrona nie była przygotowana na takie szaleństwo. I tak, pamiętam o tym, jak publiczność wdarła się na scenę przy jakimś utworze jednym i zaczęła tańczyć, muzycy tego nie przerwali, lecz byli zaskoczeni i zachwyceni. Zaś drugiego dnia ochrona starała się nie dopuścić do podobnej sytuacji, tak żywiołowej-wybuchowej ekspresji publiczności, choć nie do końca się udało, bo Cave przeganiał ochroniarzy i zachęcał ludzi, by śmiało byli jak najbliżej sceny. Blixa gdzieś o tym opowiadał, w jakiś wspomnieniach, o szalonym koncercie w Polsce, gdy grał tam pierwszy raz w życiu, w bardzo brzydkim, szarym, wysokim pałacu z czasów komuny, ale koncert był istnym szaleństwem, coś co dobrze pamięta, coś co go zaskoczyło w Polsce, w kraju zamkniętym, kojarzonym jako żelazna kurtyna. Wtedy mało kto grał u nas. Koncert Cave'a był ogromnym wydarzeniem. To mnie też trochę przestraszyło-onieśmieliło, że trudno będzie zdobyć bilet, itd.

          • 0 0

      • (1)

        No, kolego nie żartuj. Musiałeś być na tym koncercie. Twój opis jest tak żywy, że wspomnienia wywołały u mnie łezkę w oku.

        • 1 0

        • Nie, nie byłem... znam to tylko z opowieści znajomych, kilku, co przeżywali to latami. Znałem też osobę, oczarowaną kobietę, która po koncercie wylądowała w garderobie Nicka, sam na sam z nim, który nie pozwolił jej wyrzucić przez ochronę, a zaprosił na kolację do restauracji i tam spędzili miły czas. Nie była to fanka Cave'a, wtedy była przypadkiem na koncercie, dostając od kogoś zaproszenie darmowe, więc miała pierwszy raz styczność z taką sztuką Cave'a. Uznała, że to ciekawy gość, więc warto z nim porozmawiać w cztery oczy. Czy się z nim przespała, o tym już nie opowiadała. Wiedząc jakim Nick jest kobieciarzem i jaki ma czar, oddziaływanie na kobiety, raczej jej nie puścił wolno, grzecznie do domu po kolacji... tak sądzę.

          • 0 0

  • małe podsumowanie wrażeń... pt. 2 (5)

    Miejsce było fatalne, bo chodziło tylko o pojemność, a nie klimat. Na Stoczni (tam gdzie Mystic Festiwal) nabrałoby to innego, dużo bardziej wzniosłego charakteru. Siedziałem na trybunach, blisko sceny z boku. Widok był dobry, ale zazdrościłem tym na płycie, zwłaszcza blisko sceny. Widziałem też dużo sztywnie siedzących ludzi, chyba przypadkowych. Szybko otwarto tylne drzwi na oścież, dla wielu wychodzących, zapewne na piwo, itp. Po tutejszych komentarzach też widać niemały niesmak, choć może nie byli na koncercie, a widzieli kawałek filmu tutaj. Tak, czy siak, Cave dał 200% ekspresji i całego siebie, zupełnie jakby miał 20 lat. To było szokujące... kiedy rzucał się w publiczność, padał na kolana, zawieszał rękoma na rękach widzów, krzyczał, rzucał mikrofonem o scenę... zwierzak ekspresji, jak za czasów Birthday Party i pierwszych lat Bad Seeds. Szalenie mi się podobało. Był to o niebo lepszy koncert niż na Open'erze, w Hali Ludowej, na Torwarze. Koncerty zagraniczne, które widziałem, przebijały wysoką jakością dźwięku i klimatem sal koncertowych (w Pradze, Paryżu). Cóż, mimo wszystko było genialnie, wybitnie, zaskakująco. Niezapomniany występ. Chętnie bym pojechał gdzieś jeszcze, albo ciekawi mnie, jak było w Gliwicach, w najnowocześniejszej hali w Polsce, a nawet Europie. Czuję się oczarowany i zaszokowany, że Nick wcale nie zniża swoich lotów, a było już tak przez pewien czas, jakoś od płyty "Murder Ballads", z płyty na płytę niżej, że przestałem go śledzić. Były jakieś przebłyski z Grinderman choćby, ale teraz jakby wspiął się na szczyt. pewnie długo to nie potrwa, ale miałem szczęście, że to zobaczyłem, po tylu latach i nigdy tego nie zapomnę. Miałem wątpliwości, czy iść na ten koncert, z obawy, że się rozczaruję, przerażony jak czas niszczy/zmienia wszystko. Ale coś mnie tam pchnęło, kupiłem trafem tani bilet 5 min. przed koncertem, i to był szczęśliwy ruch. Było niesamowicie! Ci co zaliczyli Cave'a na Open'er i tutaj odpuścili, mogą żałować do końca życia.

    • 12 2

    • super podsumowanie (4)

      Opener był profanacją jego twórczości, tutaj wspiął się na szczyt. My mieliśmy bilety od 2 lat i warto było czekać. Następnym razem płyta, usiedzieć nie mogłem, rozsadzało mnie.

      • 3 0

      • (3)

        Jak na tak drogie bilety, poziom techniczny był słaby. Nagłośnienie naprawdę wręcz skandalicznie na tego typu wydarzeniu. Nie był to tylko wynik złej akustyki hali. Dźwiękowiec też miał techniczne problemy. Często były spięcia na kablu... coś nieraz głośno trzeszczało, strzelało, co akurat pasowało do muzyki, w niczym nie przeszkadzało, ale udowadniały problemy techniczne, i to poważne. Pewnych partii instrumentów w ogóle nie było słychać, ani uderzeń w rury, ani kotły (instrument, który ma podkreślać niski dźwięk mocy), a w "Weeping Song" odłączyli wibrafon i kotły, a to dominujące instrumenty w tym utworze. Akustyk ewidentnie miał niewielkie pojęcie o charakterze tej muzyki. Albo był z firmy nagłośnieniowej (polak), albo szybko wynajęty na ostatnią chwilę przez managment Cave'a. Ewidentnie nie źle grało, a czasem w ogóle nie grało. Światła zaś były pompatyczne. Po prosto się błyskały i kręciły, w oszałamiającej ilości sprzętu. Tutaj półmrok, jeden reflektor na Cave'a i jakieś subtelne kolorki w tle, jako półmrok, miałyby dużo większy sens-klimat, niż z intymnego koncertu mrocznego robić rozrywkowy show, nawalając światłami, jak się da (mniej więcej). Pamiętam oświetlenie na Throbbing Gristle... po prostu białe światło skierowane głównie na publiczność i zespół grał tak, jak reagowała widownia i to było genialne. Warto jednak wybierać się na koncerty do Berlina czy Pragi. Niby sprzęt podobny, ale tam wszystko jest dużo lepsze. Znam to z doświadczenia. I tak, Cave na Openerze był pewnego rodzaju profanacją. Źle nie było, ale super absolutnie nie. Mi wręcz się nie podobało. A tutaj rewelacja!

        • 2 0

        • (1)

          Co wy tak wszyscy z tą akustyką, sami audiofile od siedmiu boleści. Żeby wszystko dobrze słyszeć to trzeba mieć zatyczki w uszach, albo stać na scenie z odsłuchem w uszach. A tu nie było tego słychać, tamtego też.....

          • 0 0

          • Widać, że nie byłeś na dobrze zrealizowanych koncertach, zwłaszcza za granicą, choć np. Kraftwerk z własnym nagłośnieniem w Sali Kongresowej rzucił na kolana, jakością dźwięku, tym samym niesamowitą muzyką. Muzyka to przede wszystkim brzmienie. złe brzmienie niszczy muzykę, b4zmienie dobre ją potęguje. Prosta zasada. Sporo małych klubów ma dużo lepsze nagłośnienie niż to, co było w Ergo. Płaci się duże pieniądze za bilet, by dostać najlepszą jakość, a tu było na odwrót. Gdybyś usłyszał ten sam koncert bardzo dobrze nagłośniony, muzyka dyrygowałaby Twoim sercem, przepływem krwi, a tutaj pojawiało się tylko zmarszczone czoła i kiwanie głową z niedowierzania, jak to jest zepsute, że aż nie do wiary.

            • 0 0

        • Czyli jednak jesteśmy prowincją, ale Berlin czy Praga to nie koniec świata, warto spróbować.

          • 2 0

  • Cave (3)

    To utwory dla umarłych ! Uszy więdną od takiej twórczości ! Tragedia !

    • 2 45

    • Kwestia gustu, jak wolisz disco polo to twoja sprawa.

      • 2 0

    • Jaki jeszcze gatunek dramatu wymienisz, po czym dasz wykrzyknik poprzedzony odstępem?

      • 1 0

    • ale po co tyle "!"?

      to muzyka dla tych, którzy ufają, że śmierć nie jest końcem, więc w pewnym sensie dla umarłych

      • 5 1

  • Misterium

    Misterium. Tego nie da się opisać słowami. Rytuał, misterium, czasem wręcz voodoo, innym razem żałoba. Coś niesłychanego.

    • 2 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Wiosna w ogrodzie (1 opinia)

(1 opinia)
6 zł
targi, kiermasz

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (2 opinie)

(2 opinie)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

Juwenalia Gdańskie 2024 (43 opinie)

(43 opinie)
75 - 290 zł
Kup bilet

Katalog.trojmiasto.pl - Nowe Lokale

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Skrót GAK oznacza: