- 1 Techno balkon otworzył sezon (48 opinii)
- 2 Juwenalia: Bajm, LemON i strefy z nagrodami (64 opinie)
- 3 Trzydniowa kulinarna Feta na stoczni (58 opinii)
- 4 Momoa spotkał się z Michalczewskim (60 opinii)
- 5 Jason Momoa w gdańskiej restauracji (137 opinii)
- 6 Chowają pieniądze w miejscach publicznych (52 opinie)
Top 10 gigantów Openera. Najbardziej pamiętne koncerty w historii festiwalu
W środę stało się to, co dla wielu było oczywiste od dawna: Opener 2020 w tym roku się nie odbędzie, został przełożony na 30 czerwca-3 lipca 2021 roku. W związku z tym postanowiliśmy przypomnieć słynne festiwalowe koncerty. Zobaczcie nasz subiektywny Top 10: najwięksi artyści w historii Openera. Jeśli macie swoje typy, koniecznie dajcie nam znać w komentarzach.
Opener 2020 przełożony na przyszły rok
Jack White:
The White Stripes 2005/The Raconteurs 2008/The Dead Weather 2010/Jack White 2014
Po raz pierwszy pojawił się z projektem The White Stripes, absolutnym odkryciem pierwszej dekady XXI wieku. Jeszcze na Skwerze Kościuszki. Porywający koncert na dwa instrumenty i nieprzebrane morze przebojów. Był to też ostatni festiwal w tym miejscu, ponieważ ludzi było tak dużo, że kolejne edycje mogły mieć problemy z bezpiecznym przeprowadzeniem imprezy. Od 2006 roku Opener przeniósł się na Babie Doły.
Dwie kolejne wizyty White'a w Gdyni to koncerty The Raconteurs (2008) oraz The Dead Weather (2010). Były to jego projekty poboczne, w których sam zszedł na dalszy plan, dając się wykazać pozostałym muzykom. Oba występy były bardzo dobre, ciepło przyjęte przez festiwalową publiczność. Zwłaszcza ten The Dead Weather, który do dziś jest wspominany jako jeden z najlepszych w całej historii festiwalu.
Po raz ostatni Jack White na Babie Doły przyjechał w 2014 roku. Był to dziwny Opener. Pierwszy bez sponsora tytularnego, tym samym zrobiony z mniejszym rozmachem, ale też na pewno jako jeden z najlepszych pod względem organizacyjnym. A koncert amerykańskiego rockmana? Porywający. White zagrał przekrojowy koncert, w którym zawarł największe przeboje własne, jak i z innych projektów. A kończące występ "Seven Nation Army", do którego skakało kilkadziesiąt tysięcy ludzi, jest jednym z najbardziej pamiętnych momentów w historii Openera.
Jack White: "Seven Nation Army", Open'er Festival 2014:
Pearl Jam 2010 i 2014
Giganci grunge'u. Zespół ikona mający zdecydowanie więcej lat tłustych aniżeli chudych w swojej działalności. Pamiętam, że na ich koncert w 2010 roku mocno ostrzyłem sobie zęby, podobnie jak wielu innych słuchaczy. Zwłaszcza mając w pamięci rewelacyjny występ w Chorzowie w 2007 roku. Jednak tamten koncert był mocno poniżej oczekiwań. Zwłaszcza przez słabą formę Eddiego Veddera, do którego z każdą kolejną piosenką przystosowywał się zespół.
Szczęśliwie, cztery lata później, Amerykanie nadrobili z nawiązką to, co popsuli wcześniej. To był wyśmienity koncert, przepełniony najważniejszymi utworami zespołu. Czuć było luz płynący ze sceny. Vedder co chwilę zaczepiał publiczność, próbował coś czytać po polsku, szalał jak w latach 90. - brakowało tylko, żeby wspiął się na rusztowanie sceny.
Pearl Jam - Open'er Festival 2014:
Coldplay 2011
Pamiętam, że jak zostałem oddelegowany do zrelacjonowania tego koncertu, mocno kręciłem nosem. Nigdy nie byłem fanem Coldplay. Nie przemawiała do mnie ta estetyka, nie do końca też widziałem jakieś znaczące walory artystyczne ich twórczości. Ot, po prostu brytyjski pop-rock. Niemniej jednak ten zespół to fenomen, a w tamtym czasie był w szczytowej formie.
Publiczność na Openerze - dużo zdjęć
Jakież było moje zdziwienie, kiedy po ich występie stwierdziłem "to było bardzo dobre!". Sporo nowego materiału, ale też przeboje, które już na zawsze zapisały się w historii muzyki. Do tego fantastyczna oprawa koncertu. Szczęśliwie też był to moment, kiedy Chris Martin był w bardzo dobrej formie wokalnej. Gdyby miał słabszy dzień, doświadczenie byłoby - lekko mówiąc - nieznośne.
Ten koncert warto odnotować również dlatego, że do dziś mówi się, że żaden inny wykonawca nie zgromadził tak dużej publiczności pod sceną. Pojawiały się głosy, że było nawet ponad 100 tys. osób, jednak - o ile mnie pamięć nie myli - organizatorzy wspominali wtedy o około 60 tysiącach i raczej ich wyliczeniom należy dać wiarę.
Faith No More 2009 i 2014
Ależ to była informacja. Po niemal dekadzie reaktywował się jeden z najważniejszych zespołów rockowych w historii - Faith No More. Babie Doły w 2009 roku przeżyły prawdziwy szturm fanów formacji, a ta nie zawiodła. Pamiętam, że ten Opener był gorący, ale cały czas czuć było, że w końcu lunie. Tak się stało tuż przed koncertem gigantów rocka, jednak ci nic sobie z tego nie zrobili - wyszli i zagrali tak, że wszystkim szczęki opadły. Ostatecznie też przegonili deszcz, z czego śmiał się ze sceny Mike Patton. Ten koncert to była deklasacja konkurencji - najlepszy występ tamtej edycji.
Faith No More powrócili do Gdyni pięć lat później. Piękny był to koncert - te kwiaty, to światło, te białe garnitury, ale muzycznie już nie tak porywający jak ten sprzed kilku lat. To jednak wciąż była ogromna przyjemność słuchać tych utworów, oglądać te postaci i być częścią wyjątkowości tego wieczoru.
Faith No More - Open'er Festival 2014:
Kings of Leon 2009 i 2013
Amerykanie dwukrotnie odwiedzili Gdynię i były to dwa zupełnie inne koncerty. Pierwszy z nich jeszcze przeszedł bez większego echa. Kings of Leon byli tak naprawdę dopiero w drodze na szczyt. Wprawdzie już rok po wydaniu swojego najpopularniejszego singla "Sex on Fire", jednak gros publiczności wciąż nie mogło się przekonać do ich twórczości. Wielu wyśmiewało zespół, jednak sam koncert był bardzo przyjemny.
Wydarzenia online w Trójmieście
Inaczej było już w 2013 roku, kiedy zaczęła się powoli zmieniać publiczność festiwalu oraz gusta muzyczne. Pod sceną był istny tłum. Koncert był dobry, jednak czy Kings of Leon byli wtedy lepszym zespołem niż cztery lata wstecz? W mojej ocenie nie, wolałem jednak tę bezpretensjonalną szczerość z początków ich działalności.
Kings Of Leon "Sex On Fire Heineken", Open'er Festival 2009:
Kolejny z tych zespołów, do których nie pałałem wielką sympatią. Nie byłem w stanie przesłuchać całych płyt, po prostu mnie męczyły. Dziś to zupełnie inna formacja niż jeszcze kilka lat temu - odeszli od stylistyki country na rzecz bardziej ambitnych brzmień i wyszło im to na dobre, ponieważ udowodnili, że potrafią tworzyć świetną muzykę.
W 2012 roku, podobnie jak rok wcześniej na Coldplay, zostałem mile zaskoczony, ponieważ Amerykanie dali fantastyczny, porywający koncert w zachodzącym już powoli słońcu. Przeboje jak "The Cave" czy "Little Lion Man" wybrzmiały wtedy fenomenalnie, a całość materiału mocno zyskała na żywo, dzięki dużo bardziej rockowemu podejściu.
Trzy lata później Mumford & Sons przyjechali na Openera jako jeden z najpopularniejszych zespołów na świecie i to było widać na scenie. Dużo większa pewność siebie, bardziej rozbudowana oprawa i jeszcze większa rzesza fanów. To było jasne, że projekt ewoluuje, zmienia się i staje się dojrzalszy.
Mumford and Sons na Open'erze 2015:
Red Hot Chili Peppers 2016
Ten zespół był jednym z najdłużej wyczekiwanych. Kiedy w końcu się pojawił, trafił na datę, kiedy Polska walczyła z Portugalią w ćwierćfinale Mistrzostw Europy w piłce nożnej i duża część publiczności biegała między dużą sceną a telebimem ustawionym przy scenie namiotowej. Natomiast ci, którzy zdecydowali się zostać pod sceną, cały czas śledzili wynik na telefonach. Był to w końcu jeden z najważniejszych meczów polskiej piłki od dekad. Poruszenie to wykorzystał nawet wokalista RHCP, Anthony Kiedis, który wiedział, co się dzieje i pytał publiczność o wynik.
Bardzo popularni w Polsce "Redhoci" w Gdyni zagrali dobry koncert, jednak nie był porywający. Zapadł w pamięć bardziej dlatego, że w końcu udało ich się na Openera ściągnąć i zaśpiewać wspólnie wielkie przeboje, niż z racji wybitnej formy zespołu. Niemniej tacy wykonawcy na zawsze zapisują się w historii festiwali. W końcu to jedna z najpopularniejszych kapel rockowych w historii.
Red Hot Chili Peppers gra "Otherside" na Openerze:
Radiohead 2017
Pierwszy koncert Radiohead w historii Openera, przyszło na nich długo czekać. Wiele osób niemal oszalało ze szczęścia, kiedy Alter Art ogłosił zespół jako headlinera, jednak Brytyjczycy zagrali wszystkim na nosie, bo... nie było przebojów. Nie wybrzmiał nawet evergreen "Creep". Był to koncert przede wszystkim dla najzagorzalszych fanów. Przekrojowy, owszem, jednak złożony głównie z mniej znanych kompozycji.
Zatem ci, którzy przyszli posłuchać hitów, byli zawiedzeni i dość szybko ulotnili się z tłumu. Trzeba jednak przyznać, że był to jeden z najważniejszych koncertów w historii gdyńskiego festiwalu. Jakościowo również na wysokim poziomie - świetnie poprowadzony, budzący emocje i przykuwający uwagę słuchacza.
Depeche Mode 2018
Depeche Mode w Polsce to nie zespół, to religia. Kult zespołu sięga lat 80. i do dziś chyba tylko nieznacznie stracił na sile. Wprawdzie już nie widzi się na ulicy "depeszowców", jednak oni cały czas są wśród nas. Dziś swoją miłość do zespołu w przestrzeni publicznej okazują np. naklejkami na samochodach. Na koncert Brytyjczyków przyjechały tłumy fanów z Polski oraz sąsiednich krajów. Byli wniebowzięci przekrojowym koncertem.
Ale co ze słuchaczami postronnymi, którzy po prostu chcieli zobaczyć legendę na żywo? Cóż, tu już tak różowo nie było. To był jeden z tych koncertów, który wzbudzał skrajne emocje. Przede wszystkim dało się zauważyć, że Depeche Mode już nie ma świeżości i korzysta z utartych schematów wypracowanych w latach swojej świetności.
Na pewno nie był to ich najlepszy polski koncert. Najgorszy też nie. Ot, taki sobie po prostu. Do posłuchania, do zobaczenia, do zapomnienia.
Depeche Mode - It's No Good - Opener 2018:
The Smashing Pumpkins 2019
Kolejny z najbardziej wyczekiwanych gigantów pojawił się w końcu w ubiegłym roku. Zespół, którego szczyt przypada na lata 90. ubiegłego wieku, zgromadził pod sceną dużą publiczność, która mogła podziwiać niesamowitą scenografię i słuchać największych przebojów zespołu.
Co ważne, The Smashing Pumpkins podeszli do tego występu na poważnie. Nie było "odbębnienia pańszczyzny" i do widzenia. Świetna energia oraz zróżnicowany repertuar, gdzie największe przeboje były przeplatane bardziej melancholijnymi kompozycjami. Zdecydowanie jeden z najważniejszych koncertów na Openerze. Taki, który zapada w pamięć na długo.
Smashing Pumpkins na Openerze 2019:
Prince 2011
Przede wszystkim Opener 2011 stał pod znakiem koszmarnej pogody, niemal cztery dni lało. Lipiec zamienił się w październik. Było zimno, wiał zimny wiatr z północy. Festiwalowe miasteczko jeszcze nigdy nie było tak wyludnione - ludzie szukali każdego możliwego miejsca, aby schować się przez chłodem i wilgocią.
I w tej aurze przyszło wystąpić jednej z największych legend popu. Prince. Wiele osób nie mogło się doczekać tego koncertu i znów, jak w przypadku Depeche Mode, wzbudził on skrajne emocje. Dla jednych był wybitny, dla innych nie do zniesienia. Jedni wychwalali wciąż buzującą w filigranowym wokaliście energię, niesamowity wokal oraz umiejętność stworzenia show, drudzy natomiast widzieli w tym wszystkim podupadłą gwiazdę, bazującą na schematach i już, niestety, przebrzmiałą.
"Purple Rain" usłyszane na żywo wielu zapamięta na zawsze. Jedni ze względu na to, że kompozycja ponadczasowa, na zawsze wpisana w historię muzyki, inni dlatego, że idealnie wpasowała się w aurę. Wśród tych najbardziej złośliwych przeważa jednak opinia, że jak się dobrze wsłuchać, to na Babich Dołach wciąż słychać refren, ponieważ utwór został wydłużony do kilkunastu minut.
Prince "Purple rain", Opener 2011:
Foo Fighters 2017
Według wielu to najlepszy koncert w całej historii Openera i jestem skłonny się do niej przychylić. Niemal trzy godziny czystej energii, przebój za przebojem, wyśmienita forma wszystkich muzyków i szalejąca publiczność. Takich koncertów nie da się opisać, takie koncerty trzeba przeżyć, bo to esencja rocka w najczystszej postaci. I Dave Grohl rzucający ze sceny "jesteśmy Foo Fighters, będziemy grali tak długo, jak będziemy chcieli". Ten czas minął w okamgnieniu. Chciałoby się więcej i dłużej.
Na powrót Foo Fighters przyszło czekać polskiej publiczności bardzo długo, bo aż 21 lat! Grohl, widząc reakcję publiczności, sam się sobie dziwił, dlaczego tak długo nie wracali nad Wisłę. I to też jeden z tych argumentów przemawiających za tym, że był to najważniejszy i najlepszy koncert Openera.
"Nie lubimy się żegnać!", krzyknął na koniec frontman zespołu i wybrzmiało "Everlong" - obyśmy jeszcze ich zobaczyli na Babich Dołach.
Foo Fighters na Open'erze:
Wartych zapamiętania koncertów na Openerze było znacznie więcej, trudno je opisać w jednym tekście. Na festiwalowej scenie zobaczyliście jeszcze takie sławy, jak Florence And The Machine, Cypres Hill, Snoop Dogg, Jay-Z, Placebo, Pink, Bruno Mars, Arctic Monkeys, Kanye West, Beastie Boys, The Prodigy, Pulp, Nick Cave, Massive Attack i wielu innych. Napiszcie nam, które występy wspominacie do dziś.
Filmy z Openera - kawał festiwalowej historii
Wydarzenia
Zobacz także
Opinie (104) 6 zablokowanych
-
2020-04-30 00:03
Powrot artysty (2)
A mi cały czas wraca pamiętny koncert Dj Bobo
- 4 0
-
2020-04-30 00:20
znam jego całą kasetę na pamięć (1)
- 3 0
-
2020-04-30 09:30
Mam dwie
Zgrałem se jedną na drugą żeby mi tej pierwszej nie wciągnęło
- 1 0
-
2020-04-30 00:18
The Prodigy!
Autor opisał tylko artystów z jednego gatunku lub podobnych,
- 4 0
-
2020-04-30 01:16
Royal blood (2)
Dwóch młodych chłopców z UK nagrało pierwszą płytę, którą zagrali za dnia na jednej z małych scen. To był pogrom.... Energia i zapał, którego już nigdy potem nie mieli. Potem nagrali kolejną płytę i to była pełna kompromitacja. Cóż takie życie.
- 6 0
-
2020-04-30 11:16
Fakt, wymietli... (1)
grali ten koncert w małym białym namiocie, ludu było tyle, że aż ściany namiotu były rozepchane. To są właśnie takie koncerty które się pamięta. A wtedy byli ledwie średnio rozpoznawalni
- 0 0
-
2020-04-30 14:19
A teraz słychać ich nawet w Peaky Blinders
- 0 0
-
2020-04-30 08:25
Giganci do zmiany...
Mało obiektywny dobór tych " top 10 gigantów" - nadaje się na bloga osobistego - widać, że podyktowany określonym gustem muzycznym autora tekstu lub wynika po prostu z małej wiedzy.... Szkoda.
- 4 0
-
2020-04-30 08:48
Kiciak
Depeche mode Oki!
- 2 0
-
2020-04-30 09:10
Crystal Castles - obydwa koncerty
Zdecydowanie obydwa koncerty Crystal Castles - na jednym z nich trzymałem nawet Alice Glass na rekach po tym jak się rzuciła w tłum przed sceną:), zdecydowanie Moby, Sonic Youth, Major Lazer, Bjork, Chemical Brothers ( niesamowita oprawa), Weeknd, Moderat, Underworld i chyba koncert który totalnie mnie zaskoczył i pozytywnie rozwalił - z braku innych opcji poszedłem na Manu Chao i to był strzał w 10, koncert petarda.
- 2 0
-
2020-04-30 09:59
dead weather
- 1 0
-
2020-04-30 10:33
Faithless i Moby
Faithless w 2005 roku (jeszcze na Skwerze) i Moby w 2009 roku. Brak ich na liście.
- 4 0
-
2020-04-30 10:48
Opener (2)
Skoro koncert Depeche Mode był taki sobie to dlaczego znalazł się wśród 10 Gigantów i w dodatku najbardziej zapamiętanych ??? Brak sensu. Koncerty opisane w sposób sugerujący, że autor raczej coś gdzieś usłyszał i taki "zlepek" powstał. Można napisać kilku słów oddając atmosferę i energię, a nie męczyć się nad pustym. P.S. Na małych scenach Openera również występowali uznani artyści i robili niesamowite przedstawienia (może warto było się tak udać). Nie nazwa i scena jest miarą wielkości.
- 5 0
-
2020-04-30 11:54
Heh
Bo to pisze ktoś kto ma swój określony gust. Tylko dlatego znalazł się w 10
- 0 0
-
2020-04-30 15:59
Święte słowa - w 2008, gdy na scenie głównej gwiazdą wieczoru byli The Chemical Brothers, na oddalonej o dobry kilometr World Stage garstka widzów znakomicie bawiła się na występie rodzimej formacji Żywiołak - kto nie był, niech żałuje :).
- 0 0
-
2020-04-30 10:57
Było sporo fajnych koncertów (2)
szczególnie dobrze wspominam ubiegłoroczny koncert The Smashing Pumpkins. Jeden z najlepszych zespołów w historii!
- 4 0
-
2020-04-30 14:21
(1)
SP uratowali zeszłorocznego Openera, tylko dla nich poszłam na jeden dzień
- 3 0
-
2020-04-30 23:13
Zgadza się!
Czekam aż znowu się pojawia gdzieś w Europie!
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.