- 1 Gdański Żuraw otwiera się po remoncie (21 opinii)
- 2 Zamknięto jedyną ukraińską dyskotekę (159 opinii)
- 3 Pchli Targ w Oliwie rozpoczął sezon (55 opinii)
- 4 Majówka: pomysły na jednodniowe wycieczki (45 opinii)
- 5 100cznia otworzyła sezon (58 opinii)
- 6 Tysiące osób odwiedziło Twierdzę Wisłoujście (68 opinii)
Filmowe Dekady Trójmiasta: "Solidarność", Bruce Lee i kasety wideo, czyli lata 80.
Dekadę rozpoczęły strajki na Wybrzeżu i powstanie "Solidarności", a zakończyły transformacja ustrojowa i obalenie komunizmu. Nic dziwnego więc, że wydarzenia społeczno-polityczne odcisnęły wyraźne piętno na polskiej kinematografii. W kolejnej odsłonie naszego cyklu Filmowe Dekady Trójmiasta cofamy się do lat 80. ubiegłego wieku. To wtedy w Stoczni Gdańskiej kręcono "Człowieka z żelaza", a w Sopocie zrealizowano jeden z niewielu udanych rodzimych horrorów. W kinach rządzili Bruce Lee i Indiana Jones, Festiwal Polskich Filmów Fabularnych przeniósł się z Gdańska do Gdyni, a w domach mieszkańców Trójmiasta zaczęły się pojawiać pierwsze magnetowidy i kasety wideo.
Już w drugiej połowie lat 70., o których pisaliśmy w poprzednim odcinku naszego cyklu, dało się wyraźnie odczuć spadającą w kinach frekwencję. Wiązało się to nie tylko z coraz większym rozwojem i rozbudowywaną ofertą obu kanałów telewizyjnych, ale wynikało również z pogarszającej się sytuacji gospodarczej w całym kraju.
W natłoku nieustających podwyżek bilety do kina schodziły na dalszy plan przy rozpisywaniu domowych budżetów. Nawet w tak niekorzystnych okolicznościach trójmiejskie kina rzadko decydowały się na zaprzestanie działalności. Grano w nich najczęściej polskie przeboje ("Potop", "Noce i dnie"), lecz pojawiało się także sporo zagranicznego kina na czele z hollywoodzkimi widowiskami.
Robotnicy i "Solidarność" zainspirowali Wajdę
W pierwszych miesiącach 1980 roku mało kogo jednak interesował filmowy repertuar na małym bądź wielkim ekranie. Napędzana decyzjami Komitetu Centralnego PZPR drożyzna powodowała coraz większą frustrację w polskim społeczeństwie, co ostatecznie doprowadziło do fali strajków. I choć manifestowano w różnych częściach kraju, to wydarzenia w Stoczni Gdańskiej wzbudziły chyba największe zainteresowanie polskich, a w szczególności zagranicznych mediów. W mieście zaroiło się od telewizyjnych kamer, które śledziły na każdym kroku strajkujących robotników.
Historyczne wydarzenia w swoich dokumentalnych produkcjach zarejestrowali m.in. Ireneusz Engler ("Sierpień") oraz Andrzej Chodakowski i Andrzej Zajączkowski ("Robotnicy' 80"). Drugi z tych tytułów zobaczyło później w kinach prawie 5 milionów Polaków. Pracy dokumentalistów na żywo przyglądał się także Andrzej Wajda, który jako ówczesny prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich odwiedził gdańską stocznię. Ponoć podczas spotkania reżysera z jednym z robotników narodził się pomysł nakręcenia kontynuacji "Człowieka z marmuru", którego epilog przecież realizowano właśnie w Gdańsku. To tutaj ekranowa Agnieszka (Krystyna Janda) odnalazła syna Mateusza Birkuta, Macieja Tomczyka (Jerzy Radziwiłowicz).
Od wizyty Wajdy do rozpoczęcia zdjęć minęło pół roku. W tym czasie ekipa filmowa próbowała w warszawskim studiu odtworzyć scenografię Stoczni Gdańskiej, ale po kolejnych fiaskach zapadła decyzja, by zabrać sprzęt i aktorów nad Bałtyk. Realizacja "Człowieka z żelaza" rozpoczęła się w styczniu 1981 roku i potrwała do maja. Ekspresowe tempo warunkowała chęć pokazania filmu na festiwalu w Cannes (co się ostatecznie udało). Kręcono oczywiście na terenie stoczni, ale też w okolicach Dworca Głównego w Gdańsku czy we wnętrzach kościoła św. Mikołaja. Do ujęć obrazujących zamieszki w grudniu 1970 roku (podczas których zginął główny bohater "Człowieka z marmuru") wykorzystano także plenery stacji SKM Stocznia w Gdyni.
Wajda na planie korzystał z usług niektórych trójmiejskich aktorów (Lech Grzmociński, Stanisław Michalski), a przed kamerę zaprosił nawet Lecha Wałęsę czy Annę Walentynowicz. Autentycznych postaci, w tym robotników, było oczywiście znacznie więcej. Również za sprawą wykorzystania przez reżysera fragmentów wspomnianych filmów dokumentalnych - "Robotników' 80" i "Sierpnia".
Gdańsk traci, Gdynia zyskuje - FPFF zmienia adres
"Człowieka z żelaza" pokazano w Cannes, ale nigdy nie dopuszczono go do konkursu Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Na to władza już się zgodzić nie chciała, choć i tak pod społecznym naciskiem dopuściła ostatecznie film do kinowej dystrybucji. W 1981 roku Złote Lwy Gdańskie zgarnęła Agnieszka Holland za "Gorączkę". Rok wcześniej triumfował Kazimierz Kutz ("Paciorki jednego różańca"), a rok później Jerzy Kawalerowicz z "Austerią". Dwie kolejne edycje nie odbyły się ze względu na wprowadzony stan wojenny. W 1986 roku festiwal po raz ostatni gościł w Gdańsku. Nagrodę główną wówczas za "Siekierezadę" zdobył Witold Leszczyński.
To właśnie wtedy zapadła decyzja, która zszokowała środowisko filmowe. Imprezę przeniesiono z Gdańska, bo ówczesna władza nie chciała, by wydarzenie organizowano tuż obok Stoczni Gdańskiej. Zdecydowały też okoliczności logistyczne. Teatr Muzyczny w Gdyni mógł po prostu pomieścić więcej widzów niż gdański NOT. Pierwszą gdyńską edycję FPFF wygrał Janusz Zaorski z "Matką Królów". Rok później zwyciężył Krzysztof Kieślowski, a w 1989 roku ... nagród w ogóle nie rozdano. Ba, nie powołano nawet jury, bo organizatorzy stwierdzili, że w nowych realiach ustrojowych każdy zasługuje na nagrodę. Wyróżnienie dziennikarzy i publiczności przyznano natomiast "Przesłuchaniu" Ryszarda Bugajskiego. Po 1989 roku zmieniło się niemal wszystko, ale festiwal już do Gdańska nie wrócił, choć jeszcze do 1993 roku główną nagrodę były Gdańskie Złote Lwy.
Bednarski i okultyzm - nie tylko to kręcili w Trójmieście
Do Gdańska, ale też do Gdyni i Sopotu chętnie natomiast w latach 80. wracali filmowcy, choć liczba produkowanych w Trójmieście filmów spadła w porównaniu do poprzedniej dekady. Jedną z najpopularniejszych spośród realizowanych u nas produkcji w tamtym okresie był serial "Na kłopoty ... Bednarski". Jego bohater grany przez Stefana Friedmanna w Wolnym Mieście Gdańsku tropił seryjnego mordercę, walczył z handlarzami ludźmi, a nawet z hitlerowcami. Głównie jednak spędzał czas we Wrocławiu, bo tam nakręcono zdecydowaną większość scen. Trójmiejskie widoki ograniczały się do pojedynczych kadrów z ulicą Mariacką, Zieloną Bramą, Długim Targiem czy Dworcem Morskim w Gdyni.
Znacznie więcej lokalnych akcentów można było odnaleźć natomiast w jednym z lepszych polskich horrorów (choć nie było ich przecież tak wiele). Nakręcone głównie w Sopocie "Medium" Jacka Koprowicza bardziej niż klasycznym kinem grozy było kryminalnym thrillerem i dramatem psychologicznym w jednym. Wydawało się, że trudno będzie zestawić turystyczne oblicze Sopotu z okultyzmem i zjawiskami paranormalnymi, a jednak się udało. Wystarczyło kilka mrocznych kadrów z Willą Bergera, a już można było poczuć dreszczyk grozy. Filmowcy kręcili też na sopockiej plaży, przy Grand Hotelu, ale też w gdańskim Wrzeszczu czy na dworcu w Oliwie.
KINO Najgorętsze kinowe premiery - sprawdź repertuar
Trójmiejskie lokalizacje w latach 80. wykorzystywali jeszcze twórcy m.in. "Konsula" (Urząd Wojewódzki w Gdańsku, Hala Targowa w Gdyni, Grand Hotel w Sopocie), "Debiutantki" (Plac Solidarności, Dworzec Główny), "Mokrego szmalu" (Stare Miasto w Gdańsku, "Maxim" w Gdyni), "Czasu dojrzewania" (dworzec w Gdańsku), "Ostatniego dzwonka" (okolice Skweru Kościuszki), "Na całość" (orłowski klif, Długi Targ, Zielona Brama) czy "Trójkąta bermudzkiego" (port lotniczy, klif w Orłowie, Bulwar Nadmorski).
Kina jeszcze się trzymają. Hitami Indiana Jones, Kleks i Bruce Lee
Żaden z tych filmów nie dorobił się wielomilionowej widowni w kinach, bo i polskie kino w latach 80. ustępowało hollywoodzkim widowiskom. Co prawda, ponad 20-milionową publikę zebrały dwie części "Akademii Pana Kleksa", a niezłym wynikiem w skali kraju mogły się również pochwalić "Seksmisja" (11 mln widzów) czy "C.K. Dezerterzy" (7 mln), lecz w zestawieniu najpopularniejszych kinowych przebojów dominowały zagraniczne produkcje na czele z "Wejściem smoka", które w Trójmieście i całej Polsce łącznie zobaczyło ponad 17 milionów osób. W czołówce rankingu oglądalności były też "Klasztor Shaolin" czy obie części przygód Indiany Jonesa i dwie kontynuacje "Gwiezdnych wojen" ("Imperium kontratakuje" i "Powrót Jedi").
O frekwencji z lat 70. można było pomarzyć, ale nie zwiastowało to jeszcze końca kin. Otwierały się nawet kolejne. W "Leningradzie" na drugim piętrze uruchomiono "Helikon" z 70 miejscami. W 1982 roku działalność rozpoczęło także kino "Zaspa" przy ul. Pilotów. W najlepszym jego okresie przed wielkim ekranem mogło tam zasiąść ponad 200 widzów. Pod koniec dekady przestało natomiast funkcjonować kino "Neptun" w gdyńskim Orłowie. Szczególnie trudna dla mniejszych kin okazała się jednak dopiero następna dekada.
Pojawiają się kasety VHS, ale ich boom dopiero nadejdzie
Już w latach 70. kina o widza musiały coraz mocniej rywalizować z telewizją. Kolejna dekada przyniosła jeszcze jednego konkurenta w postaci kasety VHS. To, co było jednak standardem już na Zachodzie, w Polsce dopiero w latach 80. raczkowało. Dostęp do magnetowidów był bowiem znacząco utrudniony ze względu na cenę. Urządzenia kosztowały kilkaset dolarów i były trudno dostępne. Zazwyczaj ściągano je z zagranicy, co i tak wiązało się z olbrzymimi wydatkami. Na początku lat 80. liczba wideoodtwarzaczy oscylowała wokół 3 tysięcy, a zdecydowaną większość z nich posiadały szkoły lub instytucje państwowe. Pod koniec dekady jednak w Polsce odnotowano już około miliona magnetowidów. Nowy trend szybko więc zyskiwał na popularności.
Początkowo jednak seanse filmów na kasetach VHS nie przypominały zacisznych wieczorów w domowych pieleszach. Pokazy organizowano m.in. w spółdzielniach osiedlowych czy nawet prywatnych mieszkaniach, gdzie jednorazowo film na kilku telewizorach oglądało po kilkadziesiąt osób. Można więc sobie wyobrazić komfort takich seansów. A do tego dochodziły jeszcze niejednokrotnie kiepskie tłumaczenie i amatorski lektor. Problem był również z dostępnością samych filmów, bo nie funkcjonowały jeszcze prywatne wypożyczalnie. Kasety trzeba było więc zdobywać z pokątnych źródeł, co oczywiście wiązało się ze znacznie gorszą jakością filmów.
Ta wypożyczalnia filmów wciąż działa. Jedyne takie miejsce w Trójmieście
W Trójmieście ze względu na bliskość morza i portów kasety VHS zaczęły pojawiać się dość szybko. W drugiej połowie lat 80. legalną dystrybucją w kraju zajmowało się głównie ITI, ale podobną działalność rozpoczęły dwie gdyńskie firmy: Elgaz i Video Rondo. Obie oferowały jednak niskobudżetowe kino opierające się na azjatyckich akcyjniakach i tzw. kinie kopanym. Widz jednak w tamtym okresie do wybrednych nie należał. Na VHS-ach można było bowiem obejrzeć to, czego zakazywała w kinach władza. Przemoc i nagość były więc w cenie. Boom na kasety i magnetowidy nastąpił już po zmianie ustroju. O tym jednak w kolejnej odsłonie Filmowych Dekad Trójmiasta.
Opinie wybrane
-
2023-07-25 15:35
najlepsze były filmy z Arnoldem :) (2)
- 36 6
-
2023-07-25 22:40
Że Stallone lepsze.
- 4 3
-
2023-07-25 16:48
Najlepszy był Konan hahaha hit xD
- 4 3
-
2023-07-25 15:39
(2)
Pamietam jako dziecko w latach 80 VHS i przegrywanie filmow, wymiane kaset i wypozyczalnie. To byly czasy. Ktos czasem przywiozl magnetowid z USA w NTSC i do tego w LP i nikt z magnetowidem, ktory obslugiwal tylko PAL i SP nie mogl od niego nic pozyczyc.
- 13 1
-
2023-08-15 12:28
Byly warsztaty elektroniczne ktore TV i magnetowidy przestrajaly.
Dalo sie zrobic.
- 0 0
-
2023-07-25 19:52
Dlatego najlepszy był
Multisystem np w Panasonicu i do tego tv Panasonic
- 2 1
-
2023-07-25 15:34
Ach, lata osiemdziesiąte, moja młodość. (7)
Czasy były ciężkie i siermiężne, ale jak człowiek jest młody, to nie zwraca ma yo uwagi. W tamtych latach do kina chodziłem bardzo często, na takie hiciory jak "Wejście smoka", "Poszukiwacze zaginionej Arki" czy "Gwiezdne wojny" ( taki był tytuł pierwszego odcinka trylogii) stało po bilety w długich kolejkach.
- 37 1
-
2023-07-26 07:47
Po seansie Gwiezdnych Wojen, (2)
Mama musiała mnie wynieść z kina :)
- 2 0
-
2023-07-26 09:48
(1)
czemu?
- 1 0
-
2023-07-26 10:48
Film wbił mnie w fotel.
- 1 0
-
2023-07-25 17:21
Tytul to nowa nadzieja (3)
- 0 2
-
2023-07-25 17:34
Tak, tytuł to "Nowa nadzieja" (2)
ale jak film sprowadzono do polski w 1979 roku, to nosił oryginalną nazwę "Gwiezdne wojny". Następne części występowały już pod swoimi nazwami czyli "Imperium kontratakuje" i "Powrót Jedi".
- 14 0
-
2023-07-26 10:23
Ja stałem w kolejce za Tobą :) (1)
- 0 0
-
2023-08-15 12:30
A ja bez kolejki
Jakos sie tam zwasze wcisnalem :D
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.