- 1 Recenzja filmu "Zielona granica" (995 opinii)
- 2 Udane zamknięcie sezonu na 100czni (61 opinii)
- 3 Kos: Więckiewicz i Braciak odlecieli w kosmos (54 opinie)
- 4 Kreacje z gdyńskiego czerwonego dywanu (42 opinie)
- 5 Złote Lwy dla filmu "Kos" (174 opinie)
- 6 Do niedzieli trwają Dary Ziemi (59 opinii)
Tu bawiło się Trójmiasto. Kultowe kluby, które zniknęły z mapy
Mandarynka, Metro, Copacabana, Enzym, La Dolce Vita, Cotton Club, Kazamaty, Papryka - czy ktoś jeszcze pamięta te kluby? Swego czasu były to bardzo popularne miejsca, w których bawiły się tłumy ludzi. Niestety, niektórych nie ma już wiele lat, inne zniknęły z trójmiejskiej mapy stosunkowo niedawno. Zapraszamy na nostalgiczną podróż po klubowych parkietach z lat 90 i 2000.
Mandarynka
Sopocka Mandarynka to bez wątpienia jedno z najbardziej kultowych miejsc na trójmiejskiej mapie klubowej. Lokal został otwarty w 2003 roku i do 2011 działał przy ul. Bema. Przyciągał nie tylko mieszkańców Trójmiasta. Fama o jego niezwykłości sprawiała, że ciągnęli tam również przybysze z innych miast.
Mandarynka nie była tylko miejscem imprez. Jako jedno z pierwszych miejsc na mapie Sopotu próbowało skierować swoją ofertę do jak najszerszego grona gości. Odbywały się tu slamy poetyckie, koncerty muzyki alternatywnej czy też oficjalne afterparty po Sopot Festivalu.
Swego czasu do Mandarynki trudno było wejść. Tłumy ludzi chciały się dostać do jednego z najpopularniejszych klubów w Trójmieście. Do końca zostali z nią stali bywalcy.
- Zamknięcie Mandarynki to koniec pewnego etapu imprezowego życia Trójmiasta. Myślę, że takiej atmosfery nie będzie już nigdy. I nie dotyczy to tylko wspomnianej Mandarynki, ale i całego Sopotu. Pamiętam same początki tego miejsca, gdy działała jedynie na parterze, bardziej jako kawiarnia niż klub. Pamiętam otwarcie kolejnych pięter i ludzi stłoczonych w gigantycznych kolejkach przed wejściem. Niewiele klubów w naszym kraju może poszczycić się tak bogatą historią, dlatego warto pogratulować tego stażu i zachować tylko najlepsze wspomnienia - wspominał w rozmowie z trojmiasto.pl Krzysztof Czop, znany sopockim imprezowiczom jako DJ Sympatique.
Dziś w miejscu po Mandarynce funkcjonuje popularna restauracja Sztuczka Bistro.
Metro
Zimą 2020 roku, po 25 latach działalności, swoją działalność zakończył klub Metro we Wrzeszczu, który mieścił się przy ul. Miszewskiego. Zarządcy lokalu poinformowali, że przyczyną zamknięcia były problemy przy pracach instalacyjnych, a także niemożność przedłużenia umowy najmu lokalu.
- Drodzy Goście, z wielkim żalem, bólem i przykrością informujemy, że klub Metro nie będzie już czynny. 25-letnia działalność, a w tym siedmioletnia jako klub muzyczny Metro o profilu rockowym, właśnie dobiegła końca - można było przeczytać na facebookowym profilu klubu. - Robiliśmy wszystko, a nawet więcej, aby ją przedłużyć, ale niestety nie udało się. W naszej pamięci na zawsze pozostaną wspólne z wami imprezy, koncerty, akcje charytatywne, przetańczone noce i wasze uśmiechy na twarzach.
Metro działało w centrum Wrzeszcza. Lokalizacja miejsca - pomiędzy uczelniami oraz akademikami - sprawiała, że bawili się tam głównie studenci. Metro przyciągało różnorodnością imprez oraz sporą powierzchnią. W środku działały pub, sala taneczna i koncertowa oraz palarnia. Poza zabawami tanecznymi - często tematycznymi, odbywały się tam również koncerty; najczęściej rockowe.
Wrzeszczański klub był również często wybierany na organizację osiemnastek czy licealnych połowinek.
La Dolce Vita
Gdańskie "słodkie życie" zakończyło się w 2011 roku. La Dolce Vita było bez wątpienia jednym z najważniejszych klubów w śródmieściu Gdańska. Położony przy ul. Chlebnickiej lokal swoją działalność zakończył dość niespodziewanie, niemal z dnia na dzień, wprawiając w osłupienie stałych bywalców.
Było to dla wielu tak szokujące, że po tej informacji postanowili pójść pod klub i zapalić symboliczne znicze. La Dolce Vita działało raptem cztery lata, ale zdołało na stałe wpisać się w klubową historię Gdańska. Nazwa lokalu była nieprzypadkowa - wnętrzem i stylem miał on bowiem nawiązywać do słynnego filmu Federico Felliniego.
Popularne "Dolcze" organizowało imprezy nie tylko w weekendy. Często można było potańczyć tam również w tygodniu.
Tak o zakończeniu działalności mówiła nam Karolina Kuellmer, właścicielka lokalu:
- Jesteśmy bardzo dumni z tego, że udało nam się po Absyncie stworzyć lokal o zupełnie innym charakterze, który cieszył się dużym powodzeniem i sympatią klientów. Gościliśmy wielu świetnych didżejów, było kilka fantastycznych koncertów, ale - niestety - La Dolce Vita napotykało wiele problemów podczas swojej działalności i po kilku latach ciężkiej pracy postanowiliśmy oddać ją w ręce kogoś, kto być może stworzy miejsce, które będzie się cieszyć sympatią gdańszczan. Było nam bardzo trudno podjąć taką decyzję, ale zdecydowaliśmy się zamknąć ten rozdział i być może otworzyć zupełnie coś nowego. Dziękujemy wszystkim, którzy byli razem z nami!
Ostatnia impreza w fioletowym wnętrzu klubu odbyła się 19 listopada 2011 roku. Dziś w tym miejscu funkcjonuje lokal No to Cyk.
Kazamaty
Gdańskie Kazamaty powstały w 1997 roku i przetrwały kilka lat. Była to pierwsza próba wykorzystania stoczniowej przestrzeni na potrzeby masowego odbiorcy. To było coś zupełnie nowego w Trójmieście. Owszem, wcześniej odbywały się koncerty czy wydarzenia sportowe w hali, która spłonęła podczas koncertu Golden Life. Jednak nigdy nie było miejsca, które wykorzystano wyłącznie na potrzeby klubu tanecznego.
Kazamaty nawiązywały do zachodnioeuropejskich miejsc. Industrialny klimat, ciemne pomieszczenia, surowy - bazujący na stali i cegle - wystrój. Miała to być nowa jakość - znane chociażby z niemieckich klubów rave'y miały przyciągać spragnionych nowych doznań klubowiczów.
Niestety, szybko okazało się, że osoby zarządzające miejscem kompletnie nie dawały sobie rady z jego kubaturą. W stoczniowej przestrzeni potrafiło się bawić jednocześnie nawet tysiąc osób, ale organizatorzy nie potrafili odpowiednio zabezpieczyć imprez, co bardzo często powodowało naruszenie przepisów. Skutkowało to brakiem selekcji i wpuszczaniem praktycznie każdego. Kazamaty szybko stały się bardzo nieprzyjaznym miejscem, gdzie dochodziło do pobić czy mafijnych porachunków.
Wybuchały tu bomby, ale odbywały się też koncerty Maanamu, Elektrycznych Gitar czy Apollo 440. Bywała też Danuta Wałęsa.
Później, w latach 2000, w miejscu Kazamatów powstał klub Kameleon, ale to nic nie zmieniło, a być może tylko pogorszyło sytuację. Ostatnim miejscem funkcjonującym w hali przy ul. Doki 1 było CSG - tu już nie dochodziło do ekscesów, a miejsce stało się domem dla koncertów, alternatywnych imprez oraz różnego rodzaju wydarzeń około kulturalnych. Wiosną 2019 roku teren, wraz z halą U-bootów, kupił deweloper Euro Styl.
Montownia U-bootów. Stara hala zyska nowe życie
Papryka
W 2012 roku z mapy trójmiejskich lokali zniknęła sopocka Papryka. Był to bezsprzecznie jeden z najważniejszych klubów koncertowych - odbywały się tu jam session, a koncerty dawały nie tylko wzrastające lokalne zespoły, ale też te, które były na topie alternatywnej sceny.
- To było spełnienie mojego młodzieńczego marzenia - wspominał w rozmowie z trojmiasto.pl Grzegorz Szlapa, który w 2005 roku otwierał Paprykę. - Znałem to miejsce, bo wcześniej mieściła się tam Siouxie. Wiedziałem, że doskonale nadaje się do realizacji naszych planów. Ten klub miał być miejscem spotkań muzyków z różnych alternatywnych środowisk. Na początku dużo pracy włożyliśmy, aby przyciągnąć tu ciekawych artystów. Nagle Papryka zaczęła żyć własnym życiem, a dużą część programu oddaliśmy w ręce muzyków, którzy zorganizowali tu wiele cyklicznych imprez.
Menadżerem klubu, a później jego współwłaścicielem został Artur Sieradzki, dzięki któremu klub świetnie wpisał się w imprezową mapę Trójmiasta, mimo niewielkich nakładów na promocję.
- Nie zawsze było łatwo - mówi Sieradzki. - Żywe Środy długo walczyły o swoją publiczność, dopiero po roku regularnych występów impreza nabrała rozmachu i zaczęła przyciągać tyle samo uczestników, co imprezy weekendowe. Z paprykowej historii szczególnie miło wspominam niespodziewaną wizytę Dreadzone. Mieli grać koncert plenerowy na plaży, ale impreza została odwołana z powodu wichury i kapela zagrała u nas. Wiadomość o tym rozniosła się lotem błyskawicy pocztą pantoflową i mieliśmy tego dnia dziki tłum fanów.
Najważniejszym cyklem klubu były zainicjowane przez Glennskiiego - byłego wokalistę Blendersów - Żywe Środy. Było to otwarte jammowanie, które później zmieniło się w koncerty z gatunku "tribute to...". Poza tym odbywały się imprezy rapowe, funkowe czy rockowe. Było to chyba pierwsze miejsce w Trójmieście, w którym miłośnicy najróżniejszych odmian alternatywy mogli bawić się bez obawy, że DJ puści radiowe hity.
Należy też wspomnieć, że Papryka nie była wyłącznie klubem. To był też swego rodzaju dom kultury - funkcjonowała tam bowiem sala prób, z której mogli korzystać lokalni muzycy.
Dziś w budynku po Papryce znajduje się Sempre, popularna w Trójmieście pizzeria.
Cotton Club
Cotton Club przy ul. Złotników w Gdańsku był w pewnym momencie miejscem niczym z amerykańskich filmów. A wszystko dlatego, że ukochali go sobie liberałowie, którzy po transformacji ustrojowej liczyli na wygraną w kolejnych wyborach. I ta transformacja była też powodem powstania Cottonu. Właściciele, wcześniej związani z Gazetą Gdańską, postanowili wykorzystać szansę, którą dawała wolna Polska i przejęli lokal w sercu Głównego Miasta. Zakładali, że to będzie czysto rozrywkowe miejsce, gdzie będzie można pobawić się, pograć w bilard i napić.
Szybko jednak stał się polityczną tubą Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Organizowano tam rauty, spotkania, dyskutowano o polityce i planach, jak w niej pozostać na dłużej. Jakby tego było mało - Cotton Club otworzył... Jan Krzysztof Bielecki, ówczesny premier. Tak naprawdę lepszego początku właściciele nie mogli sobie wymarzyć - pierwszy dzień, a w lokalu pełno prasy i telewizji oraz najważniejsi politycy z obozu liberalnego.
Cotton jako klub, w którym liberałowie grali w bilard i planowali jak wygrać wybory, funkcjonował do 1993 roku. Do wyborów, które liberałowie przegrali z kretesem. Był to też punkt zwrotny w historii miejsca, które postawiło na jazz. Nie da się ukryć, że rozgłos zyskany dzięki działalności politycznej pozwolił na ściągnięcie do klubu tuzów gatunku. Grali tu Włodzimierz Nahorny, Jarek Śmietana, Michał Urbaniak, Nigel Kennedy czy John Abercrombie.
Potem jeszcze była premiera filmu "Słodko-Gorzki" w reżyserii Pasikowskiego, na którą przybyły gwiazdy produkcji, w tym Bogusław Linda. Ale, niestety, złote czasy skończyły się 1997 roku. Po powodzi. Zalane piwniczne wnętrza już nigdy nie wróciły do swojej świetności. W 2002 roku Cotton zniknął z mapy Gdańska. I chyba tam już nic nie powstanie - wydaje się, że kosztu doprowadzenia miejsca do porządku znacznie przewyższają ewentualny zysk z działalności.
Forty
Klub Forty na Górze Gradowej w Gdańsku zapoczątkował swoje istnienie w 1995 roku i działał przez jedenaście lat. W 2005 roku odbyła się tam ostatnia impreza. Forty były chyba najważniejszym klubem techno nad polskim morzem. Zwłaszcza w latach 90. - do Fortów lgnęły tłumy fanów muzyki elektronicznej. Tak techno, jak i drum'n'bass.
Niestety, Forty nie miały najlepszej opinii. Ale tak naprawdę nie ze swojej winy. W tamtej okolicy odbywały się także imprezy punkowe i skinheadowe. Taki tygiel powodował, że na Górze Gradowej często wybuchały awantury, a Fortom obrywało się rykoszetem. Trzeba przyznać, że ci, którzy tam chodzili w najgorętszym okresie, mieli nerwy na wodzy, ponieważ okolice ul. 3 maja nie należały wówczas do najbardziej przyjaznych.
Być może, gdyby nie te legendy, opowieści, historie z tamtych czasów i miejsca, Forty nie miałyby dziś tak pomnikowego wizerunku. Byłyby znane, oczywiście, ale nie byłyby kultowe. Ówcześni imprezowicze opowiadając o imprezach w Fortach wypowiadają słynne "kiedyś to było". I coś w tym jest - dziś wyjście na imprezę nie grozi w większości przypadków udziałem w ogromnej awanturze.
Enzym
Kolejne legendarne miejsce. Enzym to kultowy klub z przełomu wieków. Piana party, pokazy drag queen, brak uprzedzeń - każdy był tu mile widziany, panowała przyjacielska atmosfera, a za imprezy odpowiadali znani trójmiejscy didżeje. To tam swoje pierwsze kroki stawiali chociażby Vacos czy Paryss.
O Enzymie krążą różne legendy, często mało pochlebne, ale nie da się ukryć, że każdy kto tam bywał - bez względu na płeć czy orientację - wspomina to miejsce jako jedno z najbardziej klimatycznych na mapie Trójmiasta.
Niestety Enzym również nie przetrwał próby czasu - później pojawiło się tam Kontiki, Śledzik Dance, potem powstał HAH. W międzyczasie Enzym próbował wrócić, pod koniec pierwszej dekady XXI wieku. Okazało się jednak, że to już nie to samo - nie ten klimat, nie ci ludzie i też nie te czasy. Klubowicze w Trójmieście szukali wówczas innych wrażeń.
Copacabana, Galaxy, Viva
Sopocki tercet dyskotekowy. Kiedy słyszy się słowo "dyskoteka", to jako jego definicja powinny być wstawiane filmy z imprez, które odbyły się w jednym z tych miejsc. Żadnego już dziś nie ma, ale wspomnienia zostały. Można powiedzieć, że te miejsca niejako koegzystowały. Były blisko siebie i odwiedzały je podobne osoby, często te same, które krążyły między dyskotekowymi filarami Sopotu.
Jako pierwsze zamknęło się Galaxy - w 2006 roku. Imprezownia mieściła się w budynku, który potem stał się domem dla Zatoki Sztuki. Była to typowa dyskoteka z tamtych czasów. Ale nie tylko - w 2000 roku odbyły się tam chociażby wybory Miss Wybrzeża.
Trzy lata później spłonęła Copacabana, która mieściła się na plaży, przy molo. Wciąż krążą plotki, że to było celowe podpalenie. Pewne jest, że właściciele mieli problem z uzyskaniem koncesji, kłócili się z miastem o to, kto ma sprzątać teren i ostatecznie otrzymali nakaz rozbiórki budynku. Nie zdążyli, ponieważ ktoś podłożył ogień.
Najdłużej ostała się Viva - ostatnia impreza odbyła się 2 stycznia 2010 roku. Klub mieścił się na piętrze budynku przy ul. Mamuszki 2. Tym samym, gdzie wciąż działa Atelier. Na miejscu Vivy powstał potem klub Scena, który miał ambitne plany konkurowania ze Sfinksem, ale niewiele z nich wyszło. W Scenie odbyło się za to mnóstwo lepszych i gorszych koncertów. Viva słynęła przede wszystkim z corocznego Beach Party. Tłumy bawiły się na plaży do białego rana, albo i dłużej. Dziś takie obrazki są jedynie wspomnieniem. Nie da się jednak ukryć, że zwłaszcza lata 2000 były w Trójmieście czasem najbardziej szalonych imprez, na które chodziły setki, a czasem i tysiące ludzi. Było bardzo dziko - dziś można powiedzieć, że scena klubowa się ucywilizowała.
To tyle. Do legendarnych trójmiejskich klubów, po których zostały tylko wspomnienia będziemy wracać z w kolejnych tekstach. Podzielcie się z nami w komentarzach, gdzie i jak bawiliście się w latach 90. i na początku nowego millenium.
Miejsca
Opinie wybrane
-
2022-01-12 06:14
Dlaczego wszystko padło? (3)
Bo techno to nie muzyka tylko chwilowa w jej dziejach moda. To coś w pewnym momencie zawłaszczyło najlepsze miejscówki, najbardziej funkcjonalne, blichtr, najładniejsze dziewczyny, lokalnych biznesmenów, polityków, półświatek, wszystko.
Prawie wszystkie dobre lokale puszczały to coś, co wyparło z klubów muzykę którą określano wcześniej mianemBo techno to nie muzyka tylko chwilowa w jej dziejach moda. To coś w pewnym momencie zawłaszczyło najlepsze miejscówki, najbardziej funkcjonalne, blichtr, najładniejsze dziewczyny, lokalnych biznesmenów, polityków, półświatek, wszystko.
Prawie wszystkie dobre lokale puszczały to coś, co wyparło z klubów muzykę którą określano wcześniej mianem pop. Tej już więcej było w klubach rockowych czyli zwykle mordowniach. Wiąże się to też z odejściem od muzyki rockowej, metalowej bluesowej, jazzowej i jednoczesnej zmianie w mainstreamie krótko przed rokiem 2000 gdy zaczęła dominować muzyka współczesna o miernym poziomie. Tak więc macie co chcieliście. Wykonczyliscie dobrą muzykę popową i rockową i wykurzyliście ją z klubów budując superlokale dla technobadziewia a jednocześnie jako Polska nie mieliśmy żadnej formy własnej przy której można się bawić więc teraz nie ma nic.
Ludzie podążają stadnie, jeśli coś się błyszczy, a na parkiecie wiją się piękne dziewczyny to działa jak lep na kolejne piękne dziewczyny i wszystkich facetów. Wiem, że wszystkie wymienione w komentarzach byłe kluby zakończyły działalność m.in dlatego że zaczęły puszczać badziewie a potem w końcu ludzi dotarło że to niewiele warte. Ale jeszcze ważniejsze czynniki to koniec roczników wyżu w odpowiednim wieku i zmierzch zachłyśnięcia się zachodem. Bo tradycyjnie Polacy nie przepadają za zabawą i marzą tylko o siedzeniu we własnym m na osiedlu za miastem. Eksodus młodych na peryferia miast też się przyczynił.- 10 67
-
2022-01-13 08:35
wspaniała pasta
kradnę
- 3 1
-
2022-01-14 11:08
komercja i plastik zaczal sie panoszyc
"Najdłużej ostała się Viva - ostatnia impreza odbyła się 2 stycznia 2010 roku. Klub mieścił się na piętrze budynku przy ul. Mamuszki 2. Czytaj więcej na: rozwiń...
"Najdłużej ostała się Viva - ostatnia impreza odbyła się 2 stycznia 2010 roku. Klub mieścił się na piętrze budynku przy ul. Mamuszki 2. Czytaj więcej na: https://rozrywka.trojmiasto.pl/Tu-bawilo-sie-Trojmiasto-Kultowe-kluby-ktory-zniknely-z-mapy-n160622.html#tri "
To tam najwiecej bylo pobić. Na Fortach nidy nic złego mnie nie spotkało. Jak sugeruje autor. Kaponiera rowniez spoko.- 2 0
-
2022-02-13 15:28
Bełkot roku
Brednie mądrali co nie ma zielonego pojęcia ani o techno, ani jak działają trendy, mody i style.
- 3 0
-
2022-01-09 17:11
"Pod Łosiem" na Kołobrzeskiej, to była miejscówa! (6)
Stali bywalcy w kurtkach przy barze, a pod barem spały wyprowadzane przez nich psy. W razie potrzeby bufetowa leciała do nocnego dokupić alko. A w zimie można było w blaszanej dobudówce napić się piwa grzanego w czajniku.
- 63 18
-
2022-01-09 21:08
Przeciez to byla knajpa deklu a artykol jest o tancach a nie zarciu (3)
- 14 11
-
2022-01-09 21:59
Artykuł* (2)
Dekló
- 15 3
-
2022-01-09 22:42
A balladyna (1)
To gdzie :-)
- 20 1
-
2022-01-10 06:20
Tam gdzie cyganeria
- 8 0
-
2022-01-10 06:19
Tak i potem na hokej i śledzik albo tatar i te lady
- 4 0
-
2022-01-10 08:48
I Ś.P Kaczor z Lechii.
- 7 1
-
2022-01-09 16:32
Te dobre czasy 80 (13)
Sawa// Tropicana na Kolobrzeskiej -milo wspomniec !!
- 83 4
-
2022-01-09 21:10
Artium i mąka w środku (1)
- 16 2
-
2022-01-09 21:54
Chyba Atrium.
- 11 0
-
2022-01-10 12:16
A X (IKS) na Wita Swtosza jeszcze isnieje? Albo Trops AWFu? A Łajba? A Ubot? (3)
Tak pytam, bo nie wiem...
- 15 0
-
2022-01-10 13:31
Hehe, wygląda na to, że balowaliśmy w tych samych lokalach :) i w tych samych czasach
Pewnie ich już dawno nie ma.
- 7 0
-
2022-01-10 14:23
najpierw był OLIMP, później TROPS :)
- 8 1
-
2022-01-10 15:08
Iks albo ygrek jescze istnieje, któryś z tych dwóch
- 3 0
-
2022-01-10 13:29
Bungalow (2)
Grałem tam czasami ponad 25 lat temu. Weekend supcio, pozostałe dni bryndza. Nie raz omal nie dostałem po twarzy od pijanych gości zamawiających jakies tkliwe kawałki polskie z lat 70-tych :D
- 4 0
-
2022-01-11 17:13
Tez tam grałem
I miałem pistolet do głowy przystawiony z prośba o zmianę repertuaru :D Na koniec wzięli to warszawiacy a zaraz potem zamknęli
- 0 0
-
2022-01-15 14:32
A ja tam chlalem
i tanczylem. Ale jakies 30-35 lat temu.
- 0 0
-
2022-01-10 14:22
Kasztel czy Tip Top we Wrzeszczu (1)
Ksantypa i Caro oraz Caravelle w Jelitkowie
- 3 0
-
2022-01-10 21:47
Karawela była na Chyloni
- 1 0
-
2022-01-10 16:27
W tropicanie
Na koniec zawsze DJ puszczał: Johny Johny go home.... na na na na
- 1 0
-
2022-01-13 07:43
ALGA na Monciaku -ktoś jeszcze pamięta?
- 4 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.