• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Tony Halik. Trójmiejski reżyser o słynnym podróżniku

Tomasz Zacharczuk
30 września 2020 (artykuł sprzed 3 lat) 

Tony Halik - zwiastun:

- Nie będzie drugiego Halika, ten był jedyny w swoim rodzaju - tak o bohaterze swojego najnowszego filmu mówi trójmiejski reżyser Marcin Borchardt. Autor "Beksińskich. Albumu wideofonicznego" tym razem przygląda się legendzie słynnego podróżnika, Tony'ego Halika. Premiera dokumentu w środę, 30 września. O kulisach powstania produkcji i barwnym życiorysie Halika, w którym nie brakowało trójmiejskich akcentów, rozmawiamy z twórcą filmu.



Repertuar kin w Trójmieście


Czy znasz program podróżniczy "Pieprz i wanilia"?

Tomasz Zacharczuk: Bohaterów pana poprzedniego i najnowszego filmu łączy z całą pewnością ekscentryczna, nietuzinkowa osobowość. Beksiński i Halik to zarazem jednak dwie zupełnie odmienne indywidualności. Czy równie odmienne było podejście do obu tych filmów? Czy metodyka pracy nad "Tonym Halikiem" różniła się znacznie od tej dotyczącej powstania "Albumu wideofonicznego"?

Marcin Borchardt: Każdy temat wymusza nieco inne podejście do pracy. Innymi słowy: temat determinuje formę. Pierwsze podejście do Halika zakładało, że będzie to film odmienny od tego, jaki w efekcie powstał. Pierwotnie zaplanowałem kręcenie normalnych zdjęć oraz filmowanie rozmów. Miał po prostu powstać bardziej konwencjonalny film. Wraz z rozwojem projektu okazało się, że jest możliwość, by opowiedzieć historię Halika, używając do tego materiałów, które on sam kręcił przez całe życie. Była to pokusa, której trudno było się oprzeć.

W przypadku obu tych tytułów cechą wspólną z pewnością jest bogactwo archiwalnych materiałów. Czymś, co odróżnia "Halika" od "Beksińskich", jest charakter tych treści. Ekscentryczność bohaterów łączy, ale sposób filmowania przez nich rzeczywistości jest zupełnie inny. Zdzisława Beksińskiego interesowała czysta rejestracja rzeczywistości, jak najwierniejsze jej dokumentowanie. Natomiast Halik chciał przedstawiać świat w jak najbardziej atrakcyjnej formie i oczywiście umieszczał się w kontekście tych opowieści, a to sprawiało, że w pewnym sensie automatycznie się mitologizował.

Pamiętam jak przez mgłę fragmenty niedzielnego programu "Pieprz i wanilia" w telewizorze, na który zerkałem jako kilkulatek. A jakie były pana pierwsze wrażenia po zetknięciu się z legendą Halika i kiedy ta - domniemam - fascynacja przerodziła się już w całkiem realny pomysł na filmowy dokument?

Pamiętam bardzo dobrze Tony'ego Halika z jego programów, które emitowane były właśnie w niedzielne popołudnia. Rodzinnym obiadom niemal zawsze towarzyszył w takich sytuacjach włączony telewizor
Pamiętam bardzo dobrze Tony'ego Halika z jego programów, które emitowane były właśnie w niedzielne popołudnia. Rodzinnym obiadom niemal zawsze towarzyszył w takich sytuacjach włączony telewizor. Halik był fascynujący, bo potrafił na sobie skupić uwagę. Była to cecha, która sprawiła, że stawał się popularny, rozpoznawalny. Obserwowaliśmy, jak rodziła się telewizyjna osobowość. Z Elżbietą Dzikowską tworzyli parę, która miała wiele wspólnego, ale która była zarazem skontrastowana, co sprawiało, że prowadzony przez nich program był ciekawszy i bardziej różnorodny.

Zapewne z dzisiejszej perspektywy takie produkcje jak "Pieprz i wanilia" wydają się już mocno archaiczne. Nie zmienia to jednak faktu, że w latach 80. programy Halika i Dzikowskiej przyciągały wielomilionową widownię, która każdą z przytaczanych opowieści i anegdot chłonęła z zapartym tchem.

Halik potrafił fascynować poprzez swoją ekspresyjność, charakterystyczny sposób mówienia i opowiadania, telewizyjny anturaż, a nawet osobliwy strój - obowiązkowa broszka z bursztynem, nakrycia głowy, barwne apaszki. To sprawiało, że Halik był postacią wymykającą się klasyfikacjom i ówczesnym telewizyjnym schematom. Przyznam jednak szczerze, że w tamtym czasie nie był moim idolem i do głowy by mi nie przyszło, że kiedyś będę robił o nim film.

Marcin Borchardt widzom z całej Polski dał się już poznać jako twórca cenionego dokumentu "Beksińscy. Album wideofoniczny". Teraz trójmiejski filmowiec postanowił przyjrzeć się życiu i działalności słynnego polskiego podróżnika, Tony'ego Halika. Marcin Borchardt widzom z całej Polski dał się już poznać jako twórca cenionego dokumentu "Beksińscy. Album wideofoniczny". Teraz trójmiejski filmowiec postanowił przyjrzeć się życiu i działalności słynnego polskiego podróżnika, Tony'ego Halika.
Kiedy po Beksińskim zacząłem rozglądać się za kolejnym filmowym projektem, w który mógłbym zainwestować kilka lat życia, Halik pojawił się niemal automatycznie, wraz z książką Mirka Wlazłego ["Tu byłem. Tony Halik" - dop. red.]. Szukałem bohatera, którego biografia czy jakiś epizod z życia byłby na tyle mocny, że sprostałby wymogom pełnometrażowego filmu dokumentalnego. Wybór tematu i bohatera jest kluczową decyzją. Halik stwarzał perspektywy na to, że będzie interesujący dla widza i będę w stanie o nim opowiadać przez przeszło godzinę.

Ze względu na nieokreśloność jego biografii, osobowościową niejednoznaczność, pewien mit, jaki wokół niego narósł, wydawał się fascynującą postacią. Im więcej przeglądałem materiałów o Haliku, tym mocniej zagłębiałem się w jego życiową filozofię i sposób postrzegania świata. Można powiedzieć, że coraz bardziej mniej inspirował. Zależało mi na tym, by zrobić film, w którym przekonamy się, jak trudno z dzisiejszej perspektywy oceniać Tony'ego Halika. W filmie unikam jednoznacznego kategoryzowania. Uważam, że prawda leży pośrodku. Widz sam musi do niej dotrzeć, ja wskazuję tylko drogę.

Halik to dla jednych zwariowany podróżnik niemal żywcem wyjęty z hollywoodzkiego kina, dla innych niepoprawny mitoman, który nieustannie lawirował pomiędzy prawdą a iluzją. Jakiego Halika odkrył pan podczas prac nad filmem? Czy w kontekście głównego bohatera coś pana szczególnie zaskoczyło?

Starałem się zrozumieć mojego bohatera, dlatego wielokrotnie podczas prac nad filmem zadawałem sobie pytanie: kim był Tony Halik? Niekoniecznie interesowały mnie typowe kwestie biograficzne. To przecież niemal każdy jest w stanie zweryfikować po wrzuceniu odpowiedniego hasła w internetową wyszukiwarkę. Interesowało mnie, kim jest Tony Halik jako człowiek z krwi i kości. Chciałem poznać i zrozumieć jego motywacje. Dowiedzieć się, dlaczego miał tak szalony pęd podróżowania. Rozszyfrować zagadkę nieustannego życia na wysokich obrotach.

Najważniejszym odkryciem są materiały, które w ogromnej mierze nie były wcześniej publikowane i o których biografowie Tony'ego Halika i Elżbiety Dzikowskiej tylko słyszeli.
Jednocześnie zastanawiałem się nad tym, dlaczego pewne fakty ze swojego życiorysu ukrywał, dlaczego uważał je za na tyle niewygodne, że wypierał je zmyślonymi historiami. Poprzez analizę olbrzymiej liczby materiałów archiwalnych starałem się dotrzeć do tych niemal już legendarnych sytuacji, o których w kontekście Halika często się mówiło, ale na które brakowało potwierdzenia. W filmie przytaczam choćby słynną scenę polowania na jaguara, które faktycznie miało miejsce. Wcześniej wiele osób w to powątpiewało, twierdząc, że to przykład jednego z wielu "halikowych" zmyśleń i nadinterpretacji.

Ten film jest utkany z rozmaitych opowieści, których całkowicie zweryfikować się nie da. To pewnego rodzaju aura tajemniczości i szczypta niedopowiedzenia, którymi Halik uwielbiał dekorować swoje relacje. Doskonale widać to w filmie. Jak bardzo dominująca w przygodach Halika była sprawna kreacja, a na ile obiektywna prawda - nie da się dziś jednoznacznie rozstrzygnąć.

Najważniejszym odkryciem są materiały, które w ogromnej mierze nie były wcześniej publikowane i o których biografowie Tony'ego Halika i Elżbiety Dzikowskiej tylko słyszeli. Przez lata do tych treści nie było dostępu, a w Polsce wielu zapewne nikt nigdy nie widział. To często bardzo stare materiały, nakręcone jeszcze podczas pobytu podróżnika w Argentynie. W mojej opinii mają olbrzymią wartość poznawczą.

"Tony Halik" to ponadgodzinna opowieść o fenomenie słynnego podróżnika, którego wielu do dziś określa mianem "polskiego Indiany Jonesa". "Tony Halik" to ponadgodzinna opowieść o fenomenie słynnego podróżnika, którego wielu do dziś określa mianem "polskiego Indiany Jonesa".
Wspomniał pan o ukrywaniu przez Halika pewnych faktów. Z jego osobą zresztą często wiąże się wiele kontrowersji - od służby w Wehrmachcie po współpracę z "bezpieką". Czy w materiałach, do których pan dotarł, można znaleźć informacje o tym, jak te niechlubne etapy życia Halika wpływały (i czy w ogóle wpływały) na jego późniejsze dokonania i styl życia?

Halik ukrywał fakt, że był w Wehrmachcie. Ta sytuacja miała kolosalny wpływ na całe jego życie. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego opowiadał publicznie, że był pilotem RAF i brał udział w bitwie o Anglię.
Z całą pewnością tak, ponieważ film jest bardzo mocno osadzony w dokumentach, do których udało się nam dotrzeć. To są twarde dowody. Zapiski pochodzące z IPN, dokumenty z archiwów niemieckich czy francuskich - z tych źródeł pewne rzeczy jasno wynikają. Halik wiosną 1943 roku został wcielony do niemieckiej armii. Innym faktem jest, że w sierpniu 1944 roku zdezerterował. Były też dokumenty potwierdzające przystąpienie do francuskiej partyzantki.

Oczywiście Halik ukrywał fakt, że był w Wehrmachcie. Ta sytuacja miała kolosalny wpływ na całe jego życie. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego opowiadał publicznie, że był pilotem RAF [brytyjskie siły lotnicze - dop. red.-] i brał udział w bitwie o Anglię. Być może była to jakaś forma ucieczki. Jest to o tyle zastanawiające, że w jego życiorysie było mnóstwo chwalebnych sytuacji, do których mógł się przecież odwoływać. Na przykład wojenny epizod we francuskiej partyzantce. Inna sprawa: kiedy Halik przyjechał do Polski, był podejrzewany o to, że pracuje dla zagranicznego wywiadu lub wywiadów. Czy tak było, to pytanie jest wciąż otwarte.

Zadaliśmy je w amerykańskiej stacji NBC, z którą Halik współpracował. Czy możliwe, że był szpiegiem? Czy takie praktyki były stosowane przez amerykańskie służby? Na drugie z tych pytań odpowiedź była twierdząca. Potwierdzenia konkretnego przypadku Halika jednak nie usłyszeliśmy. Jest mnóstwo rzeczy, które Tony ukrywał, a które miały duży wpływ na to, jak żył i jak pracował.

Równie enigmatyczną kwestią pozostaje życie rodzinne Halika. Podejrzewam, że nakłonienie do współpracy nad filmem jego syna, Ozany, było nie lada wyzwaniem...

To był jeden z najtrudniejszych etapów pracy nad filmem. Ozana Halik od lat znany jest z tego, że z nikim o sytuacji rodzinnej nie chce rozmawiać. Mało tego, nie chce w jakikolwiek sposób angażować się w projekty, które choćby w niewielkim stopniu dotyczą jego ojca. Kontakt z nim był bardzo trudny, ponieważ próba napisania e-maila czy zatelefonowania, nawet po rekomendacji ze strony Elżbiety Dzikowskiej, nie dawała efektów. Odbijaliśmy się od ściany. Nie było żadnej odpowiedzi.

Ostatecznie nawiązaliśmy kontakt przez żonę Ozany, Julie, i udało nam się przekonać ich, żeby przyjechali do Polski. Spotkaliśmy się zresztą w Gdyńskiej Szkole Filmowej. Mamy tam małą salkę projekcyjną, w której pokazałem Ozanie wybór rozmaitych materiałów. Głównie były to zdigitalizowane taśmy, które Tony pozostawił po sobie. Dla Ozany było to szalenie emocjonalne spotkanie. Nie znał tych nagrań, być może niektórych nigdy wcześniej nie widział. Stało się to przyczynkiem do bardzo szczerej rozmowy, po której doskonale rozumiałem, dlaczego tak konsekwentnie odmawiał prośbom o rozmowę na temat ojca. To nadal są dla niego bardzo prywatne, wrażliwe kwestie.

Dokument Marcina Borchardta powstał na podstawie materiałów, które nie były dotąd publikowane. Reżyser wykorzystał m.in. prywatne archiwa Halika, źródła z NBC czy Reutersa, a także materiały odrestaurowane w Filmotece Narodowej. Dokument Marcina Borchardta powstał na podstawie materiałów, które nie były dotąd publikowane. Reżyser wykorzystał m.in. prywatne archiwa Halika, źródła z NBC czy Reutersa, a także materiały odrestaurowane w Filmotece Narodowej.
Podejrzewam, że w kontekście Tony'ego Halika zasób materiałów archiwalnych jest ogromny. Czy podczas prac nad dokumentem towarzyszyło panu poczucie informacyjnego przesytu?

Po raz drugi mam już to szczęście, że udaje mi się dotrzeć do materiałów pozostawionych przez samych bohaterów. W przypadku Halika ten zasób jest nawet większy, niż miało to miejsce przy okazji Beksińskich, co może wydawać się wręcz nieprawdopodobne. Samo archiwum Halika to 182 taśmy filmowe, które musieliśmy najpierw zrekonstruować. Tym zajęli się już specjaliści z Filmoteki Narodowej. Pracowali nad tym materiałem wiele miesięcy. Taśmy trzeba było skleić, oczyścić, odgrzybić, były naprawdę w złym stanie. Później trafiały do mnie. Przeglądałem ich zawartość, próbowałem już montować z nich poszczególne sceny, ale sam materiał wymagał jeszcze wielu specjalistycznych korekt na etapie postprodukcji.

Poza taśmami filmowymi mieliśmy ponad 200 taśm magnetycznych w przeróżnych, dziwacznych z dzisiejszego punktu widzenia formatach. Tych źródeł było mnóstwo - archiwa NBC i Reutersa w Londynie, taśmy zgromadzone w TVP, penetrowaliśmy też archiwum Polskiego Radia. W tym ostatnim przypadku czekało nas spore zaskoczenie, bo natrafiliśmy na zaledwie kilka rozmów z Halikiem, podczas gdy wydawało się, że tego rodzaju materiałów będzie znacznie więcej. Poza tym bardzo duży zasób rozmaitych materiałów znajduje się w Muzeum Podróżników im. Halika w Toruniu, miejscu, które zdecydowanie warto odwiedzić. Mnóstwo fotografii pokazano nam w Muzeum Etnograficznym w Warszawie, gdzie zostaliśmy dosłownie zasypani ogromną liczbą kartonów z tysiącami zdjęć.

Gdy dysponuje się tak bogatym materiałem archiwalnym, można się pogubić. To, co mnie interesuje, to z jednej strony próba głębokiego poznania historii mojego bohatera, a następnie przedstawienie jej w możliwie najbardziej interesujący dla widza sposób. W takiej sytuacji nagle może się okazać, że spośród tego oceanu materiałów użyteczna jest tylko niewielka ich część.

Tony bardzo często kreował się jako bohater poszczególnych epizodów i historii, które filmował. Najczęściej jednak stał za kamerą, a nie przed nią. Takich ujęć nam brakowało. Praca z archiwaliami i budowanie z nich filmu jest drobiazgową dłubaniną. Trzeba mieć dużo pomysłów i wyobraźni, by zmontować scenę tak, aby potem fajnie zadziałała w filmie.

Zdecydowanej większości nas Tony Halik kojarzy się egzotycznymi wyprawami i przygodami osadzonymi w najodleglejszych zakątkach świata. Tymczasem sporą część jego zawodowych obowiązków pełniło relacjonowanie polskich realiów. Tak jak było to choćby podczas strajków w Stoczni Gdańskiej.

Biura podróży w Trójmieście


To był bardzo szczęśliwy dzień, gdy okazało się, że istnieją dwie rolki taśmy filmowej z zapisem wydarzeń z 80. roku. Właśnie to odkrycie podczas prac nad filmem dostarczyło mi największej satysfakcji. Wiele osób nie wierzyło, że Tony w tym czasie rzeczywiście był w stoczni. Te dwie rolki były jednoznacznym dowodem na to, że odwiedził wtedy Gdańsk. Okazało się, że relacjonował strajki dla NBC wraz z Genem Randallem. Ikoniczną postacią telewizyjnego dziennikarstwa. Amerykanin relacjonował wszystkie najważniejsze wydarzenia końcówki XX wieku. Był w Berlinie, gdy upadał mur, był w Kuwejcie, gdy Amerykanie prowadzili wojnę z Irakiem, był w Jugosławii, w Somalii, relacjonował pięć kampanii prezydenckich. Jego zawodowa biografia jest imponująca.

Halik bardzo wiele swoich materiałów poświęcał Polsce. Uwielbiał polskość i Polaków. Wielokrotnie zdarzało mu się bronić dobrego imienia naszej ojczyzny.
Halik i Randall pracowali razem. Tony wszystko organizował, czasami kręcił, był też przewodnikiem Randalla i jego tłumaczem. Pracowali nie tylko w stoczni. Byli również - i widać to w filmie - przed sądem, gdy tłum ludzi oczekuje na rejestrację "Solidarności". Brali udział także w spotkaniu z udziałem kardynała Wyszyńskiego, Lecha Wałęsy i Tadeusza Mazowieckiego. Doszło nawet do zabawnej sytuacji, gdy wyraźnie już zniecierpliwiony Mazowiecki odgania natrętnego jak mucha Halika, który stara się zadać pytanie. To niezwykle cenny materiał, ponieważ ukazuje doskonale znane przez nas wydarzenia w nieco innej perspektywie.

Halik bardzo wiele swoich materiałów poświęcał Polsce. Uwielbiał polskość i Polaków. Wielokrotnie zdarzało mu się bronić dobrego imienia naszej ojczyzny. W dyskursach dotyczących Polski zawsze wykazywał się wzorowym patriotyzmem.

Tony'ego Halika wielokrotnie określa się "polskim Indianą Jonesem". Słusznie? Czy jest szansa, by ktoś w przyszłości dorównał jego legendzie?

Nie będzie nowego Halika, bo świat się diametralnie zmienił. Po pierwsze nie ma już za bardzo co odkrywać. Po drugie media działają w zupełnie inny sposób. Nie ma już bohaterów, którzy samotnie poruszają się po linii frontu, a ich relacje poruszają świat. Gdzieś to wszystko się rozproszyło. Mamy do czynienia obecnie z zupełnie inną dziennikarską etyką pracy. Halik reprezentował klasyczną szkołę, w której kluczowy był nie tylko warsztat, ale również poświęcenie. Często kosztem rodziny czy życia prywatnego.

Czy Halik był Indianą Jonesem? Biorę to w duży cudzysłów. To pewna figura retoryczna opisująca jego postawę wobec życia. Coś w tym jednak jest. Halik był człowiekiem, którego największą pasją była przygoda. Podobnie było w jego pracy zawodowej, którą realizował z ogromnym zaangażowaniem, nie zwracając uwagi na niesprzyjające okoliczności. Traktował je wręcz jak kolejne wyzwania, które nie są w stanie go zastopować. Jego pasja stała się legendą, dzięki niej wciąż o Haliku pamiętamy.

Film

7.7
13 ocen

Tony Halik

dokumentalny

Opinie (47) 2 zablokowane

  • A o tym, że był TW będzie w filmie? (4)

    • 7 9

    • A jak miał nie być?

      Realia były jakie były i władza pobierała swój haracz.
      Istotne jest to, czy komuś zaszkodził, czy tylko przekazywał "cenne" newsy z gazet kupionych w Mogadiszu i plany miast kupione w afrykańskich kioskach.

      • 0 1

    • tak i to że mały bliżniak skakał przez płot podczas strajków... (1)

      porozumienia sierpniowe też podpisał....a długopis był taki wielki bo drugi musiał go przytrzymywać aby nie wpadł w łapy bolka....

      • 3 4

      • w filmie jest mniamniusny fragment jak Walesa z Mazowieckim sie kosciolowi katolskiemu klaniali w pas... ohydne

        • 1 1

    • No niby był współpracownikiem SB, ale komuniści w Polsce od początku mogli mu skoczyć.

      Nie musiał mieć ich zgody, żeby jeździć po świecie, bo mu paszportu nie wydadzą. Zanim wogóle przyjechał do Polski dopiero w 1975 roku, bo tak naprawdę większość życia spędził jak to podróżnik tułając się po świecie, to kilka lat mieszkał w Argentynie i dostał tamtejsze obywatelstwo, czyli i paszport. Pozatym pracował dla amerykańskiej stacji NBC, co dawało mu legitymację dziennikarską, a komuniści w Polsce zagranicznych dziennikarzy nie odważyli się nigdy zatrzymywać czy wsadzać do więzień.

      Co prawda usiłowali go zwerbować ze względu na charakter jego pracy, nawet się zgodził, ale zrobił to tak, że SB nie miała z niego żadnego pożytku, a on miał z ich strony święty spokój, bo zaraz rozpowiedział wszystkim znajomym, że usiłowali go zwerbować, a to co im przekazał to wiadomości przeczytane w meksykańskich gazetach, czyli nic czego by nie wiedzieli. I cały okres współpracy się z nimi bawił, niby coś tam deklarował, ale potem nic z tego nie wynikało według jego teczki. Zresztą w jego teczce jest analiza jego sprawy, która brzmi tak "kil­ka­na­ście spo­tkań nie przy­nio­sło spo­dzie­wa­nych korzyści, otrzy­mał dwu­krot­nie po­da­run­ki al­ko­ho­lo­we, a po­moc jest wy­łącz­nie de­kla­ra­tyw­na."

      • 0 1

  • Znam ludzi, którzy znali Tońka/Tośka (3)

    samochwała, mitoman, wszystko robił dla filmu - wiele ujęć w jego filmach "dokumentalnych" jest ustawianych i powtarzanych.
    Zalecam lekturę opowiadania jego syna - pokazuje skrzętnie ukrywane oblicze Tośka

    • 10 7

    • Cudownie, ale czy ty naprawde myslisz ze wiekszosc ludzi z historii PRL/poczatkow katodemokacji mieli piatki?

      • 0 0

    • tylko po co?

      • 0 1

    • A Ty myślisz, że teraz się robi inaczej? Chyba tylko rzeczy kręcone całkowicie live nie są zmodyfikowane, o takich rzeczach jak kręcenie live a puszczanie z kilkuminutowym opóźnieniem, aby byłczas na modyfikacje/obróbkę nie wspomnę....

      • 4 3

  • (1)

    'tu byłem'
    w czasach szkoło podstawowej chyba jeden z najczęściej pisanych i wydrapywanych napisów na wszelkiej maści murach czy ławkach itp.

    • 22 1

    • bla bla bla, nie rob z niego gwiazdy rocka, co najwyzej ojciec cejrowskiego

      • 0 2

  • Nie kojarzę go (1)

    • 0 8

    • Kogo?

      Halika czy Borchardta?

      • 0 0

  • Opinia wyróżniona

    Legenda Halika i to, że nie będzie drugiego takiego opiera się jednak głównie na realiach PRLu

    Trzeba tu sobie pomyśleć, szczególnie jeśli jest się za młodym by te czasy pamiętać. Facet jeździł po świecie, kręcił i ciekawie opowiadał w czasach, gdy wogóle do jakiegokolwiek kraju zachodniego wyjechać mogli tylko szczęśliwcy. Dla większości Polaków świat kończył się na innych krajach socjalistycznych, do których zresztą i tak nie każdy mógł pojechać, bo najpierw trzeba było mieć jak i za co. Moi dziadkowie na ten przykład nigdy nie mieli okazji opuścić Polski i nawet do głupiej Jugosławii czy Czechosłowacji pojechać. Problemem było uzbieranie pieniędzy (pamiętać trzeba, że nie chodziło o same złotówki, ale też dolary), a byli też tacy, co po prostu mieli zapis na brak paszportu ze względu na działalność w opozycji albo podstawę określaną antypaństwową.

    Dlatego tylko w telewizji mogli oglądać przyrodę np. Australii, a programy Tonego Halika to umożliwiały. A Halik gdy wrócił do Polski mógł podróżować bez przeszkód dlatego, że mimo iż był Polakiem to posiadał obywatelstwo i tym samym paszport Argentyński, a ponadto zanim wrócił do Polski nawiązał współpracę z amerykańskim NBC.

    A Muzeum Podróżników im. Tonyego Halika w Toruniu jest absolutnie wspaniałe - jak ktoś z was będzie w Toruniu, to obok zjedzenia piernika musi koniecznie tam wstąpić.

    Aczkolwiek jest ktoś, kto do Halika nawet w swojej telewizyjnej twórczości nawiązywał w jednym swoich programów i mógłby być kimś takim jak Tony Halik, tylko problemem są jego kontrowersyjne poglądy oraz programy i występy poza podróżnicze. Mówię tu oczywiście o Wojciechu Cejrowskim.

    Ciekawi mnie, czy w dokumencie dowiemy się, czemu Ozan jest tak niechętny do mówienia o ojcu i uczestniczenia w projektach z nim związanych. Zgaduję, że zapewne ma to głównie związek z tym, że porzucił jego matkę na rzecz Elżbiety Dzikowskiej i pewnie niezbyt często się do nich odzywał, ale czy tylko?

    • 27 1

  • jeśli te oryginalne materiały zostały odtworzone, to może dałoby się je jakoś udostępnić w sieci w surowej postaci?

    • 0 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (2 opinie)

(2 opinie)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years!

159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Hardziej Studio z Gdyni prowadzone przez Patryka Hardzieja zajmuje się: